Rozdział 48
Hotel, w którym się zatrzymaliśmy był naprawdę ogromny. W środku nie było już świątecznych dekoracji. Wszystko było idealnie wysprzatane, a sam wystrój był niesamowicie chłodny.
W recepcji przywitała nas bardzo młoda kobieta, która średnio wpasowywała się do tego miejsca. Miała na sobie szary uniform i nosiła nienaganną fryzurę, ale jej twarz wciąż była dość nastoletnia i pogodna.
Chanyeol wybrał pokój na jednym z wyższych pięter, kiedy ja zawinięty w jego kurtkę w milczeniu przyglądałem się stojącej nieopodal roślinie. Była wysoka i miała dużo jasno zielonych liści. Ona również tu nie pasowała.
Na odpowiednie piętro dostaliśmy się w milczeniu. Być może powinniśmy być szczęśliwi, ponieważ właśnie rozpoczęliśmy związek, ale w mojej głowie wciąż pojawiała się blada twarz Hayoung, która mówiła, że wszystko z nią w porządku.
Dopiero w środku zauważyłem, że to nie był zwykły pokój, a coś w rodzaju niewielkiego mieszkanka. Był aneks kuchenny, stół, salon oraz dwa małe, oddzielne pokoje, w których stały dwuosobowe łóżka.
-Dlaczego tu przyjechaliśmy? - Zapytałem nie ostrożnie upadając na kanapę. Cały stres zaczął ze mnie ulatywać, kiedy poczułem ciepły koc, którym zostało okryte moje ciało. Dopiero wtedy zacząłem odczuwać senność i dziwną obojętność.
- Nie chciałem, żebyś wracał dziś do waszego mieszkania. - Rzucił, a ja zadrżałem uświadamiając sobie, że będę musiał wrócić do niego i spotkać się z szarą rzeczywistością. Z rzeczami Hayoung, kubkiem po herbacie, którego nie wyniosła do kuchni i jej kosmetykami, które zajmowały każdy blat w mieszkaniu.
- Kiedyś będę musiał.
- Możemy zostać tu tak długo jak zechcesz. - Zapewnił, a ja uśmiechnąłem się lekko, dostrzegając w jego głosie troskę, której tak bardzo potrzebowałem. Nigdy jej nie odczuwałem. Zawsze byłem najgorszy, najmniej przydatny i po prostu niechciany. Chanyeol to zmieniał. Miałem wrażenie, jakby mu na mnie zależało, mimo świadomości, że w ogromnym domu, tak różniącym się od mojego, czeka na niego przyszła żona.
- Co ze mną będzie? - Westchnąłem nie wyobrażając sobie, że miałbym wrócić do mieszkania, w którym żyłem z Hayoung czy pracować tam, gdzie spędzała pół dnia.
Park chyba natychmiast zrozumiał co mam na myśli, ponieważ westchnął i usiadł na ziemi, przy mojej głowie, po czym zaczął delikatnie przeczesywać moje włosy.
- Mam apartament w Seoul. Wiem, że to daleko, ale może powinieneś odpocząć trochę w innym miejscu? Poza tym to ogromne miasto i jestem pewny, że natychmiast znajdziesz jakąś pracę.
- Nie będziesz za mną tęsknił? - Zapytałem nawet przez chwilę nie zastanawiając się nad jego słowami. Nie mogłem wszystkiego rzucić i odejść.
Było tu zbyt wiele spraw, które musiałem rozwiązać.
- Wiesz...- Odkaszlnął jakby zastanawiając się czy odwiedzić to, o czym właśnie pomyślał. - Ślub będzie w Seoul. Jest za siedem dni, więc sami pewnie lada dzień tam wyjedziemy.
- Racja. - Westchnąłem spoglądając na mężczyznę, który przysunął się do moich nóg i zaczął powoli ściągać ciężkie buty znajdujące się na moich stopach. - Dziś czwarty stycznia. Dokładnie tydzień do ślubu.
Mężczyzna w żaden sposób nie skomentował moich słów. Z cichym stęknięciem podniósł się z twardej podłogi i odniósł buty do drzwi, gdzie je zostawił.
- Mir da radę zostać samemu przez całą noc czy mam po niego pojechać?
- Przecież już prawie ranek. Jeśli miał coś zniszczyć to już to zrobił. - Rzuciłem mocniej okrywając się kocem. Byłem zmęczony, ale moje myśli ponownie wróciły do propozycji Chanyeol'a. Może wyjazd nie byłby taki zły? Zostawiłbym za sobą przeszłość. Zostawiłbym Hayoung, rodziców i Hyunsu, na którego myśl wciąż nie czułem się dobrze.
Nie musiałem wyjechać na stałe, ale z drugiej strony może nie było to takim złym pomysłem.
- Pamiętasz, jak mówiłeś, że nie nadaję się co opieki nad Mir'em?
- Pamiętam.
- Chyba miałeś rację. - Westchnąłem przymykając powieki, kiedy mężczyzna wyjął dwie niewielkie butelki wody z lodówki. - Cały czas się przeprowadzam.
- Przesadzasz. Jemu zależy na tym, by być przy tobie, a nie na tym, żeby cały czas mieszkać w tym samym miejscu. Psy nie potrzebują dużo czasu na przystosowanie się do nowej sytuacji. Pewnie robi to szybciej niż Ty.
-Znowu będę musiał się wynieść. - Westchnąłem, kuląc się na kanapie. Park wyciągnął dłoń w moim kierunku i ostrożnie przeczesał moje splątane włosy.
- Przyniosę Ci później klucze i dam adres. Do czasu pogrzebu zostań tutaj, zapłacę. - Zapewnił zjeżdżając palcami na moją szyję. Były zimne i nieco szorstkie, ale w pewien sposób mi się to podobało. Jego dotyk był kojący.
Chyba zasnąłem, ponieważ kiedy ponownie otworzyłem oczy na zewnątrz było już całkowicie jasno, a Park'a nie było obok.
Powoli wstałem, zauważając tacę z wciąż ciepłym posiłkiem. Moim pierwszym odruchem było skrzywienie się, ale po chwili w moich myślach pojawiła się wychudzona twarz Hayoung i rozczarowana Chanyeol'a.
Nie rozumiałem dlaczego mu na mnie zależy. Mógł mieć idealne życie i firmę, w którą włożył całe swoje serce. Yuri mimo wszystkich wad była naprawdę dobrą osobą i mogła dać mu rodzinę. Ja byłem pod wieloma względami gorszy.
Chwyciłem całą tacę i nieco się potykając wyszedłem na spory balkon obłożony panelami. Usiadłem na ziemi, wcześniej zabierając ze środka kurtkę. Choroba była ostatnim czego potrzebowałem.
W jedną dłoń chwyciłem tost posmarowany dżemem, a w drugą kubek z ciepłą, parującą herbatę.
Inni potrzebowali kawy, aby się dobudzić, ale mi stanowczo wystarczała herbata.
Nagle usłyszałam szczekanie i męski głos uspokajający zwierzę. Wychyliłem się nieco, aby spojrzeć do środka, gdzie stał Park z dużą, wypchaną torbą.
- Mir! - Zawołałem psa, który niepewnie kręcił się przy jego nogach. Słysząc mój głos przystanął, po czym biegiem rzucił się w moim kierunku. - Przepraszam, że zostawiłem cię na noc. - Powiedziałem, kiedy jego drobne łapki wbiły się w moje uda. Pomogłem mu dostać się wyżej i przytuliłem jego maleńkie ciało.
- Nie przeziębisz się? - Zapytał Chanyeol, który wraz z kubkiem w dłoni pojawił się obok. Pokręciłem głową, a on nieco niepewnie usiadł obok.
Nagle nachylił się w moim kierunku i złożył krótki pocałunek w okolicy mojej skroni.
Lubiłem to, że o mnie dba, ale z drugiej strony bałem się, że będę za tym tęsknić, gdy go zabraknie.
- Co będzie ze mną po ślubie? - Zapytałem biorąc kolejny kawałek chleba w dłoń. Trzeci podałem Park'owi pewny, że wciąż nic nie jadł.
- Chcesz o tym rozmawiać z samego rana?
- Ten dzień i tak nie ma prawa być dobrym. - Odparłem karmiąc szczeniaka niewielkim fragmentem grzanki.
- Nie mam pojęcia co będzie potem. - Rzucił szczerze, a ja westchnąłem. Mimo wszystko wolałem ciężką prawdę niż urocze kłamstwa. - Ogarnę to, nie martw się.
- Czyli ślub się odbędzie. - Westchnąłem spoglądając na niego, ale jedyne co utrzymałem to wzruszenie ramionami, jakby sam nie był pewny odpowiedzi. Po chwili jedna z rąk objęła moje ciało i przysunęła mnie maksymalnie blisko drugiego mężczyzny. Zaśmiałem się cicho widząc, że nie sprawiło mu to najmniejszego wysiłku, po czym ułożyłem głowę na jego ramieniu. Odparłem kubek o uda, kręcąc nieco głową, aby ułożyć ją w wygodniejszej pozycji. Mir chyba uznał to za nudne, ponieważ podniósł się i pod naszym czujnym wzrokiem zaczął poznawać balkon. Był dużo większy niż ten w moim domu rodzinnym.
- Obiecuję, że coś wymyślę i nie będziesz poszkodowany. - Zapewnił czarnowłosy. - Wszystko się ułoży. Będzie dobrze.
_____________________
Ciężko mi pisać te opowiadanie. Wciąż nie pogodziłam się ze śmiercią Jonghyun'a, a tutaj niestety złożyło się to ze śmiercią postaci :(
Kocham was bardzo ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro