7
Wczesnym rankiem Artura Weasleya obudził łomot dochodzący od drzwi jego domu. Zaspany niechętnie spojrzał na zegar w pokoju który wskazywał dopiero godzinę 05:00. Prawie jęknął zrozpaczony bo planował że będzie spać jeszcze pół godziny a tu go ktoś wyrywa z łóżka. Przez chwile się nawet zastanawiał czy nie zignorować walenia jednak gdy to się nasiliło obudziła się Molly ze swojego mocnego snu.
- Co... Co to? Artur rób coś z tym - Mówiła zaspanym lekko zachrypniętym głosem
- Tak tak kochana - Ziewnął wstając niechętnie
Idąc do drzwi kilka razy o mało nie wpadł na drzwi czy framugi lub meble. Gdy w końcu je otworzył zmrużył oczy przez jaśniejsze światło panujące na zewnątrz niż w jego domu. Jednak widok nieproszonego gościa zaskoczył go.
- Amos? Mieliśmy się spotkać za godzinę
- Tak tak wybacz jednak jak wiesz... - Mówił wpraszając się do środka domu rozglądając po nim - przez zaistniałe okoliczności nasze plany z przed miesiąca musiały ulec zmianie
Podczas gdy Diggory rozglądał się po domu jakby czegoś szukając Weasley próbował zrozumieć znaczenie jego słow.
- Wybacz, nie rozumiem - Przyznał w końcu na co Diggory pokręcił głową wzdychając tak by Artur tego nie zauważył
- Arturze, przyjacielu - Odwrócił się do niego podchodząc - Znasz mojego syna - Wskazał na nastolatka stojącego w drzwiach i nie wiedzącego co ze sobą zrobić
- A tak, miło mi - Uścisnął chłopakowi rękę
- Cedrik - Przedstawił się
- Artur
- Także mój drogi - Kontynuował Dyggory - Myślisz że obecne władze pozwolą by ich król udał się do lasu i stamtąd deportował bez ich ochrony? - Czuć było że to pytanie retoryczne - Czytałem protokół, niedługo zjawi się tu Royal Militarum Guard lub King lub Royal Custodis Guard i go stąd zabierze - Mówił prawie że konspiracyjnie - Chciałem się z nim zobaczyć przed tym, rozumiesz?
- Tak tak, jednak oni jeszcze....- Nie dokończył gdyż mu przerwano
- Dzień... dobry?
W trójkę spojrzeli na głos dochodzący ze schodów. Zobaczyli tam Harrego w towarzystwie dwóch pokojówek które stały tuż za nim i złowrogo na nich patrzyły.
- Czy w czymś przeszkadzam? -Spytał Harry niepewnie schodząc na dół
- Ależ skąd, to zaszczyt pana poznać - Powiedział Amos łapiąc Harrego za prawą rękę i całując jak jakiejś pannie - Nazywam się Amos Diggory, jestem pracownikiem w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, to mój syn Cedrik Diggory - Wskazał na syna który podszedł do nich zakłopotany - Zapewne się znacie
- Tak, w zeszłym roku rozegraliśmy ten mecz - Powiedział z lekkim rozżaleniem - Miło cię widzieć - Uścisnął dłoń Cedrikowi - Dobrze graliście
- Daj spokój, chciałem powtórki, Dementorzy się wtrącili ale Wood uznał to za uczciwe zwycięstwo, jednak ja uważam że powinniśmy w tedy byli powtórzyć mecz
- Skromny i uczciwy - Zaśmiał się z dumą klepiąc syna po ramieniu pan Diggory zawstydzając Cedrika przed Harrym - To właśnie mój syn! - Mówił z nieodpartą dumą z syna
- Daj spokój tato, proszę... - Mówił zawstydzony Cedrik ale Amos ani myślał się opamiętywać
- Głowa Hufflepuffu, twarz Tego szlachetnego domu, najlepszy jego szukający w Historii! Silny! Mądry! Wysportowany! Ha! Moja duma!
Harry widział w Cedriku sygnały świadczące że mu głupio i przeprasza. Nie miał nic mu za złe. Słyszał plotki o tym jak ojciec Cedrika jest zapatrzony w syna i widać było jak bardzo mierzi go fakt że to Harry został Królem Magii a nie jego Syn którego uważał za ideał. Był z niego dumny i bezgranicznie wierzył w niego. Harry, mimo charakteru Amosa, zazdrościł Cedrikowi. Sam chciałby mieć takich rodziców. Cedrik może tego nie docenia jednak kiedyś zrozumie jak wiele ma czego Harry nie ma.
- Wasza Wysokość - Znikąd pojawiła się przy nich Ulmine strasząc wszystkich - Royal Custodis Guard przybyło
Harry z uśmiechem przytaknął.
- Dziękuje ci Ulmine i Octorbis za służbę
- To zaszczyt i nasz obowiązek - Ukłoniła się niżej okazując swe oddanie, i leszy widok na piersi
Ulmine pełniła role jego tajnego ochroniarza. Była ekspertką w dziedzinie ukrywania się i śledzenia, kamuflażu. Była też utalentowanym Magiem. Do niedawna była szeregowym pracownikiem w Departamencie Aurrorów jednak teraz, gdy Departament stał się jedynie policją, przeszła do Octosbis za swe niesamowite zdolności w kamuflażu. Cała ta organizacja żyła w cieniu u służyła jedynie Królom w tajemnicy. Byli tak ich strażnikami jak i ich źródłem wszelakiej w tym i tajemnej wiedzy.
A od wczorajszego incydentu z Fredem już od niej tak nie waliło.
Spojrzał na Amosa o Cedrika uśmiechając się serdecznie.
- Miło było pana poznać panie Dyhhrry, i ciebie Cedrik, mam nadzieje że pogadamy kiedyś jeszcze -Mówił żegnając się
- Tak, ja też - Rzucił na pożegnanie Cedrik
Harry wiedział że nie ma czego się obawiać ze strony Cedrika a nawet miał co do niego nadzieję. Być może nadawał się by być jednym z Rycerzy jego osobistej Gwardii? W każdym razie wydawał się dobrym kandydatem, mimo że jego ojciec nie przypadł mu do gustu.
Prze wyjściem stanął przed panem Weasleyem.
- Mam nadzieje że się niedługo zobaczymy - Powiedział Harry z uśmiechem
- To samo Harry - Uścisnął mu dłoń i energicznie potrząsnął z szerokim uśmiechem - Powodzenia
Harry jedynie w odpowiedzi się uśmiechnął. Był wdzięczny jemu i Molly że traktowali go tak dobrze, jak by był częścią ich rodziny. Więc w równym stopniu odczuwał też smutek. Wiedział bowiem że ich teraz utraci. A w każdym razie nic już nie będzie takie samo.
Wychodząc na dwór od razu jego oczom ukazał się szereg 30 ludzi stojących przed wejściem do Nory. Wszyscy nosili połyskujące złotem Beretki i mieli Charakterystyczną przypinkę czarnego pioruna do nich przyczepione n wzór jego blizny. Wszyscy byli ubrani w długie płaszczę sukienne uszyte z grubego materiału w kolorze czarnym. Mieli zawiedzoną złoto białą szarfę. Wszyscy mieli czarne rękawiczki, czarne spodnie i czarne glany. Na twarzach nosili niewielkie czarne maski jak te noszone na karnawałach w Wenecji. Były jednak zaczarowane. Nie sposób było ich rozpoznać mimo że zasłaniały w zasadzie jedynie część twarzy. Gwardziści słynęli z nieujawniania swoich twarzy czy tożsamości. Nikt nie był w sanie zgadnąć kim byli. Po za Królem. Byli też najwierniejsi ze wszystkich.
Do Harrego podszedł dowódca ów formacji o czym świadczyło złote pióro przypięte do beretki. Zasalutował przed nim po czym stanął na baczność.
- Jesteśmy gotowi by eskortować Jego Wysokość do miejsca przeznaczenia - Odparł Dowódca
- Dziękuje Dowódco - Powiedział Harry zaczerpując powietrza
Wstał wcześnie bo musiał spotkać się z Draco i omówić z nim ostatni etap spektaklu i przejęcia oficjalnej władzy w Brytanii. Dalej nie wielu wiedziało że to on jest władcą i dziś miało się to zmienić. Jednak o ile kilka dni temu myślał że jest gotowy tak teraz zwątpił w siebie. Jednak nie mógł zawrócić. Nie teraz.
- A zatem... Ruszajmy - Odparł z serdecznym uśmiechem zasłaniającym jego podenerwowanie na co wszyscy zasalutowali
- Tak jest!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro