Mały.
Mantis rozmawiała z Thorem. Ja natomiast przyglądałam się nim przyjaźnie. Po chwili przyłożyłam dłonie do serca Czarnowłosego, żeby jego serce zaczęło regularnie bić. Myślałam o nim i tylko o nim. Spostrzegłam dziewczynę z czułkami obok siebie.
-Bel? Mogę Ci tak mówić?
-Tak.
-Wspaniale. Mam pytanie.
Zaczęła.
-Jak długo już leczysz tego Pana?
Wskazała na Lokiego.
-Nie wiem. Dosyć długo chyba.
-Nie jesteś zmęczona?
-Trochę tak, a co?
-Ponieważ po dużej stracie energii, powinnaś spać.
-Ale ze mną jest wszystko dobrze. Jak będę zmęczona, to się położę.
Skończyłam rozmowe i zajęłam się Lokim. Bacznie obserwowałam jego oddech. Wszysko zmieniło się na lepsze. Byłam z tego bardzo zachwycona. Niestety ani na chwilę nie otworzył oczu.
Po jakimś czasie Thor, szop i Groot musieli gdzieś polecieć. Na jakąś ważną misję, szukając czegoś dziwnego. Star Lord, jego dziewczyna, Mantis i szary, napakowany koleś zostali razem ze mną i nieprzytomnym Lokim.
Robiło mi się powoli nie dobrze. Czułam ogromne zmęczenie i chęć zwymiotowania. Opadłam na podłogę.
-Co Ci jest?
Podeszła do mnie Mantis. Położyła dłoń na moim czole.
-Co z nią jest?
Przejął się Star Lord.
-Jest osłabiona. Bardzo zmęczona i pełna tęsknoty.
Zaprowadziła mnie na małą kanapę, bym się położyła.
-Ale ja...
Podniosłam się do góry, ale kosmitka mnie zatrzymała.
-Musisz odpoczywać. Tracisz energię.
-Loki...
-Ja się nim zajmę. Spokojnie. Śpij.
Znów poczułam jej dłonie. Po jej słowach od razu zasnęłam.
SEN
Lewitowałam w kosmosie. Sama jedna. Dookoła mnie była pustka i ciemność. Byłam tam bardzo długo, na nic nie mogłam popatrzeć. Po jakimś czasie, zaczęły pojawiać się gwiazdy. Jedna po drugiej. Robiły się większe i mocniej świeciły.
Nagle poczułam czyjąś obecność za sobą. Kiedy się odwróciłam, spostrzegłam Thanosa. Ogromne, fioletowe monstrum z rękawicą. Patrzył na mnie z uśmieszkiem. Ja byłam przerażona. Złapał mnie za ramię i mocno ją ścisnął.
-Co Ty tu robisz? Nie powinnaś być w tym miejscu.
-Nie wiem. Czemu tu są tylko gwiazdy? Co się stało?
-Przejąłem władzę nad wszechświatem. Jestem tylko ja i gwiazdy. Tylko się dziwię twoją obecnością. Twój kłamcą już nie żyje. Ty też powinnaś odebrać sobie wszystko.
-Nie zostawię go! Nawet o tym nie myśl. Pewnego dnia odżyje i skróci Cię o głowę!!
Powiedziałam to z pewnością siebie i lekkim płaczem. Uratuje go. Nawet niech nie wyobraża sobie, że będzie inaczej.
-Doskonale. Niech Ci będzie moja droga.
Złapał mnie za szyję i podniusł do góry.
-Możesz zginąć tak samo jak on! Jesteś mi nie potrzebna.
Złowrogo się zaśmiał i próbował mnie udusić. Ja natomiast wykręciłam mi nadgarstek, uwolniłam się i jak gdyby nigdy nic, zniknęłam z tamtego miejsca. Znajdowała się tym razem na wielkim placu.
Na nim leżały ciała wszystkich ludzi na ziemi. Znalazłam tam prawie co do jednego Avengersa oraz tych z kosmosu. Jedynie kogo nie widziałam, to był Thor i Loki. Ich ciał nie było.
Po jakimś czasie, spostrzegłam Thora, siedzącego na ławce i płaczącego. Podeszłam powoli do niego, kucnęłam naprzeciw Boga i ze smutkiem na niego popatrzyłam.
-Thor. Czym się martwisz?
-Czy ja jedyny straciłem wszystko, na czym mi tak na prawdę w życiu zależało?
-No co Ty. Masz przeciesz mnie. Swoją szfagierkę. Zawsze będę Cię wspierać. Tak jak twojego, najkochańszego brata i mojego przyszłego męża. On też pewnie za Tobą bardzo tęskni. Tak jak inni.
Podniósł głowę i popatrzył na mnie, ocierając łzy i lekko się uśmiechając.
-Dzięki. Już wiem, dlaczego Loki się w tobie zakochał.
-A gdzie jest jego ciało? Nigdzie go nie widziałam.
-Zakopałem go, żeby łatwiej mógł wrócić do nas jako duch.
Po chwili zauważyłam pojawiające się mgliste postacie. To były najprawdziwsze duchy. Za Thorem stał Odyn i Heimdall. Frigga stała obok ławki, a Loki siedział obok blondyna.
Czarnowłosy bardzo mocno go przytulił i wydawało mi się, że on również płacze.
-Wiem. Byłem złym bratem. Tyle dla mnie poświęciłeś, a ja miałem to gdzieś. Bardzo tego żałuję. Tęsknię za Tobą Bracie!
Kiedy usłyszałam słowa, które wpłynęły z ust Lokiego, o mało co ja się nie popłakałam. Po jakimś czasie, czarnowłosy zwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się do mnie. Puścił brata z uścisku, żeby para królewska mogła również go powspierać.
Kłamczuszek podleciał do mnie i z miłością pocałował mnie w policzek. Czułam ten pocałunek. I to bardzo.
-Wasza Wysokość. Jak sie żyje w ciele ducha?
-Kiepsko. Brakuje mi Ciebie.
-Mi Ciebie również.
Ocierałam oczy z goszkich łez. On mnie przytulił i z dużą ilością troski, zastygł w całowaniu mojego czubka czoła. Odwzajemniłam uścisk. Odczuwałam jego realną obecność. Staliśmy tak przytuleni
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro