Rozdział 2
- Akysz, ty demonie! Idź precz! - szatynka została zbudzona przez jakieś dziwne krzyki. Leniwie otwarła jedno oko i starała się zacząć normalnie funkcjonować. Po dziesięciu sekundach, postanowiła wstać z łóżka. Gdy to uczyniła znów usłyszała wrzaski jej babci.
- A ta co tam wyczynia? - zapytała samą siebie. Z lekkim ociąganiem się wyjrzała, przez uchylone okno. Nagle wszystkie wspomnienia z dnia wczorajszego, brutalnie w nią uderzyły. Dziewczyna jakby zapominając o tym, że jest w koszuli nocnej, z narysowaną kaczką, wybiegła boso z domu do ogrodu. Jej babcia jak w transie, z krzyżykiem w ręce, stała przed namiotem. Z jej ust wciąż wydobywały się słowa takie jak "akysz", "idź precz", czy też "znikaj stąd demonie!". Szatynka położyła swoje ręce, na ramionach niższej kobiety.
- Babciu już spokojnie - odezwała się. Siwa kobieta odwróciła się w stronę wnuczki.
- Kochana wnuczko, ty nic nie rozumiesz tam... Tam w tym namiocie siedzi demon! - szaro oka miała ochotę uderzyć się w czoło, czyli wykonać tak zwanego "face palma".
- Loki wyłaź z namiotu! - mężczyzna w oka mgnieniu pojawił się, po za namiotem.
- Wnuczko, nie daj się zwieść jego przystojnej urodzie, to tylko przykrywka! W środku wygląda jak potwór! I te rogi! - kobieta wymachiwała rękami w gore, w dol, na prawo i w lewo. Była naprawdę przestraszona i przejęta.
- Proszę zdejmij swój hełm - czarno włosy spojrzał w zdziwieniu na midgardke. Ona go poprosiła? Do tej pory tylko słyszał od niej różne rozkazy. Nie wiele myśląc, postanowił jednak ściągnąć swój kochany hełm.
- Zdjęty, czy teraz w końcu ta ropucha skończy tak biadolić? - zapytał uszczypliwy. Nie mógł w końcu być cały czas miły.
- To nie żadna ropucha, to moja babcia! - długo włosa, spojrzała buntowniczo w oczy Lokiego i zrobiła obrażona minę.
- Nie rozmawiaj z nim wnuczko!
- Babciu to mój... Kolega z klasy - dziewczyna stwierdziła, że tylko kłamstwo da radę uspokoić starszą kobietę.
- Kolega?
- Ymm... Tak otóż, on zapomniał kluczy do swojego domu i... Postanowiłam go przenocować - staruszka spojrzała podejrzanie na córkę jej córki.
- To dlaczego ma rogi? - Alicja nie mogła uwierzyć, że jej babcia zadaje, aż tyle pytań.
- Bo on... Bardzo lubi karnawały i często przebiera się w takie śmieszne kostiumy? - powiedziała bez przekonania. Wzrok staruszki dosłownie, wbił dziewczynę w ziemie.
- Aaaaa to bawcie się dobrze dzieci. Już idę i wam nie przeszkadzam! - kobieta, poprawiając swoje wielkie okulary, wyszła z ogrodu.
- Jak możesz? - niezręczną ciszę przerwał Loki. Dziewczyna spojrzała na niego nie zrozumiale - Po pierwsze tak na kłamać, własnej babce - dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Wolałam nie przyprawiać jej o zawał serca, zresztą to przez ciebie!
- Tak tak, każde usprawiedliwienie jest dobre Alicjo - dziewczyna, otwarła szerzej oczy.
- Zapamiętałeś moje imię - rzekła lekko zdziwiona.
- Tak, nie jest takie trudne, jak to które udawałaś - na twarzy dziewczyny pojawił się wielki uśmiech.
- Cieszę się, że pamiętasz - wyznała. Loki zaczął się dziwnie czuć. On nigdy nie sprawia komuś radości, to jest wielka hańba.
- Po prostu zapomnij... A właśnie po drugie! Powinnaś się wstydzić, bo paradujesz tu taka roznegliżowana - szaro oka przestała się uśmiechać, zamiast tego zrobiła dziubek nie zadowolenia.
- Czego chcesz, to bardzo ładna i egelgancka koszula nocna. Nawet jest na niej kaczuszka - Loki skrzywił swoją twarz, co sprawiło, że dziewczyna musiała się zaśmiać - Okej Loki, pośmialiśmy się, a teraz się szykuj, bo po śniadaniu idziemy się z kimś spotkać.
Tak jak Alicja zakomunikowała, tak też się stało. Gdy tylko ona i Loki zjedli śniadanie, wyszli z domu i poszli na plac zabaw, który był gdzieś nie daleko domu dziewczyny. Szaro oka, totalnie ignorując boga, zaczęła się huśtać na huśtawce. Czarno włosy stał obok ze znudzona miną. Gdyby go teraz Thor zobaczył, to chyba spaliłby się ze wstydu.
- Mieliśmy się z kimś spotkać - przypomniał po raz dwudziesty.
- Tak, to prawda. Spokojnie zaraz przyjdzie - po dwóch minutach na plac zabaw weszła jakaś inna dziewczyna. Miała brązowe włosy i brązowo zielone oczy.
- Czyli to prawda... - powiedziała na wstępie. Szatynka zeskoczyła z huśtawki i pokiwała twierdząco głową.
- Loki poznaj Anie... Ania ty wiesz kto to - powiedziała Alicja.
- Kim ona jest? - zapytał bóg, który naprawdę nie wiedział co tu robi.
- To moja przyjaciółka, teraz też i twoja - skwitowała. Loki coś tam jeszcze mruczał pod nosem, że on nie ma żadnych przyjaciół. Dziewczyny jednak miały go centralnie gdzieś.
- Co planujesz niby z nim zrobić? - zapytała Ania.
- Szczerze jeszcze nad tym nie myślałam.
- Jak mogłaś o tym nie myśleć? Dziewczyno po pierwsze, jutro mamy szkołe, a po drugie to niebezpieczny bóg z mitologii nordyckiej.
- Fakt nie pomyślałam o szkole, a po za tym on chyba stracił swą moc.
- Zastanów się nad tym, bo z kim go zostawisz jutro, jak ty pójdziesz do szkoły. Przecież nie zabierzesz go ze sobą i nie będziesz udawać, że to uczeń z wymiany, czy coś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro