Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ciśnienie.

Około północy usłyszałam otwierane drzwi. Wstałam z łóżka i wyszłam z sypialni. Zza drzwiami stał Loki. Jak gdyby nigdy nic wszedł do środka.

-Gdzie Ty byłeś co?!!

-Daleko.

Czuć było od niego alkohol. Nie był jednak pijany.

-Czy ty poszedłeś się napić?

-Nie.

-Czuje u Ciebie alkohol. Nie kłam.

-Spotkałem się z bratem. Poszliśmy do jakiegoś dziwnego budynku. Wszędzie były stoliki, a za jednym stał jakiś śmiertelnik. Polewał nam jakieś dziwne trunki....

Nic nie powiedziałam. Zaczęłam być jeszcze bardziej zła i sfrustrowana.

-...dziwnie to smakowało.

Zamknęłam mieszkanie i bez zbędnego komentarza poszłam do sypialni. Loki szedł za mną.

-Laufeyson. Dzisiaj śpisz w salonie.

Czarnowłosy stanął w miejscu.

-Nie słyszałeś? Masz do dyspozycji kanapę. Proszę Cię bardzo. Ja idę spać z Oscarem. Następnym razem pomyśl, co robisz.

-Ale Belciu...

-Nie toleruje intensywnego zapach alkoholu w moim mieszkaniu. A zwłaszcza przy dziecku.

Weszłam do sypialni i zasnęłam obok syna. Nagle w pewnym momencie, poczułam jak ktoś mnie bierze na ręce. Otworzyłam oczy, a Loki trzymał mnie w ramionach w salonie. Tym razem zapach alkoholu zniknął.

-Co Ty robisz?

Spytałam zaspanym głosem.

-Masz w tej chwili ze mną porozmawiać!

-Czy to jest rozkaz?

-Tak. Jako twój przyszły mąż, mam prawo wiedzieć co jest! A poza tym. Jestem Królem Jotunheimu.

-Co to jest Jotunheim?

Spytałam spokojnie. Trochę się jednak go przestraszyłam.

-To miejsce, z którego pochodzę. Jestem prawowitym synem, poległego już władcy tej krainy. Dlatego mam lodową moc.

Patrzyłam na niego z lekkim strachem.

-Jednak po Friggie posiadam magię iluzji.

Postawił mnie na ziemię i trochę łagodniejszym głosem zwrócił się do mnie.

-Powiedz, co się dzieje.

-Powinnam się spytać Ciebie o to samo.

-Słucham?

-Tak. Dlaczego Ty jesteś zazdrosny o Oscara? Dlatego poszedłeś się napić?

-Nie jestem zazdrosny.

-Nie? To jak się czujesz, kiedy zajmuję się małym?

-Złość. Powinnaś być ze.... Ołłł.

-No właśnie.

Nic już nie powiedział. Zrobiło mu się przykro.

-Loki. Gdybyś pomagał mi w opiece nad Oscarem, to byłabym z Tobą. Bardzo blisko, tak jak Ty chcesz. I nie byłoby tej twojej zazdrości, a ja nie byłabym zła na Ciebie, że uciekasz mi z domu i długo nie wracasz i ......

Przerwał mi pocałunkiem w czoło.

-Kocham Cię.

Powiedział i mocno mnie przytulił.

-Obiecuję Ci, że postaram się, nie wzbudzać u Ciebie złości i agresji.

-Na serio?

Popatrzyłam na niego z dołu.

-Serio, serio.

Uśmiechnęłam się i również go przytuliłam.

-A poza tym. Mów jednak do mnie po prawdziwym nazwisku.

-Co? Po prawdziwym? Czyli jak?

-Loki Odynson, syn Odyna. Tak się nazywam. I jestem jeszcze księciem Asgardu.

Spoglądałam na niego ze zdziwieniem.

-Naprawdę?

-Tak. Możesz się nawet spytać mojego brata.

Przytuliłam go jeszcze mocniej.

-Loki. Wiem, że kłamiesz.

-Tym razem jestem z Tobą bardzo szczery!

-Nie sądzę.

Loki wziął mnie na ręce i bez zbędnych słów, pojawiliśmy się po chwili w Asgardzie. Było ciemno i dosyć zimno. Staliśmy przy wejściu do zamku. Ja akurat byłam w samej piżamie.

-Czy Ty głupi jesteś? Nie ma czasu na odwiedziny.

-Racja.

Postawił mnie na ziemi i zniknął. Po minucie pojawił się znów, ale tym razem z Oscarem na rękach.

-Nie możemy przecież zostawić małego, samego w domu.

Do reszty mu odwaliło. Na szczęście mogłam zamienić ciuchy nocne na ukochaną, żółtą suknię. Pstryknęłam jedynie palcami. Loki jedną ręką trzymał Oscara, a drugą trzymał mnie za nadgarstek. Strażnicy od razu nam otworzyli. W chwili kiedy weszliśmy do środka, od razu przybiegł do nas dwuoczny Thor. Śmiesznie wyglądał z dodatkowym okiem.

-Witaj ukochany bracie. Znów się widzimy.... Czy to jest wasz syn?

Spytał bardzo zaskoczony. Był na szczęście dość cicho, by nie obudzić Oscara.

-Jak się zwie mój bratanek?

-Oscar. Oscar Odynson.

Odpowiedział mi czarnowłosy. Na ustach Thora pojawił się jeszcze większy uśmiech. Wziął go od Lokiedo na ręce. Popatrzył na małego i rzekł.

-Ale jest do Ciebie podobny mój bracie. Jak dwie krople wody.

-Rzeczywiście.

-Tylko jak wam się urodziło dziecko, w tak krótkim czasie?

-To przez ten eliksir, który mi dałeś. On sprawił, że Oscar tak szybko urósł...

Przerwał mi po chwili Loki.

-A kiedy my dokładnie...? Bo nie pamiętam!

-Wtedy, kiedy mnie odwiedziłeś przed Ragnarokiem. Jak udawałeś przed wszystkimi, że nie żyjesz.

Przypomniałam mu.

-AAAA faktycznie.

-Oby to było ostatni raz.

-Oczywiście.

Pocałował mnie Loki po chwili w czoło.

-Moja królowo.

Poczułam niemiłe kręcenie w nosie. W tej samej chwili kichnęłam.

-Na zdrowie.

Usłyszałam głos Thora.

-Dzięki... AAA psik!

Znów kichnęłam.

-Co Cię tak uczuliło, moja droga?

Była to Frigga. Przyszła do nas, by zobaczyć wnuka.

-Nie wiem. To pewnie chwilowe.

W chwili, kiedy ponownie kichnęłam, mały otworzył powoli oczy i przyglądał się wujkowi.

-A ten dżentelman, to kto?

Spytała Królowa Asgardu.

-To twój wnuk matko.

Powiedział Loki, obejmując mnie ramieniem.

-Jest bardzo podobny do ciebie, mój synu.

Odparła. Nagle poczułam okropny ból głowy i coś wpadło mi do prawego ocza, co zaczęło mnie drażnić.

-Belindo, jesteś zmęczona?

Usłyszałam głos Lokiego.

-Tak. Jestem. Trochę mi się w głowie kręci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro