Rozdział 4 Sobota
Obudził mnie przyjemny zapach i delikatne smyranie po szyi. Otwierając oczy zobaczyłam na stoliku nocnym świeżo upieczone naleśniki, które wabiły nie tylko zapachem, ale i wyglądem.
- Mniemam że to śniadanie ma być przekupstwem do seksu – powiedziałam leniwie odwracając się do blondyna z zadziornym uśmiechem
- W żadnym wypadku, śniadanie zrobiłem bo cię kocham, a seks i tak bym dostał – powiedział pewny siebie
- Na jakiej podstawie tak sądzisz? – zaczepnie odpowiedziałam
- Bo nie możesz mi się oprzeć skarbie – mówiąc to pocałował mnie namiętnie, całkowicie rozbudzając. Uwielbiałam, gdy jego długie blond włosy opadały na moje nagie ciało, a jego błysk w niebieskich oczach doprowadzał mnie do utraty tchu. Mimo czasu jaki byliśmy razem i tym jak się zmienialiśmy, jedno pozostało niezmienne. Seks. Zawsze był pełen pasji i porozumienia, a jednocześnie nigdy nie było w nim rutyny.
- Odwróć się i wypnij ten tyłeczek – wyszeptał mi do ucha, a ja z chęcią przystałam na propozycję. Lubiłam gdy dominował nade mną, ale nigdy w pełni mu nie ulegałam. Była to niepisana zasada, która obojga nas nakręcała i sprawiała maksimum przyjemności. Gdy poczułam go w sobie, aż jęknęłam przymykając oczy... Spięłam wszystkie mięśnie by utrudnić mu poruszanie się, podwajając tym naszą przyjemność.
- Lubisz doprowadzać mnie do szaleństwa Kasu... - wyszeptał chwytając mnie za włosy sprawiając, że odchyliłam się do tyłu dając mu możliwość wpicia się w moje usta. Jego ręka powędrowała dodatkowo do mojej kobiecości i zaczął ją drażnić zataczając delikatne kółka, które z każdym jego pchnięciem czułam coraz bardziej.
- Dei... - z moich ust wydobywało się jego imię, przeplatane z jękami
- Głośniej... - polecił znacznie przyspieszając chwytając mnie obiema rękami za biodra i przyciągając do siebie maksymalnie, a ja nie panowałam już zupełnie nad sobą. Orgazm cudownie rozluźnił moje ciało, a fala przyjemności jaka mnie zalała była za każdym razem nie do opisania. Poczułam jak Dei wypełnia mnie od środka dochodząc tuż po mnie i z zadowoloną miną patrzy jak płytko oddycham.
Brałam tabletki antykoncepcyjne więc wiedziałam, że nasza zabawa nie skończy się dzieckiem, mimo że w głębi duszy bardzo tego chciałam.
- Kocham cię nad życie Kasu – powiedział Dei dalej będąc we mnie
- Bo krew ci jeszcze do mózgu nie wróciła – zaśmiałam się widząc, że pożądanie dalej nie zeszło z jego twarzy
- Przy tobie zawsze odpływa mi w jedno miejsce – odparł całując moje udo i pozwalając wyplątać się z jego objęć. Spojrzałam na niego jak wstaje i zakłada bokserki. Idealna postura i plecy do których mogłam przytulać się całymi dniami. Był dla mnie całym światem. Pełen sprzeczności i nieprzewidywalności, a jednocześnie ostoją i wsparciem w każdej dziedzinie.
- Chcesz pierwsza wziąć prysznic? – zapytał, gdy brałam talerz z naleśnikami do rąk, po czym wybuchnął śmiechem
- Jedzenie zawsze na pierwszym miejscu, co?
- Nie chce żeby wystygły – odparłam zapychając się pysznościami
- Dobra, to zajadaj a ja idę do łazienki – gdy znikł za drzwiami westchnęłam rozkosznie ciesząc się z tak pięknego poranka. Gdy usłyszałam szum wody, postanowiłam zadzwonić do Arisu. Nim odezwała się w słuchawce usłyszałam jakieś zgrzyty, dźwięk potłuczonego wazonu i przekleństwa
- Halo – odezwała się po sekundzie
- Matko co za powstanie masz w domu? – zapytałam radośnie
- Szykuje się na randkę, ale jak zadzwoniłaś musiałam szukać telefonu pod stertą ciuchów, potknęłam się i przy okazji stukam miske... jednym słowem to twoja wina
- Niech będzie – zaśmiałam się - na randkę powiadasz? Z tym... jak mu było Takumim?
- Tak... to będzie już nasza trzecia randka
- O... jeszcze się nie zorientował, że jesteś rypnięta?
- Skoro tobie udało się złapać faceta ja też dam radę! – odparła nie zrażając się i razem ze mną zataczając ze śmiechu
- Byś tu przyszła i pomogła mi coś wybrać – marudziła – nie wiem czy założyć coś ździrowatego czy grzeczniejszego
- Jeśli chcesz ukryć swój paskudny charakter to wywal cycki na wierzch – powiedziałam poważnie dalej się z nią drocząc – a tak na serio skarbie nie dam rady, bo sama zaraz się szykuję do wyjścia. Mamy wypad z moim kuzynostwem
- Z tą dziewczyną nie do życia i z jej mężem?
- Mówisz jak Dei...
- Bo taka jest prawda. Jeszcze nie widziałam laski w tym wieku, która sama by się wpędzała w melancholie, bez względu na to ile ma kasy na koncie. Na miejscu jej faceta już dawno bym ją zostawiła razem z tymi pieniędzmi...
- Kakashi też ma spory majątek... - odparłam – i spodziewają się dziecka
- Zazwyczaj nieodpowiedzialni ludzie pakują się w pieluchy – westchnęła – dobra, ja spadam, ale wieczorem się spiszmy i może wygospodarujesz dla mnie jakąś chwilę?
- Dla ciebie wszystko marudo – odparłam rozłączając się. Nie pozostało mi nic innego jak samej zacząć się szykować. Uważałam zawsze, że Rin jest znacznie ładniejsza ode mnie, więc przed spotkaniami z nią zawsze starałam się wyglądać jak najlepiej by chociaż odrobinę zniwelować tę widoczną różnicę pomiędzy nami. Dei zawsze mnie wyśmiewał i mówił, że uroda Rin wcale nie jest wyjątkowa, ale ja uważałam inaczej.
Siedząc w restauracji poczułam się trochę pewniejsza siebie. Miałam na sobie obcisłą sukienkę do łydek z delikatnym rozcięciem w kolorze turkusu co podkreślało moje niebieskie oczy. Lekki makijaż i włosy związane w bezładnego warkocza dodawały całości delikatności. Z powodu niskiego wzrostu obowiązkowo zawsze chodziłam w szpilkach, a stojąc przy ukochanym dalej sięgałam mu niewiele ponad ramię.
- Już są – szepnął mi do ucha mąż, gdy moja kuzynka pierwsza przekroczyła próg restauracji
- Rin tutaj! – pomachałam do kuzynki za którą wszedł jej mąż. Jak zwykle elegancki i poważny tym razem spojrzał bezpośrednio na mnie i delikatnie się uśmiechnął. Ignorując to zupełnie objęłam kuzynkę i usiedliśmy. Musiałam przyznać, że pomimo niechęci Deidary do Kakashiego zachowywał się wzorcowo i nawet znaleźli wspólny temat jeszcze przed podaniem pierwszego dania.
- Jak się czujesz? Aż nie mogę uwierzyć, że będziesz mamą – zaczęłam się emocjonować, ale Rin momentalnie mnie zgasiła, ściszając głos
- Nie chce tego dziecka
- Rin co ty wygadujesz... To coś najcudowniejszego – zaczęłam, ale mi przerwała
- To czemu sama nie zaszłaś w ciążę?
- Nie możesz nas skarbie tak porównywać. Mamy dwie różne sytuacje – odparłam miękko widząc w jej oczach ból i strach, które topiły moje serce
- Yhym... - w jej oczach zaszkiły się łzy - Ja się nie nadaje na matkę Kasu. Nie kocham tego dziecka
- Trudno pokochać coś wielkości fasoli – zauważyłam na co lekko się uśmiechnęła najwidoczniej rozbawiona
- Przestań gadać głupoty Rin. Będziesz cudowną mamą i pokochasz to dziecko bo znając życie będzie twoją istną kopią ty chodząca depresjo! – próbowałam ją rozbawić wtłaczając jednocześnie do głowy, że sobie poradzi – masz cudowną rodzinę, mamę która ci pomoże, męża i ja będę najukochańszą ciotką pod słońcem!
- Przeraża mnie to Kasu... wszyscy naciskali na to dziecko łącznie z Kakashim. Teraz przez to non stop się kłócimy... - spuściła głowę
- To minie. Jesteście w nowej sytuacji i nie mów tak jakby cały świat cię zmuszał do tego dziecka. Ty też go podświadomie chciałaś
- Nie chciałam
- A nogi rozłożyłaś dobrowolnie? – na ten tekst parsknęła śmiechem
- Tak...
- Czyli chciałaś i przestań marudzić tylko ciesz się póki jeszcze nie masz opuchniętych stóp i nie żygasz jak kot
- Jesteś niemożliwa – nastrój ewidentnie jej się poprawił – kocham cię...
- A ja ciebie głuptasie – odparłam ciesząc się, że dziewczyna wreszcie się uśmiechnęła. Zerknęłam w stronę naszych mężów, którzy akurat zaczęli się nam przyglądać z zaciekawieniem.
- Widzę, że nastroje wam się zdecydowanie polepszyły – zauważył Dei, na co Rin przytaknęła i powiedziała
- A to wszystko zasługa twojej żony. Aż mam ochotę świętować dzięki niej
- Czemu by nie? – podchwycił Kakashi – niedaleko otworzyli nowy klub. Może pójdziemy potańczyć nim całkiem pochłonie nas rodzicielstwo?
Wszystkim pomysł się ewidentnie spodobał i przyjęli go entuzjastycznie z wyjątkiem Deidary.
- Mam jeszcze projekt do dokończenia – zaczął, a ja wiedziałam, że to żaden projekt a zwykłe malowania w piwnicy i rzeźbienie z gliny go tam ciągną... Jednak widząc moją minę, zreflektował się
- A co mi tam, niech będzie – posłał mi jeden ze swoich cudowniejszych spojrzeń
- Dziękuję – ucałowałam go w policzek, zauważając, że Kakashi obserwuje każdy mój ruch w specyficzny sposób. Nie przepuszczałam jeszcze, że tym razem powinnam była siedzieć cicho i pokornie posłuchać męża byśmy poszli do domu, bo dzięki temu uniknęłabym niepotrzebnych kłopotów...
Bumbum bum... xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro