Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dwudziesty 🌴

Louis pierwszy raz od dawna miał możliwość oglądania gwiazd. Miliona gwiazd, których w rozświetlonym Londynie nie było można dostrzec. I szatyn przewracał się z boku na bok, kiedy kompletna cisza nie pozwalała mu na zapadnięcie w sen, a od czasu do czasu, wpatrywał się w granatowe niebo.

Tomlinson czuł, że Harry też nie śpi. Jego oddech był nieregularny i Louis czuł, że Styles czuwa. Może powodem, przez który szatyn nie mógł spać, był jego pusty brzuch. Czuł jak głód daje o sobie znać. Przez całe zamieszanie i szok, który towarzyszył Louisowi po katastrofie, szatyn całkowicie zapomniał o jedzeniu. Wiedział, że z samego rana będą musieli iść w głąb wyspy i poszukać czegokolwiek jadalnego.

Chociaż szatyn czuł nieprzyjemny dreszcz, który pojawiał się za każdym razem gdy patrzył na skraj lasu, to wiedział, że muszą tam wejść. Leżąc w bezruchu Louis mógł obserwować wysokie drzewa, które w blasku księżyca sprawiały wrażenie lekko przerażających. Trafili na wyspę parę godzin temu, ale to nie zmienało faktu, że szatyn chciał już stąd uciec. Przerażała go sama myśl o byciu odizolowanym od całego świata. I on naprawdę nie wiedział jak poradzą sobie z Harrym.

Tomlinson przewrócił się na lewy bok i jęknął cicho, kiedy poczuł jak pod koszulkę dostaje się piasek. Cieszył się, że noce o tej porze roku nie należały do chłodnych i mimo lekkiego wiatru, który wiał znad wody, Louis nie marzł. Jedynym minusem, oprócz bezludnej wyspy, na której wylądował, był piasek. Wszędzie piasek. W spodniach, pod koszulką, we włosach i buzi. Jednak starał się to zignorować i zasnąć chociaż na krótki moment.

● ● ●

- Louis!

Tomlinson zamruczał pod nosem coś niezrozumiałego, kiedy poczuł jak ktoś szturcha go w ramię. Niebieskooki zignorował nieproszoną osobę, która próbował go wyrwać ze snu, podczas którego przyśniło mu się coś naprawdę głupiego i niemożliwego.

- Louis, wstawaj! - Duża dłoń złapała go za ramię i gwałtownie nim potrząsnęła. Jednak nawet to nie zmusiło Louisa do uchylenia powiek. Na oślep wyszukał obcą rękę i uderzył w nią. Nie chciał jeszcze wstawać. - Lou, no proszę cię. Musisz wstać.

Szatyn jęknął cicho i przewrócił się na plecy. Jego umysł przysłpnięty był jeszcze mgiełką przyjemnego snu, w który miał ochotę zapaść ponownie.

- Miałem głupi sen, Li - mruknął z zamkniętymi oczami. Z jego ust uciekł cichy śmiech, kiedy przypominał sobie zamglone obrazy. - Śniło mi się, że trafiłem z Harrym na jakąś pieprzoną wyspę i utknąłem tam. Jeszcze nigdy nie śniło mi się nic głupszego - dodał i podniósł ręce, żeby spokojnie przetrzeć oczy. Jednak kiedy tylko uchylił powieki, do jego oczu dostały się drobne drobinki piasku. Szatyn gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej i krzyknął cicho, kiedy energicznie tarł oczy, żeby pozbyć się niechcianych obiektów z oka.

- Co? - Harry zmarszczył brwi w zdziwieniu na marudzenie Louisa. Nie bardzo ogarniał o co chodzi, jednak podejrzewał, że jest to efekt niewyspania szatyna. Styles też miał problemy z zaśnięciem i szłyszał jak Tomlinson przerzucał się z boku na bok przez większość nocy. - Przestań trzeć - mruknął i kucnął obok szatyna, który w dalszym ciągu przecierał oczy.

- Harry? - Louis odciągnął dłonie od twarzy, kiedy do jego umysłu dotarł znajomy głos Stylesa. Jego niebieskie oczy było lekko załzawione od ciągłego tarcia, ale musiał zobaczyć czy to naprawdę Harry. - Co ty tu robisz? - Tomlinson zmarszczył brwi, jednak od razu zrozumiał.

Szatyn gwałtownie zerwał się na równe nogi i spanikowany rozejrzał się dookoła. Poczuł lekkie zawroty głowy, kiedy przekonał się, że jego sen nie był snem. Spuścił spojrzenie na Harry'ego, który patrzył na niego z dołu z niewyraźnym spojrzeniem. Harry wiedział, że Louis w dalszym ciągu w był w szkou, ale nie wiedział jak mu pomóc.

Louis westchnął cicho i pokręcił głową, będąc złym na samego siebie. Jak mógł być tak głupi, żeby myśleć, że to był sen?

- Przepraszam - mruknął cicho szatyn i podał rękę Harry'emu, żeby pomóc mu wstać. Styles pokręcił tylko głową i wstał z pomocą Louisa.

- W porządku. Jak ci się spało? - zapytał i otrzepał ubrania z piasku.

Tomlinson posłał mu posępne spojrzenie i wzruszył ramionami. Otrzepał dłonie i już czystymi, przetarł oczy. Przez mały szok i gwałtowną pobudkę, kompletnie zapomniał o piasku.

- Gdzie Sam? - Louis zmienił temat, kiedy rozejrzał się dookoła i niezauważył nigdzie mężczyzny.

Harry zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.

- Poszedł poszukać jedzenia i wody. My też powinniśmy. - Zielonooki odgarnął końcówki włosów z czoła. - Lepiej się nie rozdzielać, więc trzymaj się mnie, w porządku?

Louis pokiwał potulnie głową. Nie miał ochoty spierać się z Harrym. Styles miał rację, bo w przypadku stracenia z oczu drugiej osoby, byłoby kiepsko.

- A jak twoja noga? - Harry kucnął przed stojącym szatynem i delikatnie podwniął materiał podpartych spodni. Jego oczom ukazała się lekko sina kostka. Na szczęście opuchlizna zeszła i umożliwiała Louisowi normalne poruszanie się.

- Chyba w porządku - mruknął Louis, a na jego policzki wpłynął lekki rumieniec. kiedy zobaczył jak Harry przed nim klęczy.

Jezu, nawet w takiej sytuacji jego umysł zaćmiony był zboczonymi myślami, które powinny być na drugim lub dalszym planie.

Harry pokiwał głową i zignorował rumieńce szatyna, po czym wstał i wskazał głową na las.

- Chodźmy.

Szatyn pokiwał głową i wolnym krokiem ruszył za Harrym. Stwierdził, że będzie trzymał się z tyłu. Czuł, że Styles ma przywódcze zapędy i nie chciał wchodzić mu na ambicje. Widział też jak ziekonooki staje się coraz bardziej opiekuńczyć w jego stosunku i nie mógł tego nie docenić. Miał małe wyrzuty sumienia po tym, jak wczoraj go potraktował, ale miał zamiar jakoś to nadrobić.

- A jak zgubimy Sama? - zapytał Louis i podniósł spojrzenie na plecy Harry'ego, które z każdym ruchem pracowały.

- Szczerze mówiąc nie bardzo mnie to interesuje. - Harry odwrócił się i spojrzał na Louisa przez ramię. - Oddalił się od nas z własnej woli, więc nie widzę sensu, żeby się nim przyjmować. Jak będzie chciał, to wróci. Dla mnie, mógłby w ogóle nie wracać.

Louis pokiwał głową w zrozumieniu. Osobiście też nie ufał Samowi, ale też dziwnie, kiedy tak po prostu go ignorował.

Głupie wyrzuty sumienia.

- Okey. W takim razie prowadź. - Szatyn uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że szybko znajdą coś do jedzenia i strumyk ze słodką wodą.

Inaczej zbyt długo nie przetrwają.




_______________________________________

Miłego wieczoru xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro