III
Dzień siedzenia w boksie minął szybko. Teraz Derset miała poznać nowych przyjaciół.
Posłusznie wyszła z boksu za stajenną - Nathalie. Nadstawiła uszu na widok innych koni i szarpnęła za uwiąz.
- Hej, spokojnie! - zaśmiała się brunetka. Otworzyła furtkę i Wild pognała przed siebie.
Zaczęła się rozglądać po padoku dla klaczy - był ogromny, a mniej więcej pod jego koniec rosło parenaście drzewek, a z nimi parę koni. Wyglądały zachęcająco, więc klacz ruszyła galopem w tamtym kierunku.
Kiedy pokonała połowę drogi przyspieszyła, gdy nagle przed nią wyrósł przed nią ciemny kształt. Gwałtownie zahamowała ryjąc kopytami w trawie, ale konia już nie było.
Derset parsknęła i ruszyła tym razem kłusem w stronę zagajnika.
Gdy cień drzew zaczął na nią padać, zwolniła do stępa i podeszła jeszcze bliżej nowych koni.
- Hej. - parsknęła Derset.
Siwy jabłkowity koń odwrócił głowę w stronę dźwięku.
- Cześć. - odpowiedział. - Jak masz na imię? Bo ja jestem Legendary.
- Wild Derset, jestem tu nowa. - zarżała podchodząc bliżej.
Zza drzew wyłonił się kolejny koń - tym razem gniadosz.
- Hej. - rzuciła Derset.
- Cześć, jestem September.
- Hejka, mam na imię Obsydian.
- Miranda.
Czas na padoku minął jej miło z jej nowymi przyjaciółkami. Tutaj chyba nie jest tak źle...
***
Ale prawdziwy stres miał dopiero nadejść, kiedy jej przyszły dżokej - Luiza, miała zamiar zabrać ją na pierwszy trening.
210 słów.
Rozkręca się :3 chyba...xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro