Rozdział 54 (OST)
Padało.
Siedząc przy oknie w rozciągniętej bluzie i z herbatą w dłoniach myślałem, że to anioły wylewają swój żal w łzach tak ciężkich, że bez problemu przenikały chmury i lądowały na szarym betonie, po którym na co dzień stąpaliśny. Być może płakały za mnie, za Yuri czy Chanyeol'a widząc co wszyscy wyprawiamy.
To było jak przedstawienie, w którym byliśmy zmuszeni grać mimo, że otrzymane role nie zostały przez nas zaakceptowane.
Obudziłem się samotnie. Chanyeol'a już nie było, mimo, że zasnął wraz ze mną opierając się o kanapę w salonie. Nie było też jego ubrań, jego rzeczy osobistych, które przywiózł ze sobą, nawet małej notatki.
Był za to Mir, który z całą swoją szczenięcą radością próbował mi pokazać jak szczęśliwy jest z tego, że nadszedł kolejny dzień, nawet, jeśli ponownie był deszczowy.
Wiedziałem, że on mnie nie zostawi. Mir nie mógł odejść. Musiał trwać obok, ale mimo to nie zdawał się być nie zadowolony.
Razem bez celu plataliśmy się po mieszkaniu. Raz zabrałem go na krótki spacer. Chciałem, żeby czas leciał nieco szybciej.
W końcu dziś był dzień ślubu.
Od Luhan'a dowiedziałem się, że w urzędzie mają spotkać się o czternastej.
Próbowałem spać jak najdłużej, aby nie męczyć się oczekiwaniem, ale nie potrafiłem.
Bałem się.
To było najodpowiedniejsze wyjaśnienie moich uczuć. Wiedziałem, że nie jestem w stanie już niczego zmienić, ale i tak potrzebowałem ostatecznego potwierdzenia.
Blisko umówionej godziny ponownie usiadłem przy oknie. Położyłem obok siebie telefon, ponieważ Luhan obiecał mi wiadomość, kiedy tylko będzie po wszystkim.
Nie rozmawialiśmy wiele odkąd wyjechałem. Tak naprawdę nie utrzymywaliśmy kontaktu. Oboje mieliśmy swoje problemy i myśli, którym poświęcaliśmy czas. Mimo to miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, wyjdziemy razem na kawę lub ponownie coś upieczemy.
Mir z małą pomocą wspiął się na moje kolana, a wzrokiem śledził wszystkie przechodzące na zewnątrz psy. Sam skupiłem się na ludziach, podświadomie szukając jakiejkolwiek znajomej mi twarzy.
Kilkanaście minut po czternastej dostałem wiadomość. Obawiałem się sięgnąć po telefon, ale dobrze widziałem, że na ekranie pojawiła się nazwa nadawcy, którym był Luhan.
Cicho westchnąłem i odważyłem się podnieść urządzenie.
Nowa wiadomość od: Luhan
14:24
Już wyszliśmy. Przykro mi.
Westchnąłem cicho, ale nic nie odpisałem. Nie byłem zaskoczony. Ostatnia naiwna iskra zgasła.
To był koniec.
Nie płakałem długo. Przez chwilę w bezruchu siedziałem przed oknem, po czym wstałem i ostrożnie zdjąłem z siebie szczeniaka.
Wróciłem w głąb salonu. Nie miałem już na kogo czekać. Nie musiałem już udawać ani torturować się naiwnymi myślami o tym, że mężczyzna mogłoby wrócić, że mógłby mnie wybrać.
Nie mógł.
Dopiero wtedy kilka samotnych, pojedyńczych łez spłynęło po moich bladych policzkach.
Były jak ukojenie.
Niedługo później usłyszałem trzask drzwi wejściowych i ciche kroki. Mir od razu pobiegł w ich stronę, a ja nie musiałem nawet patrzeć w tamtym kierunku, aby wiedzieć kto przyszedł.
Chanyeol.
Szybko wytarłem swoją twarz z resztek łez, ale nie wstałem z podłogi, ponieważ nie potrafiłem w tej chwili sobie zaufać. Byłem niemal pewny, że zakończyłoby się to upadkiem.
- Myślałem, że wyjeżdżasz.
- Przyszedłem się pożegnać. - Słysząc to odwróciłem się w kierunku, z którego dobiegał głos Park'a.
Stał przy drzwiach. Chyba wahał się nad tym czy powinien wejść do środka. Wciąż miał na sobie koszulę i eleganckie spodnie. Jego włosy były schludnie ułożone, a na jednym z palców lśniła złota obrączka.
Obrączka, która symbolizowała nasz koniec.
Wymusiłem delikatny uśmiech, widząc jego niepewną minę.
Po chwili mężczyzna cicho westchnął i podszedł bliżej. Chwilę patrzył na mnie z góry, po czym nieco gwałtownie usiadł obok na zimnej, odrobinę brudnej podłodze.
W ciszy wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Oboje czuliśmy się przegranymi, choć tak naprawdę nawet nie podjęliśmy walki zbyt zaniepokojeni jej zapowiedzią.
Między nami wisiały słowa i myśli, którymi nie potrafiliśmy się podzielić.
- Powinieneś być teraz z Yuri. - Szepnąłem spoglądając na dłonie mężczyzny, aby upewnić się, że faktycznie widziałem na jednej z nich pierścionek. Wciąż tam był. Złoty, błyszczący i wabiący wzrok.
- Nie była zaskoczona kiedy wyszedłem. - Przytaknąłem na jego słowa i westchnąłem odchylając głowę, aby przenieść wzrok na sufit.
Patrzenie na Chanyeol'a bolało, niemal tak samo jak świadomość, że to moja ostatnia okazja, aby zapamiętać jego twarz.
- Czyli tak wygląda koniec. - Rzuciłem, kiedy milczenie stało się uciążliwe. Było jak protest przeciw przyszłości, z którą musieliśmy się pogodzić.
- Zdaje się, że tak.
- Będę za tobą bardzo tęsknił, Chanyeol. - Powiedziałem w końcu obniżając wzrok na jego twarz. Pozwoliłem sobie dokładnie się jej przyjrzeć, aby zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Duże lśniące oczy, pełne usta, śmiesznie odstające uszy, dość mocno zarysowane brwi i dwa niewielkie pieprzyki na prawym policzku. Potrzebowałem zachować to wszystko jak najdłużej.
- Ja za tobą też. - Odparł mężczyzna, ani na moment nie odrywając ode mnie wzroku. W pewnej chwili nasze spojrzenia się spotkały. - Wiem, że nie znaliśmy się długo, ale naprawdę jesteś dla mnie ważny. - Kontynuował nie ruszając się z miejsca. - Wszystko co mówiłem zawsze było prawdziwe, Baekhyun i chciałbym, żebyś o tym pamiętał. To, że nie chcę cię nikomu oddawać, to, że jesteś dla mnie najważniejszy, to, że jesteś najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek widziałem i to, że się w tobie zakochałem. To wszystko było i jest prawdą.
- Ale i tak musisz odejść.
- Muszę. - Przyznał. Podkręciłem głową na myśl w jak okropnej sytuacji się znajdowaliśmy.
- Więc idź. - Rzuciłem przyswając się bliżej. - I nie myśl o tym, że mieliśmy inne wyjście. Nie wiń siebie. - Poprosiłem całkowicie świadom tego ci siedzi w głowie starszego mężczyzny. - Widocznie nie jesteśmy sobie przeznaczeni.
- A jeśli jesteśmy? - Przysunąłem się jeszcze bliżej i nieco niepewnie uniosłem się na kolanach.
To było ciężkie. Rozstawać się ze świadomością, że to może być nasze ostatnie pożegnanie.
Poczułem dłoń mężczyzny, która delikatnie spoczęła na moim policzku. Była niczym dotyk motyla, mimo, że dobrze wiedziałem, że starszy posiada dość szorstkie dłonie.
Nachyliłem się odrobinę i złożyłem lekki, niemal niewyczulany pocałunek na ustach Chanyeol'a.
- Jeśli jesteśmy sobie przeznaczeni to kiedyś spotkamy się ponownie, gdy będziemy na tyle silni i odważni, aby walczyć o inne, lepsze zakończenie.
- Będę w to wierzył. - Odparł starszy, a ja niechętnie odsunąłem się od jego ciała.
- Żegnaj, Chanyeol.
- Do zobaczenia, Baekhyun.
Chanyeol odsunął się i cicho westchnął. Spojrzał na mnie ze spokojem, ale również z oczekiwaniem. Prawdopodobnie obawiał się, że mogę próbować go zatrzymać, ale ja milczałem.
Później wstał z podłogi i poprawił wyginięcione ubrania. Przetarł jedną z powiek oraz zapiął płaszcz, który wciąż znajdował się na jego ciele.
Nasze spojrzenia ponownie się spotkały. Oboje pozwoliliśmy sobie na delikatne uśmiechy, które mijały się z radością.
Na moment przystanął przede mną i schylił się, aby ucałować moje czoło.
To był ostatni raz, kiedy spotkałem Park Chanyeol'a.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro