Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dwudziesty szósty 🌴

Sam kręcił się po gęstym lesie i nie bardzo wiedział co zrobić. Był totalnie rozbity przez wypadek i fakt, że o mały włos nie zginął, sprawiał że przechodziły go dreszcze. Jedyne co trzymało się w całości, był plan. Cały pomysł był idealny i nie zawierał żadnej luki, jednak nawet nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie mógł przewidzieć, że dojdzie do katastrofy lotniczej, ale nawet to, nie mogło sprawić, że jego plan upadnie.

Przez powoli panującą ciemność, nie wiele widział, jednak to nie przeszkodziło mu w dalszym chodzeniu po lesie. Nie mógł zostać na plaży razem z Harrym i Louisem, który doprowadzał go na skraj wytrzymałości. Zielonooki za każdym razem przypatrywał mu się z czystą nieufnością i lekką złością. Miał nadzieje, że Louis nie wspomniał o ich małej rozmowie. Wolał, żeby to pozostało między nim a Louisem i Liamem. To dotyczyło ich trójki i Sam już w głowie układał plan jak wszystko zdradzić w odpowiednim czasie.

● ● ●

Mijała kolejna godzina od kiedy Louis usiadł na piasku i zastanawiał się nad swoim marnym życiem, które zawaliło się tak nagle. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki wszystko posypało się jak domek z kart, nad którym pracował bardzo długo. W zamian tego, przebywał na bezludnej wyspie z uczuciem głodu, którego nie zaspokajały owoce i woda. Nawet Harry nie był już dla niego problemem tak jak sobie wyobrażał przed wylotem z Londynu. Od kiedy Zayn powiedział mu o podróży służbowej z Stylesem, miał ochotę rzucić prace i uciec gdzieś daleko, najlepiej w góry. Jednym z plusów, które wynikały z przebywania z Harrym, był fakt że naprawdę zaczął go doceniać. Dopiero w tym momencie, kiedy obserwował zielonookiego przy brzegu, zobaczył tą mniej irytującą część osobowości. Dopiero dostrzegł jego całkiem opiekuńczą  i odpowiedzialną stronę, dzięki której jeszcze nie wskoczył do wody i nie próbował dopłynąć do Londynu o własnych siłach.

Pierwszy raz od dawna ktoś był w jego stosunku troskliwy i traktował go naprawdę dobrze. Nawet nie pamiętał kiedy Liam zachowywał się jak dawny chłopak, w którym zakochał się Tomlinson. Payne stracił tą uroczą i kochaną cechę, jednak Louis nie zdawał sobie z tego sprawy. Prawdopodobnie był zbyt zapracowany i zrozumiał to dopiero w momencie, w którym Payne wrócił do domu z malinką po kłótni. Praca pochłonęła go w całości i nawet nie zorientował się, że całe uczucie, które kiedyś żywił do Liama, wygasło. Nie wiedział gdzie popełnił błąd, bo kiedyś mógłby wskoczyć dla niego w ogień, ale teraz nawet nie mógł się z nim dogadać. I do zrozumienia tego potrzebował totalnego odizolowania od całego świata i trochę empatii od drugiego człowieka.

Niebieskooki potrząsnął głową i odwrócił wzrok od pleców Harry'ego. W końcu udało mu się zobaczyć w nim dorosłego człowieka, który był zupełnie inny niż w liceum. Louis musiał przyznać, że Niall miał racje i musiał w końcu dorosnąć. A to, że potrzebował trafić na wyspę i ledwo przeżyć katastrofę lotniczą, był tylko drobnym szczegółem i Louis poczuł lekkie rumieńce wstydu na swoich policzkach, kiedy zdał sobie z tego sprawę.

- Co taki czerwony jesteś? - Usłyszał znajomy głos i zmusił się, żeby podnieść wzrok. Wzruszył tylko ramionami, kiedy napotkał zielone tęczówki Harry'ego. - Coś się stało? - zapytał i usiadł obok niebieskookiego.

- Nie, nie. - Louis uśmiechnął się lekko i trochę odsunął od Harry'ego. - Zastanawiam się czy nie ułożyć z gałęzi napis „pomoc", żeby był widoczny z powietrza, kiedy będą nas szukać. - Szatyn wzruszył ramionami, kiedy przybił sobie mentalną piątkę na szybką wymówkę.

Tomlinson zmarszczył brwi, kiedy do jego uszu dotarł śmiech Harry'ego. Był głęboki i przyjemny dla ucha, przez co Louis musiał powstrzymywać lekki uśmiech. Widział jak w policzkach zielonookiego loczka pojawiły się dołeczki, które zostały tak samo rozkoszne jak w czasach szkolnych. Nie żeby kiedyś zwracał na nie uwagę, ale rzucały się w oczy.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał i zwrócił całą swoją uwagę na rozbawionego Stylesa. Starał się nie brzmieć na oburzonego, ale nie potrafił tego ukryć.

- Naprawdę taki jest twój plan na nasz cudowny pobyt na wyspie? - zapytał loczek, kiedy przestał chichotać i spojrzał w oczy Louisa. - Wybacz, Lou, ale nie jestem pewny czy zauważą.

- To co zamierzasz zrobić? - zapytał szatyn, będąc lekko urażonym przez sposób w jaki jego pomysł został zdeptany. Jak dotąd nie zrobili nic, żeby zostać zauważonym przez służby ratunkowe, które na pewno ich poszukiwały, i Louis chciał w końcu coś zrobić. Zawalił, kiedy szukali źródła z wodą i zawalił w szukaniu jedzenia i nie chciał znowu obarczyć wszystkim Harry'ego, ale nie podobał mu się pomysł w jaki loczek potraktował jego pomysł.

- Jeszcze nie wiem. - Harry wzruszył ramionami i odwrócił wzrok od twarzy Louisa. Zielonookiego odrobinkę bawiło zdenerwowanie na buzi szatyna. Wyglądał jak zirytowany kotek z rozczochranymi włosami, które powoli się przetłuszczały. - Ale jeżeli chcesz, to nawet pomogę ci nazbierać gałęzi na napis - dodał po chwili, kiedy zapanował moment ciszy.

Louis prychnął oburzony i powoli zaczął podnosić się z ziemi, żeby pokazać w pełni swoje oburzenie i poszukać odpowiednich gałęzi, bo nawet jeżeli Harry sadził, że ten pomysł nie ma sensu, on i tak to zrobi.

- Oj, nie obrażaj się. - Harry złapał za rękę stojącego szatyna i pociągnął, aby ponownie usiadł. Louis zaskoczy przez nagłe i silne pociągnięcie, stracił równowagę i upadł na piasek. Jęknął cicho, kiedy jego ciało zderzyło się z podłożem i wywołało ból w posiniaczonym ciele Tomlinsona. Zrezygnowany szatyn zamknął oczy i nawet nie przejmował się piaskiem, który dostawał się pomiędzy jego włosy. - Boże, przepraszam! Nic ci nie jest? - Spanikowany Harry szybko nachylił się nad leżący szatynem i przyjrzał się jego twarzy. - Nie chciałem, żebyś się przewrócił.

Louis tylko jęknął i pokręcił głową, starając się wyrzucić z głowy myśl o tym, jak duże dłonie ma Harry. To nie był odpowiedni moment na takie rozmyślenia. Szatyn powoli podniósł powieki i wstrzymał powietrze, kiedy zobaczył jak blisko jest twarz Harry'ego. Tomlinson mógł dostrzec piękne oczy, których barwa przypominała idealnie zieloną trawę. Dostrzegł też ciemne i gęste rzęsy, które były niczym ramka wokół zielonych oczu loczka.

- Nic mi nie jest - wykrztusił w końcu, kiedy skończył zachwycać się twarzą Stylesa i uciekł wzrokiem. Szatyn uśmiechnął się i powoli podniósł się do pozycji siedzącej, zmuszając tym samym Harry'ego do odsunięcia się.

Harry pokiwał tylko głowa i odetchnął z ulgą, kiedy zajął miejsce obok Tomlinsona. Starał się wyrzucić z pamięci szaroniebieskie oczy.

- Wiesz, tak naprawdę to chciałem cię przeprosić - zaczął Harry, kiedy Louis pozbył się piasku ze swoich włosów. Już od jakiegoś czasu chciał przeprosić szatyna za to co działo się kiedyś w szkole i ostatnio w pracy. - Lubiłem zatruwać ci życie w szkole i patrzeć jak się wkurzasz. Byłeś wtedy uroczy i zabawny. - Harry zaśmiał się, ale od razy posłał przepraszające spojrzenie Louisowi. - Mieliśmy małe spięcia i nie byłem zbyt miły, dlatego wypada przeprosić. - Harry podniósł wzrok i spojrzał na Louisa, który wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi ustami. Styles miał ochote wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymał. Nie chciał ponownie spłoszyć Louisa.

Tomlinson przez chwilę analizował słowa Stylesa i nie mógł uwierzyć, że to właśnie on pierwszy zaczął taki temat. Jednak nie miał zamiaru narzekać i również przeprosić, bo też potrafił dać w kość.

- Też powinienem - zaczął i podrapał się po brodzie, na której pojawiło  się małe rozcięcie. - Byłem zarozumiały i zachowywałem się jak dupek, wiec przepraszam. - Louis posłał zielonookiemu nieśmiałe spojrzenie, po czym szturchnął loczka w ramie. - Swoją drogą, ty byłeś dużo bardziej denerwujący, Styles.

Harry zaśmiał się i pokręcił głową. Nie chciał kłócić się z szatynem i po prostu postanowił mu odpuścić. Miał nadzieje, że ich stosunki po tej rozmowie się poprawią. Styles naprawdę chciał, żeby on i Louis zostali chociaż przyjaciółmi.

- Niech ci będzie. - Przyznał Harry i wstał z piasku. Otrzepał spodnie, po czym podał rękę szatanowi i pomógł mu wstać. - A teraz chodź, poszukamy gałęzi zanim całkowicie się ściemni.

- Ha! Czyli mój plan jest dobry. - Louis puścił dłoń Harry'ego, kiedy zorientował się, że trzyma ją zdecydowanie za długo. Jednak nie chciał narzekać na tą sytuacje.

- Nie, ale lepiej będzie kiedy się czymś zajmiesz. - Styles posłał lekki uśmiech szatynowi i powoli podszedł na skraj lasu.

Louis jedynie wzruszył ramionami i poszedł za zielonooki. W głębi duszy też miał nadzieje, że jego relacje z Harrym się poprawią.






___________________________

Hi!

Rozdział po długim czasie, ale moja wena wyjechała na wakacje i ciężko mi skleić jakiekolwiek zdanie, przepraszam :(

Może ktoś chciałby się wymienić nazwa na tt? 🙊

Miłego wieczoru!! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro