Coma Sześć
- I znowu jestem na ulicy! Czuje się jak jakiś pies. - powiedziała idąc opustoszałą osiedlową ulicą, na przedmieściach Londynu. Próbowała powstrzymywać czarne łzy. - Muszę znaleźć jakieś mieszkanko. - powiedziała sama do siebie - Może zadzwonię do Racha?
Jak powiedziała tak zrobiła.
-Co tam? - od razu odebrał jakby na to czekał.
-Mogę u ciebie zamieszkać? - swoim zwyczajem waliła prosto z mostu.
-Chcesz żebym się śniadaniem się zakrztusił?! - wykrzyczał - To twój kolejny przebiegły plan?!
-Wyjątkowo nie. Idę właśnie do twojego domu. Zamieszkam u ciebie ~ - powtórzyła
-Gdzie jesteś?! Nie odpowiadaj. Musze złapać śniadanie, bo mi uciekło.
Przez chwile dało się słychać syczenie i piski myszy oraz nie artykułowane dźwięki typu:
Myszko nie uciekaj! Choć do mnie tylko cię zjem! No weź ja też muszę coś zjeść! Cholera kto tu postawił tą szafkę?! Moja głowa...
-Dobra już możesz powiedzieć. - Elfka pierwszy raz usłyszała jak dyszy wąż
-W zasadzie to stoję już przed furką - dzięki temu, że Rach był gwiazdą punkrocka nie musiał się obawiać paparazzi i mógł mieszkać w zwykłym domu.
-Co?! - rozłączył się i wyszedł otworzyć.
Od razu się do niego przytuliła i zaczęła płakać:
- Zostawił mnie! Dupek! Cholerny dupek! Skurwysyn! I to jak?! Rozebrał i zerwał! Cholerny krokodyl! Dlaczego go kurwa mać nie zabiłam?! - powtarzała ciągle.
Zdezorientowany wężołak stał bezradnie. Gdy oprzytomniał lekko odsunął ją od siebie i powiedział:
-Już dobrze, uważaj bo udusisz dusiciela. - pogłaskał ją po głowie, na co odpowiedziała przytłumionym fukaniem. - Chodź do środka, bo tu jest cholernie zimno! Zaraz zamarznę! Dlaczego muszę być zmiennocieplny?! Brrr...
- Nie jest przecież zimno. Jest letni poranek. - odparła mechanicznym głosem, ale podążyła za nim do środka.
Gdy weszli Rach od razu zaczął zamykać drzwi na pięć zamków.
- Kto ciebie nie lubi? - spytała rozbawiona
-Powiedzmy, że nie za bardzo lubię się z orłołakami.... - uśmiechnął się blado. - W sumie mam dla ciebie prace.... ale porozmawiamy o tym później. Chodź - machnął na nią ręką, stojąc na schodach. - mam dla ciebie wolny pokój.
Na górze jak i na dole panował bałagan. Wszędzie walały się flaszki od piwa i zrzucone skóry. Od czasu do czasu po podłodze biegały myszy - niedoszłe ofiary Węża. Po za tym było nie znośnie gorąco i parno. Jak w dżungli.
Słowa nie lubią , są za łagodne. Mroczne Elfy wprost nienawidzą takiego klimatu. Da'li'ke niebyła wyjątkiem. Wężołak zauważając jej minę uśmiechnął się przepraszająco.
Pomieszczenie do którego weszli, różniło się całkowicie od pozostałej części domu. Po pierwsze było tu czysto (Nie licząc zakurzonych mebli). Po drugie było chłodniej. Dziewczyna poczuła ulgę, ale to nie znaczyło, że porzuciła pomysł zagonienia Łaka do sprzątania.
- Nie używam tego pokoju. Zimno tu. Ale tobie nie będzie to przeszkadzało, co? - Rach rozglądał się po pokoju. Szare ściany kontrastowały z zielonymi meblami. Nie był on duży. Był idealny dla Da'li'ke.
- Nie. Jest super. - powiedziała bez emocji.
- Gdzie masz swoje rzeczy? - zapytał zaciekawiony
-Tutaj - w jednej chwili na podłodze pojawiły się przedmioty. Między innymi : pluszowy miś, Dawki, ubrania i książki.
Chłopak westchnął.
- Fajnie być Mrocznym Elfem.
- Ta, takie małe wynagrodzenie za męki jakie musisz przeżywać. Nie znasz uczucia, że w każdej chwili twoje życie się skończyć. - Denerwowało ją takie zachowanie. Z takimi osobami najchętniej zamieniła się ciałami. Ciekawe co by w tedy powiedzieli.
- To zostawiam ciebie w spokoju, będę na dole jakbyś coś chciała. - szybko się zwinął czując złowrogą aurę.
~~~~~~
U góry jest śmieszna piosenka HOT DUBSTEP METAL GIRL oczywiście dla tych, którzy na tyle znają angielski. (pewne zaspane zwierzątka niestety jej nie zrozumieją) Tak po za tym, mogę tego słuchać cały czas. Zajebista melodia. *-*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro