XII
- Błagam, sześć furlongów to jeszcze krótszy dystans niż nasz tor i zajmuje przedostatnie miejsce?!
Paul przewrócił oczami.
- Nie wyżywaj się na wszystkich...weź Snickers, bo nie jesteś sobą.
- Żarty się skończyły. Idziemy na tor. - trener szarpnął za wodze Wild Derset, przez co Luiza prawie spadła, ale w ostatniej chwili złapała się grzywy.
- Przecież ona wczoraj miała zawody, powinna odpocząć! - powiedziała dżokejka.
Wild opierała się jak mogła, ale Art ciągnął mocno.
- Dzisiaj damy jej wycisk, to się nauczy biegać. - warknął.
Paul nachylił się do Luizy.
- Zaufajmy mu.
W końcu przerażona Derset weszła do startboksu, a Sherman znalazł swój staroświecki stoper.
- 5 furlongów. Ma od początku do końca biec jak najszybciej, damy jej wycisk.
Klacz cały czas rolowała oczami, tańczyła w miejscu i zadzierała łeb do góry. Rozległ się charakterystyczny dźwięk otwierania bramki i Wild Derset ruszyła.
Na początku biegła urywanym kłusem, ale zaraz stopniowo przeszła do wolnego galopu i się rozpedziła.
Kosmyki włosów smagały twarz Luizy. Derset wydłużyła krok i przyspieszyła jeszcze bardziej. Pokonała już połowę dystansu. Mocno szepnęła za wędzidło i pokonała kolejny wydłużony krok.
Wild dostała batem po łopatce aby przyspieszyć, ale w tej chwili w oczach gniadej pojawiło się przerażenie.
Już prawie na koniec dystansu klacz potknęła się. Poplątały jej się nogi, które zaraz ugięła.
Przekoziołkowała nad Luizą, która wyfrunęła wysoko w powietrze, aż w końcu upadła ciężko na piach i tak została.
Wild Derset tylko kopnęła nogami w powietrze i już się nie ruszyła. Po jej bokach spływał pot, który wsiąkał w podłoże.
Było słychać tylko odgłos biegnięcia dwóch osób.
-----
253 słowa.
Hehe
Tego się nie spodziewaliście
Ja też nie
Teraz na to wpadłam XD
I teraz
Żyją czy nie żyją
Dowiecie się już w kolejnym rozdziale :)))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro