☙ 13.
Zwykle ignorowała dzwonienie domofonu, obawiając się niechcianej wizyty Alana. Niestety natarczywy dźwięk oraz irytujące szczekanie Saby, zmusiły ją do podniesienia się z wygodnej kanapy i włączenia pauzy na telewizorze. Serial tak ją wciągnął, że przestała ubolewać nad zakończeniem relacji z Kubą i zwyczajnie czerpała przyjemność z ciszy, jaka panowała w mieszkaniu.
Przynajmniej do czasu, aż jakiś intruz nie zaczął dobijać się do domofonu.
Upomniała szczekającą Sabę, czym prędzej kierując się do słuchawki, przymocowanej niedaleko drzwi wejściowych. Zegar wskazywał parę minut po dziewiętnastej, co oznaczało, iż powinna założyć bluzę i wyjść z psem na ostatni spacer.
– Halo?
– Nina? – Nie rozpoznała zniekształconego głosu po drugiej stronie.
– Tak?
– To ja, Kuba. Możemy porozmawiać?
Zdębiała, wpatrując się w zaciekawioną Sabę przerażonymi oczami. Czego on chciał? Jakim cudem dowiedział się, gdzie dokładnie mieszkała? Czyżby jednak pisał do niej na messengerze?
Roztrzęsiona, spojrzała na lustro umieszczone w niewielkiej garderobie na przedpokoju i omal nie jęknęła, widząc, jak koszmarnie się prezentowała. Niechlujny kok przywoływał na myśl meduzę, twarz miała bladą, oczy opuchnięte, a na czole pojawił się wielki, czerwony pryszcz. W starych, spranych dresach o ciemnozielonym odcieniu i białej koszulce bez biustonosza, prezentowała prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy.
Gorzej być nie mogło!
– Nina?
Przeklęła w głowie, skupiając się na tym, by jej głos zabrzmiał swobodnie, po czym oznajmiła:
– Muszę iść z psem. Jeśli dasz mi dziesięć minut, to nie ma problemu.
– Jasne, czekam.
Odłożyła słuchawkę i w biegu ruszyła do szafy, by założyć szare dżinsy, biustonosz i pierwszą lepszą koszulkę. Nienawidziła ciepła w takich chwilach, ponieważ gdy na dworze było zimno, zakładała kurtkę na piżamę i zmieniała jedynie spodnie, by wyjść z psem na spacer. A tak musiała się przebierać, tracąc cenny czas.
Nałożyła na twarz podkład i zakryła pryszcz korektorem, rezygnując z pomalowania brwi oraz rzęs. Nie miała na to czasu. Poza tym nie chciała, by Kuba myślał, że stroiła się specjalnie dla niego. W końcu nie miała pojęcia, z jakimi intencjami przyszedł.
Rozpuściła włosy i zostawiła je rozpuszczone, przeczesując okropne kołtuny szczotką.
Saba cały czas jej towarzyszyła, merdając radośnie ogonem, jakby była świadkiem jakiejś świetnej zabawy.
Gdy tylko Nina ubrała białe trampki i nałożyła dżinsową kurtkę z wizerunkiem swojego psa, Saba zaczęła radośnie podskakiwać w miejscu.
– Nie ma tragedii – stwierdziła Nina, ostatni raz patrząc na odbicie.
Doprawdy nienawidziła takich sytuacji. Wolała, gdy wszystko działo się według planu, ponieważ niezapowiedziane wizyty burzyły harmonogram, do którego przywykła. Nienawidziła spontanów ani korzystania z chwili. Zawsze musiała mieć wszystko zaplanowane z wyprzedzeniem, by móc się fizycznie i mentalnie przygotować do nadchodzących wydarzeń.
Tymczasem Kuba pojawił się pod blokiem, totalnie wytrącając ją z równowagi. Naprawdę nie spodziewała się go więcej spotkać, a jednak los zdecydował się ją zaskoczyć.
Szkoda tylko, że czuła, jakby mózg miał jej eksplodować od nadmiaru stresu i wielu innych uczuć, jakie jej obecnie towarzyszyły.
Gdy wyszła z klatki, Kuba radośnie przywitał się z szalejącą na jego widok Sabą.
Nina była skrępowana jego obecnością, a gdy posłał jej jedynie krótkie „cześć", uczucie jeszcze bardziej się zmogło.
Jeszcze nigdy nie czuła się przy nim tak niezręcznie i odniosła wrażenie, że chłopak powielał te uczucia. Pewność, jakiej mu zazdrościła, zdawała się go opuścić. Było jej przykro, ponieważ wiedziała, iż spowodowała to jej bolesna przeszłość oraz głupia decyzja, która zaprowadziła ją do urzędu stanu cywilnego.
Gdy doszli do miejsca, gdzie mogła puścić Sabę ze smyczy, usiedli na ławce.
Nina wpatrywała się albo w swoje dłonie, albo w radośnie biegającą suczkę, która co jakiś czas tarzała się w trawie.
– Przepraszam. Zachowałem się jak palant, pozwalając ci wczoraj odejść – zaczął Jakub, przerywając ciszę. – Zwierzyłaś mi się, a ja... – Spojrzał jej w oczy, by znów spuścić wzrok – ... zwyczajnie się tego nie spodziewałem. Informacja, że jesteś czyjąś żoną, mnie zszokowała i nie miałem pojęcia, co zrobić ani jak się zachować.
– W porządku, nie dziwię się – przyznała. – Wiem, że to mógł być dla ciebie szok. Nie sądziłam, iż jeszcze się zobaczymy, jednak cieszę się z tego spotkania. Myślę, że po tym, co wyznałam, możemy być spokojni o stronę, w jaką zmierzy nasza relacja i nie będziemy mieć dzięki temu żadnych nieporozumień.
– Co masz na myśli?
Nina odwzajemniła jego spojrzenie i wzruszyła ramionami.
– To, że będziemy znajomymi. Naprawdę nie oczekuję niczego więcej – zapewniła z uśmiechem. – Lubię cię. Miło jest mieć do kogo się odezwać.
Musi być strasznie samotna, pomyślał z żalem Kuba.
– Też cię lubię, dlatego tu jestem. – Przybliżył się do dziewczyny i obdarzył ją uśmiechem, od którego serce mimowolnie jej przyspieszyło. – To co, kumple?
– Kumple. – Przybiła żółwika, ciesząc się, że zachował bezpieczną odległość.
Jakub nadal był zagubiony i nie wiedział, czego tak naprawdę chciał, dlatego zdecydował się dać sobie czas na poukładanie myśli i podjęcie decyzji. Nie miał pojęcia, dokąd zaprowadzi go ta relacja, jednak nie zamierzał z niej tak szybko rezygnować. Nina była porządną, dobrą dziewczyną o bolesnej przeszłości i naprawdę pragnął być częścią jej życia. Wiedział, iż nie czuła się gotowa na kolejny związek i dopiero czekała na rozprawę rozwodową, dlatego postanowił odpuścić i dać jej więcej swobody.
Pozwoli, by wszystko samo się potoczyło i zobaczy, co z tego wyniknie.
– Pisałem do ciebie, a potem wydzwaniałem po mieszkaniach, wypytując sąsiadów, pod jakim numerem mieszkasz – odezwał się po dłuższej chwili, wspominając moment swojego upokorzenia. – Jakaś staruszka w końcu mi powiedziała, bo akurat wychodziła, ale zagroziła, że mnie znajdzie i nieźle pokiereszuje, jeśli cię skrzywdzę.
Nina roześmiała się głośno i szczerze, ukrywając uśmiech za dłońmi. Nie miała problemu z wyobrażeniem sobie chłopaka w kontakcie z panią Amelią. Staruszka była kochana, jednak w starciu z kimś obcym potrafiła zrobić groźne wrażenie. To doprawdy urocze, że się o nią martwiła.
– W takim razie musisz mieć się na baczności.
– A ty musisz odpowiadać na moje wiadomości. Myślałem, że etap, gdzie mnie ignorujesz, mamy już za sobą.
– Dobrze. To się więcej nie powtórzy – obiecała, wpatrując się w pogodną, przystojną twarz. Kuba miał doprawdy urocze dołeczki w policzkach, a jego uśmiech potrafił umilić jej dzień.
Tęskniła za Martą każdego dnia i choć przyzwyczaiła się do samotności, miło było mieć u boku kogoś takiego jak on.
Marta kroczyła przez centrum handlowe z dumnie uniesioną głową. Czuła się jak milion dolarów w złotej mini spódniczce i czarnej koszulce z wielkim dekoltem. Włosy jak zwykle zostawiła rozpuszczone, jedynie grzywkę zaczesując do góry. Perfekcyjny makijaż sprawiał, iż wyglądała jak laleczka.
Związek z Marcinem nabierał tempa i już nie mogła się doczekać, aż wyjadą z Zirowic i wspólnie zamieszkają. Czuła się szczęśliwa, choć zdarzało jej się myśleć o Ninie i o tym, jak się wobec niej zachowała. Powinna wyjaśnić, że nie miała siły słuchać o jej problemach, ponieważ przez nią traciła radość z życia.
Z początku czuła się potrzebna przyjaciółce i chciała zrobić wszystko, by podnieść ją na duchu, jednak z czasem przestało jej to odpowiadać.
Nie nadawała się na trwanie u boku kogoś, kogo problemy życia codziennego zwyczajnie przygniotły. Miały z Niną zupełnie odmienne charaktery, dlatego wiedziała, że prędzej czy później i tak ich drogi by się rozeszły. Obie dorosły i nie były już bezproblemowymi nastolatkami, które nie wyobrażały sobie bez siebie życia.
Miała opuścić alejkę z kosmetykami, gdy ujrzała znajomą, wysoką sylwetkę, ubraną w czerwoną koszulkę z nadrukiem jakiegoś badziewnego motoru.
Alan stał obok swojej nowej kobiety, obserwując sklepowe farby. Najwyraźniej nowa wybranka sama farbowała włosy w domu, co tłumaczyło różne odcienie rudości na krótkich włosach. Na żywo była jeszcze brzydsza, niż na zdjęciach. Wraz z Alanem przywodzili na myśl paskudne gremliny, od których lepiej trzymać się z daleka.
Podeszła do pary z kpiącym uśmieszkiem, z satysfakcją obserwując niezadowolenie na twarzy Alana, spowodowane jej widokiem.
– Cześć – przywitała się, obdarzając niską dziewczynę pogardliwym uśmieszkiem. – Widzę, że robisz zakupy ze swoją nową dziewczyną.
Ciemne brwi Alana zmarszczyły się z gniewu, a pulchne policzki spłonęły rumieńcem. Przytył dobrych parę kilo. Wyglądał boleśnie zwyczajnie, nie prezentując sobą dosłownie niczego, prócz paskudnej gęby i jeszcze gorszego charakteru.
– To nie twoja sprawa – odparł, ściskając palce na dłoni zdezorientowanej Sylwii. Biedna dziewczyna nie wiedziała, co się dzieje. – Wybierz w końcu tę farbę i idziemy – zwrócił się do rudowłosej, mierząc Martę ostrzegawczym spojrzeniem.
– Nadal jesteś niewychowanym gnojkiem – stwierdziła Marta i zwróciła się do dziewczyny: – Nazywam się Marta i jestem przyjaciółką jego żony.
– Ostrzegam cię! – Tym razem palce Alana zacisnęły się na jej nadgarstku.
Marta nawet na niego nie spojrzała. Wzrok miała skupiony na wąskich, blisko osadzonych oczach Sylwii.
– Jak się czujesz, wiedząc, że ten gnojek zrujnował czyjąś psychikę? Pewnie udaje cudownego faceta, ale jest prawdziwą kanalią. Lepiej uważaj, bo i z ciebie zrobi wariatkę po tym, jak sam da ci kosza.
– Odwal się! – Popchnął ją tak mocno, że omal się nie przewróciła.
Sprawił, że przypadkowi przechodnie zaczęli im się przyglądać, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
Marta była pewna, że gdyby przesadził, w sklepie od razu znalazłby się obrońca kobiet, który dałby mu popalić.
Mógł robić groźne miny, jednak na niej nie robiło to żadnego wrażenia. Znała go na tyle, by wiedzieć, że jego groźby nie były nic warte.
– Dlaczego to robisz? – Głos zabrała Sylwia. Patrzyła na nią z bólem. – Alan nie jest już związany z tą kobietą i ma prawo ułożyć sobie życie od nowa. Rozumiem, że jego żonę może boleć świadomość naszego związku, ale czas najwyższy, by o nim zapomniała.
Marta prychnęła, wskazując na szatyna palcem.
– To ten gnojek nie umie o niej zapomnieć, skoro bezczelnie nachodzi ją pod blokiem, w którym mieszka! – Widząc zdumienie w zielonych oczach Sylwii, roześmiała się na całe gardło. – Och, nie wiedziałaś?! Twój chłoptaś nie dość, że wypisuje do niej durne wiadomości, to jeszcze robi wszystko, by się z nią zobaczyć. Śmiał nawet napomknąć jej o tym, jaka to jesteś zadowolona z waszego seksu, więc lepiej zastanów się, czy jest tak święty, jak udaje.
– Alan, o czym ona mówi?
– Wyjaśnijcie to sobie, a ja dokończę zakupy. Życzę udanego życia. – Marta ostatni raz spojrzała na Alana i odeszła, posyłając mu z satysfakcją środkowy palec.
Może to nauczy go nie zadzierać z Niną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro