Słoneczne Miejsce
Czas jest względnym pojęciem. Zwłaszcza wtedy gdy przy boku mamy ukochaną osobę.
Czas staje się wtedy nieistotny. Nie zauważamy jak minuty zmieniają się w godziny, godziny w dni, a dni w miesiące i lata.
Cieszymy się każdą wspólną chwilą nie zastanawiając się co będzie później.
Później nie istnieje. Jest dzisiaj i jutro.
Dzisiaj- jest miłością, a jutro- obietnicą.
Dla Jimina tu i teraz było spełnieniem marzeń. Jutro zaś było przysięgą.
Przysiegą wspólnego życia w zdrowiu i chorobie. W smutku i radości. W biedzie i dostatku.
Jutro było całym światem.
Jutro było Jungkookiem.
A skoro już o nim mowa...
Jimin zaśmiał się cicho słysząc pochrapywanie.
Przekręcił się na drugi bok i z radością przywitał promienie słońca leniwie błyskające w czarnych włosach młodego mężczyzny.
O tak.
Minęło wiele czasu odkąd Kook znalazł się pod opieką starszego.
„-Kookie...- Jimin złapał jego dłoń po czym przekręcił się tak, że znajdował się nad nim.- Mój problem jest nieco inny niż twój.
- Większy? - chłopiec zachichotał.
-I trudniejszy do pozbycia się.
- A to dlaczego? Przecież to to samo co Kookiego.
-Może dlatego, że jestem starszy i bardziej doświadczony skarbie.
- Nieeee, kłamiesz, dziesięć wonów.
-Nie kłamię skarbie. Starsi mężczyźni mają inne potrzeby.
- A ile masz wujku lat?
-Dwadzieścia pięć.
- A Kookie siedemnaście i pół i co? Też jest dużym mężczyzną."
Na to wspomnienie Park niemal parsknął. Faktycznie. Kook był już dużym mężczyzną. Pewnym był fakt, że przerósł go o niemal piętnaście centymetrów. Nabrał przez taniec nieco ciałka.
No może nie do końca.
Jimin opuszkiem palca przesunął po wyraźnie zarysowanej linii mięśni na brzuchu śpiącego.
Jungkook wydoroślał. Jego siedemnasto i pół letnie życie zmienili się w dwudziestoletnie.
Jego wybuchy agresji zmalały, a świat był perspektywą lepszego życia mimo zaburzenia jakie posiadał od dziecka.
"Osiemnastolatek siedział na kanapie bawiąc się z Lulu pluszową piłeczką. Śmiał się i piszczał radośnie. Co jakiś czas zerkał na wujka pogrążonego w lekturze, a przy okazji słuchał programu przyrodniczego w telewizji.
Nagle zamarł.
Jedno zdanie zaciekawiło go do tego stopnia, że postanowił przerwać rozrywkę i podszedł do starszego.
-Co jest skarbie? Nudzisz się? - Chim odłożył książkę i poklepał swoje kolana na co chłopiec wyszczerzył ząbki w uśmiechu.
-Kookie chce do miasta słońca. Kookie chce mieszkać tam gdzie zawsze świeci słońce. Tata lubił słońce i Kookie też lubi. Słońce jest ciepłe. - nastolatek położył obie rączki na pulchnych policzkach swojego wujka. A tak właściwie to już chłopaka.
-Kookie... Phoenix jest bardzo daleko od naszego domu. Daleko od taty i mamy. Od cioci Jennie i od twoich przyjaciół. Daleko od szkoły tańca i od twojej szkoły. - tancerz nie rozumiał. Czy to kolejny kaprys nastolatka?
-Tata jest zawsze z Kookiem. Kookie chce mieszkać tam gdzie słońce. Kookie będzie przyjeżdżał z Ji do Taty i do cioci. I kupi im kwiaty i da kocyk. Ale Kookie chce do słoneczka."
Młody Jeon nie dawał za wygraną przez kilka miesięcy. Wizyty u terapeuty czy psychologa na nic się zdały.
Dlatego Jimin zamknął swoją szkołę tańca bo nie miał serca jej sprzedawać.
Załatwił wszystkie formalności, znalazł w stanach odpowiednią poradnię oraz szkołę i pracownię terapeutyczną.
Pozwolił młodszemu wybrać ich nowe mieszkanie i pomagał pakować wszystkie jego rzeczy.
Zrobili przyjęcie pożegnalne i niespełna pół roku po prośbie Kooka obaj znajdowali się w słonecznym Phoenix.
Początkowo Park obawiał się, że zmianą miejsca będzie dla nastolatka traumatycznym przeżyciem. W końcu wiele razy przekonał się, że ten naprawdę nie znosi najdrobniejszych zmian. Irytował się kiedy autobus się spóźniał bo rujnowało to jego idealnie ustalony dzień.
W słonecznym mieście wszystko było inaczej.
Kook szybko odnalazł nowy rytm. Umeblował swój pokój tak by wyglądał jak ten w Korei.
Nawet ścianę na przedpokoju kazał ozdobić odciskami ich dłoni.
W kuchni musiała być frytkownica, a w szafce zapas ziemniaków.
W każdy poniedziałek chodził z Jiminem na basen. We wtorki, środy i czwartki tańczyli w nowej szkole, którą otworzył jego opiekun. Piątki poświęcone były filmom Marvela, a soboty i niedziele przeznaczone były na wycieczki po mieście.
Ich wspólna sypialnia musiała być w identycznych kolorach jak ta stara. Pościel musiała być pluszowa, a piłeczki Lulu czerwone.
Problemem dla chłopca była bariera językowa, która nadal mu towarzyszy jednak w mniejszym stopniu.
Jimin musiał stosować się do szeregu wskazówek by ułatwić czarnowłosemu ten proces.
Zaczął od środowiska, które nie było nazbyt stymulujące. W czasie nauki wszystkie sprzęty były wyłączone, a pies przebywał na dworze by go nie rozpraszać. Wprowadził do harmonogramu naukę języka angielskiego stosując przy tym odpowiedni system nagród by Kook nie zniechęcał się. Nie stawiał przed nim ściany nie do przeskoczenia. Nie dawał mu ciężkich zadań. Opracował metodę dzięki której mniej znaczyło skuteczniej. Im mniej słówek do wyboru miał nastolatek tym szybciej się uczył. Każda lekcja angielskiego wyglądała tak samo. Kook przedstawiał się, mówił co lubi, opowiadał o swoim dniu. Z czasem mówił co raz więcej. Pisanie po angielsku było dla niego o wiele łatwiejsze niż pisanie po koreańsku.
Dodatkowo pomagało to, że Jimin w trakcie nauki mówił spokojnie i wyraźnie, a jednak dosyć cicho. Na czas nauki ograniczał ich interakcje fizyczne do minimum dzięki czemu Kook nie rozpraszał się tak łatwo.
Po dwóch latach w słonecznym mieście Kook potrafił więcej niż po siedemnastu w Korei.
-Ji się uśmiecha. - zaspany głos wytrącił blondyna z rozmyślań. - O czym Ji myślał?
-O tobie. - mężczyzna przygarnął rozgrzane snem ciało bliżej siebie i wtulił twarz w opaloną szyję młodszego. Ucałował delikatnie wrażliwy fragment skóry śmiejąc się na dreszcz jaki przeszedł po młodszym.
-A co Ji o mnie myśli? - czarne oczy biegały niespokojnie po przytulnej sypialni. Młodszy zaczął się stresować mimo, że nadal nie potrafił nazwać tego uczucia.
-Myślę o tym jak bardzo Cię kocham skarbie. O tym jak bardzo jestem z Ciebie dumny i o tym jak piękny jesteś. - Chim zaśmiał się czując jak ciało młodszego rozluźnia się.
-Kookie też Cię kocha. - czarnowłosy zarumienił się. - Ji też jest piękny. Najpiękniejszy. Piękniejszy niż ta pani co w telewizji mówili, że jest najpiękniejsza na świecie. Ten konkurs jest zły bo to Ji jest najpiękniejszy.
Park parsknął śmiechem.
-To bardzo miłe skarbie, że tak myślisz. - młodszy nadal nie rozumiał wielu rzeczy jednak nie przeszkadzało im to w prowadzeniu życia, które dla nich było zupełnie normalne.
-------------------------------
Minęło z milion lat od publikacji pierwszej części.
Wiele osób pytało o dalsze losy Kooka i Jimina. Byliście ciekawi co u nich słychać i jak sobie radzą. Oto więc moja odpowiedź na Wasze pytania słoneczka
Mam nadzieję, że druga część mimo, że będzie krótka spodoba wam się tak samo jak pierwsza.
No i obiecuję, że kiedyś w końcu powrawię wszystkie błędy w „Look into my eyes "
Przy okazji rozdziały będą pojawiały się codziennie by umilić wam koniec wakacji
Miłego czytania
Kocham was ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro