rozdział trzydziesty drugi 🏝
Louis tylko odrobinkę trząsł się podczas lotu helikopterem. Dziękował, że obok niego siedział Harry, który pocieszająco ściskał jego dłoń i posyłał małe uśmiechy. Tomlinson czuł się naprawdę przestraszony, a z tyłu głowy w dalszym ciągu miał poprzedni lot. Jego myśli krążyły wokół rozbicia się na kolejnej małej wyspie lub coś gorszego. Dlatego poczuł naprawdę wielką ulgę, kiedy helikopter wylądował, a jego stopy dotknęły betonu. Nie mógł oderwać spojrzenia, które od razu powędrowało na wszystko dookoła. Jednak Steve, pilot i ratownik, który zabrał ich z wyspy, nie dał mu nacieszyć oczu zbyt długo. Natychmiast po opuszczeniu śmigłowca, wepchnął trójkę rozbitków do czarnego samochodu i nakazał kierowcy zawieść do szpitala. Właśnie dlatego znaleźli się na szpitalnym korytarzu, czekając na lekarza.
- Poinformowaliśmy waszego pracodawcę i niedługo powinien być. - Steve stał nad Louisem i Harrym i wpatrywał się w nich.
Louis podniósł wzrok ze swoich kolan i spojrzał na Steve'a. Czuł, że jest ogromna szansa, że rozpłacze się jak małe dziecko, kiedy zobaczy swojego najlepszego przyjaciela. Już teraz czuł, jak jego żołądek ściskał się nerwowo i powodował jeszcze większe zdenerwowanie. Szatynek chciał odwrócić się w stronę Harry'ego, który siedział obok niego, a ich kolana się stykały, jednak Sam go wyprzedził.
- Ja wychodzę - oznajmił w końcu i odepchnął się od ściany, o którą się opierał. - Nic mi nie jest, więc nie mam po co tutaj czekać. Wielkie dzięki za ratunek, ale naprawdę muszę już iść. Trochę wam to zajęło, ale liczy się sam fakt.
Brwi Louisa uniosły się, kiedy usłyszał słowa Sama. Od czasu ratunku, szatynek unikał spojrzenia bruneta, nie będąc w stanie patrzeć na podejrzaną twarz bruneta. Tomlinson miał nadzieje, że Sam wyjdzie ze szpitala i cały temat z nim związany zostanie zamknięty. Miał zamiar zapomnieć o wszystkim i wszystkich rozmowach, w których Sam wspominał o Liamie. Może Sam po prostu się zgrywał i tak naprawdę nie znał Liama?
- Musi zbadać cię lekarz. - Steve odwrócił się przodem do Sama. Brunet już w pierwszym kontakcie podpadł ratownikowi i mężczyzna nie darzył go dużą sympatią.
- Nie musi - Sam wywrócił oczami i wykonał parę kroków. - Jak coś mi będzie, na pewno skontaktuje się z lekrzem. - Na twarzy bruneta pojawił się złośliwy uśmiech, po czym podszedł bliżej krzeseł, na których siedział Louis i nachylił się nad nim. - Do zobaczenia niedługo, Louis - mruknął, po czym jak nigdy nic, odwrócił się na pięcie i odszedł. Nie odwrócił się ani razu, zostawiajac zdezorientowanego Louisa i Harry'ego, który wpatrywał się w plecy Sama.
- Co kurwa? - To były jedyne słowa, które w stanie był wypowiedzieć Harry.
Louis pokiwał tylko głowa, całkowicie zgadzając się z zielonookim. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Sam wcale się nie zgrywał i napewno to nie jest jeszcze koniec.
Szatyn nerwowo potarł dłońmi spodnie, a z jego gardła uciekł rozdygotany oddech. Nie chciał nawet myśleć o całej sytuacji, ale w jego głowie, słowa Sama odbijały się niczym echo i szatyn miał ochotę wyrywać sobie włosy z frustracji.
W pewnym momencie drzwi gabinetu otworzyły się, a na korytarz wyszła starsza pielęgniarka z upiętymi czarnymi włosami. Jej spojrzenie zatrzymało się na Tomlinsonie i Harrym, którzy podnieśli się z krzesła jednocześnie.
- Zapraszam - oznajmiła i przesunęła się w drzwiach, aby zrobić miejsce. Louis i Harry jednocześnie wykonali krok do przodu, gotowi wejść jednocześnie do gabinetu, jednak zatrzymał ich głos pielęgniarki. - Pojedynczo.
Louis spojrzał na Harry'ego i kiwnął głowa w stronę drzwi, przepuszczając go. Styles jednak zmarszczył brwi i ułożył swoją dłoń na łopatce szatyna.
- Ty idź pierwszy. - Delikatnie popchnął niższego mężczyznę i posłał mu uśmiech. - Ja poczekam.
Louis nie miał siły się sprzeciwiać i wolnym krokiem wszedł do gabinetu, aby zobaczyć się z lekarzem.
• • •
Po trzydziestu minutach Louis mógł opuścić gabinet lekarski, jednak lekarz kazał mu poczekać na pielęgniarkę, które zawiezie go na prześwietlenie. Doktor Spring, ordynator oddziału, bardzo przyłożył się do swojej pracy i nie pozwolił Louisowi na wzięcie zwykłych tabletek przeciwbólowych na jego zranioną kostkę. Stanowczo zdecydował, że Tomlinson nie może opuścić budynku szpitala bez prześwietlenia.
Szatyn miał spuszczoną głowę i nie podniósł wzroku, kiedy drzwi się za nim zamknęły. Chciał iść i usiąść na swoim dawnym miejscu i życzyć Harry'emu powodzenia z męczącym lekarzem, jednak zanim zdążył to zrobić, ktoś objął go mocno ramionami i przyciągnął do klatki piersiowej. Pierwszą myślą szatyna było natychmiastowe odepchnięcie tego kogoś, jednak wtedy nieznajomy odezwał się.
- Jezu, Louis!
Na twarzy szatyna pojawił się szczęśliwy uśmiech, kiedy rozpoznał głos Zayna. Od razu owinął ramiona wokół szerokich ramion Malika i schował twarz w zagłębieniu jego szyi. Czarnowłosy mocno trzymał niższego i pozwolił, aby jego ciało zalała fala ulgi, kiedy usłyszał cichy chichot Louisa.
- Jak się czujesz? Wszystko dobrze? - zapytał Malik i odsunął się od szatyna na odległość ręki. - Nic ci nie jest? Jezu, ostatni raz gdziekolwiek cię wysłałem, obiecuje! Teraz Warner będzie jeździł i załatwiał sprawy. - Zayn nawijał jak szalony i Louis nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Tak bardzo brakowało mu przyjaciela i nareszcie mógł go spotkać.
- Wszystko w porządku, Zee - wymamrotał Louis i posłał mulatowi uśmiech - Tak się cieszę, że w końcu cię widzę - dodał i jeszcze raz przytulił się do przyjaciela. Czuł kłujące łzy, które pojawił się w jego oczach, ale nie pozwolił im wypłynąć.
- My też, Lou. - Malik uśmiechnął się. Nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo ulżyło mu na widok przyjaciela i pracownika.
- Teraz pana kolej, panie Styles. - Pielęgniarka ponownie pojawiła się korytarzu i zaprosiła Harry'ego gestem dłoni do środka.
Louis przeniósł swoje spojrzenie z Zayna na zielonookiego loczka, który wstał z krzesła i skierował się do gabinetu. Szatyn kompletnie zapomniał o Harrym, ale mógł dostrzec miły uśmiech na jego twarzy. Tomlinson sunął wzrokiem po Stylesie aż do momentu, w którym zniknął w gabinecie.
- A pana, panie Tomlinson, zapraszam na prześwietlenie. Zaraz do pana wrócę, tylko pójdę po wózek. - Pielęgniarka uśmiechnęła się lekko, po czym szybkim krokiem oddaliła się od dwójki przyjaciół. Louis przeniósł swoje spojrzenie na Zayna, który wpatrywał się w niego.
- A Nialla nie ma? - Louis rozejrzał wie po korytarzu i lekko posmutniał, kiedy nigdzie nie zobaczył bruneta.
- Prawdopodobnie utknął w korku. Zadzwoniłem po niego od razu po otrzymaniu powiadomienia, ale wiesz jak to jest w Londynie. - Na twarzy Zayna w dalszym ciągu utrzymywał się uśmiech. - Powinien niedługo się pojawić.
Louis pokiwał głową w zrozumieniu i spuścił wzrok na szpitalną podłogę. Przygryzł delikatnie swoją wargę, wahając się nad następnym pytaniem, które chciał zadać.
- A - zaczął cicho i uciekł wzrokiem od mulata. Spojrzenie niebieskich oczu zatrzymał dopiero na oknie, które było delikatnie uchylone. - A Liam? Wie, że jestem w Londynie i w ogóle?
Szczerze mówić, Louis nie wiedział czego się spodziewał. Nie chciał jeszcze rozmawiać z Liamem, ale z drugiej strony był ciekawy czy Payne chociaż trochę się przejmował. Jedyne czego Tomlinson chciał, to położyć się do łóżka i zapaść w długi sen. Chciał się najeść i porządnie wyspać.
- Napisałem mu wiadomość, ale nie wiem czy ją odczytał. - Zayn spojrzał ze zmartwieniem na Louisa i ułożył swoją dłoń na jego ramieniu. - Ostatnio był dziwny, dlatego zabieram cię później do mnie i Nialla. Strasznie schudłeś i musimy o ciebie zadbać. - Oznajmił Zayn i ponownie przyciągnął Tomlinsona do uścisku. - Przepraszam. To przeze mnie to wszystko cię spotkało - wymamrotał cicho Malik w ucho Louisa i wzmocnił swój uścisk.
Szatyn pokręcił energicznie głową i uchylił wargi, żeby zaprzeczyć, ale przerwała im pielęgniarka.
- Już jestem. Proszę usiąść, panie Tomlinson. - Kobieta zatrzymała się tuż przy dwójce i spojrzała na niższego wyczekująco.
Louis westchnął cicho i odsunął się o Malika. Posłał mi delikatny uśmiech i poczochrał go po idealnie ułożonych włosach.
- Potem pogadamy, Malik. Teraz musisz mi wybaczyć, ale mój rydwan czeka. - Zaśmiał się cicho, mając nadzieje, że Zayn się uśmiechnie. - Jak przyjdzie Niall, to pilnuj go, żeby nie wyjadł wszystkiego ze szpitalnego bufetu - dodał, kiedy usadowił się na wózku.
Malik pokręcił tylko głową, pozwalając aby na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech i obserwował oddalającego się Louisa i pielęgniarkę. Na dnie jego żołądka w dalszym ciągu było poczucie winy, a Louis miał zamiar zrobić wszystko, aby się go pozbyć. Być może z małą pomocą Nialla.
_________________________
Hi 🌻
Jak się macie na koniec wakacji? Jestem taka zadowolona, bo udało mi się kupić bilet na Alana Walkera i omg, nie mogę się doczekać!
Miłego wieczoru xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro