Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

W ciemną cichą noc na parapecie swojego pokoju na ulicy Privet Drive 4 siedział Harry Potter. Minę miał zamyśloną, zadumaną. Wpatrywał się w gwiazdy migoczące na niebie jakby próbował znaleźć w nich odpowiedzi na swoje pytania. A miał ich wiele. 

Przede wszystkim zastanawiał się dlaczego Dumbledore kazał mu tu wrócić. Do wujostwa które go nienawidziło i gnębiło? Ten sam człowiek który zdawał się go traktować jak własnego wnuka. Nie łudził się że mógłby zamieszkać z Syriuszem. Gdyby Ministerstwo się dowiedziało... Wolał nawet o tym nie myśleć. Jeszcze jednak niedawno myślał że mógłby zamieszkać z Weasleyami. No właśnie, myślał. 

Jeszcze w szkole przypadkiem podsłucha jak Ron żali się Hermionie że jak to mniej więcej powiedział powiedział, "Lubi Harrego ale jego towarzystwo nie jest już tak fajne jak kiedyś i że chyba zerwał by z nim trwały kontakt gdyby nie namowy Dumbledora do kontynuowania tej przyjaźni" na co ku zaskoczeniu Harrego odparła spokojnie " że się z nim zgadza i że znajomość z Harrym przeszkadza jej w nauce ale Dyrektor nalegał by kontynuować znajomość a Harry bywał taki niewinny że w sumie chyba tylko z litości się z nim zadaje".

Harry był w tedy załamany. Uciekł stamtąd do pobliskiej pustej klasy. Nie płakał ale kilka łez smutku i tak wyleciało z jego oczu. Byli z nim z litości? Już by wolał usłyszeć że są z nim dla pieniędzy czy czegoś tam! Ale litości... Harry nie potrzebował litości. Zaczynał się zastanawiać czy wszyscy Weasleyowie tacy są a nawet zaczyna być o tym przekonany ale w tedy do klasy weszli Georg i Fred i rozwiali te wątpliwości. Ale nie zabawnymi docinkami. Byli nadzwyczaj poważni. Podeszli w tedy do Harrego i objęli go w silnym szczelnym uścisku. Powiedzieli że też słyszeli rozmowę Hermiony z Ronem i zapewnili że nie są jego przyjaciółmi z litości czy czegokolwiek. Później... No cóż, sprawy poszły w niezbyt spodziewanym przez Harrego kierunku. Pierwsze pocałunki... Pierwszy Sexs z Bliźniakami... Oczywiście wiedział że nie było to coś zobowiązującego. W trójkę o tym wiedzieli. Oboje okazali się wspaniałymi ludźmi. Po wszystkim pomogli mu się ubrać i nie odstępowali przez resztę dnia którą spędzili w Hogsmeade. Wrócili w tedy starzy dobrzy rozrabiający Bliźniacy. Nie traktowali go obojętnie, rozbawiali i cieszyli się dniem. Był to ostatecznie jeden z najszczęśliwszych dni w życiu Harrego. 

Mimo wszystko zdrada przyjaciół wciąż bolała a jeszcze bardziej bolała świadomość że musi udawać o tym że nic nie wie. Nie umiał kłamać. Nie lubił tego. Ale miał też zbyt dobre serce. Nazbyt. 

Zobaczył jak na dole rozbłysło światło. Wiedział że to oznaczało że goście, jacyś biznesmeni, postanowili udać się już do domu po kolacji u jego wujostwa. Słyszał jak się żegnali i jak Ciocia zamyka drzwi. Westchnął dość głośni i zaczął odliczać: Trzy... Dwa... Jeden...

- Dziwaku! Na Dół!

Herry poderwał się na ziemię i niechętnie ze znudzeniem wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Tam już czekał na niego Wuj.

- Dobra Bachorze, masz sprzątnąć ze stołu, resztki tego co znajdziesz to twoja kolacja, pozwlalm ci wziąć tależ i zabrać jedzenie do pokoju ale masz wcześniej nam zrobić kolacje, dziś lekko, jajecznicę z samego jajka, dla mnie i Petuni a dla Dudleya pieczony Schab i Frytki, jasne? 

- Tak wujku ale mrożone Frytki się skończyły cztery dni temu, muszę naskrobać ze zwykłych a to troch zajmie - Odparł potulnie nie chcąc mieć kłopotów

- Mogą być, byle smakowały mojemu synowi - Odpowiedział twardo - Do roboty

W tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Zaskoczony Veron spojrzał na nie. 

- Czyżby czegoś zapomnieli? - Spytał sam siebie 

Podszedł do drzwi i spojrzał przez Judasza. W tym momencie podeszła do niego Petunia.

- Kochanie, czy coś się stało?

- Ktoś zadzwonił ale nikogo nie widzę - Odparł i po chwili odblokował drzwi i je otworzył

Oboje wyjrzeli za nie i zamarli.

- Dzień dobry - Przywitał się ktoś niskim głosem - Nazywam się Gryfek a to Szanowny Dyrektor Hoover i sekretarz Lubis, reprezentujemy Bank Gringotta

Jego wujostwo nic, tylko stoi i tępo wpatruje się w Gobliny. Nagle pierwsza odzywa się, a nie, drze się jego ciotka. 

- Gadające zmutowane szczury! - Wrzeszczy a Harry myśli, no debilka - VERON ZABIJ JE! ZABIJ! -Kompletna Kretynka

Veron już sięga po szczotkę stojącą przy wejściu. Widząc to Harry szybko podbiega i wpycha się między wujostwo.

- Przestańcie! - Krzyczy i odpycha na bezpieczną odległość od Goblinów - Powariowaliście! To Gobliny a nie jakieś byle robaki które można przypadkiem zdeptać!

Wujostwo w szoku. Patrzą po sobie zdziwieni. Harry jeszcze nigdy im nie pyskował, przynajmniej nie tak mocno. 

- Pan Potter - Odezwał się najstarszy Goblin będący Dyrektorem - Jak Dobrze pana widzieć 

- Dziękuje panu - Uprzejmie się ukłonił - Czym zawdzięczam tą miłą wizytę? - Spytał lekko się kłaniając gdyż wiedział że z Gringottem lepiej mieć jak najlepsze stosunki 

- Witam, my naturalnie do pana, mamy wieści najwyższej wagi - Odparł Goblin

 - Najwyższej wagi? - Zaniepokoił się Harry - Czy coś się stało?

- Nie nie - Szybko uspokoił  go Goblin - Przynajmniej nic złego  - Dodał spokojniej - Proszę się z nami udać do Gringotta, nie ma czasu do stracenia

Nim jednak Harry mógłby pomyśleć o czymkolwiek Veron ryknął.

- On nigdzie nie idzie! 

- Nie ma już pan prawa o tym decydować! - Odparł równie mocno 

- Nie będzie jakiś Gnom o tym decydował - Mówiąc to zapał Harrego mocno, zbyt mocno, za ramię

- Ja... Gonom!? Ty go słyszysz Lubis!? Toż to zniewaga! 

- Przestańcie! - Kżyknał Harry wyrywając się z uścisku Wuja

- Bachorze! - Ryknął - Albo tu wracasz albo więcej nie licz że znajdziesz tu schronienie! - Odparł Veron u uśmiechnął się tajemniczo - Ciekawe co pomyślą o tobie twoi ceni dziwacy

Harry skamieniał. Co prawda nienawidził swojego Wujostwa i nie chciał mieszkać na ulicy. Co miał zrobić? Tak po prostu zbuntować się? Dumbledore i tak go tu odeślę a w tedy będzie miał większe piekło w tym domu niż teraz! Już chciał wrócić ale w tedy powstrzymał go Gryfek.

- Nie musisz już - Odparł twardo

Harry nie rozumiał. Jak to nie musiał? Prawo tego wymagało! Musiał i nie miał wyboru!

- Ma racje - Poparł Gryfka Dyrektor Hoover - Proszę za mną panie Potter, obiecuje że nie będzie pan żałował

Harry zaskoczony nie miał zamiaru protestować. O świecie Magii co prawda wiedział niewiele ale to że Gobline nie rzucają słów na wiatr wiedział aż za dobrze. Jak każdy czarodziej. Ruszył więc za Goblinami mimo krzyków wujostwa by wracał. Miał ich gdzieś. Nie był tego pewien ale wierzył że cokolwiek by zrobił czeka go los lepszy niż gdyby został u Durlslejów. 

Ale nawet on nie mógł wiedzieć że po raz ostatni widzi ten dom jako tylko Harry James Potter. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro