rozdział czterdziesty szósty 🌴
Louis wpatrywał się w Sama z szeroko otwartymi oczami, w których dostrzec można było lekkie zdezorientowanie. Szatyn nie sądził, że kiedykolwiek jeszcze ujrzy fałszywą twarz mężczyzny. Jednak życie lubiło robić sobie z niego żarty.
- To co, wpuścisz mnie? - Brunet uśmiechnął się lekko i wlepił wyczekujące spojrzenie w niebieskookiego.
Tomlinson otworzył usta, żeby odmówić, jednak był w zbyt dużym szoku, żeby wydusić z siebie cokolwiek. Przed oczami od razu zatrzymały mu się okropne wspomnienia z wyspy, o której całkowicie chciał zapomnieć. W momencie, w którym niższy mężczyzna miał powiedzieć cokolwiek niemiłego w kierunku Sama, poczuł dużą dłoń w dole swoich pleców. Speszony Louis podskoczył w miejscu i natychmiast podniósł głowę.
- Czego chcesz? - Głos Harry'ego był nieprzyjemny i zawierał nutkę czegoś naprawdę groźnego, i niech każdy sobie pomyśli o Tomlinsonie cokolwiek chce, jednak ton, którego użył Styles sprawił, że miał ochotę zaatakować jego usta w tym samym momencie. Szatyn powstrzymał się jednak, a raczej został powstrzymany przez Sama, który zdecydował się odezwać.
- Wyluzuj, koleś. - Brunet podniósł ręce w geście obronnym i zaśmiał się cicho. - Przyszedłem tylko pogadać.
Louis oblizał usta, zmuszając się do oderwania wzorku od srogiego spojrzenia Stylesa, po czym zerknął na Sama. Na jego twarzy widać było złośliwy uśmiech, który przypomniał mu dlaczego tak naprawdę nie lubi Sama.
- O czym? - Louis zdecydował się w końcu odezwać, chociaż nie miał na to najmniejszej ochoty. Założył ręce na klatce piersiowej, po czym przysunął się jeszcze bliżej Harry'ego.
Uśmiech Sama zniknął na moment, a spojrzenie ponownie skupił na Louisie.
- O Liamie.
Tomlinson po raz kolejny tego dnia zastygł w bezruchu. Po pierwsze, nie chciał rozmawiać z Samem, a po drugie, zdecydowanie nie miał zamiaru poruszać tematu Liama z kimś takim jak Sam. Jednak z drugiej strony, wiedział, że brunet wie całkiem dużo na temat jego... chłopaka. Przez moment bił się z myślami, rozważając czy to dobry pomysł. Po chwili spojrzał na Stylesa, szukając u niego porady, ale zielonooki nie odrywał spojrzenia od mężczyzny stojącego w drzwiach.
- Masz dziesięć minut - mruknął Louis, po czym odwrócił się tyłem do Sama i pokuśtykał do salonu. Był rozdrażniony i zdezorientowany jednocześnie, a to mu się nie podobało. Miał zamiar przez resztę dnia zrelaksować się i przygotować na ewentualne przyjście Liama, a zamiast tego, miał użerać się z Samem.
Po chwili w salonie pojawił się Sam, za którym kroczył Harry. Szczerze mówiąc Louis cieszył się, że w takiej sytuacji ma u boku Harry'ego. Po raz kolejny się z tego cieszył. Szatyn poczekał, aż Harry usiądzie obok niego, a Sam zajmie miejsce na fotelu, po czym westchnął.
- Gadaj, bo zostaje ci coraz mniej czasu - mruknął i przejechał palcami przez swoje włosy. Denerwował się. Nie wiedział jaki jest powód jego nerwów, ale był zdenerwowany.
- Liama nie ma? - zapytał po chwili brunet i ulokował swoje spojrzenie w Louisie. Kiedy Tomlinson pokiwał głowa, Sam uśmiechnął i jakby wyluzował. - Nie wiem czy o tym wiesz, ale Liam był u mnie niedawno. Tak samo nie wiem czy rozmawiałeś z nim po powrocie do domu, ale jeżeli nie, to pewnie zaskoczę cię niektórymi informacjami - mruknął mężczyzna i usiadł wygodnie na fotelu.
Brwi Louisa uniosły się do góry, kiedy w zaciekawiony słuchał każdego słowa Sama. Nie wiedział co takiego brunet miał mu do przekazania, ale nie zamierzał mu przerywać. Poczeka i wysłucha tego, co ma mu do powiedzenia, po czyn grzecznie wyprosi go ze swojego mieszkania.
- I? - Louis musiał ponaglić mężczyznę, który zawiesił się na moment. Oczy sama skierowane były w kierunku Harry'ego, który siedział w rogu kanapy i udawał, że go tam nie ma.
Tomlinson zrozumiał aluzje i stanowczo pokręcił głową.
- Nie, Harry zostaje ze mną - oznajmił stanowczo i przysunął się bliżej zielonookiego. Sam przez kolejny moment milczał, jednak po chwili wzruszył tylko ramionami. Za to Harry nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Nie mógł nic poradzić na satysfakcję, która pojawiła się w jego sercu i zdecydowanie na twarzy.
- Jak chcesz - mruknął Sam i podparł brodę na dłoni. - Wiesz, w sumie mógłbym owijać w bawełnę, jednak nie chce mi się. Przyszedłem, żeby dać nauczkę Liamowi za bycie kutasem. Podejrzewam, że nic ci nie powiedział, skoro przyszedł do mnie z taką awanturą, więc postanowiłem go wyręczyć. Jestem pewien, że będzie zachwycony.
- Zostało ci pięć minut - mruknął zniecierpliwiony Louis, któremu zaczęły pocić się dłonie z nerwów. Szatyn potarł ręce o materiał spodni, po czym ponownie spojrzał na Sama.
- Nie denerwuj się, karzełku - mruknął rozbawiony brunet i ledwo powstrzymał się przed wybuchem śmiechu, kiedy zobaczył oburzenie na twarzy Harry'ego. - Miałem romans z Liamem - wypalił brunet, po czym z zadowolona miną obserwował malujący się szok u dwójki mężczyzn.
W jednej chwili Louis poczuł jak jego serce zamarło na krótką chwile, aby zaraz rozpocząć szaleńczy bieg. Szatyn z początku nie zrozumiał nic z wypowiedzi Sama, jednak z każdą upływającą sekundą powoli docierał do niego sens każdego słowa. W głowie po raz kolejny pojawił się mętlik, nad którym stracił kontrolę. Tomlinson przerzucił nerwowe spojrzenie z Sama na Harry'ego, który wydawał się być nie bardzo zdziwiony wypowiedzią Sama.
- Jak długo? - zapytał cicho Tomlinson i zacisnął dłonie w pięści. Czuł jak jego serce zakuło boleśnie na samą myśl, że był niewystarczający dla Liama, który znalazł sobie kochanka.
- Od kilku miesięcy. - Sam nie mógł się powstrzymać przed lekkim uśmiechem. Co prawda, nie cieszył się, że rani w jakikolwiek sposób Tomlinsona, bo tu nie o niego chodziło. Cieszył się, bo wiedział, że Louis na pewno nie pozostawi tego bez echa, a Payne dostanie nauczkę.
Tomlinson spuścił spojrzenie na swoje kolana i przygryzł dolną wargę. On widział, że Liam dziwnie się zachowywał. Późno wracał do domu, unikał jakiegokolwiek kontaktu z Louisem. Jedynie czasami okazywał szatynowi odrobine uczucia i czułości, a ostatnio doszła do wszystkiego malinka na jego szyi. Nigdy nie sądziłby jednak, że Payne jest w stanie go zdradzić. Sama myśl, że Liam mógł uprawiać seks z kimś innym, raniła go i mimo, że nie darzył go takim samym uczuciem jak kiedyś, to nie rozumiał dlaczego chłopak zrobił mu coś takiego.
- Myślę, że powinieneś już iść - oznajmił Harry i wstał z kanapy, żeby wyprosić Sama. - Chyba wystarczy informacji jak na jedne raz - dodał, kiedy spojrzał na Louisa, który wydawał się jeszcze mniejszy niż był w rzeczywistości.
Sam wstał bez słowa sprzeciwu i w ciszy skierował się do drzwi. Nie widział sensu, żeby cokolwiek dodawać. Osiągnął to co chciał, zniszczył chociaż kawałek życia Liamowi. Harry ruszył za Samem, aby zamknąć drzwi. Kiedy wrócił do salonu, Louis w dalszym ciągu siedział w tym samym miejscu z twarzą ukrytą w dłoniach. Styles nie mógł patrzeć na szatynka w takim stanie. Miał wrażenie, że jego serce pękło w momencie, w którym z gardła niebieskookiego wydostał się cichy szloch. Harry szybko podszedł do Louisa i kucnął przed nim. Dłonie ułożył na jego kolanach, które zaczął powoli pocierać.
- Lou - westchnął cicho Harry i całkowicie usiadł na swoich piętach, żeby zrównać swoją głowę z głową szatynka. - Nie płacz, kochanie - dodał cicho i odgarnął karmelową grzywkę z czoła chłopaka.
- Co ja robię źle? - Wyszeptał Louis, kiedy poczuł dłoń Stylesa w swoich włosach. - Jestem taki beznadziejny. Nie potrafię nawet chłopaka przy sobie utrzymać - dodał, a po jego twarzy popłynęły kolejne łzy. Harry pokręcił gwałtownie głową i przymknął oczy.
- Nic nie robisz źle, Lou. To Liam spieprzył i to on powinien tutaj być i przepraszać. - Harry złapał obie dłonie Louisa i odciągnął od twarzy. Jego niebieskie oczy błyszczały od zbierających się łez, a policzki były zarumienione z mokrymi plamami. - Nie płacz, Louis, proszę. Nie jesteś beznadziejny. Jesteś cudowny, kochany i uroczy. Liam jest debilem, skoro wypuścił z rąk tak wartościowego człowieka jak ty. Zasługujesz na kogoś lepszego, Lou. - Harry przez cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy z szatynem, który jak zaczarowany wpatrywał się w zielonookiego mężczyznę. - Tylko nie płacz już, proszę. - Louis pokiwał delikatnie głową i pociągnął nosem.
Styles delikatnie pociągnął ręce Louisa, dając mu znać, żeby zsunął się z kanapy wprost na jego kolana. Tomlinson bez słowa sprzeciwu usiadł okrakiem na zielonookim, a ręce owinął dookoła jego szyi. Loczek objął szatyna w pasie i przyciągnął go do uścisku, który jednak nie trwał zbyt długo, bo Harry odsunął się delikatnie.
- Nie myśl, że to jest twoja wina, w porządku? - zapytał ostrożnie i kciukiem otarł pojedynczą łzę. - Jesteś wspaniały - dodał, chcąc powiedzieć coś jeszcze, jednak przeszkodziły mu wąskie wargi Louisa na jego własnych. Z początku zielonooki nie wiedział co się dzieje, jednak kiedy poczuł, że Louis ma zamiar się odsunąć, zaczął powoli poruszać swoimi ustami. Harry całkowicie się tego nie spodziewał, jednak uczucie ust Tomlinsona na swoich, zawsze wprowadzał go w niesamowity stanu Po chwili przejął kontrole nad pocałunkiem, który był delikatny i słodki, wolny i pełen uczucia, do którego żaden nie chciał się przyznać.
Taki, jakiego Louis nie miał jeszcze nigdy.
_________________________
życzę wam dużo szczęścia w nowym roku, radości i spełnienia marzeń. i niech będzie lepszy niż ten, kochani! zasługujecie na same dobre rzeczy xxx
i niedługo pożegnamy się z tym ff
udanej zabawy sylwestrowej! 🎊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro