Rozdział 1
Wysoka szatynka właśnie szła po chodniku, w jej uszach były słuchawki. Dziewczyna podrygiwała w rytm muzyki. Nawet nie zorientowała się, że z góry słychać krzyk jakiegoś nieznajomego mężczyzny. Szaro oka w pewnym momencie przygnieciona ciałem owego jegomościa wylądowała z nim na ziemi.
- Ałć, co pan?! - spytała zdenerwowana. Chwyciła patyk, który na szczęście znajdował się w zasięgu jej dłoni i uderzyła nim w głowę mężczyznę. Czarno włosy z hukiem wylądował na ziemi
- Ty głupia midgardko! - wrzasnął wstając - Patrz co zrobiłaś z moją fryzurą! - szaro oka przewróciła oczami i również wstała z ziemi.
- Przestań Loki bo ci żyłka pęknie - zażartowała. Oczywiście znała brata Thora i syna Odyna i tak bała się, ale jeżeli to miał byc jej koniec to chciała chociaż raz zaszaleć.
- Zaraz skąd ty mnie znasz? - spytał.
- Jesteś bratem Thora prawda? - odparła - Próbowałeś zniszczyć ziemie. Plus masz śmieszne wdzianko.
- No tak. Ykhm, a ty jak się nazywasz?
- Ja jestem Ali...
- Nieważne - przerwał jej, przykładając dłoń do jej ust - Co to za kraina?
- Umyj ręce, a i jesteś w... - dziewczyna zrobiła długą, pełną napięcia przerwę - Polsce! - dokończyła.
- Jeszcze tego mi brakowało. Midgardczycy którzy noszą skarpety i sandały - Loki strzelił sobie face palma i ujrzał, że owa dziewczyna ruszyła dalej przed siebie. Szybko ją dogonił i szedł krok w krok za nią.
- Chcesz czegoś? - spytała.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale nie mam gdzie przenocować - odparł.
- A to mój problem?
- Jeżeli nie znajdziesz mi miejsca do spania to cię zabije, a to będzie twój problem! - wrzasnął jej w twarz.
- Okej, wyluzuj przenocuje cię - Loki zadowolony poprawił płaszcz i w dalszym ciągu podążał za szatynką.
Szli już jakiś czas w ciszy, co powoli zaczynało irytować boga.
- Ykhm... - odchrząknął znacząco.
- Eh, co się stało? - spytała dziewczyna, poprawiając swoje długie włosy.
- Jak cię zwą? - tak zrobił to. Poświęcił tej dziewczynie chwile swej uwagi, za co powinna być mu bardzo wdzięczna. Dziewczyna już miała odpowiedzieć, jednak nagle do głowy wpadł jej pewien pomysł.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - droczyła się. Choć była to dopiero cisza przed burzą, przynajmniej z jej strony. Czarno włosy z lekka zaczął się już irytowac. Przecież zapytał, więc po co zadaje takie głupie pytania? Loki westchnął i potarł swoje skronie, powoli acz ze znaczącą siłą.
- Owszem, przecież zapytałem - silił się na głos miły i sympatyczny. Jednak było to tak sztuczne, jakby po prostu puścił tekst z google tłumacz.
- Dobrze, a więc słuchaj. Nazywam się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz - zielono oki wybałuszył oczy, a szatynka przez chwile bała się, że wypadną mu z oczodołów.
- A w jakim konkretnie mieście się znajdujemy? - po minie dziewczyny zrozumiał, że tylko czekała na to pytanie. Loki już wiedział, że pożałuje tego pytania. Tak samo jak żałował pytania o jej godność. Wiedział, że to było jakieś imię na G, ale co było dalej? Dalej to dla niego była czarna magia.
- Chrząszczyżewoszyce, powiat Łękołody - usmiechnęła się najbardziej niewinnie jak tylko potrafiła. Loki postanowił już się nie odzywać, więc dalej tylko kroczyli w ciszy mijając ludzi posylajacych im dziwne spojrzenia.
W końcu dotarli do celu swej podróży, do domu dziewczyny, która rzekomo nazywa się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz. Szatynka wpuściła mężczyznę, do domu z lekkim ociaganiem. Bo nie przemyslala tego całego przenocowania. W końcu nie mieszkała ona sama tylko z jej rodziną.
- Jak mam być szczera, to chyba będziesz spał na dworze - wyznała po chwili zastanowienia.
- Chyba sobie kpisz - odrzekł Loki aroganckim głosem.
- Spokojnie w ogródku jest namiot.
- Namiot? A cóż to do licha jest namiot? - zapytał. Grzegorz wystrzeliła swoimi rękami wysoko w powietrze, mrucząc coś pod nosem.
- O Bogowie, za co? - gdy zadała to pytanie wpadła na kolejny pomysł - Ykhm... Otóż namiot to, taki polski zamek - wyjaśniła - Tylko królowie mają prawo w nim przebywać... No, ale skoro nie chcesz spać w namiocie, to możesz spać tutaj i...
- Namiot będzie idealny - przerwał jej Loki i uśmiechnął się przebiegle. Właśnie myślał o tym, że Odyn był mu łaskawy i wysłał go prosto na idiotke, która odda mu swoje wszelkie dobra. Biedny nie wiedział, że to on wychodzi na idiote.
- Zatem ruszajmy - gdy tylko weszli do ogródka i Loki zobaczył jak wygląda namiot, od razu chciał się wycofać i spać w domu. Zrobił krzywą minę i obejrzał jego tymczasowe lokum ze wszystkich stron.
- To nie wygląda jak zamek - odparł bardzo powoli i spokojnie, jakby powiedział to do siebie. Szaro oka wzruszyła ramionami.
- Mówiłam, że to Polski zamek, a nie Asgardzki pałac. No, ale skoro jesteś za miękki żeby tu zamieszkać to... - tym razem wypowiedź została przerwana, przez długi palec mężczyzny, który wylądował na ustach dziewczyny.
- Nic już lepiej nie mów... Ja ide spać, ponieważ jestem zmęczony podróżą. A ty... Z tobą się policze później, jak wstane z pozytecznej drzemki - Loki wszedł do namiotu z wielką gracją i dumą. Dziewczyna usmiechnęła się do siebie i stwierdziła, że może mu powiedzieć swoje prawdziwe imię.
- Tak naprawde nazywam się Alicja - mówiąc to odeszła, zostawiając boga w namiocie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro