Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dwudziesty czwarty 🌴

Louis co chwile potykał się o każdą gałąź, która wystawała spod ziemi. Szatyn z reguły nie był niezdarny, ale od czasu, kiedy Sam powiedział mu, że nie znaleźli się przez przypadek w tym samym samolocie, nie wiedział co myśleć. Kiedy już układał sobie w głowie całą zaistniałą sytuacje związana z katastrofą, Sam zawalił cała konstrukcje i ponownie zostały same fundamenty, na których musiał zacząć wszystko od nowa.

- Zawsze chodzisz jak łamaga? - zapytał brunet, kiedy kątem oka zobaczył, że Tomlinson ponownie się potknął. Niebieskooki wyłapał czystą wrogość w głosie mężczyzny i już miał odpowiedź na końcu języka, kiedy się powstrzymał. Jak narazie nie miał zamiaru wdawać się w jakiekolwiek dyskusje. Przynajmniej nie teraz, kiedy dowiedział się ważnych rzeczy, które jeszcze bardziej namieszały mu w głowie.

Tomlinson przełknął ślinę, kiedy Sam nagle przestał iść i gwałtownie odwrócił się w kierunku szatyna. Louis zatrzymał się, prawie wpadając na Sama. Skierował spojrzenie niebieskich oczu, w których wymieszane było zdziwienie z lekkim strachem. Coś w postawie bruneta mówiło mu, że sytuacja z nim jest poważniejsza niż się zdawało.

- Słuchaj - zaczął brunet i nachylił się w kierunku szatyna. Do ich uszu dochodził już szum fal i Louis wiedział, że są blisko plaży. Pierwszy raz cieszył się, że zobaczy Harry'ego. - Lepiej, żebyś nie wspominał o naszej miłej rozmowie twojemu koledze. Niepotrzebnie, żeby wiedział. Mam nadzieje, że się rozumiemy. - Na twarzy Sama pojawił się fałszywy uśmiech, po czym odwrócił się tyłem do Louisa i ruszył przed siebie.

Tomlinson stał przez moment i wpatrywał się w plecy bruneta. Mógł spodziewać się, że Sam nie będzie chciał, żeby ich krótka wymiana zdań wyszła poza ich dwójkę. Jednak Louis nie był pewny czy to dobry pomysł. Czuł, że może nie wytrzymać, a Harry był spostrzegawczy i z pewnością przyciśnie go do mówienia. Dopiero po chwili wrócił do rzeczywistości i szybkim krokiem ruszył w kierunku plaży. Czuł się koszmarnie przytłoczony nadmiarem wiadomości.

Szatyn ledwo wyszedł z lasu, a do jego uszu dotarły krzyki Harry'ego. Jego donośny głos był bardzo słyszalny nawet w miejscu, gdzie stał Louis. Ostatni raz przetarł oczy i podniósł wzrok. Jeżeli wcześniej Louis twierdził, że Harry był zły, kiedy oddalił się od niego podczas szukania strumyku i jedzenia, to teraz roznosiła go czysta wściekłość.

Jego włosy były jeszcze bardziej potargane niż rano, a w zielonych oczach Louis nie widział już tego spokoju co dotychczas.

- Gdzie ty, kurwa, byłeś? - zapytał, kiedy zatrzymał się tuż przed szatynem. Ich klatki piersiowe stykały się i cóż, nie powinno, ale Louisowi zrobiło się nagle gorąco. Harry zrzucił z siebie powłokę miłego i kochanego faceta, który od czasu do czasu rzuca złośliwe teksty i pokazał tą cześć, której Louis nigdy nie widział. - Tak trudno ci zrozumieć, że nie możemy się rozdzielać? Jak się zgubisz lub coś gorszego, to co zrobisz? Nie znasz tej wyspy i nie wiesz czego się spodziewać! Kiedy zaczniesz myśleć, Tomlinson?

Louis rozchylił wargi, żeby powiedzieć cokolwiek, jednak natychmiast je zamknął. Nawet nie chciał nic mówić i wkurzać Harry'ego jeszcze bardziej, a wiedział, że teraz każde słowo było na wagę złota. Spuścił zawstydzone spojrzenie i skrzyżował ręce za plecami. Wiedział, że znowu nawalił, ale strasznie stresował się wszystkim co się działo. Wyspa, brak ludzi i szans na ratunek, sprawiał że paraliżował go strach i nie potrafił normalnie myśleć. Musiał to zmienić. Nie tylko po to, żeby sobie udowodnić, ale też żeby Harry zobaczył jakakolwiek zmianę.

Harry westchnął głośno i złapał się za włosy. Zaczynał coraz bardziej wariować od nadmiaru myśli i głupich zmartwień.

- Przysięgam, że jeszcze jedna taka akcja to nie ręczę za siebie i zrobię ci krzywdę - dodał, kiedy Louis w dalszym ciągu bawił się piaskiem pod jego nogami. Szatyn pokiwał tylko głową i podniósł wzrok, żeby zobaczyć jak Harry wolnym krokiem odchodzi.

Niebieskooki westchnął i usiadł na piasku. Naprawdę nie wiedział co się z nim działo. Na codzień był naprawdę odpowiedzialny i rzetelny w rzeczach, które robił i obiecywał. Tego wymagała od niego praca. Zazwyczaj panował na swoimi emocjami i koniecznie musiał się ogarnąć. Jednak myśl, że prawdopodobnie utknęli tu na bardzo długo z Samem, który miał z nim problem. Dodatkowo nie wiedział czy Zayn zorganizował jakąkolwiek pomoc i co Liam ma wspólnego z Samem. To wszystko strasznie go przytłaczało. Nadal nie potrafił przyswoić faktu, że to wszystko się zdarzyło.

Szatyn wstał i odszukał wzrokiem Harry'ego, który siedział zaraz przy brzegu, przez co drobne fale moczyły jego ubranie. Tomlinson wziął głęboki wdech i jeszcze raz przemyślał czy dobrym pomysłem jest rozmowa z Harrym. Wiedział, że zielonooki jest na niego wściekły i naprawdę się nie dziwił. Gdyby ktoś jego kolejny raz zlekceważył i po prostu olał, straciłby cierpliwość już przy pierwszym razie. I dopiero kiedy stracił cierpliwość i nakrzyczał na niego, zrozumiał jakim uciążliwym i bezużytecznym problemem był.

Bez słowa usiadł na mokrym pisaku obok Stylesa i wbił spojrzenie w linie horyzontu. Nie zdawał sobie sprawy jak dużo czasu zajęło im chodzenie po lesie. Słońce wisiało nisko na niebie w otoczeniu szarych chmur, które mogły zwiastować deszcz. Louis kochał deszcz. Kochał wychodzić na długie spacery, kiedy krople uderzały w chodnik i moczyły jego ubrania. Jednak jeszcze bardziej kochał siedzieć przy oknie i obserwować z kubkiem gorącej herbaty i dobrą książką.

Kątem oka spojrzał na Harry'ego, który wpatrywał się w przelatujące ptaki. Przez głowę szatyna przeszła myśl czy powiedzieć Stylesowi o rozmowie z Samem. Zdecydował, że narazie po prostu pomilczy. Nie chciał jeszcze bardziej zdenerwować zielonookego, a wiedział, że loczek jest cięty na bruneta. Chociaż bardzo chciał powiedzieć o wszystkim Harry'emu, który prawdopodobnie bardzo by mu pomógł.

- Masz racje - mruknął cicho Louis, kiedy ponownie wbił wzrok w horyzont. Czuł jak zimna woda delikatnie przedziera się przez materiał ubrań. Szatyn poczuł jak Harry skupia na nim wzrok i sam odnalazł zielone tęczówki. Zawsze uważał, że Harry ma wspaniały kolor oczu, ale nigdy nie odważył się mu tego powiedzieć. - Samowi nie można ufać i muszę zacząć myśleć. Wiem, że już to mówiłem, ale zobaczysz zmienę.

Jedyną odpowiedzią Harry'ego na słowa Tomlinsona, była cisza. Styles nie wiedział co powiedzieć, bo Louis był histerykiem i ciężko było uwierzyć w jego zapewnienia. Jednak wierzył, że potrafi się ogarnąć nawet w takiej chwili.

- Co się stało, że nagle zmieniłeś zdanie? - zapytał Harry, którego głos w dalszym ciągu był cierpki. - Jeszcze niedawno tak bardzo chciałeś go odnaleźć. - Może i Styles był trochę nieprzyjemny i ironiczny w stosunku do niebieskookiego, ale nie mógł nic na to poradzić. Louis sam zapracował sobie na takie traktowanie i nawet jeżeli Harry nie chciał go tak traktować, to nie mógł się przełamać, żeby przestać.

Louis odwrócił wzrok i nabrał w dłoń drobne i wilgotne drobinki piasku. Nie było sensu okłamywać Harry'ego i wiedział, że dla jego własnego dobra będzie lepiej gdy mu powie. Szatyn wzruszył ramionami i spojrzał na Stylesa. Czuł się trochę zagubiony przez całą sytuacje. Nie miał zielonego pojęcia skąd Sam miałby znać Liama i jakie mieliby ze sobą powiązania. Faktycznie, Liam był dziennikarzem i nie raz przez pod artykułami przewinęło się imię i nazwisko Liama, ale Payne nigdy nie wspominał o znajomosci z jakimś Samem.

- No powiedz. Chciałbym wiedzieć co takiego się stało, że zmieniłeś zdanie. - Harry delikatnie szturchnął szatyna ramieniem, żeby chociaż trochę przekonać go do mówienia. - Zrobił ci coś?

Louis gwałtownie pokręcił głową i wziął głęboki wdech.

- Nie, nie. Tylko jak wracaliśmy to powiedział mi coś dziwnego - mruknął Louis i zmarszczył brwi. Wiedział, że jeszcze długo nie dowie się o co w tym wszystkim chodzi. - On zna Liama.

Harry rozchylił usta ze zdziwienia. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Kojarzył chłopaka Louisa tylko w widoku i niektórych artykułów. I tylko na moment poczuł dziwny uścisk w żołądku na wspomnienie chłopaka szatyna. Chociaż miał wrażenie, że między tą dwójką dobrze się nie układa, to nie miał prawa się wtrącać.

- Skąd?

- Nie mam zielonego pojęcia. - Tomlinson wzruszył ramionami i zerknął na Harry'ego. Widział, że jest trochę zaskoczony całą sytuacją. - Dodał jeszcze, że nie przez przypadek znaleźliśmy się w tym samym samolocie. Nie wiem co o tym myśleć - wymamrotał po nosem.

Styles westchnął cicho i czuł, że wszystko się jeszcze bardziej skomplikuje. Tak naprawdę nie wiedział co ma o wszystkim myśleć, bo w jego głowie panował koszmarny mętlik. Niepewnie wyciągnął rękę i ułożył swoją dużą dłoń na plecach szatyna.

- Nie martw się tym na razie, Lou. Jakoś to ogarniemy i zobaczymy co da się zrobić. - Harry portał dłonią dolną część pleców Tomlinsona. Louis pokiwał tylko głową i przymknął oczy, kiedy poczuł ciepłą dłoń na swoim ciele.

Między dwójka zapanowała cisza, która ani trochę nie była niezręczna. Doszło między nimi do małych spięć, ale tak naprawdę to Louis wiedział, że może liczyć na Harry'ego. I dopiero kiedy Louis tak siedział, poczuł ogromny głód, którego nie czuł przez całe to zamieszanie.

- Jak cię szukałem, to przy wejściu do lasu znalazłem krzak z owocami - mruknął Harry i pokazał głową w pewnym kierunku. - Narazie to musi wystarczyć, zanim nie wymyślę jakiegoś sposób na zdobycie innego jedzenia. I w jakiś dziki sposób udało mi trochę wyznaczyć ścieżkę do strumyka. - Styles posłał szatanowi mały uśmiech i wstał z piasku, a następnie podał rękę Tomlinsonowi.

Niebieskooki chciał już coś powiedzieć i przeprosić za to, że wszystko sam musiał zrobić, ale w tym momencie pojawił się Sam.

- O czym tak plotkujecie? - zapytał i spojrzał na Louisa, który nawet nie podniósł na niego wzroku.

- O niczym ważnym. - Harry posłał fałszywy uśmiech brunetowi i pomógł wstać Louisowi. - Może uda nam się rozpalić ognisko - dodał, kiedy otrzepał swoje mokre spodnie i ruszył wolnym krokiem przed siebie. Dał znak Louisowi, żeby ruszył za nim. - Nie przejmuj się. Niczego się nie dowie.

Louis pokiwał tylko głową i posłał Harry'emu wdzięczny uśmiech. Miał nadzieje, że słowa Stylesa się sprawdzą.





___________________________

Hejka!

Postaram się pisać dłuższe rozdziały, obiecuje! I może w następny pojawi się coś z punktu widzenia Zayna.

A Larry nam się powoli rodzi!

Miłego wieczoru xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro