Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział czternasty 🌴

Jedynym plusem, który w pewnym stopniu poprawiał samopoczucie Louisa, był fakt, że miał miejsce przy oknie. Nie był pewny czy dałby radę wytrzymać, gdyby siedział pomiędzy Harrym, a jakimś dzieckiem lub starszą panią.

Louis był z siebie zadowolony, że umówił się dużo wcześniej na lotnisku z Harrym, bo kiedy zobaczył ile osób czeka na odprawę, prawie upuścił swoją torbę z wrażenia. Jednak udało mu się wytrawać do końca. Nawet udało mu się ingorować wszystkie złośliwe i dziwne odzywki Stylesa, który odzywał się w najmniej oczekiwanych momentach.

- Jakbyś się nudził w samolocie, zawsze możemy coś razem porobić. - Jeden kącik ust Harry'ego uniósł się w górę, kiedy szedł za Louisem w stronę kontroli biletów. Jego wzrok raz po raz zjeżdżał w dół pleców i zatrzymywał się na pośladkach niższego. To nie była jego wina, że szatyn zdecydował się na takie spodnie.

- Po prostu się zamknij, w porządku? - Louis odwrócił się przodem do Harry'ego, przez co przyłapał zielonookiego na wpatrywaniu się w jego ciało. Niebieskooki zmarszczył brwi i zacisnął wargi w prostą linię. - Jeszcze raz twój wzrok zjedzie poniżej linii mojej twarzy, wydłubie ci oczy, jasne? - Louis zatrzymał się tuż przed klatką piersiową Harry'ego i uniósł delikatnie głowę, żeby spojrzeć w zielone tęczówki.

Styles uśmiechnął się złośliwie, kiedy zobaczył złość wymalowaną na twarzy Tomlinsona. Jego kości policzkowe były jeszcze bardziej wyraźne, a szczęka sprawiała wrażenie na tyle ostrej, że Harry zapragnął zostawić na niej malinkę. Styles doszedł do wniosku, że dużo częściej będzie musiał wyprowadzać szatyna z równowagi.

- Jak słońce, Lou. - Harry posłał szatynowi lekki uśmiech i poklepał go po ramieniu. - Ale teraz musisz ruszyć swój zgrabny tyłek i oddać pani bilety do kontroli.

Z gardła Tomlinsona uciekł zduszony jęk, który miał dać upust jego frustracji, po czym odwrócił się tyłem do Styles i wręczył obsłudze lotniska bilet. Niska brunetka uśmiechnęła się do niego i po kontroli oddała mu bilet z życzeniami dobrego lotu. Louis bez zbędnych słów, oddalił się trochę ze swoją podręczną torbą i poczekał na Harry'ego, który oddawał swój bilet.

- Miłego lotu. - Kobieta uśmiechnęła się do Harry'ego, który podziękował jej kiwnięciem głowy, po czym podszedł do szatyna.

Louis szedł wąskim korytarzem, gryząc się w język. On od zawsze uwielbiał gadać i naprawdę ciężko było mu sie powstrzymać, ale nie wiedział na jaki temat ma rozmawiać z Harrym. Nie miał z nim zbyt dobrych kontaktów i obawiał się, że z tego może powstać niemała kłótnia. Jednak z drugiej strony, szatyn wiedział, że czeka go długi czas spedzany z Stylesem i po prostu musiał przełamać swoją dumę i poprowadzić normalnie rozmowę.

Niall miał rację, że trzeba odstawić przeszłość na bok. A tym bardziej, że ta przeszłość dotyczyła szkolnych wybryków.

- Skoro mamy spędzić ze sobą aż zbyt dużo czasu - zaczął Louis i zrównał swój krok z Harrym - myślę, że musimy nauczyć się normalnie funkcjonować w swoim towarzystwie. - Tomlinson zerknął na swojego towarzysza.

Harry spuścił wzrok i zaśmiał się, kiedy napotkał oczy niebieskookiego. Jego śmiech zwrócił uwagę niektórych ludzi, którzy szli przed i za nimi. Louis zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiał o co chodzi Stylesowi. Dlaczego nagle się zaśmiał? Powiedział coś zabawnego?

- O co ci chodzi? - Tomlinson wymamrotał nerwowo pod nosem i spuścił wzrok.

- O nic. Po prostu ja już nawet nie pamiętam o co poszło w liceum, a ty dalej to rozpamiętujesz. - Harry wzruszył ramionami. - To zabawne.

- Nie pamiętasz? - Szatyn jeszcze raz spojrzał na niego i zauważył jak zielonoki wzrusza ramionami.

Louis poczuł jak na jego policzki wpływa lekki rumieniec spowodowany zażenowaniem. Dlaczego za każdym razem musiał robić z siebie idiote? Nawet teraz, kiedy byli już parę lat po zakończeniu szkoły, Louis był zbyt pamiętliwy, aby wyrzucić z głowy głupie, szkolne wybryki związane z Harrym. A tu nagle okazuje się, że Styles już dawno zapomniał o co poszło. Szatynowi przeszło przez głowę, że może pod arogancką powłoką Stylesa kryje się normalny facet, który w oczach Louisanjest po prostu arogancki.

- Nie wstydź się tak. - Harry szturchnął szatyna ramieniem i posłał mu rozbawione spojrzenie. - To całkiem miłe, że wspominasz mnie aż od zakończenia roku. - I bańka prysła. Harry w dalszym ciągu jest dupkiem. Trochę wyższym, bardziej przystojnym i z krótszymi włosami, ale jednak wciąż dupkiem.

- Nie wspominam cię. - Louis uśmiechnął się do stewardessy, która wpuszczała pasażerów do samolotu. - Nawet sobie nie myśl, bo twoje ego nie będzie się mieścić do samolotu.

Harry również przywitał się z kobietą i ruszył za Louisem w poszukiwaniu odpowiednich miejsc.

- Jesteś taki niewychowwany, boże. - Harry pokręcił głową i rozejrzał się po samolocie. Był to jeden z mniejszych modeli, którym mogła lecieć mniejsza grupa ludzi. Na całe szczęście fotele wyglądały na wygodne.

Louis prychnął pod nosem i zatrzymał się przy rzędzie, w którym znajdowało się jego miejsce. Podniósł głowę, żeby odłożyć swoją tobrę do luku, jednak zrezygnował z tego pomysłu.

- Może cię podsadzić? - Złośliwy ton Harry'ego rozbrzmiał, kiedy zobaczył jak zrezygnowany szatyn usadawia się na swoim miejscu z torbą na kolanach.

- Nie, a dlaczego? - Louis przybrał dobrą minę do złej gry i wzruszył ramionami. - Mam tutaj ważne rzeczy i nie chce się z nimi rostawać.

Styles uniósł brwi, ale po chwili wzruszył ramionami i wrzucił swoją, torbę do luku, po czym usiadł obok Louisa. Przez chwile panowała cisza, podczas której obok Stylesa usiadła starsza kobieta. Właśnie dlatego szatyn cieszył się, że siedział pod oknem. Przez ten czas, niebieskooki w dalszym ciągu trzymał swoja torbę na kolanach i mruczał melodię pod nosem.

- Przepraszam. - Z zamyśleń wyrwał go damski głos. Z poczatku Louis myślał, że to nie do niego skierowane były słowa, jednak kiedy Harry uderzył go w ramię, zrozumiał, że to do niego. Oderwał spojrzenie od szyby i popatrzył na stewardesse. - Musimy pan odłożyć torbę do luku na czas startu.

- W porządku. - Louis pokiwał głową i wstał z miejsca, jednak Harry go powstrzymał.

- Ja to schowam. - Styles wstał z fotela i odebrał z rąk szatyna torbę. Louis w ostatniej chwili wyjął ze środka swój telefon, po czym pokiwał do Harry'ego.

Zielonooki szybko uporał się ze schowaniem bagażu, po czym zadowolony usiadł na swoim miejscu.

- Jaki miły młodzieniec. - Starsza pani spojrzał na Harry'ego z uśmiechem, przez co Louis prawie parsknął śmiechem. Szybko przełączył telefon na tryb samolotowy i zapiął pasy, kiedy samolot miał wystartować.

• • •

Szatyn przysypiał na swoim fotelu, z głową opartą o szybę, kiedy poczuł nieprzyjemne turbulencje. Nie był przywyczajony do takich zjawisk i za każdym razem czuł się fatalnie. Leciał samolotem już niejednokrotnie, ale po prostu nie mógł znieść turbulencji.

Czuł jak jego żołądek zrobił fikołka, a głowa zderzył się z oknem. Syknął cicho na nagały ból i spojrzał na Harry'ego, który siedział obok niego i rozmawiał z starszą panią.

- Harry. - Louis podniósł się lekko na swoim siedzeniu, żeby móc spojrzeć w kierunku, gdzie znajdowała stewardessa, a drugą ręką wymacał ramię zielonookiego. Styles zaprzestał rozmowy z uroczą staruszką, po czym spojrzał na swojego kolegę z pracy. Jego rozbiegany wzrok, lekko zdezorientował bruneta. - Co się dzieje?

Harry zmarszczył brwi. Nie bardzo rozumiał o czym mówi Louis. Dopiero kiedy samolotem wstrząsnęły kolejne turbulencje, Harry zrozumiał.

- To zwykłe turbulencje, Lou. - Harry posłał mu uspokajające spojrzenie i siłą posadził na fotelu. Czuł się dziwnie, kiedy patrzył na przerażoną minę szatyna.

- Jesteś pewien? - Louis spojrzał na Stylesa i wtopił się w fotel.

Harry już otwierał usta, żeby zapewnić szatyna, ale przerwał mu głos pilota, który kazał zapiąć pasy. Zielonooki uniósł spojrzenie i zmarszczył brwi, kiedy zobaczył lekko spanikowaną stewardesse.

- Prosimy o zachowanie spokoju. Wpadliśmy w rząd turbulencji, ale wszystko jest pod kontrolą. - Kobieta starała się mówić jak najbardziej profesjonalnie, ale przewrażliwiony Louis od razu wyczuł lekkie drżenie jej głos.

Szatyn jęknął cicho i odruchowo złapał Harry'ego za rękę.

On po prostu wiedział, że ta wyprawa nie może się skończyć dobrze.






_______________________________________

Hejka! Może zajrzycie na moje nowe ff o Larrym - "The Maze"? 🙈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro