4
Nad Rodową posiadłością dopiero co wstawał nowy dzień. Jednak dla jego mieszkańców jasnym było że ten różni się od poprzednich. Nastąpiła ogromna, diametralna zmiana.
Czuł to też Draco. Zmiana którą wyczuł była ogromna, ciągle jakby narastała i nie pozwalała się ignorować. Więc już od ponad godziny siedział przy niewielkim biurku wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Jego włosy były w nieładzie a oczy podkrążone, zapewne z niewyspania. Jednak nie przejmował się tym. Nie teraz.
Wyczuwał to w Magii, czuł jakby... to coś znajdowało się w powietrzu. Mówiło mu to uczucie fizyczne jak i mentalne. Czuł się... Oczyszczony. Jak by magia płynąca w jego ciele od narodzin dostąpiła oczyszczenia. Czuł się swobodnie, lżej ale nie zmieniało to faktu że był zdezorientowany. Co spowodowało tą zmianę? Pytał sam siebie.
Wtem obok siebie usłyszał trzask aportaci. Spojrzał w tamta stronę i ujrzał skrzata, Futka, jego osobistego skrzata.
- Paniczu Malfoy, sir - Pokłonił się okazując szacunek swojemu panu
- Czego chcesz? - Syknął nie okazując pogardy dla stworzenia
I nagle poczuł... Jakby ukłucie. Lekkie, mało bolesne ale dające o sobie znać. Szybko jednak to zignorował i skupił uwagę na skrzacie.
- Tak sir, panicza Szanowna Matka prosi by zszedł pan ubrany do salonu, sir, panie sir - Kajał się przed nim trzęsąc się ze strachu
Draco jęknął w pierwszej chwili ale szybko odzyskał rezon. Matka prosi go w momencie gdy czuł że dzieje się cos dziwnego? Czyżby się zdarzyło cos więcej? Nagle naszło go na coś czego po sobie nie spodziewał.
- Frutku?
- Ttak panie, sir? - Skrzat jakby skulił się jeszcze bardziej
- Powiedz, czy wyczuwasz coś... w magii..., coś.... nietypowego?
Skrzat przez chwile milczał. Jakby zastanawiał się nad słowami swojego pana. Draco już miał zrezygnować z dalszego pytanie kiedy skrzat się odezwał.
- Magia sir... - Draco spojrzał na niego - ... Magia... jakby... zmieniła się.... zmieniła, tak, zmieniła...
Draco ze zdumieniem patrzył na Skrzata Domowego. Jeśli nawet skrzat to wyczuł to musiało być coś poważnego na rzeczy. Gwałtownie wstał strasząc tym skrzata co go zirytowało.
- Wynoś się i powiedz matce że niedługo zejdę śmieciu! - Bezceremonialnie kopnął go w głowę
- Tak sir - Zniknął z jęknięciem bólu
Nie ból więc w stanie zobaczyć nagłego grymasu bólu który ogarnął Draco. Wziął się z okolic serca. Zawał? Wystraszył się Draco. Jednak wiedział że to nie było to. To było coś innego, o podłożu magicznym. Tylko czym?
Gdy ból w końcu przeminął uznał że nie ma innego wyboru jak uda się na dół gdzie wezwała go matka i liczyć na to że uzyska tam odpowiedzi na swoje pytania.
Przyszykowanie się Draco zajęło kolejną godzone. Umycie się, uczesanie, nawilżenie skóry, zgolenie włosów z ciała, wybranie ubrań. Zwykle zajmowało mu to 3 razy więcej czasu, co najmniej ale tym razem czuł że musi się śpieszyć. Coś podpowiadało mu żeby się śpieszył. By był jak najszybciej gotowy.
Przed wyjściem obejrzał się w lustrzę. Prezentował się nad wyraz dobrze. Ciemna Marynarka, ciemne spodnie, ciemne pantofle. Ciemny z pewnością wspaniale współgrał z jego Jasnymi Włosami, Prawie białą cerą i Szarymi oczami. Do tego krawat przeplatany ciemnymi i zielonymi pasami. A wszystko wieńczył Rodowy Pierścień Następcy Rodu. Cały ze szczerego srebra uwieńczony 50 karatowym zielonym szafirem. Był dumny z efektu który uzyskał w mniej niż godzinę. W pełni usatysfakcjonowany własnym wyglądem skierował się na spotkanie z matką.
Po wyjściu pokoju szedł korytarzem wypełnionym gobelinami i obrazami jego przodków jak i przyjaciół rodziny i im podobnych. Ci co prawda patrzyli na niego, jak zawsze gdy tędy przechodził. Nie dawali o sobie zapomnieć. Ich wzrok zdawał się wwiercać w duszę i poznawać jej tajemnice. Zawsze tak bardzo irytujący... Ale nie tym razem.
Teraz obrazy, mimo że wpatrzone w niego, były jakby nieobecne. Ich myśli zmącone, rozproszone. Patrzyły na niego ale jakby jednocześnie tego nie robiły. To było... inne, niecodzienne.
W końcu doszedł do wielkich schodów prowadzących do salonu. Zszedł nimi powoli. Następnie udał się do salonu. Tam oczekiwała już na niego Matka siedząc na skraju kanapy. Zdawała sie zdenerwowana. Minęło kilka sekund nim go zauważyła a Draco zdążył już podejść dość blisko niej.
- Draco - Powiedziała nagle ale opanowanym głosem wstając i podchodząc na kilka kroków do swojego syna
Dzieliło ich teraz zaledwie 5 kroków a Draco był w stanie zobaczyć w jak emocjonalnie chwiejnym stanie jest jego matka. Chciał zadać kilka pytań. le milczał. Wiedział że tak czy inaczej niedługo wszystkiego się powinien dowiedzieć.
- Wyczułeś to - Powiedziała po czym dodała dal pewności - Zmiany w magii
Draco lekko przytaknął jednak się nie odezwał. Milczenie jest czasem lepszą opcją od tysiąca słów. W tym przypadku o wiele lepszą.
Jego matka wyczuła w tym prośbę o dalsze wyjaśnienia więc kontynuowała.
- Wczoraj w nocy stało się coś co nie wydarzyło się od 5 wieków - Powiedziała prostując się dumnie patrząc Draco prosto w oczy jedna w jej oczach dostrzegł... obawę - Magia obrała nowego króla - Odparła i to w zupełności wystarczyło Draco
To wyjaśniało te dziwne zmiany w magii. Wyczuwalne nie tylko przez skrzaty ale i magiczne przedmioty. Dlatego od rana czul się tak dziwnie a zarazem, dobrze. Jedna rozumiał też obawy jej matki.
Jego ojciec, a przedtem jego dziad, poparli Czarnego Pana. Wierzyli że to jemu jest piane zostać kolejnym Królem Brytanii. Dopuścili się wielu czynów by mu to umożliwić. Ten jednak nie żyje a tu objawił się prawdziwy Magiczny Król. Obecnie najstarsze rodziny Czystokrwistych powstały za czasów panowania poprzednich królów. Po za kilkoma , takimi jak Ród Zabini, wszystkie dostały swoje tytuły od Magicznych władców. Jego Ród miał w swoim drzewie jednego z władców, z czego był niezmiernie dumny. Naturalnie stali na czele rodzin Czystokrwistych. A ów rodziny stały na straży tradycji Czarodziejów. Tradycji która w ostatnim czasie podupadła przez Mugoli i ich sympatyków w postaci miedzy innymi Weasleyów i Dumbledora.
Wszystko w imię czego czystokrwisci mordowali tysiące w tym stuleciu było podyktowane ochroną tradycji, ochroną Monarchii, ich wspólnego dobra, być i nie być. Popełnili wiele ciężkich i niewybaczalnych czynów. W obronie Magicznego społeczeństwa.
A teraz, prawdopodobnie, przyszedł czas ich zapłaty za ów czyny. Tego obawia się jego matka, i tego obawia się on sam.
Bilans krzywd jest ogromny. Jednak Draco, mimo łez pełnych strachu które cisnęły mu się do oczu, przyjmuje z otwartymi ramionami i godnością. Jego rodzina robiła to wszystko by nowy król mógł zasiąść na Magicznym Tronie, i dokonało się! Wysiłki te, tony przelanej krwi nie poszły na marne. Nadszedł czas rozrachunku. I był na to gotowy. Choć miał nadziję że przynajmniej kara nie będzie zbyt bolesna.
Jego Matka, nerwowo pocierając swoje dłonie, kontynuowała.
- Twój ojciec wrócił do domu krótko po tym jak to się stało - Wyjaśniła odruchowo spoglądając na kominek - A nie dalej niż półtorej godziny temu przybył Goblin z Gringotta prosząc twojego ojca by ten stawił się natychmiast w Banku - Spojrzała na syna wymownie ale żadne słowo nie opuściło już jej ust
- Rozumiem Matko - Westchnął Draco - Gobliny są strażnikami Królewskiego majątku, to jeden z powodów dla których zachowali swój Bank po tak licznych powstaniach przeciwko czarodziejom więc naturalnie są na tą chwilę powiernikami Monarchii
Jego matka skinęła głową a jej konciki ust uniosły się lekko w górę. Była dumna z wiedzy swojego syna. Świadomość że dobrze wychowała swojego syna dodawała jej otuchy w tym trudnym momencie. Jednak mimo wszystko dalej wewnątrz siebie pękała ze strachu. Nie o majątek, siebie czy nawet męża. Ale o swojego jedynego syna. O Draco.
- Ojciec powinien niedługo wrócić - Jej twarz wygięła się w grymasie - A przynajmniej powinien - Dodała cicho - Musisz być gotowy Draco - Powiedziała patrząc mu prosto w oczy - Obiecaj mi to - Powiedziała kładąc mu delikatnie ręką na piersi
Draco skinął lekko głową lecz nie był pewny czy zdoła dotrzymać tej obietnicy. Nigdy nie był zbyt odważny, szybko wpadał w panikę i dawał się ponieść nerwom. Jednak był na tyle zdeterminowany by zrobić wszystko by się na sam koniec nie skompromitować. Nie pozwoli by zapamiętano go poprzez jego tchórzostwo.
Wtem, ogień w kominku buchnął na zielono. Z ów ognia wyłoniła się postać. Był to Lucjusz. Draco przyjrzał mu się. Spodziewał się ujrzeć twarz zmęczoną a w oczach dojrzeć smutek. Jego ojciec bowiem nigdy nie dał by po sobie poznać nawet najgłębszego załamania, nawet rodzinie. Jednak ze zdziwieniem odkrył że jego ojciec jest daleki od złości czy smutku. Nie, on nie rozpaczał. Nie bał się. On... Był podekscytowany. Skołowany spojrzał na matkę. Nawet ona była zaskoczona takim obrotem sprawy.
- Doskonale Draco - Podszedł rzwabym, szybkim krokiem do do swojego syna i mocno złapał go za ramię - Wybrałeś doskonały styl, nie za krzykliwy, nie za biedny, na tą okazję doskonały - Mówił niemal tryskając entuzjazmem choć dla osoby postronnej ton ów mógł wydawać się nieszczególnie pełnym emocji
- Kochanie?
Głos Narcyzy otrzeźwił nieco Lucjusza. Spojrzał na jej zaniepokojoną twarz i zrobił coś co zdarzało mu się robić niezwykle rzadko. Uśmiechnął się. Ale nie w sposób wymuszony, aktorski, ale szczerze.
- Spokojnie - Powiedział patrząc na nią lecz zwrócił się do obojga - Nie martwcie się, jest dobrze, a nawet lepiej
- Ojcze? - Tym razem odezwał się Draco nie potrafiący w ty momencie określić jakie uczucia się w nim kłębią
-Synu! - Powiedział nagle odsuwając się od niego ignorując jego zaniepokojenie sytuacją - Naszą rodzinę spotkał Honor, Wysoki Honor! - Mówił i jakby dla podkreślenia znaczenia tych słów uniósł swoją laskę na wysokość ich twarzy lekko nią potrząsając
- O czym mówisz? - Spytała Narcyza lekko nieprzytomnym głosem
Ten stał się jakby jeszcze bardziej dumny z siebie niż był wcześniej. Stanął przed nimi dumnie by po kilku chwilach przemówić.
- Miałem przyjemność dostąpić audiencji u jego Wysokości - Powiedział czym sprawił że Narcyzie i Draco na chwile zabrakło tlenu w płucach - Mimo, początkowych obaw - Lekko skrzywił się na to wspomnienie - Ostatecznie otrzymałem, my otrzymaliśmy, ofertę którą nie mogliśmy i nie zamierzałem zlekceważyć ani odrzucić
- Ale do rzeczy, o czym mówisz? - Ponagliła go Narcyza mając dość już tego przeciągania tematu
W oczach Lucjusza jakby pojawił się błysk. Ów wzrok spoczął po chwili na Draco przez co ten przełknął ślinę ze zdenerwowania.
- Król postanowił nam nam wybaczyć - Odparł dumnie - Wybaczyć i obdarować wspaniałym zaszczytem, nie - Pokręcił głową - To ciebie Draco, postanowił nim nagrodzić - Draco stał przez chwilę bez ruchu a po paru chwilach skinął głową na znak zrozumienia - Draco, Jego wysokość... Postanowił poprosić cię o twoją rękę
Świat w oczach Draco niesłychanie się skurczył. Zrobiło mu się niesłychanie gorąco a otoczenie stawało się niesamowicie ciemne. Po chwili stwierdził że wali swoje wcześniejsze postanowienia o dumie. Nie miał na to siły. Upadł na ziemię i stracił przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro