Rozdział 47
Oficjalną przyczyną śmierci Hayoung były narkotyki oraz ogólny, zły stan jej organizmu. Dowiedziałem się o tym wychodząc ze szpitala, kiedy to jeden z jej krewnych zlitował się nade mną i wyjawił to, czego dowiedział się od lekarza. Podziękowałem mu, nie siląc się nawet na uśmiech czy spokojny ton głosu. Zresztą, nikt tego ode mnie nie oczekiwał.
Prawdopodobnie nie mieli pojęcia kim jestem i skąd się wziąłem.
Widziałem ich oskarżające spojrzenia. Mówiły " to twoja wina" mimo, że tak naprawdę nie miałem z jej odejściem nic wspólnego. Nie miałem pojęcia, że w jej życiu jakąkolwiek rolę odgrywały narkotyki.
Myślałem tak do czasu, kiedy zrozumiałem czym spowodowany był " zły stan zdrowia". Jej organizm był wyczerpany. Wyczerpany ciągłą dietą, morderczymi ćwiczeniami i stylem życia, które kręciło się wokół zabawy i chwilowego zadowolenia.
Mogłem ją powstrzymać. Mogłem prosić, aby odpoczęła, aby zjadła coś więcej niż jabłko.
- Nie płacz, maluchu. - Głos Chanyeol'a rozniósł się po cichym do tej pory pojeździe. Od razu mogłem wyczuć jak bardzo jest zmartwiony, co spowodowało, że ilość łez na moich policzkach jeszcze bardziej się zwiększyła.
- Mogłem zainteresować się jej zdrowiem. - Powiedziałem, głosem przerywanym od ostrych wdechów, które potęgowały płacz. - Mogłem ją powstrzymać przed tym wszystkim. Byłem ostatnią osobą, która miała na to szansę.
- Ona i tak by nie posłuchała. - Rzucił parkując przed wysokim hotelem. W środku paliła się ogromna ilość świateł i zdawać by się mogło, jakby to miejsce żyło. Tętniło życiem bardziej niż ja kiedykolwiek.
- Skąd wiesz?
- Ty byś posłuchał? - Zapytał obracając się w moją stronę. Patrzyłem jak zdejmuje z siebie kurtkę i nakłada ją na moje drżące ramiona. Wcześniej oddałem mu ją, kiedy wybiegł z samochodu po chusteczki. - Posłuchałbyś, gdybym poprosił, abyś zaczął o siebie dbać?
- Przecież dbam.
- Jesteś na tej samej drodze co ona. - Westchnął, opierając się o fotel. Wciąż nie wychodził z pojazdu. - Nie wiem od kiedy to robisz. Nie wiem również czy to już anoreksja, ale wyglądasz jak ona, Baekhyun. Tak, jakbyś miał zniknąć. Jakby każde zamknięcie powiek miało być twoim ostatnim.
- Kłamiesz. - Warknąłem odwracając się w stronę okna, żeby pokazać swoje zirytowanie jego słowami. Tak naprawdę po prostu nie chciałem patrzeć w jego szklące się oczy. Pokazywały całe to zmartwienie, które nosił w swoim sercu.
W szybie ponownie ujrzałem to samo odbicie co w lustrze, które jeszcze wczoraj mnie zaniepokoiło, kiedy szykowałem się do wyjścia.
Chanyeol miał rację. Nie wyglądałem dobrze, nie wyglądałem zdrowo.
Przełknąłem ślinę i pierwszy raz od kilku miesięcy w mojej głowie pojawiła się myśl, że być może przesadziłem. W mojej postawie było coś, co cholernie upodabniało mnie do Hayoung. Przecież nie chciałem umierać. Chciałem być ładny, ale czy kościste ramiona i luźnie ubrania naprawdę sprawiały, że taki byłem?
- Nie proszę Cię o wiele, Baekhyun. Przynajmniej te pięć kilogramów.
- Co jeśli znowu będę brzydki? - Szepnąłem, kładąc dłoń na klamce. Czułem się z tym spokojniej. To było jak zapewnienie, że w każdej chwili mogę uciec.
Poczułem palce, które zacisnęły się na mojej ręce. Chanyeol próbował zmusić mnie do spojrzenia w swoją stronę, ale ja za nic nie chciałem tego zrobić. W końcu jednak ucisk stał się zbyt silny, bolesny, a ja spojrzałem w jego kierunku.
Uśmiechnął się.
Nie rozumiałem jak może to robić w tej chwili. Przecież dosłownie kilka godzin temu zmarła moja najlepsza przyjaciółka, a teraz przeprowadzaliśmy dość poważną rozmowę.
Westchnął cicho i zabrał z moich dłoni zmięte chusteczki, którymi zaczął osuszać moją twarz.
- Jesteś najpiękniejszy i nic tego nie zmieni. Żaden kilogram w dół czy w górę nie sprawi, że staniesz się nie idealny. Nie składa się na to tylko twój wygląd. On jest tylko miłym dodatkiem. Chodzi o twój charakter, dziecinne usposobienie, głupi nawyk liczenia każdej kalorii, paląca potrzeba akceptacji i dobre serce, nieumiejętność przyjmowania komplementów, miłość do Mir'a czy nieznośne zasady sprawiające, że nie mogę być tak blisko ciebie jak bym chciał. - Wymieniał skupiając na sobie moje zaskoczone spojrzenie. - Dla mnie zawsze będziesz wzorem piękna. - Rzucił, a ja powoli przytaknąłem. Nie wiedziałem co powinienem odpowiedzieć, tym bardziej, że słysząc jego wypowiedź poczułem nieznośny niepokój.
- Podobam Ci się?
- Odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem. - Potwierdził, a ja nieco drżąco westchnąłem, uciekając wzrokiem w stronę budynku przed nami.
- Jesteś we mnie zakochany? - Dopytałem ciszej, czując, jakby serce miało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej.
Nikt nigdy mnie nie kochał. Nawet rodzice w pewnej chwili przestali. Chciałem czuć się dla kogoś wyjątkowy, najważniejszy, ale nie wiedziałem, czy potrafiłbym dać to samo. Nie byłem nauczony miłości. Nie wiedziałem jak powinna wyglądać ani czym się objawiała.
- Z każdym dniem coraz bardziej. - Wyznał po kilku chwilach męczącej ciszy przepełnionej moim oczekiwaniem. - Jest szansa, żebyś to odwzajemnił?
Chanyeol tym pytaniem, chcąc czy nie, zapędził mnie w ślepy zaułek. Nie miałem pojęcia czy umiem. Uwielbiałem go i czułem się świetnie w jego towarzystwie. Nie zależnie od tego jak zaczęła się nasza znajomość on cały czas był obok, nie oceniając mnie, nawet jeśli miał jakieś wątpliwości co do mojego zachowania. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że miałoby go po prostu zabraknąć.
- Chciałbym spróbować. - Odparłem. W tym momencie nie przejmowałem się Hayoung czy Yuri, ani tym co pomyślą o nas inni. Nie przeszkadzało mi, że czułbym na sobie oceniające spojrzenia. Chciałem po prostu, żeby został przy mnie i nigdy nie opuszczał. - I myślę, że... Spróbuję przytyć odrobinę.
- Poczujesz się dużo lepiej. - Zapewnił posyłając mi najbardziej radosny uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem na jego twarzy. - Czyli teraz... Kim dla siebie jesteśmy? - Zapytał zdając się być zawstydzonym samym tym zdaniem.
- Chanyeol'u. - Zacząłem poważnie, prostując się na fotelu. Chwyciłem jego dłonie w swoje i obie pary ułożyłem na moich udach. Nawiązałem z nim kontakt wzrokowy i naszła mnie myśl, że wyglądał na zawstydzonego do granic możliwości. - Czy zechcesz zostać moim chłopakiem?
- Z największą chęcią. - Powiedział nachylając się w moim kierunku. Dość niezdarnie naparł na moje wargi rozgrzewając je swoim ciepłem.
Wiedziałem, że przed nami niesamowicie długi etap dopracowywania. Oboje mieliśmy ogromną ilość wad, ale myślę, że to sprawiło, że ten związek zdawał się mieć przyszłość. Może nie najbardziej kolorową, ale wypełnioną również chwilami szczęścia i potrzebnej nam akceptacji.
----
Spodziewaliście się?
INFO:
Dziś o 21:00 rusza moje nowe opowiadanie. Będzie publikowane codziennie ( przez calutki grudzień) o danej godzinie. Serdecznie was zapraszam, ponieważ nie miałam jeszcze takiego stresa przed żadną z publikacji i ... Cholerka... Będę naprawdę wdzięczna, jeśli chociaż zajrzycie
Kocham was! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro