Rozdział 3 Zmęczenie
Ten dzień zdecydowanie nie należał do najlepszych... Pominąwszy, fakt, że nie spałam pół nocy z powodu chrapania Deidary, to sąsiedzi nad nami kopulowali jak norki. Gdy pojechaliśmy do pracy nie było lepiej. Byliśmy prężnie rozwijającą się korporacją, a mój dział intensywnie współpracował z działem Deidary. Kiedyś mnie to cieszyło, że pracujemy razem, dziś o mało co nie wychodziłam z siebie. Deidara jako główny architekt był moim przełożonym, a dziś w szczególności to wykorzystywał. Umiałam rozgraniczyć pracę i życie zawodowe, ale jego ciągłe cofanie projektów, narzekanie na brak odpowiedniej dokumentacji był frustrujący, zwłaszcza że wszystkie te uwagi kierował do mnie. Wiedziałam, że ma na barkach poważny projekt i stres go zjada, ale ja nie należałam do nazbyt pokornych osóbek.
Gdy przyszła pora lunchu powiedziałam mu co o tym myślę
- Kasu, przesadzasz. Naucz się, że w pracy jestem twoim przełożonym, a nie mężem – zignorował moje skargi
- Mężem jesteś 24 godziny na dobę – warknęłam – miej do mnie uwagi, poprawki, ale ty zwracasz się do mnie jak Niemiec z nakazem rozstrzelania!
- Uspokój się i odpuść trochę. Boli cię duma, za to że wytknąłem błędy twojego zespołu za który jesteś odpowiedzialna
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Kasu nie mam czasu ani siły na kłótnie
- A myślisz, że ja mam i uwielbiam się kłócić?
- Często właśnie do takich wniosków dochodzę – powiedział, a mnie zatkało
- Jesteś pieprzonym dupkiem – wysyczałam zirytowana. Wróciłam do biura, ale od tej pory ignorowałam jego uwagi i obecność, co oczywiście widzieli wszyscy. Ale miałam to gdzieś. Nie pierwszy raz Dei mnie tak traktował w biurze. Jakby włączał mu się tryb dupkowatości. Pisząc uparcie na komputerze zobaczyłam, że dostałam wiadomość na telefonie.
- „Hej, co porabiasz?"
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 13. Zastanawiałam się kiedy moja kuzynka zapamięta, że codziennie, od poniedziałku do piątku w tych godzinach mam albo szkołę albo pracę i nie jestem w stanie „porabiać", a muszę zapierdalać ...
Ironia i wnerw towarzyszył mi nawet w tym momencie.
-„Jestem w pracy" – odpisałam – „a ty"
- „Znowu? Powinnaś zwolnić tempo... Ja dopiero wstałam, słabo się dzisiaj czuje" – aż mi brew zadrgała.
Rin nie rozumiała, że ja muszę pracować, by mieć pieniądze i żyć, a z racji że była to rodzinna korporacja nie mogłam odpuścić. Na dodatek znałam to jej „słabo się czuje". Po prostu siedziała do późna i najzwyczajniej w świecie nie chciało jej się wstawać. Dodatkowo jak na horyzoncie pojawiał się byle jaki problem, ona wpędzała się w depresje, sławne „ nie dam rady" i udawała zbolałą. Kochałam ją, czasami uważałam, że to urocze, ale teraz była to dla mnie oliwa dolana do ognia. Stwierdziłam, że lepiej będzie jak jej nie odpiszę. Bałam się, że powiem zbyt dużo. Jakby tego było mało jedna ze stażystek zgubiła papiery z umowami inwestorów.
Kocioł i atmosfera w pracy dała mi tego dnia szczególnie popalić, dlatego postanowiłam, że po pojadę odprężyć się w saunie. Przebierając się w szatni czułam na sobie morderczy wzrok jakiś pind, które ewidentnie nie przyszły ani poćwiczyć, ani się wypocić. Wiele dziewczyny przychodziły jak mawiała Arisu na „Łowy".
- Takie sukieneczki nosiło się w XIX wieku – zaczęły szeptać do siebie śmiejąc się ewidentnie z mojej osoby. Zignorowałam je zdając sobie sprawę, że ja faktycznie przyciągam do siebie dziwnych ludzi i mimo że nie szukam nigdy pierwsza problemów i zwady one znajdują mnie same. Ubierając kostium kąpielowy i wiążąc włosy widziałam, że lekko zrzedła im mina. Nie spodziewały się, że pod sukieneczką może być coś atrakcyjnego, a szczególnie lepiej prezentującego się od nich. Niestety panienki nie odpuściły...
- Figura może ładna, ale te ciuchy... masakra. Ja bym się tak na mieście nie pokazała – brew mi lekko drgnęła. Chciały, żebym to słyszała czy były aż takie głupie, że myślały, że nie słyszę. Mogłam je olać całkowicie, ale to nie do końca leżało w mojej naturze. Wyciągnęłam z torebki wacik kosmetyczny i zwilżyłam go płynem miceralnym, po czym podeszłam do zdezorientowanej dziewczyny wręczając jej wacik. Mimowolnie go wzięła do ręki patrząc na mnie pytająco.
- Niech facet któremu dzisiaj będziesz robić loda, zobaczy twoją prawdziwą urodę – powiedziałam i odeszłam powolnym krokiem w stronę sauny. Dziewczyny były chyba w takim szoku, że nie były w stanie wydukać riposty. Ja natomiast odetchnęłam głęboko wchodząc do sauny i układając się na drewnianych deskach, przymknęłam z rozkoszą oczy. Niestety nie na długo...
Do pomieszczenia wszedł jakiś wytatuowany prymityw z radosną nowiną: „ Mam olejek zapachowy, mogę go rozpylić!?"
Od razu się odezwałam wiedząc jak to się dla mnie może skończyć
- Wołałabym nie – odparłam, na co dwie kobiety po czterdziestce gabarytów hipopotama zareagowały
- Oj jaka szkkoddaaa.... Ja bym chciała z olejkiem – powiedziała jedna, a druga zaczęła przytakiwać
- A ja wolałabym nie. Jestem alergiczką i chciałabym móc swobodnie oddychać – odparałam starając się trzymać nerwy na wodzy.
- Bardzo szkoda... - nie omieszkała dopowiedzieć pierwsza
- Też żałuje – dodałam z naciskiem myśląc, że na tym się skończy ta konwersacja... Mój optymizm nie trwał za długo, bowiem koleś zwrócił się do mnie
- Nie to, że chce być dupkiem, ale zapytam: Długo będziesz tu siedzieć?
Kobiety zachichotały, a ja nie wytrzymałam uśmiechając się ironicznie
- Kurde faktycznie nim jesteś. Teraz będę tu siedzieć tak długo, aż skonam – odparłam
- Jesteś wredna – Chłopak był niepocieszony
- Nie wredna, a zwyczajnie nienawidzę chamstwa i prostactwa więc, jeśli możesz to odsuń się bo chce wygodnie położyć
- A ja nienawidzę takich kobiet jak ty
- Karyny są bardziej uległe co? – odparowałam wiedząc, że i tak już się nie odprężę. Mimo wszystko nastała cisza... wreszcie upragniona cisza. Leżałam z dobre 15 minut, dwie kobiety zdążyły już wyjść, a chłopak zaczął ciężko sapać.
- Powiedz jak zaczniesz mdleć to wezwę karetkę – docięłam poprawiając się i widząc jak na mnie morderczo patrzy
- Podziwiam za wytrzymałość. Ale jestem uparty jak konik Jezusa i też dam radę – powiedział, a ja nie rozumiałam powiązania jego przykładu.
- Nie spinaj się tak, właśnie wychodzę – odparłam ironicznie się uśmiechając i na odchodne mówiąc – i Jezus nie miał konika, a osiołka
Nie miałam siły już dusić się z nim w jednym pomieszczeniu i słuchać jego sapania. Wchodząc pod prysznic poczułam jak łzy złości spływają mi po policzkach. Odkąd pamiętam ciąle musiałam walczyć. W szkole, w rodzinie i na co dzień ktoś musiał się do mnie doczepić. A to źle wyglądam, mam dziwną urodę, za dobrze się uczę, jestem kujonem, wypowiadam swoje zdanie, jestem za szczera... Byłam już tym zmęczona, a ten dzień był wyjątkowo ciężki ze względu na zbliżający się okres.
„Czy ja faktycznie jestem kłótliwa?" – zastanawiałam się wychodząc z siłowni i idąc do auta. Owszem... wielu konfliktów w życiu mogłam uniknąć gdybym się nie odezwała, ale gdy milczałam ludzie i tak chcieli nade mną górować z różnych powodów.
Wchodząc do mieszkania od razu poczułam woń czegoś smakowitego. Idąc za zapachem dotarłam do salonu, gdzie na talerzu widniała kaczka w pomarańczach, a obok na stoliku trzy bombonierki i kwiaty. Dei podszedł do mnie i objął w pasie mimo mojej niechętnej miny
- Myślisz, że wystarczy mnie nakarmić i zapomnę jaki wredny jesteś? – zapytałam
- Zazwyczaj to działa – odpowiedział przekornie po czym poważnie dodał – przepraszam, Kasu. Masz rację, źle się zachowałem i niepotrzebnie się na tobie wyładowałem. Obiecuję, że postaram się być bardziej delikatny i mniej wybuchowy – mówiąc to patrzył mi w oczy i delikatnie głaskał kciukiem po policzku
- Nie mam osiemnastu lat by w to bezgranicznie wierzyć, ale następnym razem dopiero zobaczysz co to wybuch... Nie zmilczę twojego zachowania i zrobię scenę przy ludziach – zagroziłam, chociaż złość już mi prawie minęła
- Domyślam się, że jesteś do tego zdolna – powiedział – ale za to cię kocham.
Patrząc z perspektywy czasu obecnie potrafiliśmy szybko dojść do porozumienia i wybaczać sobie błędy. Przez pierwsze dwa lata małżeństwa darliśmy koty do upadłego. Żadne z nas nie lubiło się poddawać i ustępować więc ścieraliśmy się pomimo ogromnej miłości na każdym jednym kroku. Z czasem dorastaliśmy i dojrzałość powodowała, że pasowaliśmy w wielu momentach, chociaż wybuchy złości pojawiały się dalej dość często.
Uśmiechnęłam się do męża i stając na palcach pocałowałam jego pełne i kształtne usta
- Ja ciebie też
Dzień nie zaczął się rewelacyjnie, ale chociażzakończył miłą kolacją, cudownym seksem i spokojnym snem przy mężczyźnie,którego kochałam nad życie mimo różnic których było tak wiele i którewielokrotnie uprzykrzały nam codzienny żywot. Zasypiając myślałam o tym, alenim straciłam całkiem jaźń w krainie snów doszłam do wniosku, że przecież za teróżnice go tak mocno pokochałam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro