Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

phenomenon

Naukowiec obserwował jeszcze chwilę funkcje życiowe wodza, póki nie odwrócił się do leżącego na stole obok Tarna. Knockout w milczeniu podłączał łącze do Megatrona, by chwilę później podejść do drugiego transformera. Zawahał się.

— Jesteś pewien? — zapytał cicho.

— Owszem — odparł krótko zamaskowany. Medyk skinął głową i spojrzał na naukowca, aby się upewnić. Ten skinął głową. Westchnął więc cicho i podłączył łącze do Tarna.

Na chwilę zapadła absolutna ciemność. Później wyłapał pierwszy dźwięk, potem drugi, trzeci, zmieniając się w katatonię miejskiego życia. Dopiero w tym momencie dostrzegł, że zamknął oczy, a gdy je otworzył, zastygł.

Znajdował się w Iaconie, cybertrońskiej stolicy. Zupełnie, jakby wojna nigdy nie miała miejsca...

— Bo nie miała — mruknął do siebie. Nie spodziewał się tego. Był pewien, że trafi do Kaonu albo innego mrocznego miejsca stworzonego przez umysł jego wodza. Rozejrzał się. Wokół Autoboty, choć wszystkie wyraźnie czymś poruszone. Później uniósł głowę i dostrzegł na jednym z ekranów rozświetlających wieczorne miasto – „SENTINEL PRIME MARTWY”.

Uśmiechnął się krzywo pod maską do siebie. Jeszcze chwila i wybuchnie wojna. Lecz tego ich wódz nie dośni. Nie pozwoli mu na to.

Z tą myślą ruszył przed siebie na poszukiwanie swego pana. Miał jedynie nadzieję, że potrwa to tak szybko, jak to możliwe. Nie mógł pozwolić na kolejny dzień bez ich lorda.

_________________

— Megatronusie? Dobrze się czujesz? — zapytał Orion, łapiąc go za ramię. Megatron spojrzał na niego zdezorientowany, po czym złapał się za głowę. Czuł... Obecność. Czegoś silnego i obcego, a jednocześnie dobrze znajomego. Zamrugał. Czy to możliwe, że... Ktoś dostał się do jego głowy?

Natychmiast się wyprostował, rozglądając się po otoczeniu. Ulice były prawie puste w tej okolicy, ale to nie przeszkodzi ukryć się temu, kto po niego przyszedł. Był taki głupi. Musiał nareszcie nadejść ten dzień, a on zupełnie zapomniał o możliwości pobudki. Wysłali po niego jego najwierniejszego psa łańcuchowego. A on... Nie chciał wracać.

— Idziemy — mruknął Megatron, łapiąc go za nadgarstek i ciągnąc za sobą. Tarn nie zrozumie nic z tego, co się tutaj dzieje. Był inteligentny, owszem, ale był także zbyt zaślepiony ideologią Decepticonów. Mógłby źle zinterpretować kilka faktów, zwłaszcza ten jeden, który teraz ledwo nadążał za jego krokami.

— Megs?... Megs! Co się stało? — zapytał z przestrachem Orion, lecz ten jedynie pokręcił głową.

— Nie zrozumiesz...

— Jak to nie? Nie jestem przecież nie jestem głupi...

— Na to nawet ja jestem — odgryzł się i nagle zatrzymał w pół kroku. Dostrzegł Tarna. Stał kilkadziesiąt metrów przed nimi. Nie było cienia szansy, że nie zobaczył tego, jak Megatron trzyma Oriona za rękę. Nie było też szans na ucieczkę. Był gladiatorem, nie zbiegiem.

Egzekutor ruszył w jego stronę powoli, nie spiesząc się. Najpierw obserwował Megatrona, lecz szybko przeniósł wzrok na towarzyszącego mu transformera. Pax? Był pewien, że byli wrogami. Tak było w aktach.

— Idź stąd — mruknął Megatron do Oriona, po czym odepchnął go od siebie. Pax spojrzał na niego ze zdziwieniem, lecz widząc jego spojrzenie, tylko skinął głową i uciekł do jednej z uliczek. Megatron westchnął cicho. Miał jednak cień nadziei na to, że pozostanie w tym śnie jak najdłużej.

— Panie — mruknął Tarn, klękając przed nim na kolana. Gladiator skrzywił się na ten gest. Jeżeli Pax widzi...

— Wstawaj i nie rób z siebie pajaca, Tarn — warknął, co wzbudziło zdziwione spojrzenie egzekutora. Megatron cofnął się nieznacznie — Czego chcesz? — zapytał, choć odpowiedź doskonale znał.

— Panie... Przyszedłem po ciebie. Wybudzić z tego snu. Potrzebujemy cię, mistrzu — Wstał, kuląc potężne ramiona przed swoim władcą. Megatron pokręcił głową.

— Starscream nie radzi sobie jako władca?

— Bynajmniej, panie.

Zacisnął dłonie w pięści. Mógł się tego spodziewać. Jego imperium budowane od eonów stanie się prochem, gdy tylko go zabraknie, lecz... Jakie to miało teraz znaczenie? Gdy miał przed sobą świat, który mógł kształtować sam? Świat, w którym był z ukochanym, a nie z nim walczył? Zawahał się. Jaki sens miał powrót do tej zimnej, mrocznej rzeczywistości?

—... Trudno. Niech władzę przejmie ktoś kompetentny.

— Lordzie!...

— Czy ja nie wyraziłem się jasno?! — warknął Megatron.

Tarn cofnął się o pół kroku, po czym spojrzał na Megatrona uważnie. Nie mógł pozwolić sobie na porażkę. Musiał wybudzić go za wszelką cenę. Bo przecież... On nie mógł stać się zdrajcą.

— Panie, to jedyne wyj... — zaczął, sięgając do jego ramienia, lecz skrzywił się boleśnie pod maską, kiedy poczuł jak ostrze gładko wbija się w jego ramię, przebijając je na wylot. Megatron zmrużył oczy, ukrywając broń pod działem, pozwalając rozchlapać energon na siebie i Tarna. Spojrzał mu w oczy.

— Odejdź, jeżeli chcesz żyć — zakomenderował lodowato. Egzekutor zmrużył oczy.

— Zdrajca.

— Wciąż jestem twoim władcą — odparł, po czym ponownie dobył ostrza i rzucił się na przeciwnika. Ten nie był przygotowany na nagły atak swego pana i z trudem zasłonił głowę uszkodzoną wcześniej ręką. Zawarczał cicho, po czym wycelował w niego wyrastające ponad ramionami działa.

________________

Pax wcale nie uciekł tak daleko, jak Megatron się spodziewał. Wręcz nie uciekł w ogóle, a jedynie skrył się w uliczce, by stamtąd obserwować, co się dzieje. Gdy zamaskowany gość pokłonił się przed Megatronem, poczuł się skonsternowany. Nie spodziewał się, że ma TAKIE koneksje... Lecz nie słyszał, o czym rozmawiają. Po chwili zaś coś błysnęło i chwilę zajęło mu, aby zrozumieć, że to... Tak, to energon.

Nie zorientował się nawet, gdy zaczęła się walka. Po chwili Megatron i ten drugi zmienili się w wirującą srebrno-fioletową mieszankę ostrzy i dział. Kolejne wystrzały, które trafiały w budynki wzniecały deszcze materiałów budowlanych wszelkiej maści. Przez huki jednak zaczął się przebijać inny dźwięk, złowrogi i niski. Pod jego wpływem Orion skulił się i krzyknął z bólu.

Ten krzyk usłyszał doskonale Tarn.

Odepchnął od siebie Megatrona i cofnął się w uliczkę, gdzie ukrył się archiwista. Gladiator ryknął z wściekłości, chcąc biec w jego stronę, lecz zatrzymał się, widząc jak egzekutor celuje w Oriona.

— Zostaw go... — zawarczał, lecz unoszący się w eterze dźwięk nasilił się, sprawiając, że Megatron padł na kolana. Usłyszał cichy śmiech.

— Wiesz jak jest w życiu, wierna w stu procentach tylko śmierć jest, panie.

W eterze rozległ się wystrzał.

Megatron zamknął oczy, nie chcąc widzieć zmasakrowanego ciała ukochanego, lecz nagle usłyszał coś ciężkiego upadającego na ziemię i krzyk, który nie należał do nikogo z obecnych.

— Ruszaj się, do cholery!!!

Natychmiast odwrócił się w tamtą stronę. Magnus? Stał z wyciągniętym karabinem, celujac w leżącego na ziemi Tarna. Orion wciąż zszokowany spoglądał na Megatrona, lecz słysząc brata, wysunął się z kryjówki.

— Zanim wstanie! Już! — wydarł się jeszcze raz. Tym razem Megatron posłuchał i zerwał się, po czym szybko złapał Oriona za rękę i szarpnął w stronę Magnusa. Ten spojrzał na niego, ale gladiator pokręcił głową.

— Uciekać! — warknął, na co Magnus tylko chwycił Oriona i wybiegł z nim z uliczki.

Megatron skrzywił się, po czym podszedł bliżej Tarna. Ten wciąż zszokowany leżał na ziemi, a z jego piersi wydobywał się dym. Nie była to jednak śmiertelna rana. Gladiator załadował działo. Jeszcze nie była.

— Zawiodłem się, Tarn — mruknął, celując w jego głowę. Ten spojrzał na Megatrona nic nie rozukiejącym wzrokiem.

— Ale... Decepticony... Wojna...

— Wojna dwójki głupców — syknął, po czym odwrócił wzrok — Żegnaj.

___________________

Shockwave obserwujący ekran zadrżał niespokojnie, gdy spojrzał na górującego w nim Megatrona. Zawahał się. Nie, Tarn nie powinien był w ogóle odczuć siły tamtych ataków. Nie powinien upaść po strzale. Nie powinien też umrzeć, a...

— Knockout, szybko, odłącz go — rozkazał, a w jego głosie pierwszy raz w życiu usłyszał lęk.

Czerwony robót rzucił się ku stołowi, na którym leżał Tarn, po czym chwycił na kabel i z wrzaskiem puścił go, gdy poraził go prądem. Po chwili w głośnikach rozległo się krótkie „Żegnaj”.

Pierwsze, co poczuli, to swąd palonych obwodów, a z piersi i szyi Tarna wydobył się czarny, gesty dym. Knockout odskoczył od stołu, nie wiedząc co robić, zaś Shockwave pokręcił głową. To nielogiczne. Absolutnie nielogiczne. Nigdy wcześniej nie był świadkiem takiego działania. To...

— Żołnierze. Ugasić pożar — szepnął do komunikatora i wyszedł z pomieszczenia.

Megatron ich opuścił, możliwe, że na zawsze. A za sobą pociągnie każdego, kto tylko spróbuje go im przywrócić.

___________________________________

Magnus siedział na kanapie, a przy nim w bezruchu trwał Orion. Spod ściany natomiast obserwował ich uważnie Megatron.

Gdy zastrzelił Tarna, jego ciało po prostu się rozpłynęło, więc policja nie miała żadnych dowodów na morderstwo. Pozostał jedynie energon, który oblepiał całe ciało gladiatora, a na który z takim przerażeniem patrzył Pax. Nie wiedział, jak mu to wyjaśnić. On przecież nie wiedział, że nie istnieje.

W końcu westchnął cicho i cofnął się w stronę drzwi wyjściowych. Magnus spojrzał na niego uważnie.

— Gdzie idziesz?

— Nie wiem.

Pax uniósł na niego zalękniony wzrok.

— A jeżeli ich jest więcej?

— Wtedy każdego zabiję dla ciebie — uśmiechnął się słabo.

Właśnie zdradził całą swoją frakcję dla Paxa.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro