Coma Dwa
Powoli podniosła powieki. Czuła straszny ból całego ciała. Co się stało? Ach tak Dawki mi się skończyły. Więc... dlaczego żyję?! Bo nie umarłam co? Chyba nie... nie! Nie! Nie chcę znowu tam być!
Pomacała ręką. Lecz zamiast spodziewanego metalowego blatu wyczuła miękką pościel. Odetchnęła z ulgą.
-Obudziłaś ? - usłyszała męski głos. Należał do szlachcica Umarłych - Rainforda Lloyda.
Z przerażeniem odskoczyła w kąt pustego pokoju.
-V-va-vampir! - krzyknęła przestraszona.
Zdziwiony czarnowłosy przybliżył się do niej jak do przestraszonego zwierzątka.
-Dlaczego się tak boisz? Nic ci przecież nie zrobię. Jesteś na wolności,prawda? Nie jesteś już czymś co można zabijać. Więc się uspokój i wracaj do łóżka. Nie wyzdrowiałaś jeszcze. W ogóle miałaś cud, że zdążyłem cię uratować. Miałaś jak zarobić na Dawki. -zaśmiał się – Na dawki życia. Ach ten Haji zawsze wymyśla jakieś utrudnienia. Podobno gdy jest jego Tydzień, też wymyśla różne pozy z Heru.
Haji. To imię, znienawidzone przez tysiące Mrocznych Elfów. To on ich modyfikował.
Ukształtowała sztylet z cienia. Pokręcił głową.
-Och, Da'li'ke jesteś słodka. Wiesz dobrze, że to żądełko nic mi nie zrobi. Połóż się. Czy raczej mam powiedzieć DH19045643 ? - powiedział ostrzej.
Skrzywiła się, ale nie ruszyła się z miejsca. Powoli zaczynał się irytować.
-Ta dziwna upartość Mrocznych... Niby patrzycie na nas jak na panów, a za nic świecie nie chcecie się nas słuchać. No trudno. Zrobię to tutaj.
I pocałował ją mocno.
Natychmiast go odepchnęła. Rainford się zaśmiał.
-Czyżbyś bała się popełnić mezalians?-wysunął kły
-Nie będę zabaweczką vampira! - odparła ze złością i skoczyła ku drzwiom.
Ale szlachcic był szybszy. Zasłonił jej drogę ucieczki
-Czyżby?- nagle w jego dłoni pojawiło się czarne pudełeczko którym potrząsnął.-TWOJE życie jest w mojej ręce.
Spojrzała na niego ze złością zmieszaną z przerażeniem i zaskoczeniem.
-Cały rok życia. Bogactwo jakie wam Mrocznym Elfom się nie śniło, nieprawdaż? Trzysta sześćdziesiąt pięć dni życia. A ile kosztuje u was jeden dzień? Pięć tysięcy dolarów jak dobrze się orientuję. Nawet te najpotężniejsze nie mogą na to sobie pozwolić. A co dopiero TY klasa średnia. W dodatku będziesz miała wszelkie wygody i pełno ludzi do zabijania. Więc co ty na to? - pogłaskał ją po policzku.
-Nie! - krzyknęła zdecydowanie.
-Ach... nie? A co ty na to bym zabił tego gada... jak mu było? Rach? - uśmiechnął się złowieszczo. - albo DN21156754 ? Zauważyłem, że w Niewoli trzymaliście się blisko siebie. Poświęcisz jego życie?
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
-Jak się zgodzę nie zrobisz nic braciszkowi?-spytała
-Zostawię go w spokoju.
-D-do-dobrze
W jednej chwili złapał ją i zaczął pić krew z jej szyi.
~~~~
Jakiekolwiek wyjaśnienia znajdziecie w Why not to help orther. Rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej ale.... wyjaśni wam ten utwór Qwerty zespołu Mushroomhead.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro