Coma Siedem
Rach trawił posiłek leżąc na kanapie w swojej zwierzęcej postaci. Nawet jak na pytona siatkowego był ogromny. Nic dziwnego. Nie dorastał w naturalnym środowisku. W domu doktora miał idealne warunki do wyrośnięcia. Żadnych naturalnych wrogów, którzy mogliby mu przeszkodzić, posiłki nie musiał sam łapać - po prostu żyć nie umierać. Na szczęście wspomniany wcześniej doktor, miał tyle rozumu, że nie pozwolił by naturalne instynkty swoich dzieci zanikły. Choć je trochę uśpił.
Wąż zastanawiał się co by teraz zrobić. Nudził się. Próba na następny koncert była dopiero wieczorem.Znając swoich braci, wiedział, że nie warto przed piętnastą do nich iść.
Jony pewnie odsypiał noc po imprezie, Sam zabawiał się z jakąś dziwką a reszta... wolał nie myśleć co ta dwójka robiła. Każdy z nich się różnił od siebie. Na przykład -Jony uwielbiał towarzystwo, gdy Dan wolał zaszyć się gdzieś sam. Mimo to bardzo się kochali. Przykładne rodzeństwo.
Racha kusiło by wpełznąć do pokoju Da'li'ke i zobaczyć co robi. Powstrzymywała go jednak perspektywa wylecenia przez okno.
A co tam raz się żyje a mogę zobaczyć (raczej wyczuć) ładne widoki... - pomyślał i spełzł z kanapy.
Drzwi do pokoju były uchylone. Zignorował tabliczkę z napisem Wejście grozi śmiercią. Bezszelestnie wsunął się pod łóżko. Dziewczyna stała do niego tyłem, w samej bieliźnie wybierając jakieś ubrania z szafki. Dopiero gdy ubrała się w czarną suknię wieczorową, odwróciła się przodem do łóżka.
- Myślisz, że nie zauważę dziesięciometrowego węża bezwstydnie patrzącego jak się przebieram? - powiedziała przerażająco spokojnie. Rach jak szybko tylko mógł skierował się ku drzwiom. Niestety Elfka była szybsza. Nadepnęła na jego szyję obcasem butów jakie przed chwilą założyła. Wężołak odruchowo zmienił postać.
-Ała! Złamiesz mi kark! - krzyczał.
Da'li'ke odsunęła się od niego.
- Nudzisz się czy co? - zapytała ze złością.
- Straszliwie - odpowiedział przepraszającym tonem, zbierając się z podłogi. - Ładne szpilki. - dodał
-Masz cały dom do posprzątania - bardziej rozkazała niż oznajmiła.
-Ale....
-Żadnych ale. Jak przyjdę to ma tu panować absolutny porządek! - była by świetnym dyktatorem - pomyślał
- A gdzie wychodzisz?
- Na randkę. Jestem umówiona na osiemnastą, ale muszę parę rzeczy załatwić. Do zobaczenia.
Zwyczajem Mrocznych Elfów zniknęła w jednej chwili.
- Ona to ma dopiero powodzenie. Chyba muszę ustawić się w kolejce.- westchnął.
~~~~~~
Jakby ktoś zastanawiał się jaki ma Rach głos to macie piosenkę Bodies. Super głos.
-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro