rozdział czterdziesty 🌴
Krople deszczu uderzały o płytki chodnikowe, kiedy Liam włóczył się po centrum Londynu zupełnie bezcelowo. Był środek nocy, a brunet nie mógł znaleźć w sobie tyle odwagi, aby wrócić do domu i ponownie spojrzeć w oczy Louisa. Wiedział, że Tomlinson ma mętlik w głowie i oczekuje jego wyjaśnień, ale nie był w stanie. Sam nie wiedział co powiedzieć szatynowi, kiedy już dojdzie do ich konfrontacji. Chciał zdradzić prawdę o zdradzie, która nic dla niego nie znaczyła, ale wiedział, że nie może. Louis był dla kiego najważniejszą osobą, przynajmniej nadal miał nadzieje, że tak jest i należała mu się prawda.
Jednak Payne nie miał na swoje zachowanie żadnego usprawiedliwienia. Louis od zawsze wspierał go, okazywał mu dużo miłości i uczucia, doceniał to co robił i po prostu był, kiedy go potrzebował. Kiedy spotkał Sama pierwszy raz, nie wiedział co się z nim stało, ale wylądowali w łóżku. Po prostu wszystkie bariery wtedy opadły i Liam zapomniał o swoim chłopaku. Teraz podejrzewał, że kiedy Lou dowie się całej prawdy, zostawi go. Payne zdawał sobie sprawę, że wierność i zaufanie były podstawą dla Louisa, a on przekroczył obydwie granice. W głębi duszy wiedział, że to koniec ich związku, ale nie chciał się z tym pogodzić. Kochał Louisa i nie chciał go stracić przez głupie popędy, nad którymi nie potrafił zapanować. Zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później, Louis i tak dowie się wszystkiego. Sam bardzo wyraźnie dał mu do zrozumienia, że zamierza go zniszczyć. Chociaż prawda jest taka, że Liam nic mu nie obiecał. Nigdy nie powiedział mu, że kiedykolwiek będą razem lub coś w tym stylu. To był zwykły seks bez zobowiązań, z którego wyszły większe konsekwencje niż Payne mógł się spodziewać. I Liam trochę spanikował, kiedy zobaczył Louisa w mieszkaniu. Ulżyło mu, że Tomlinson wrócił do domu cały i żywy z uszkodzoną nogą. Payne nie był jeszcze gotowy na rozmowę ze swoim chłopakiem, a w momencie, w którym zobaczył Harry'ego, totalnie zgłupiał. Nie panował wtedy nad swoim językiem i po prostu pozwolił, aby bezsensowne słowa opuściły jego gardło.
Brunet poprawił swoje mokre włosy, które nieprzyjemnie przykleiły się do jego czoła i zatrzymał na środku ulicy. Dookoła była całkowita cisza i pustka, która sprawiała, że czuł się jeszcze gorzej niż wcześniej. Jego myśli mogły spokojnie przejąć kontrole nad jego umysłem i zawładnąć nim. Podniósł głowę, aby spojrzeć na nocne niebo, które przybrało barwę ciemnego granatu i głośno westchnął.
- Kurwa mać! - Donośny głos rozniósł się po okolicy, niosąc ze sobą głuche echo. On wiedział, że spierdolił.
● ● ●
Louis nie lubił użalać się nad sobą.
No dobra, uwielbiał, ale w tamtym momencie nie miał na to ochoty ani siły. W jego brzuchu toczyła się wybuchowa wojna i Tomlinson chciał wstać i zjeść całą zawartość lodówki. Nie interesowało go to, że Zayn i Niall specjalnie zrobili ogromne zakupy, aby starczyło na dłużej. On i tak to zje. Jednak problem tkwił w jego nodze. Za cholerę nie chciała z nim współpracować. Szatyn miał ochotę zerwać usztywnienie ze swojej nogi i żyć jak gdyby nigdy nic.
Niebieskooki leżał jeszcze przez jakiś czas wpatrując się w sufit i pociągał nosem raz po raz. Między palcami gniótł rąbek granatowej kołdry i motywował się do wstania. W głowie nadal odtwarzał pocałunek z Harrym, który był cudowny. Uwielbiał czuł ciężkość warg zielonookiego na swojej skórze i pomimo, że był to ich drugi pocałunek, Louis chciał więcej i więcej. Jednak z drugiej strony czuł się jak gówno, kiedy zdał sobie z tego sprawę. W dalszym ciągu był w związku z Liamem, nie ważne jak on wyglądał, i miał małe wyrzuty sumienia. Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę mało Payne'a obchodzi, ale sam fakt, że zrobił coś, co potępiał, sprawiał że źle się czuł. Dopiero, kiedy jego brzuch wydał z siebie naprawdę głośny dźwięk, postanowił coś z tym zrobić. Szatyn podniósł się do pozycji siedzącej i zmarszczył delikatnie nos, kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na zegarze.
- Dosyć tego - mruknął sam do siebie. Godzina trzynasta popołudniu była najwyższaą porą na zjedzenie czegokolwiek. Odrzucił pościel na drugą, pustą stronę łóżka i powoli zawiesił nogi nad podłogą. Intuicja podpowiadała mu, żeby został w łóżku i umarł z głodu, ale mózg nakazywał zupełnie coś innego.
Z cichymi pomrukami niezadowolenia, Louisa bardzo często miewał humorki, kiedy musiał wstać, podniósł się z miękkiego łóżka i, lekko kulejąc, podszedł do drzwi. Zignorował swoją niechlujną fryzurę, którą mógł dostrzec w lustrze na zewnętrznej stronie szafy i rozciągnięte dresy. Nie miał dla kogo ładnie wyglądać po przebudzeniu.
Najciszej jak potrafił, a było to całkiem trudne z niesprawną nogą i kulami, które wydawały więcej hałasu niż pomagały, szatyn skierował się do kuchni. Miał nadzieje, że swoją niezdarnością nie obudzi Harry'ego, której też musiał odpocząć. Powoli i bardzo małymi kroczkami dotarł do kuchni, a na jego twarz wpłynął zadowolony uśmiech, kiedy uchylił drzwi lodówki i dostrzegł mnóstwo produktów. Wyciągnął pudełko z jajkami, świeże pomidory i sok pomarańczowy. Miał ochotę na omlety z pomidorami i szczypiorkiem, i naprawdę cieszył się, że jego przyjaciele zrobili takie dobre zakupy.
Przełożył wszystkie produkty na ladę kuchenną i dokuśtykał do szafki, w której trzymał wszystkie garnki oraz olej. Jednak w momencie, w którym złapał za patelnie, nie zauważył, że rączka naczynia jest obluzowana i po prostu ciężka, czarna patelnia spadła na posadzkę z głośnym trzaskiem. Niebieskooki pisnął przerażony i podskoczył w zaskoczeniu, przez co i on sam upadł na tyłek. Louis zacisnął mocno powieki, mając nadzieję, że Harry się nie obudził. Nie interesował go nawet ból w nodze, który przy upadku się nasilił. Po prostu nie chciał, aby Styles zmuszony był wstać.
Jednak wszystkie jego nadzieje zostały rozwiane, kiedy usłyszał trzask drzwi i tupot na korytarzu. Tuż po chwili w wejściu do kuchni zatrzymał się zaspany Harry, którego włosy sterczały we wszystkich kierunkach. Brunet błądził zamglonym spojrzeniem, jednak szybko wytrzeźwiał, kiedy zobaczył siedzącego na podłodze szatyna.
- Jezu, Louis. - Harry szybko podszedł do niższego mężczyzny i kucnął obok niego. - Nic ci nie jest? - zapytał i złapał niebieskookiego pod ramie i podniósł z podłogi.
- Nie, nie - wymamrotał szatyn i syknął cicho, kiedy poczuł lekki ból promieniujący od kostki. - Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić - dodał i spojrzał w górę z przepraszającym uśmiechem.
Harry pokręcił tylko głową i posadził Tomlinsona na krześle przy stole.
- Nie martw się tym, Lou. - Harry uśmiechnął się do niebieskookiego i podszedł do rozwalonej patelni, która w dalszym ciągu leżała na podłodze. - Co chciałeś zrobić?
- Śniadanie. - Louis wzruszył ramionami i spojrzał na swoje kolana. - Chociaż o tej godzinie to już raczej obiad - dodał ze śmiechem i potarł swoją nogę. - Tylko nie zauważyłem, że patelnia była obluzowana i ugh, narobiłem hałasu.
- Jesteś uroczy - wymamrotał Harry cicho pod nosem, przybijając sobie mentalną piątkę za nieuwagę szatyna. - Mogłeś mnie obudzić, a nie się sam męczyć. - Styles pokręcił głową i skarcił Louisa, po czym podniósł się i odstawił zepsuta patelnie na ladę. - Na co masz ochotę?
Louis otworzył usta, żeby odpowiedzieć, jednak przerwał mu dzwoniący telefon. Tomlinson zmarszczył brwi i próbował wstać, aby odebrać, jednak powstrzymał go Harry. Styles posłał szatynowi lekki uśmiech, po czym wyszedł do salonu, aby odebrać telefon.
- Halo? Cześć, Zayn. - Harry podrapał się po brodzie, jednak zaprzestał swoich ruchów, kiedy słuchał z uwagą słów Malika. Jego oczy rozszerzyły się, a serce lekko przyspieszyło. - W porządku. Zaraz do niej zadzwonię i dziękuje. - Harry rozłączył się i przez moment wpatrywał się w telefon. Po chwili jednak wykręcił kolejny numer i przygryzł wargę z nerwów. - Cześć, mamo.
____________________________
Ten rozdział podoba mi się bardziej niż piątkowy 🤔 mam nadzieję, że wam tez się spodoba!
A co do kolejnego ff, które wejdzie w życie po zakończeniu tego... wolicie abo czy raczej takie normalne? Zależy mi na waszej opinii, proszę 🙈
Powodzenia w szkole xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro