Wiercidusza.
Schowałam telefon pod poduszkę i położyłam się na górnym łóżku. Bucky spał na dole. Niestety nie mogłam spać. Otworzyłam oczy i wgapiałam się w kraty.
Łzy znów leciały mi z oczu. Niestety nie można zapomnieć od razu o osobie, którą się na serio kochało. Zauważyłam Lokiego, który właśnie przechodził ze świeczką, by posprawdzać czy śpimy.
Na moje nieszczęście popatrzył na mnie. Nie mogłam przestać płakać. On niestety to widział. Spostrzegłam na jego policzku małą łezkę. By się do niczego nie przyznawać, pokazałam mu środkowy palec.
-Też Cię lubie i tęsknię.
Szepnął. Po chwili lekko się uśmiechnął, a ja po prostu się odwróciłam do ściany i przykryłam się kocem. Ale z niego świnia! Nie lubię jak ktoś bawi się moimi uczuciami.
Rano obudziła mnie Kai. Poszłyśmy na pobieranie krwi. Kolejnych 1.5 litra. Do pokoju wszedł Loki. Nic się nie odzywał. Zauważyłam na jego szyji jakiś kwadracik.
-Przepraszam, a co to jest to, na szyji Lokiego?
Spytałam się Kai szeptem.
-To być taki maszyna do kopań prąd. Loki nie może być zadowolony, zakochany, szczęśliwy. Jak się on poczuć motyle w brzuch, to go razi prąd. Może nawet umrzeć przez to.
-Rozumiem.
-A jak na przykład ja zobaczyć, że ktoś coś czuć do Loki, to automatycznie ta osoba też kopnąć prąd.
-Jak Ty zauważysz? Czemu?
-Ja mieć pilot. Ja kierować on.
-A skąd wiesz, kiedy on na przykład jest zakochany?
-Ja wszystko widzieć!
-Rozumiem.
-Ja umieć też kierować jego mózg. Wiem co napisać, żeby on powiedzieć.
To zdanie było dziwnie. O godzinie 14.00, zjadłam coś i od razu, kiedy wróciłam do celi zasnęłam. Kiedy się obudziłam, zobaczyłam jak Bucky prubuje wykopać dziurę w podłodzę.
Nawet tego nie skomentuje. Po chwili dostałam Sms'a. Wyjęłam telefon spod poduszki i sprawdziłam wiadomość.
Henryk: Hej. Co porabiasz?
Ja: Właśnie wstałam. A ty co robisz?
Henryk: Za chwilę będą robić na mnie eksperymenty. Nic ciekawego.
Ja: Napisz do mnie, jak już będzie po wszystkim.
Henryk: Dobrze. To pa.
Ja: Pa.
Schowałam go znów pod poduszkę i usiadłam na podłodzę i wróciłam do rysowania. Bucky usiadł obok mnie i patrzył jak rysuje.
-Co tam?
-Nic szczególnego. Prawie cały dzień myślałem jak się wydostać z tej nory.
-Zauważyłam.
-Czemu akurat Ciebie tu zamknęli?
-WYBÓR.
-Tak Ci powiedzieli?
-Dokładnie.
Uśmiechneliśny się do siebie.
-Jak się nazywasz tak apropo?
-Belinda.
-Ładne. Ja jestem...
-...Bucky. Znam Cię.
-Skąd?
-Słyszałam o was to i owo.
-Też można.
Napisał do mnie po chwili Henryk.
Henryk: Już po.
Za chwilę do niego odposzę.
-A pytanie z ciekawości. Masz może chłopaka? Bo taka piękna kobieta nie powinna chyba być sama.
-Nie. Jestem singielką, ale cały czas czuje coś do mojego byłego.
-Aha. A czemu z Tobą zerwał?
-To skomplikowane. Tęsknię za nim, ale on już niczego ode mnie nie chce. Chociaż on jest nas bardzo blisko.
Zrobiło mi się smutno.
-Choć. Przytulę Cię.
Bucky objął mnie mechanicznym ramieniem i przytulił. Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Dzięki. Szczerze mówiąc. Tego właśnie potrzebowałam.
Powoli się do mnie przybliżał.
-Wiesz. Nie wiem dlaczego ten gościu z Tobą zerwał. Jest głupi. Za to ja Ciebie lubie.
-Miło to słyszeć.
Powoli przysówał swoje usta do moich. Niestety po chwili położyłam moje dwa palce na jego wargach.
-Sory, ale nie mogę.
-Co jest?
-Ja... Cały czas za nim tęsknię. Nawet jeśli nie chcę, to o nim myślę. Kocham go!
-Przepraszam. Nie wiedziałem...
-To nie twoja wina. Dobranoc.
Wstałam z podłogi i położyłam się do łóżka. Około godziny 02.44 obudziło mnie otwieranie krat. Byłam tak zmęczona, że ledwo co widziałam, jak otworzyłam oczy.
Poczułam jak ktoś nosi mnie na rękach.
-Spokojnie. Jestem tu.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Lokiego.
-Też Cię kocham Belindo.
Pocałował mnie w czoło.
-Ale jak...?
-Kai śpi. Nie kontroluje mnie, więc teraz mówię co chce. A poza tym. Widziałem tą sytuację z metaloworękim.
Przytulił mnie bardziej.
-A co z porażeniem prądem?
-Dla miłości warto pocierpieć.
Uśmiechnęłam się. Zaniusł mnie do jego pokoju i położył na łóżku. Chciał już iść, ale to zatrzymałam.
-Czemu mnie tu zaniosłeś?
Odwrócił się w moją stronę.
-Nie chcę, żeby Kai Cię zabiła.
Wyszedł z pomieszczenia. Ja przykryłam się kocem i zasnęłam.
Wstałam rano ok. 7.00. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam Lokiego śpiącego obok mnie. Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam go.
-Hej kotek!
Zaczerwieniłam się, kiedy to usłyszałam.
-Cześć. Gdzie byłeś tak długo?
-Prubowałem znaleść sposób, by zabrać Kai pilot, którym razi mnie prądem i kontroluje.
Podniosłam głowę do góry, by go pocałować. Odwzajemnił całus. Po chwili Lokiego poraził prąd.
-Aaaaaaał.
Odsunęłam się od niego.
-Przepraszam. Zapomniałam o tym.
-Nie przejmuj się. Znajdziemy jakoś sposób.
-Teraz to napewno nas zabije. Ciebie za zdradę, a mnie... W zasadzie nie wiem dlaczego.
-Co Ty mówisz? Przecież ona o niczym nie wie.
-Wczoraj mi mówiła, że wszystko widzi. Tu wszędzie są pewnie kamery.
-Spokojnie. Tu nie ma żadnych kamer. Tak Ci tylko powiedziała. Razi mnie automatycznie. Przewody tego gówna na szyji są powiązane z nerwami. Czują moje emocje.
Pocałował mnie w czoło i wstał z łóżka.
-Idę teraz do Kai. Nie wychodź z tego pokoju dla bezpieczeństwa. Pa kotek.
-PA!
Wyszedł z pokoju. Ja poszłam się umyć w jego toalecie, przebrała się. Jedynie co było do ubrania, były jego ciuchy. (Mus to mus.)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro