Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☙06.

    Nina była równie zaskoczona widokiem nieznajomego chłopaka, który najwyraźniej zamierzał stać się jej rycerzem w złotej zbroi, co Alan.

   Na samą myśl, że ktoś słyszał jej wymianę zdań z obecnym jeszcze mężem, poczuła wstyd. Nie chciała, by ludzie o niej gadali. Przynajmniej nie sąsiedzi, którzy i tak jej nie znali.

   Wpatrywała się w wysokiego, niebywale przystojnego chłopaka jak cielę w malowane wrota. Był wyższy o jakieś pół głowy od Alana i nieco szczuplejszy. Ubrany w czarny sweterek, zwykłe, jasne dżinsy i czarne buty z Adidasa za kostkę, prezentował się na piątkę z plusem. W dodatku te perfumy! Nina miała taką słabość do męskich perfum!

   – Nie wpieprzaj się. – Alan spojrzał na nieznajomego z furią.

   – Dziewczyna prosiła, żebyś dał jej święty spokój, więc spierdalaj. Czego nie rozumiesz?

   Alan posłał zaskoczonej żonie lekceważące spojrzenie i skupił wzrok na chłoptasiu, któremu najwyraźniej dawno nikt nie przywalił.

   – Szukasz zaczepki? – warknął, mierząc obcego wzrokiem. Na jego ustach widniał kpiący uśmieszek. – Nie zamierzam robić sobie problemów, więc się odwal. To nie twoja sprawa.

   – Alan, idź już! – poprosiła Nina, siląc się na błagalny ton. Jeszcze tego brakowało, by pod blokiem doszło do bójki z jej powodu. – I nie wracaj. Nie chcę cię więcej widzieć. To koniec i jeśli nie przestaniesz odwalać takich akcji, zgłoszę cię na policję o nękanie.

   – Zamiast iść na policję, lepiej zgłoś się do psychiatryka – zakpił Alan, skupiając całą uwagę na żonie. – Nie będę dłużej marnował na ani sekundy. Jesteś żałosna i było mi cię żal, ale widzę, że niepotrzebnie. Widzimy się w sądzie. O ile do tego czasu nie rzucisz się z dachu albo nie pójdziesz na tory, tak jak kiedyś, gdy chciałem cię zostawić.

   Ciężar jego słów sprawił, że upuściła smycz. Mimo to Saba nadal stała grzecznie przy jej nodze, zdezorientowana patrząc to na nią, to na odchodzącego Alana. Dopiero w chwili, gdy nieznajomy sięgnął po smycz, rzuciła się na niego z merdającym ogonem.

   Nina była zbyt zamroczona, by to zauważyć. Łzy lśniły w jej dużych, piwnych oczach, które nadal tępo wpatrywały się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał jej mąż.

   Dlaczego się tak zachowywał? Zupełnie, jakby to ona go porzuciła i zasłużyła na karę. A przecież to on podjął decyzję. Stworzył związek z inną kobietą i rozpoczął nowe życie. Po co więc przychodził pod blok i robił wszystko, by jeszcze bardziej ją zranić?

   Czym sobie na to zasłużyła?

   – Przepraszam... Czy wszystko w porządku?

   Nic nie było w porządku. Wszystko było cholernie popieprzone, a życie ciążyło na jej barkach niczym ogromny głaz, mogący w każdej ją przygnieść.

   Była kłębkiem nerwów. Miała serdecznie dosyć tych wahań nastrojów i bolesnych upadków za każdym razem, gdy chociaż pozwoliła sobie na pozytywne myślenie. Tak nie można żyć!

   Czując dużą dłoń na ramieniu, spojrzała na nieznajomego. Jego brązowe, ładne oczy spoglądały na nią z troską. Miał niesamowicie długie rzęsy, których pozazdrościłaby mu niejedna dziewczyna. W tym ona.

   Jednak nie była teraz w stanie myśleć o czymś tak banalnym, jak rzęsy. Nawet cudowny zapach męskich perfum nie potrafił ukoić jej zszarganych nerwów oraz rozdeptanego serca. Zaczynała wątpić, by zdołała kiedykolwiek poskładać jego kawałki w całość.

   Bez słowa zabrała smycz i zmusiła się do uśmiechu.

   – Przepraszam. I dziękuję za pomoc.

   Chciała odejść, jednak chłopak stanął jej na drodze.

   – Jestem Kuba. Mogę się z tobą przejść? – W jego głosie brzmiała szczera nadzieja.

   Nina roześmiałaby się, gdyby tylko była w dobrym humorze. Obecnie pozwoliła sobie jedynie na pokręcenie głową.

   – Nie mam ochoty na towarzystwo. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.

   Odeszła, nie spoglądając na niego ani razu, podczas gdy on nie spuszczał z niej wzroku.

   Widok jej złamanego, pustego spojrzenia, w których lśniły łzy, wprawiły go w dziwny stan. Tak długo czekał na „przypadkowe" spotkanie sąsiadki, a gdy w końcu nadeszła ta upragniona chwila, wszystko zostało zniszczone przez jakiegoś chamskiego typka, któremu miał ochotę przyłożyć. Nienawidził, gdy ktoś zwracał się do kobiet w tak pogardliwy, lekceważący sposób. Nietrudno było się domyślić, że był to były partner Niny, a ich związek nie zakończył się w sposób przyjacielski, skoro ją nachodził.

   To przykre, że partnerzy po rozstaniu nie potrafili zwyczajnie zająć się sobą i dać drugiej osobie spokój.

   Kuba obiecał sobie, że zbliży się do tej dziewczyny i choćby nie wiem co, sprawi, iż na jej ustach ponownie pojawi się uśmiech. Lubił poznawać nowych ludzi i szczerze mówiąc, nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś mu odmawiał. Dlatego też Nina tak cholernie go intrygowała.

   Z pewnością miała za sobą ciężki czas i dlatego była taka skryta. Nie miał pojęcia, z czym musiała się mierzyć, ale życie nie było dla niej lekkie.

   Tym bardziej ucieszył się, że jego matka przyjęła ją do pracy.

   Dzięki temu będzie miał łatwiej, by zdobyć jej zaufanie. Nawet jeśli nie miałaby zostać jego dziewczyną, zawsze pozostawała kwestia przyjaźni.

   A kto jak kto, ale Jakub Mróz uwielbiał swoje grono wiernych przyjaciół i nikt nie powiedział, że nie mogła do niego dołączyć jeszcze jedna osoba.

   Jeśli przykre słowa o nieudanych próbach samobójczych Niny faktycznie były prawdą, tym bardziej musiał się do niej zbliżyć. Jego ojciec rzucił się z okna, gdy miał zaledwie trzy lata. Nie pamiętał tego, ale matka mówiła, że czuł się zwyczajnie samotny i niezrozumiały. Pomimo kochającej żony i dziecka, załamał się, gdy zamiast niego, awans w firmie otrzymał inny pracownik.

   Czasem niewiele było trzeba, by ocalić komuś życie.

   Możliwe, że Nina wcale nie zamierzała zakończyć swojego, jednak wolał się o tym nie przekonać. Zamierzał się do niej zbliżyć i sprawić, by zaczęła postrzegać świat w kolorowych barwach.

   W końcu życie nie kończyło się na nieudanym związku, prawda?

   Gdyby tak było, Kuba już dawno byłby martwy.

   Żółte Volkswagen Polo zaparkowało z piskiem opon, zwracając na siebie uwagę przechodzących ludzi.

   Marta zdawała się nie zauważyć ciekawskich spojrzeń. Zignorowała nawet chamską uwagę jakiejś babci z pierwszego piętra, która piekliła się na hałas pod oknami.

   Poprawiła czarną torebkę, zamknęła samochód i czym prędzej przebiegła przez ulicę, zmierzając w stronę odpowiedniego bloku. Nie widziała się z Niną od imprezy, jednak utrzymywały dzienny kontakt. Fakt, że przyjaciółka od paru godzin nie odpowiadała na jej wiadomości ani nie odbierała telefonu, wprawił ją w ogromny niepokój. Tym bardziej że Nina z pewnością nie poszła do nikogo na kawę, ponieważ prócz niej, nie miała innych znajomych. Z ludźmi z byłej już pracy nie utrzymywała kontaktu poza pracą, a nowych współpracowników miała dopiero poznać.

   Gdzie więc miałaby być, jeśli nie w domu?

   Wbiła odpowiedni kod do domofonu i zaczęła piąć się w górę, przeklinając pod nosem ilość schodów. Szybko się męczyła, dlatego nienawidziła faktu, że przyjaciółka mieszkała na trzecim piętrze. Odwiedziny zawsze kończyły się zadyszką.

   Zaczęła pukać do drzwi, próbując złapać oddech. Jej kondycja była w opłakanym stanie, a znaczna nadwaga z pewnością nie pomagała, jednak Marta nie zamierzała katować się dietami i marnować czasu na siłowni. W przeciwieństwie do Niny czuła się dobrze w swojej skórze i miała głęboko w dupie opinie innych ludzi. Gdy przychodziło lato, z dumą wchodziła w krótkie spodenki, nie bojąc się eksperymentować z ciuchami. Była idealnym dowodem na to, że faceci zwyczajnie uwielbiali pewne siebie laski. W końcu nie mogła narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej.

   – Co jest do cholery?! – fuknęła, słysząc głośne szczekanie Saby.

   Skoro pies był w domu, Nina również musiała w nim być.

   Co, jeśli coś sobie zrobiła?, straszna myśl mimowolnie pojawiła się w jej głowie.

   Drżącymi dłońmi przeszukiwała torebkę w poszukiwaniu kluczy. Serce waliło jej jak szalone, a czarne scenariusze doprowadzały ją do szału. Nina dała jej niedawno zapasowe klucze do domu, dzięki czemu po chwili weszła do środka.

   – Nina! Co ty odpierdalasz?!

   Ignorując szczekającą i merdającą wesoło Sabę, przeszła przez przedpokój i zerknęła do sypialni. Była pusta, tak samo jak kuchnia i łazienka.

   Dopiero w pokoju gościnnym, na zielonej kanapie dostrzegła skulone ciało, odwrócone do niej plecami. Nina miała na sobie czerwoną piżamę w ciastka. Niebieskie włosy spięła w warkocz.

   – Nina? – Niepewnie podeszła bliżej. Nie była pewna, czego mogła się spodziewać. Wiedziała, że przyjaciółka przechodziła przez ciężki okres, a samotność potrafiła doprowadzić ją do różnych zachowań. W dodatku wiedziała o jej nieudanych próbach samobójczych. – Nina! – krzyknęła, stukając dziewczynę w ramię.

   Nina z przerażeniem wyskoczyła z kanapy, rzucając poduszką w intruza, którym okazała się przyjaciółka.

   Gdy mózg zaczął przetwarzać informacje, a serce odrobinę się uspokoiło, wyjęła z uszu słuchawki i posłała wściekłej blondynce uśmiech, choć nie pokrywał się on z jej przeraźliwie smutnymi oczami.

   – Co tu robisz? Przestraszyłaś mnie.

   – Przecież jak ja cię zaraz walnę, to nie zjawisz się w tej swojej wymarzonej pracy! – Marta podniosła dłoń zaciśniętą w pięść i udała, że ledwie się powstrzymywała od uderzenia przyjaciółki. – Martwiłam się, do cholery! Nie odpisywałaś na moje wiadomości od rana. Coś ty sobie myślała?!

   – Chyba nie myślałaś, że skoczę z okna albo coś w tym stylu? – spytała kwaśno Nina, z powrotem siadając na kanapie. Widok kpiącego z niej Alana znów utkwił w jej głowie, przez co nie potrafiła udawać, że wszystko było w porządku. W dodatku mina Marty wyraźnie wskazywała na to, iż podzielała punkt widzenia jej męża. – Serio?! Ja wiem, że kiedyś moje życie skupiało się wokół faceta i byłam gotowa umrzeć z tej chorej miłości, ale to już nie te czasy. Nienawidzę swojego życia, to fakt. Ciągle mam pod górkę, nic mi się nie układa i jest cholernie ciężko, ale nie zamierzam umierać. Pomimo tego gówna, jakie mnie otacza, naprawdę chcę żyć. Mam Sabę i ciebie. – Łzy cisnęły jej się do oczu, a głos zaczął łamać. – Chcę żyć mimo wszystko, więc zaufaj mi i nie miej więcej takich czarnych myśli.

   – Przepraszam.

   Marta usiadła obok przyjaciółki i przytuliła ją. Było jej głupio, jednak nie miała do siebie pretensji. Miała prawo się martwić i być wściekła o to, że Nina jej nie odpisywała. Zdecydowała się zaufać jej słowom i dać trochę swobody.

   – Dlaczego płaczesz? Coś się stało? – spytała, gdy niespodziewanie usłyszała przerażający szloch.

   Nina płakała długo, z trudem łapiąc oddech. Gdy tylko myślała, że się uspokoiła i chciała opowiedzieć o dzisiejszym spotkaniu z Alanem, ponownie zalewała się łzami, a z ust nie wydobyły się żadne słowa.

   Marta dzielnie to znosiła i czekała, aż dziewczyna się uspokoi. Serce jej się krajało na widok załamanej przyjaciółki. Choć niedawno odnowiły kontakt, Nina była dla niej jak siostra i tęskniła za nią w każdym momencie swojego życia. Wiedziała, że Alan je rozdzielił i naprawdę nie miała jej tego za złe. Znała ją lepiej niż ktokolwiek i wiedziała, że Nina Młynarska dla miłości była gotowa do największych poświęceń. Niestety w tym przypadku utraciła nie tylko wszystkich przyjaciół, ale również samą siebie. Marta nie widziała w niej choćby cienia dawnej osoby, którą była. Została złamana i rozszarpana na kawałki, a jej pozostało jedynie mieć nadzieję, że pewnego dnia odnajdzie się w świecie, w którym nie było miejsca ani dla Alana, ani dla wspomnień z nim związanych.

   – Alan był pod blokiem, gdy wychodziłam z Sabą. Czekał na mnie... – Nina w końcu zaczęła mówić, a Marta z każdym wypowiedzianym słowem robiła się coraz bardziej nerwowa.

   Sama świadomość, że ten dupek miał czelność nachodzić jej przyjaciółkę po tym, jak zniszczył jej psychikę i odszedł, doprowadzała ją do szału. Fakt, że próbował ją jeszcze bardziej dobić i robił z niej psychicznie chorą, był szczytem jego możliwości i doskonale wiedziała, że tego tak nie zostawi.

   Już ona zadba o to, by ten dupek więcej nie pojawił się pod blokiem.

Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! Wielu radości, spokoju, zdrowia i wspaniałych książek do czytania, a dla autorów mnóstwa weny <3. 

Od stycznia rozdziały znów będą regularnie wstawiane w każdą sobotę. Do zobaczenia <3.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro