Święta cz.2
-Przystojny jest?
-Nie wiem o czym mówicie.
-A co to było to "Pragnę Ciebie całej"? I te odgłosy namiętności?
Dopytywały się. Ja zrobiłam się na twarzy czerwona i przegryzłam wargę.
-A co Ty tu masz? Takie czerwone na szyi?
Sylwia dotknęła moją szyję.
-To jest malinka?
Spytała przyjaciółka. Nie wiedziałam o co chodzi.
-TY MASZ MALINKĘ! BELINDA MA FACETA!
Zaczęła krzycześ ze szczęścia.
-Cicho bądź!! Nie drzyj się tak!
-Czyli to prawda?
-Tak, ale nikomu nie mówcie!
Dziewczyny z dziwnymi uśmieszkami poszły do salonu. Zaszłam do łazienki, by umyć zęby, a następnie na śniadanie. Przy stole dziewczyny patrzyły na mnie z wielką radością.
Ja jadłam, jak gdyby nigdy nic. W trakcie śniadania, tata wpadł na pomysł, abyśmy poszli na spacer. Nie miałam nic przeciwko. Po jedzeniu wszyscy się ciepło ubraliśmy i wyszliśmy z mieszkania.
Idąc przez jeden z parków, zauważyłam mojego ukochanego. Chciałam się z nim przywitać, ale on był czymś zajęty. Trzymał w ręku jakieś brało, nosił pelerynę i hełm z rogami. Tak samo wyglądał wczoraj, ale bez berła.
Gadał znów z długowłosy blondynek, trzymający w dłoni młot. Loki krzyczał na niego. Nie byłam tym zbytnio zachwycona. Po chwili czarnowłosy walnął niego w twarz.
Chciałam do niego podejść, ale blondyn złapał to za gardło i poleciał razem z nim do góry. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Usłyszałam nagle głos brata. Zostałam sama w tyle.
Ruszyłam za resztą. Przez całą drogę powrotną, myślałam o Lokim i o zdarzeniu, które go spotkało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro