Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Wczesnym rankiem Artura Weasleya obudził łomot dochodzący od drzwi jego domu. Zaspany niechętnie spojrzał na zegar w pokoju który wskazywał dopiero godzinę 05:00. Prawie jęknął zrozpaczony bo planował że będzie spać jeszcze pół godziny a tu go ktoś wyrywa z łóżka. Przez chwile się nawet zastanawiał czy nie zignorować walenia jednak gdy to się nasiliło obudziła się Molly ze swojego mocnego snu.

- Co... Co to? Artur rób coś z tym - Mówiła zaspanym lekko zachrypniętym głosem 

- Tak tak kochana - Ziewnął wstając niechętnie 

Idąc do drzwi kilka razy o mało nie wpadł na drzwi czy framugi lub meble. Gdy w końcu je otworzył zmrużył oczy przez jaśniejsze światło panujące na zewnątrz niż w jego domu. Jednak widok nieproszonego gościa zaskoczył go.

- Amos? Mieliśmy się spotkać za godzinę 

- Tak tak wybacz jednak jak wiesz... - Mówił wpraszając się do środka domu rozglądając po nim - przez zaistniałe okoliczności nasze plany z przed miesiąca musiały ulec zmianie 

Podczas gdy Diggory rozglądał się po domu jakby czegoś szukając Weasley próbował zrozumieć znaczenie jego słow. 

- Wybacz, nie rozumiem - Przyznał w końcu na co Diggory pokręcił głową wzdychając tak by Artur tego nie zauważył 

- Arturze, przyjacielu - Odwrócił się do niego podchodząc - Znasz mojego syna - Wskazał na nastolatka stojącego w drzwiach i nie wiedzącego co ze sobą zrobić

- A tak, miło mi - Uścisnął chłopakowi rękę

- Cedrik - Przedstawił się 

- Artur 

- Także mój drogi - Kontynuował Dyggory - Myślisz że obecne władze pozwolą by ich król udał się do lasu i  stamtąd deportował bez ich ochrony? - Czuć było że to pytanie retoryczne - Czytałem protokół, niedługo zjawi się tu Royal Militarum Guard lub King lub Royal Custodis Guard i go stąd zabierze - Mówił prawie że konspiracyjnie - Chciałem się z nim zobaczyć przed tym, rozumiesz?

- Tak tak, jednak oni jeszcze....- Nie dokończył gdyż mu przerwano

- Dzień... dobry? 

W trójkę spojrzeli na głos dochodzący ze schodów. Zobaczyli tam Harrego w towarzystwie dwóch pokojówek które stały tuż za nim i złowrogo na nich patrzyły. 

- Czy w czymś przeszkadzam? -Spytał Harry niepewnie schodząc na dół 

- Ależ skąd, to zaszczyt pana poznać - Powiedział Amos łapiąc Harrego za prawą rękę i całując jak jakiejś pannie - Nazywam się Amos Diggory, jestem pracownikiem w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, to mój syn Cedrik Diggory - Wskazał na syna który podszedł do nich zakłopotany - Zapewne się znacie 

- Tak, w zeszłym roku rozegraliśmy ten mecz - Powiedział z lekkim rozżaleniem - Miło cię widzieć - Uścisnął dłoń Cedrikowi - Dobrze graliście

- Daj spokój, chciałem powtórki, Dementorzy się wtrącili ale Wood uznał to za uczciwe zwycięstwo, jednak ja uważam że powinniśmy w tedy byli powtórzyć mecz

- Skromny i uczciwy - Zaśmiał się z dumą klepiąc syna po ramieniu pan Diggory  zawstydzając Cedrika przed Harrym - To właśnie mój syn! - Mówił z nieodpartą dumą  z syna

- Daj spokój tato, proszę... - Mówił zawstydzony Cedrik ale Amos ani myślał się opamiętywać

- Głowa Hufflepuffu, twarz Tego szlachetnego domu, najlepszy jego szukający w Historii! Silny! Mądry! Wysportowany! Ha! Moja duma!

 Harry widział w Cedriku sygnały świadczące że mu głupio i przeprasza. Nie miał nic mu za złe. Słyszał plotki o tym jak ojciec Cedrika jest zapatrzony w syna i widać było jak bardzo mierzi go fakt że to Harry został Królem Magii a nie jego Syn którego uważał za ideał. Był z niego dumny i bezgranicznie wierzył w niego. Harry, mimo charakteru Amosa, zazdrościł Cedrikowi. Sam chciałby mieć takich rodziców. Cedrik może tego nie docenia jednak kiedyś zrozumie jak wiele ma czego Harry nie ma. 

- Wasza Wysokość - Znikąd pojawiła się przy nich Ulmine strasząc wszystkich - Royal Custodis Guard przybyło

Harry z uśmiechem przytaknął.

- Dziękuje ci Ulmine i Octorbis za służbę 

- To zaszczyt i nasz obowiązek - Ukłoniła się niżej okazując swe oddanie, i leszy widok na piersi

 Ulmine pełniła role jego tajnego ochroniarza. Była ekspertką w dziedzinie ukrywania się i śledzenia, kamuflażu.  Była też utalentowanym Magiem. Do niedawna była szeregowym pracownikiem w Departamencie Aurrorów jednak teraz, gdy Departament stał się jedynie policją, przeszła do Octosbis za swe niesamowite zdolności w kamuflażu. Cała ta organizacja żyła w cieniu u służyła jedynie Królom w tajemnicy. Byli tak ich strażnikami  jak i ich źródłem wszelakiej w tym i tajemnej wiedzy. 

A od wczorajszego incydentu z Fredem już od niej tak nie waliło. 

Spojrzał na Amosa o Cedrika uśmiechając się serdecznie.

- Miło było pana poznać panie Dyhhrry, i ciebie Cedrik, mam nadzieje że pogadamy kiedyś jeszcze -Mówił żegnając się 

- Tak, ja też - Rzucił na pożegnanie  Cedrik 

Harry wiedział że nie ma czego się obawiać ze strony Cedrika a nawet miał co do niego nadzieję. Być może nadawał się by być jednym z Rycerzy jego osobistej Gwardii? W każdym razie wydawał się dobrym kandydatem, mimo że jego ojciec nie przypadł mu do gustu. 

Prze wyjściem stanął przed panem Weasleyem.

- Mam nadzieje że się niedługo zobaczymy - Powiedział Harry z uśmiechem 

- To samo Harry - Uścisnął mu dłoń i energicznie potrząsnął z szerokim uśmiechem - Powodzenia 

Harry jedynie w odpowiedzi się uśmiechnął. Był wdzięczny jemu i Molly że traktowali go tak dobrze, jak by był częścią ich rodziny. Więc w równym stopniu odczuwał też smutek. Wiedział bowiem że ich teraz utraci. A w każdym razie nic już nie będzie takie samo.

Wychodząc na dwór od razu jego oczom ukazał się szereg 30 ludzi stojących przed wejściem do Nory. Wszyscy nosili połyskujące złotem Beretki i mieli Charakterystyczną przypinkę czarnego pioruna do nich przyczepione n wzór jego blizny. Wszyscy byli ubrani w długie płaszczę sukienne uszyte z grubego materiału w kolorze czarnym. Mieli zawiedzoną złoto białą szarfę. Wszyscy mieli czarne rękawiczki, czarne spodnie i czarne glany. Na twarzach nosili niewielkie czarne maski jak te noszone na karnawałach w Wenecji. Były jednak zaczarowane. Nie sposób było ich rozpoznać mimo że zasłaniały w zasadzie jedynie część twarzy. Gwardziści słynęli z nieujawniania swoich twarzy czy tożsamości. Nikt nie był w sanie zgadnąć kim byli. Po za Królem. Byli też najwierniejsi ze wszystkich.

Do Harrego podszedł dowódca ów formacji o czym świadczyło złote pióro przypięte do beretki. Zasalutował przed nim po czym stanął na baczność.

- Jesteśmy gotowi by eskortować Jego Wysokość do miejsca przeznaczenia - Odparł Dowódca 

- Dziękuje Dowódco - Powiedział Harry zaczerpując powietrza

Wstał wcześnie bo musiał spotkać się z Draco i omówić z nim ostatni etap spektaklu i przejęcia oficjalnej władzy w Brytanii. Dalej nie wielu wiedziało że to on jest władcą i dziś miało się to zmienić. Jednak o ile kilka dni temu myślał że jest gotowy tak teraz zwątpił w siebie. Jednak nie mógł zawrócić. Nie teraz. 

- A zatem... Ruszajmy - Odparł z serdecznym uśmiechem zasłaniającym jego podenerwowanie na co wszyscy zasalutowali

- Tak jest! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro