Rozdział 8 Rozpacz
- Powiesz mi co się stało? – Dei wybiegł za mną z biura, gdy biegałam i pakowałam wszystko do samochodu
- Rin dzwoniła, jadę do niej – powiedziałam blada od informacji jaką usłyszałam – jej matka zachorowała
- To coś poważnego, że musisz zrywać się z pracy, mamy masę roboty – Dei jak zwykle był mało wrażliwy na nieszczęścia innych jeśli w gre wchodziły terminy i projekty...
- Zemdlała i do tej pory nie odzyskała przytomności. Moja matka jest za granicą z ojcem, więc tylko ja mogę się na coś przydać. Nie wiem co jest cioci, jak tylko się czegoś dowiem to dam znać – odparłam rzeczowo zirytowana jego zachowaniem. Nie czekałam już na jego reakcje. Czym prędzej wsiadłam do samochodu i pojechałam pod wskazany szpital. Ciocia była mi równie bliska jak rodzona matka... Zawsze miła, troskliwa broniąca przed resztą klanu i ich zajadłych uwag. Bałam się o nią i o Rin która była w 8 miesiącu ciąży, a stres w takim stanie nie wróżył nic dobrego.
Gdy wpadłam na oddział od razu zobaczyłam na korytarzu Rin i Kakashiego, a także ojca Rin. Czym prędzej podbiegłam do przyjaciółki i ją objęłam.
- Już jestem skarbie – tuliłam ją do siebie pozwalając by jej łzy zmoczyły mi koszulkę.
- Mówią, że to niewydolność nerek... nie wiedzą dlaczego – płakała tak żałośnie, że aż serce pękało.
- Można do niej wejść? – zapytałam patrząc na wuja, który zawsze był powściągliwy i oschły z wyglądu. Jednak teraz wyglądał na zdruzgotanego.
- Jeszcze ją badają – odpowiedział zdawkowo na moje pytanie. Jednie co mogliśmy teraz zrobić to czekać. Nie wypuszczałam Rin z objęć przez całe dwie godziny czekania, rozmawiając o stanie jej matki. Już poprzedniego dnia ciocia czuła się słabo, ale zignorowali to sądząc, że to zwykłe przemęczenie. Dziś natomiast ledwo wstała z łóżka, a w drodze do łazienki osunęła się na ziemię i już nie wstała. Gdy pielęgniarka pojawiła się w drzwiach spojrzeliśmy na nią wyczekując jakiś informacji. Zamiast tego poprosiła jedynie by wuj poszedł z nią wypełnić jakieś dokumenty.
- Może to jeszcze trochę potrwać. Idę po kawę – powiedział Kakashi – przynieść wam coś?
- Latte – odparłam – a ty skarbie co chcesz? – tu zwróciłam się do Rin
- Nic...
- Musisz pić, twoje dziecko na pewno jest spragnione – powiedziałam dalej nie mogąc się przyzwyczaić, że nie chcieli poznać płci dziecka licząc na niespodziankę. Ja bym nie wytrzymała z ciekawości na ich miejscu.
- Nie obchodzi mnie to – Rin była uparta, a ja spojrzałam na Kakashiego i odezwałam się: - Kup jej jakiś sok
Gdy odszedł zmusiłam ją by na mnie spojrzała
- Rin do cholery wiem, że ci ciężko, ale weź się w garść. Jesteś potrzebna cioci i swojemu dziecku! Przestań myśleć samolubnie. Musisz jeść i pić i myśleć w miarę trzeźwo...
- Nie mam na to siły Kasu... to dziecko mi tylko przeszkadza... nie chcą mi mówić wszystkiego by mnie nie stresować. Gdyby nie ono mogłabym być przy niej non stop
- Ale nie możesz i pogódź się z tym wreszcie! To maleństwo potrzebuje twojej opieki. A poza tym nie jesteś sama. Masz mnie, swojego ojca i Kakashiego
- O nim mi nawet nie wspominaj – zrobiła kwaśną minę
- Co się dzieje? Nie układa wam się?
- To mało powiedziane Kasu... on się mną nie interesuje. Martwi się tylko o dziecko... Chce ciągle mnie gdzieś wyciągać na spacery bym jak to określa „ się dotleniła". Nie rozumie, że nie mam siły, jest mi słabo ciągle...
Patrzyłam na nią trochę jakby postradała zmysły co nie uszło jej uwadze
- Nie patrz tak na mnie... Nie zrozumiesz tego...
- Powinnaś się cieszyć, że poświęca ci czas i co ważniejsze waszemu maleństwu. Ja bym dała wszystko By Dei chociaż raz oderwał się od swoich zajęć i poświęcił mi na spokojnie jeden wieczór – dodałam chcąc pokazać, że naprawdę nie jest w beznadziejnej sytuacji.
- Nie porównuj Deidary do Kakashiego... twój mąż jest od niego sto razy lepszy – powiedziała – pracuje, ma ambicje, rozwija się... a Kakashi skoro ma kasę to uważa, że nic nie musi robić...
- Rin skarbie... Dei został inaczej wychowany... wierz mi gdyby nie musiał zarabiać nie byłby takim ambitnym pracoholikiem podobnie jak ja... Poza tym Kakashi zawsze jest przy tobie, spełnia twoje zachcianki, a Dei nawet nie chce mieć ze mną dziecka – powiedziałam szczerze. Spojrzała w moje niebieskie oczy zdziwiona
- Naprawdę?
- Tak... owszem robię karierę i uważam, że mam jeszcze czas na dziecko, ale on nie chce ich w ogóle... mówi, że to zbyt zburzy nasze wygodne życie. Że nie jest gotowy by zostać ojcem... jakieś pół roku temu powiedział mi to definitywnie
- I zgodziłaś się na to? – zapytała
- Jak się kogoś kocha to jest się gotowym na poświęcenia nawet jeśli nie przychodzą one łatwo. Poza tym liczę, że kiedyś zmieni zdanie. Może jak zobaczy wasze maleństwo to się zachęci – powiedziałam z uśmiechem – tymczasem będziesz musiała się ze mną dzielić tym szkrabem bym mogła zapełnić tymczasowo pustkę w moim życiu – zaśmiałam się, chociaż wewnątrz bolała mnie decyzja Deidary... Ale pozwalałam, by czas działał na naszą korzyść i by sam się przekonał, że dziecko to coś cudownego.
- Tak czy inaczej Kakashi nadaje się na ojca jak mało kto – dodałam, n co spojrzała na mnie smutno i powiedziała
- Szkoda tylko, że to nie jego dziecko...
Zamarłam. Byłam w takim szoku, że z dobrą minutę patrzyłam na nią zaskoczona.
- Rin... - nim zdążyłam o cokolwiek zapytać czy powiedzieć wszedł Kakashi z ojcem Rin
- Pilnie potrzebny jest jej przeszczep nerki – powiedział wujek – bez niej nie dożyje tygodnia.
„Czy to dzień samych złych wieści"? – pomyślałam z żalem, który rozdzierał moje serce
- Tato poinformuj klan niech każdy z odpowiednią grupą krwi się przebada, a ja sam zaraz pójdę to zrobić – polecił Kakashi rzeczowo i konkretnie udowodniając, że w stresowych sytuacjach potrafi myśleć szybko i logicznie.
- Ja zrobię to samo zaraz po tobie – powiedziałam, uspokajając zdruzgotaną Rin. Byłam zrozpaczona, że jedna z najtroskliwszych i najcieplejszych kobiet w naszej rodzinie jest na granicy śmierci... Przytulając Rin modliłam się w duchu, by wszystko dobrze się skończyło...
..............................................................................
POV KAKASHI
Czekając w poczekalni na wyniki badań przypatrywałem się jak Rin powoli uspokaja się w ramionach kuzynki. Bardzo chciałem pomóc żonie, ale ona nawet mi na to nie pozwalała. Przez ostatnie pół roku nie było dnia, byśmy się nie kłócili. Starałem się być dla niej dobrym i kochającym mężem, ale odtrącała mnie za każdym razem... Nawet sypiać przestaliśmy całkiem ze sobą odkąd lekko zaokrąglił się jej brzuszek. Rin stała się zupełnie innym człowiekiem, a ja nie umiałem powstrzymać jej przemiany. Przestała o sobie dbać, golić się, chodziła tylko w jednej sukience i nie chciała nigdzie wychodzić... Jedyną osobą, która potrafiła ją do czegoś nakłonić była Kasumi...
Cieszyłem się, że po naszej rozmowie w miarę wszystko wróciło do normy, a przynajmniej się nie unikaliśmy. Dalej ją kochałem, ale wiedziałem że to i tak niczego nie zmieni więc całą moją miłość przelałem na moje dziecko. Byłem ciekawy czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, ale Rin uparła się byśmy nie znali płci dziecka... Cóż. Nie chcąc jej denerwować i wywoływać kolejnego konfliktu zgodziłem się na to. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet o maleństwo nie chciała dbać. Nie brała witamin, nie jadła regularnie... A wszystko to by zrobić mi na złość...
Liczyłem, że gdy hormony przestaną jej buzować jej dawna osobowość powróci i zaczniemy być normalną rodziną. Z rozmyślań wybił mnie teść, który przyszedł obwieścić, że nikt z klanu nawet nie chce się przebadać by sprawdzić czy może być dawcą nerki. Tłumaczyli to faktem, że moja teściowa pochodzi z innego, podrzędnego klanu i to jej rodzina powinna się poświęcać.
Hipokryci jakich mało! Owszem... matka Rin pochodziła z nic nie znaczącego klanu, ale przyjmując ją do siebie powinni traktować jak własną rodzinę. Tymczasem oni po 30 latach życia z nią dalej traktowali jak obcą...
- Dzwoniłeś do rodziny mamy? – zapytała zapłakana Rin ojca
- Powiedzieli, że teraz są zajęci, ale przyjadą w następnym tygodniu – odparł sarkastycznie
- Niech ich szlag! – wrzasnęła Kasu, a ja dopiero teraz zobaczyłem, że płacze... Ona od zawsze przeżywała niesprawiedliwości jakie miały miejsce w klanach. Nasz nigdy nie uważał teściowej za swoją, a jej klan po tym jak poszła do lepszego uniósł się honorem i odciął od niej. Istna paranoja...
- Rin nie martw się ciocia już jest wciągnięta na listę szpitalną, a jutro wraca moja matka. Na pewno się przebada i zobaczymy czy któreś z naszej czwórki może oddać cioci nerkę – Kasu pomimo własnej rozsypki pocieszała Rin
- Wyniki właśnie przyszły – lekarz, który prowadził ciocię podszedł do nas słysząc ułamek rozmowy.
- Pan może być dawcą – zwrócił się do mnie, a ja bez mrugnięcia okiem się zgodziłem. Lubiłem teściową, a poza tym tak robi rodzina. Pomaga sobie w każdym momencie życia.
- Proszę by został Pan w szpitalu, jutro przeprowadzimy zabieg – polecił lekarz – potem przyślę pielęgniarkę z dokumentami dla pana
Gdy odszedł poczułem jak ktoś mnie obejmuje. Spojrzałem w dół zaskoczony na Rin, która od dawna nie okazała mi nawet odrobiny uczucia.
- Dziękuję Kakashi... Kocham cię... - powiedziała placząc. Objąłem ją i odparłem zerkając delikatnie na Kasumi, która uśmiechała się lekko przez łzy:
- Ja ciebie też...
Tu dum tu dum... xD
I jak jest chwila czasu to i rozdział napisany! Pisałam go wczoraj o 1 w nocy więc liczę, że nie nawaliłam a wynagradzam wasze oczekiwania xD
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri/Deki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro