XII
Hrabina Katarzyna z ukłuciem żalu w sercu wspominała pobyt w Borowicach, ale z upływem tygodnia na nowo rozgorzała w niej energia, jaką poświęcić chciała, oddając się sztuce. Z wypiekami na twarzy przeglądała afisze teatralne, będących pod zarządem Warszawskich Teatrów Rządowych.
Tak podczas wspólnego śniadania, zaanonsowała Maciejowi, iż dzisiaj wybiorą się na popołudniowe przedstawienie do Teatru Letniego na „Dyanę", komedię obyczajową w czterech aktach autorstwa niejakiego Stanisława Kozłowskiego. Najpierw jednak Katy miała w planach udanie się do modystki po nowy kapelusz, z szerokim rondem, według najnowszej mody.
Ordynat, zgadzał się ostatnio na wszelakie kaprysy swej żony. Nie odmawiał jej funduszy na nowe utensylia stołowe, czy damski kostium, jaki sobie sprawiła, widząc, ile szczęścia dają jej te zbytki. Widok zadowolenia na twarzy Kateriny rozgrzewało mu serce, które coraz częściej i jemu okazywała, pozwalając się całować i zbliżać do siebie. Pan Borowski nie zważał przy tym nawet na gadaninę jego gospodyni, Pani Ofki, która uskarżała się, że hrabina lekceważąco zaczęła podchodzić do swych obowiązków pani domu, dając służbie zbytnią swobodę. Kucharkę poprosiła o stworzenie całotygodniowego jadłospisu, który na same słowo zatwierdziła, a dwie pokojówki oddała pod opiekę młodej, nieznajomej jej dziewczyny, którą z sobą przywiozła z borowickiego pałacu, ku jej niezadowoleniu. Te wkrótce trajkotać zaczęły podczas odkurzania jak na targu i to jeszcze wdając się w rozmowę z wielmożną panią.
- Idzie nowe, pani Zofio. Idzie nowe - skwitował Maciej tonem, który nie dał starej kobiecie pola do dalszej dyskusji.
Gospodyni przyjąć musiała, iż dla młodej pani jej doświadczenie przestało się liczyć, a dom hrabiostwa niedługo zacznie przypominać Sodomę i Gomorę, gdyż hrabia na wszelkie ekscesy swej żony się zgadzał. Jak na przykład postawienie w buduarze maszyny do pisania oraz założenie telefonu. Kobieta bała się już wystarczająco elektryczności, aby jeszcze na stare lata zacząć obcować z telekomunikacyjnym ustrojstwem?
- Wystarczy, że połączę się z centralą, prawda? - dopytała podekscytowanym tonem Katy, chwytając w dłoń słuchawkę aparatu Bella. - Nasz numer to dziewięćdziesiąt-czterdzieści?
- To nie zabawka, kochanie. Obiecaj mi, że będziesz go używać z rozsądkiem.
- Namówię papę na założenie telefonu na Alei Róż! - dodała jak egzaltowana panienka, odkładając ostrożnie słuchawkę na widełki. - Myślisz, Macieju, że się zgodzi? Na katedrze z pewnością mają telefon, a ja mogłabym rozmawiać z papą godzinami o nowej sztuce czy książce! Czyż to nie byłoby cudowne? I jakie wygodne!
Katy bardzo tęskniła za ojcem, jednocześnie bała się spotkania z dawno niewidzianą matką. Nie wiedziała, czy potrafiłaby jeszcze spojrzeć jej w oczy i powstrzymać żal, jaki do niej żywiła.
Maciej nic nie odpowiedział, tylko przyciągnął młodą kobietę do siebie i pocałował czule w czoło.
- Może kiedyś będę mogła rozmawiać przez telefon ze Stefcią. Ale cóż wtedy począć z pocztą i posłańcami? - Spojrzała na ślubnego z góry, wlepiając w niego pytające spojrzenie oczu w kolorze wiosennej trawy.
- Myślę, że radość cię nazbyt rozstroiła i musisz wypocząć, mia bella.
Hrabia posłał jej ponaglające spojrzenie, wiedząc, iż jego Katja bywała kobietą o wybuchowej naturze, a jej konstrukty umysłowe ulegały rozregulowaniu pod wpływem silnych wrażeń.
- Nie jestem zmęczona - zaoponowała. - Mam w sobie tyle siły. Myślę, aby przearanżować nasz salon. Wymienić meble, dodać parę obrazów. Boznańskiej albo Chełmońskiego!
- Wystarczy, Katy. - Odwrócił ją sobie za ramiona. - Nie zgadzam się na zmianę salonu w takim stanie. I wedle mnie, możesz powiesić tam swoje najnowsze płótna. Nie zrobią nikomu różnicy - dodał już z nutą rozbawienia.
- Ignorant! - prychnęła, ale i na jej ustach zakwitł uśmiech.
Ostatnio co prawda wróciła do malowania. Korzystając ze swojego panieńskiego zestawu malarskiego próbowała uchwycić piękno borowickich łąk, czy pól, namalowała nawet postać chłopki z pamięci, ale nie były one gotowe, aby wystawić je na widok publiczny. Nie, kiedy planowała prowadzić otwarty salon dla artystów, pisarzy, malarzy i muzyków.
- Pomówimy o renowacji wieczorem. Teraz muszę cię opuścić - rzekł, kierując się do przedpokoju, gdzie Antoni już stał, aby podać panu kapelusz, laskę i płaszcz.
- Dokąd się wybierasz? Na długo? - Odważyła się zapytać, choć nigdy wcześniej tego nie robiła.
W Borowicach nie musiała. Całymi dniami Maciej przesiadywał w gabinecie, ewentualnie w kancelarii Zarzyckiego, czy w cukrowni. Warszawa jednak była dużym miastem, pełnym pokus dla młodego mężczyzny.
- Wybacz, Katerino, ale choć z miłości do ciebie padłbym ci do stóp, nie zwykłem się tłumaczyć przed kobietą. Wrócę w porze obiadu, a później razem wybierzemy się do Saskiego, jak chciałaś.
Na pożegnanie pocałował ją w czubek głowy i wyszedł, odprowadzony przez niezadowolone spojrzenie hrabiny. Gdy zamknęły się za ordynatem drzwi, pozwoliła sobie nawet na tupnięcie nogą ze złości, jaka ją ogarnęła.
Katarzyna miała wrażenie, że kobiety spotykają coraz częściej same niesprawiedliwości.Są traktowane przedmiotowo, izolowane i rozumiane jako bezwolne istoty nawet po zamążpójściu. Katy nie chciała takiego obchodzenia się z nią ze strony własnego męża. Zauważyła bowiem, iż kiedy coraz częściej okazuje hrabiemu względy, ten częściej jej ulega.
***
Budynek Teatru Letniego był konstrukcją drewnianą, pięknie ornamentowaną, ukrytą wśród zarośli, która w szczycie mieściła ponad tysiąc widzów. Początkowo budynek miał być jedynie zastępczą sceną remontowanego Teatru Wielkiego, ale zyskał sobie sławę warszawskiej sfery dobrą akustyką i obszerną sceną, zbliżoną do tej macierzystej.
Katy jednak nie mogła dzisiaj skupić się na sztuce. Raz robiło jej się zimno, raz gorąco, aż pomyślała, że Maciej miał rację, i nadto się rozemocjonowała. Po drugim akcie mąż wyprowadził ją na ciepłe, wrześniowe powietrze. Łapczywie nabierała powietrza, aż poczuła się lepiej. Nogi nie były już tak słabe i nie kręciło jej się w głowie.
- To przez te przeciągi. Zawiadomię doktora Ejchelera. Mogłaś się przeziębić - powiedział zmartwionym tonem ordynat.
Katy pokręciła głową.
- Już mi lepiej, hrabio - powiedziała oficjalnie, bowiem zdawało jej się wówczas, iż Maciej lepiej ją wtedy słuchał.
- To, aby nie twa kolejna sztuczka? - zapytał, posyłając jej groźne spojrzenie, które miało ją zmusić do powiedzenia prawdy.
Zdaniem ordynata Katerina mogłaby bez problemu otrzymać angaż za Modrzewską. Tyle razy przed nim teatralnie grała, iż znowu mogła w niej zrodzić się chęć na fumy.
- Poczułam się słabo. To wszystko, mój drogi. Możemy już wracać? - poprosiła przymilnie, jakby chciała wymusić na mężu zgodę.
Maciej pokręcił głową. Nie obchodziły go plotki o słabowaniu jego żony, ukrywaniu jej choroby, czy inne niedorzeczne domysły, jakimi karmiły się usta starych matron, czy fircyków.
- Non, ma douce.Przejdźmy się. Świeże powietrze dobrze ci zrobi - powiedział i nie pytając o zgodę, zaczął ją prowadzić parkową alejką.
- Comme tu préfères, mon mari.
Katy rozłożyła parasolkę, bojąc się, iż jest już wystarczająco pokraśniała na twarzy. Po części z niezadowolenia. Humor poprawiło hrabinie powolne podziwianie urokliwych parkowych uliczek. Uwielbiała wodotrysk w kształcie kielicha z czterema pluskającymi się w sadzawce delfinami; dokładny, niedawno odnowiony, kompas marmurowy, czy mieszczącą się na boku alei głównej studnię, słynną z przewybornej wody, którą spragnionym spacerowiczom w kubkach podawali delegowani do tego zadania pensjonarze Towarzystwa Dobroczynności.
W trakcie przechadzki po "letnim salonie Warszawy", jak nazywano Saski, udali się betonowym chodnikiem w kierunku ulicy Niecałej. Nad drogą umyślnie usypano wzgórze, na którym wznosił się wodozbiór w kształcie rotundy, będący wierną kopią świątyni w Tivoli. Z dala już widać było bramę Pałacu Saskiego. Pan Maciej dopytywał połowicę o samopoczucie, ale gdy w końcu się upewnił, że nie zmyśla, pozwolił sobie na swobodę.
Obok Instytutu Wód Mineralnych Jana Flatau, gdzie zbierała się śmietanka warszawska, minęli się z kilkoma znakomitościami na poobiednim spacerze, m.in. z państwem Grossmanami, z którymi wymienili uprzejmości, prosząc wzajemnie o rewizyty. Budynek zawsze na Katy robił wrażenie. Zwłaszcza oranżeria, galeria spacerowa i ogródek z fontanną. Pamiętała jak jeszcze z matką i niezamężną Rozalią spędzały czas w tamtejszej kawiarni.
- Może zajrzymy do ogródka Raua? Mama nie pozwalała mi tam chodzić odkąd wznowiły swą działalność, bo bała się, że dzieci z nizin przenoszą różne choroby. I na nic były moje argumentacje, że przyjmowane dzieci przechodzą kontrolę lekarską.
- Dobrze, że Towarzystwo Higieniczne zabiera je z ulic i brudnych trotuarów i sprawuje nad nimi jakąś pieczę pedagogiczną.
- Po zebraniu zagranicznych doświadczeń swą działalność inspirują ogrodem Jordana. Ciocia Pelagia pisała o nich w liście do matki. - Katy zwolniła kroku, w przypływie entuzjazmu ściskając mocniej ramię męża. -Znasz, Maciejku, kogoś w Radzie albo w komisji gier i zabaw? Może namówię maman, aby udostępniła kawałek naszego ogrodu? Albo lepiej, sama chcę zostać wychowawczynią!
Maciej wybuchł niepohamowanym śmiechem. Katerina jak nikt inny potrafiła go rozbawić. Przystanął, spoglądając na dziewczynę łagodnym wzrokiem.
- Jeszcze z rana pragnęłaś prowadzić salon literacki i przyjmować w naszym mieszkaniu całą Cyganerię Warszawską, a nasze mieszkanie zamienić w Udziałową. Kiedy ty znajdziesz na to czas, mon cher?
Katy nie miała sposobności odpowiedzieć, gdyż niespodziewanie rozmowę zagaił dyrektor Filharmonii Warszawskiej, któremu towarzyszyła żona, Melania z Hirszfeldów Rajchmanowa. W oddali z boną bawił się ich niedorosły syn Aleksander Michał.
- Upalny dziś dzień - zaczął Aleksander Rajchman.
- W istocie. Pogoda dziś iście letnia - zgodził się Maciej.
- Niedawno wróciliśmy z Bad Königsdorff - odparł. - Żona chwali sobie tamtejszą Pijalnię Wód. Mówi się, że pod zarządem Witczaka, wróci do dawnej świetności. Polecam, wielmożnej hrabinie.
- To bardzo miłe z pańskiej strony - zaczęła Katy, niepowstrzymana w porę przez męża, - ale uprzedzam pana, iż jestem w wyśmienitej formie i pobyt w uzdrowisku w moim przypadku mógłby wyrządzić więcej szkody, aniżeli pożytku.
Rajchman przeczesał obwitego wąsa, upomadowanego na kruczoczarny kolor. Katy nieszczególnie bliskie kontakty łączyły z rodzinami żydowskimi i czuła się nieco skrępowana ich towarzystwem, w przeciwieństwie do Macieja.
Wkrótce dołączyła do ich grona córka Rajchmanów, Helena Radlińska, w towarzystwie męża, asystenta w Szpitalu Dzieciątka Jezus, Zygmunta Radlińskiego. Maciej przywitał lekarza chłodnym ukłonem, z uwagi na jego nielegalną działalność w bojówce PPS.
Katy szybko złapała wspólny język z cztery lata starszą dziewczyną.Zwierzyła jej się, że dzięki wstawiennictwu męża, bierze udział w kursach pielęgniarskich i pracuje w bezpłatnych ambulatoriach Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, mając nadzieję, iż zachęci tym hrabinę do angażowania się w działalność społeczną.
Katy jednak szybko rozbolała głowa. W rozmowie nie błyszczała, była bardziej słuchaczką pod wrażeniem wykształconej nauczycielki, która zdała carski egzamin po odbyciu tajnych kursów. Skrycie zazdrościła młodej działaczce wsparcia, jakie udzielali jej rodzice i małżonek w jej działalności na rzecz najuboższych, skrzywdzonych i wykolejonych.
Ordynat dostrzegając nagłą zmianę samopoczucia u ukochanej, przyjął zaproszenie do salonu Rajchmanów i pożegnał się imieniu swoim i Kateriny. Katy była pewna, iż swoim zachowaniem tylko utwierdziła towarzystwo warszawskie w przekonaniu o jej domniemanym stanie, aż miała ochotę wyrzucić z siebie złość w postaci dziecinnego wybuchu złości.
Zrozumiała bowiem, jak śmieszna była w swym dążeniu do prowadzenia własnego salonu, kiedy nikt nie traktował jej poważnie. Nawet Maciej ucinał jej niezależne zapędy, traktując pobłażliwie i jedynie silił się, aby okazać jej swą cierpliwość.Była hrabiną, ordynatową, a nic nie znaczyła.
Wieczorem atak migreny zwalił ją z nóg. Katarzyna była przekonana, że to złość zebrała jej się w głowie, bo nie mogła jej z siebie wyrzucić. Utyskiwała na swój straszny los, nie zauważając jaka może wydawać się innym żałosna. Sama też czuła się zapomniana i nieważna.
Katy już spała ze śladami zaschniętych łez na policzkach, gdy Maciej do niej zajrzał. Pokręcił głową ze smutkiem. Tym razem postanowił przeczekać jej wapory, wiedząc, iż nie byłby w stanie jej pomóc, gdyż jej imaginacje nie mieściły się w jego światopoglądzie i mógłby ją tylko tym bardziej zdenerwować. W jego przekonaniu Katy miała pokusy estradowe, chciała skupiać na sobie uwagę wszystkich, jakby cały jej świat ograniczał się do wilii na Alei Róż, gdzie była wielbiona jak primaballerina assoluta, niczym Maria Matylda Krzesińska, była kochanka carewicza Mikołaja. Była jednak jeszcze zbyt dla niego młoda i mało rozważna, aby móc zaaferować innym coś więcej, niż dawała jemu.
„Czemuż to ja ci nie wystarczam?, pomyślał, składając na jej policzku kojący pocałunek na dobranoc.
***
Wrota warszawskich salonów miały na dobre stanąć otworem dla niespełnionej w tym aspekcie Katarzyny po przyjściu uprzejmego zaproszenia do salonu Rajchmanów w niedzielne popołudnie. Dotychczas młoda mężatka nie miała zbyt wielu okazji do ćwiczeń w sztuce bywania w środowisku znamienitych gości. Wielka finansjera mieszała się tu z arystokracją, różne grypy zawodowe, jak postępowi pisarze, publicyści, moderniści czy muzycy polemizowały ze sobą przy kieliszku mocniejszego trunku. Wydarzenie było już powszechnie uznawane w kręgach warszawskiej inteligencji za jedno z najlepszych w owym czasie.
Dlatego gdy powóz zatrzymał się przy ulicy Senatorskiej nieopodal Zamku Królewskiego, Katy odczuwała narastającą tremę. Nie była pewna czy społeczno-polityczny charakter spotkań nie okaże się dla jej umysłowej maszynerii za ciężki, czy wystarczy jej erudycji i intelektu do prowadzenia pogłębionych rozpraw, a nie płytkich konwersacji przy herbatce. Bała się także, czy towarzystwo zaakceptuje jej małżonka, który niekiedy bywał traktowany z chłodną rezerwą z uwagi na konszachty starszego Borowskiego z władzami rosyjskimi. Miała jednak nadzieję, iż wspomniane grono pomimo zacięć narodowych, nie okaże małostkowości czy wręcz ignorancji, gdyż ci zasłużeni ludzie nauki i organizatorzy życia kulturalnego ówczesnej Warszawy cenili przede wszystkim działalność oświatową, nastawioną na rozwój w imię pozytywistycznego myślenia, a takie idee niewątpliwie cenił także Maciej, choć jej mąż nosił w sobie wywrotowego ducha. Poza tym i część z burżuazji niemieckiej i żydowskiej układała się z Moskalami dla otrzymania przywilejów czy jako formę pomocy dla uciskanych.
Podczas spotkania ściśle obowiązywał strój wieczorowy, więc Katy postawiła na śliczną, pastelową suknię domu francuskiego mowy Worth z głęboko odkrytą piersią, wykonaną z lekkich materiałów. Elementem stroju, który budził powszechny zachwyt był nadrukowany wzór z kwiatów, które układały się, jakby rosły, tworząc efekt rozmycia niczym z obrazu Cloude Moneta. Do toalety po raz pierwszy dołączała ciężkie klejnoty rodowe, które podarowała jej hrabina Krasińska. Maciej kręcił głową z niezadowoleniemna myśl o bogatej kolii, zasłaniającą mleczną szyję jego umiłowanej żony, do czasu, aż nie ujrzał Kateriny oblanej w blasku diamentów, szafirów i rubinów. Podobny blichtr dostrzegła u innych dam, których biżuteria raziła po oczach od progu mieszkania.
Wieczór rozpoczął koncert zagranicznej diwy z Włoch, której kreacja rozkochała w sobie panów równie silnie co jej uroczy, mocny głos. Katy wysłuchała arii artystki, chłonąc każdy dźwięk. Choć gospodarz prześmiewczo bywał nazywany "wszechobecnym Olesiem", gdyż potrafił doglądać Filharmonii z każdego kąta, Katy doceniała zasługi Rajchmana na niwie muzycznej. Nie brakowało oczywiście złośliwych języków, które uskarżały się, iż butelki Rajchmana są zbyt mocno zakordowane, ale dziewczyna i tak była oczarowana atmosferą całego towarzyskiego wydarzenia.
To tam poznała Cecylię z Zaleskich Walewską, postać już uznaną w ruchach kobiecych. Czytywała nie raz z wypiekami na twarzy i często w tajemnicy przed matką jej artykuły w "Bluszczu" o emancypacji kobiet czy wreszcie interesowała się jej działalnością pisarską. Sama Walewska, żarliwa wyznawczyni kwestii kobiecych, przyjęła entuzjazm Katy z lekkim zdziwieniem. Co prawda referowała odczyty, niekiedy podejmowała polemikę z ideowymi adwersarzami, ale nie uważała się za kobietę już spełnioną. Jeszcze wiele rzeczy było jej zdaniem do zrobienia w kwestii zrównania praw kobiet.
- Popiera pani hrabina, iż zaistnienie kobiet w sferze publicznej przyczyni się do moralnego odrodzenia?
- Ależ tak! - przytaknęła Katy z palącymi rumieńcami na twarzy, może od wypitego wina, a może od nadmiaru emocji. - Tak wiele kwestyi czeka na głos niewiast: nierząd, prawa małżonków, sprawa dzieci niechcianych i reformy szkolne... A nader wszystko wszechobecna niesprawiedliwość i tłamszenie kobiecego ducha...
Cecylia spojrzała na Katy z uśmiechem. Potrafiła bowiem odróżnić w kim biło serce "bojownic" jak określała młode pisarki-społecznice.
- Jednakże nowego porządku świata nie zbuduje się na rywalizacji damsko-męskiej, a jeno na harmonijnym w nim współistnieniu obu płci. Pod warunkiem, iż uda się wyplenić podwójną moralność. Same bowiem często oddajemy wodza mężczyznom, przyznając im wyższą niżeli nasza, pozycję. Proszę pamiętać, iż inszość dam, strażniczek duszy ludzkiej, jest naszą siłą napędową, aniżeli ułomnością.
- Zatem należałoby nie tylko zrzucić kaganiec pozorów i starych zasad, ale także walczyć z ciemiężycielami umysłu, czy to radykałami czy zaś mordercami słusznych idei zrodzonych z potrzeby serca. Wszak to często wina złego wychowania.
- Czytuje szanowna pani Zapolską, Ostoję, Esteję? A może sama pani pisze? Pani rozumowanie jest niebywale interesujące, pani Katarzyno.
Katy spłoniła się, bo dotychczas swe ideały chowała tylko wewnątrz uwiezionej duszy, a nie odważyła się nigdy wygłaszać je gdzieś dalej poza buduar czy tak jak inne kobiety walczyć naprawdę.
- Dotychczas nie było stosownej okazji - Spuściła wzrok ze wstydem.- Poza tym nie czułabym się na siłach. Brak mi eksperiencji oraz... wiedzy - dodała szczerze, czując jak policzki palą ją jeszcze bardziej.
- Nie mniej zachęcam do marnowania stosu papieru i nadużywania atramentu. A jeśli kiedykolwiek byłaby pani zainteresowana pogłębianiem wiedzy, jest na to rada... Słyszała pani o Uniwersytecie Latającym?
- Owszem! - przyznała hrabina z ożywieniem. - Czyż pani Skłodowska nie pobierała tamże nauk?
- Proszę ciszej, nigdy nie wiadomo kto słucha - uprzedziła ją Cecylia łagodnie. - Niekiedy wykłady odbywają się w moim domu, ale pracuję także w Towarzystwie Tajnego Nauczania za łaskawym przyzwoleniem Pani Śniegockiej.
Po uroczej rozmowie, obudziła się w Katji pasja do gonitwy za skrycie chowanymi tęsknotami. To dzięki pani Cecylii otworzyły się przed nią drzwi do domów znanych literatek, między innymi pani Mellerowej, Józefy Konstancji Sawickiej oraz Walerii Marrené-Morzkowskiej. Otrzymała też zaproszenie do domu Ludwika Grossmana. Tylko jego salon mógł uczciwie rywalizować o gościnę z salonem Rajchmanów. Pod względem prestiżu i przepychu górował nad tym pierwszym, gdyż gospodarz prócz salonowych rozrywek raczył gości węgierskim winem oraz butelką Haut Sauternes dla pań.
***
Katy po miesiącu bywania "w świecie", jak określała wizyty w szanowanych warszawskich domach, czy to w mieszkaniu z widokiem na kasztany i akacje przy ul.Chmielnej u mieszkającej samotnie Sawickiej czy u Walewskiej na tej samej ulicy czuła coraz większe zadowolenie z życia w stolicy. Maciej jednak wkrótce po wizycie u Grossmanów odmówił pokazywania się w kręgach naukowo-społecznych, uznając je za obciążające.Nie chciał jej towarzyszyć, zamiast tego znikał gdzieś wieczorami, wymawiając się obowiązkami ordynata. Katy więc pod nieobecność męża niekiedy wybierała się tam sama za cichym przyzwoleniem małżonka, który widząc jej nieudawaną rozpacz po jego zakazie opuszczania domu bez niego, zgodził się, pod warunkiem, iż będzie wracać o przyzwoitej godzinie, bo Maciej nie zamierzał spać sam.
- Naprawdę, Maciejku? Będę mogła?- spytała z nadzieją w głosie, podnosząc się z łoża, na którym jeszcze przed chwilą rozpaczała jak pensjonarka.
Usta Macieja wygięły się w chytrym uśmieszku.
- Jeśli mi pięknie podziękujesz...
Maciej nie zdążył pomyśleć o idealnym podarku od swej żony, gdy Katy rzuciła się mężowi na szyję. Podziękowała mu najpiękniej jak tylko kobieta potrafi, obdarowując czułymi pocałunkami, po których całkiem uległ.
- Poproszę którąś z tamtych... dam, by miała cię na oku - dodał, gdy leżeli przytuleni do siebie jeszcze kompletnie odziani, choć koafiura pani Katarzyny zdążyła się wygnieść i poluzować.- I zawsze będziesz wracała z Maurycym...
- Boisz się, że przyniosę ci wstyd? - spytała Katy, ze smutkiem patrząc mężowi w oczy. - Nie masz do mnie zaufania?
- Tobie ufam, moja miła - odparł i ucałował wnętrze jej dłoni.- Ale nie ufam tamtym wątpliwym dżentelmenom. Nie znają kodeksu honorowego. I będę tolerował te spotkania chwilowo, do czasu, aż nie założymy rodziny.
- Dobrze - mruknęła sennie, gdyż perspektywa ta wydała jej się odległa jak gwiazdy na niebie.
Na jednym z owych spotkań na Miodowej, na które tak cieszyła się Katarzyna, spotkała Fryderyka w towarzystwie znanych warszawskich prawników, o dziwo bez żon, który zdziwiony jej obecnością pobladł i omal nie wpakował siostry w odjeżdżający powóz z wilczym biletem prosto do męża. Niesiony wstydem i tłumioną egzaltacją zaprowadził dziewczynę na stronę.
- Co tu robisz, Katarzyno? - spytał szeptem, piorunując krnąbrne jego zdaniem dziewczę wzrokiem.
- To samo co ty, bez swej uroczej małżonki...
Napięta twarz Fryderyka poczerwieniała, a w oczach błysnęła stal.
- I mam uwierzyć, że mój szanowany szwagier pozwala tobie, droga siostro, na taką ekstrawagancję? Masz mnie za imbecyla?
- Sam to, drogi bracie, przyznałeś.
Dłoń na ramieniu dziewczyny mocniej się zacisnęła.
- Widzę, że hrabia, a raczej rzec powinienem wicehrabia, nie prędki by spiłować twój charakterek. Dalej zachowujesz się jak rozpaskudzona pannica.
- Dla ciebie ordynatowa Borowska - poprawiła brata, wyrywając dłoń spod jego kleszczy i posłała mu lodowate spojrzenie.
Myślała, iż jej słowa wyprowadzą młodego Staszkiewicza z równowagi, ale ten zaśmiał się nerwowo i spojrzał na nią z czymś w rodzaju zuchwalstwa zmieszanego z litościwością. Zawsze ją tak traktował. Jak kogoś niższego od siebie, kim nie warto zaprzątać sobie głowy. Nie tolerował łamania przyjętego porządku i zawsze oceniał ją surowiej. Mógłby wszak być jej ojcem, bo niemal dzieliła ich różnica pokolenia, ale Katy nie rozumiała dlaczego jednak tylko wobec niej i Karola bywał taki stanowczy. Do Antoniego podchodził z troskliwą uwagą, zaś Florkę i Rozalkę, szczególnie Rozalkę, otaczał miłością i rozpieszczał najlepszymi podarkami.
Czasem czuła, że najzwyczajniej w świecie jej nie kochał, choć ona oddałaby życie za każde ze swojego rodzeństwa. Drażniła go jako dziecina i jako panna na wydaniu. Jako żona ordynata stała się śmieszną damą, którą można odmawiać w gabinecie z cygarem w ręku. Był pyszałkiem, który coraz częściej budził jej antypatię aniżeli siostrzaną miłość. Nie pojmowała od czego tak zgorzkniał.
- Zatem pozwoli hrabina, że odwiozę ją do męża i sam go o to zapytam.
Katy, nie chcąc sprawiać gospodyni kłopotu, wyszła za adwokatem i z jego pomocą wsiadła do dorożki hrabiego. Nie odzywała się do brata słowem, zwrócona głową w stronę okna zamkniętej budy.
- Masz zamiar udawać urażoną? Wiem, iż musiałaś wymusić na ordynacie takie przyzwolenie. Pewnie już je ci z ręki pan hrabia... Zawsze umiałaś dobrze konfabulować. Ojca łatwo oszukać, ale nie mnie.
- Niczego nie udaję - warknęła, czując jak mimochodem w jej oczach stają łzy. - Nie rozumiem skąd w tobie tyle złości.
Katy bolało to, że jej najstarszy brat nie miał dla niej serca. Czy on kiedykolwiek je miał dla kogokolwiek? Była pewna, że nawet dla własnych dzieci i żony był chłodny niczym bryła lodu.
- Nie zrozumiesz, bo jesteś kobietą - mruknął, odwracając wzrok od jej twarzy, a skrywa w mroku budy powozu twarz brata wydała się dziewczynie jeszcze bardziej mroczna i pozbawiona emocji.
- Zatem nie jestem człowiekiem - rzuciła bez pomyślunku, czym zwróciła uwagę Staszkiewicza.
Mina mu na chwilę zrzekła i maska obojętności pękła, ale wnet znów ją posklejał, że gdyby Katy nie patrzyła uważnie, bodaj dostrzegłaby zmianę na jego twarzy.
- Martwię się o Karola. Dawno nie otrzymałam od niego listu. Czy wszystko dobrze z naszym bratem? - spytała, zmieniając temat.
Mina Fryderyka skwasiła się nieznacznie.
- Nie zajmuj się sprawami, które już cię nie dotyczą. Ten gołowąs jeszcze wróci do domu z podkulonym ogonem...
Dalszą drogę przebyli w milczeniu, bo Katarzyna miała dość słuchania pogardliwości o ukochanym bracie. Mijając gmach Kamienicy Roeslera i Hurtiga na myśl jej przyszła piwiarnia „Pod Nadzieją", która jako pierwsza w mieście serwowała piwo bawarskie. Lokal umiłowali sobie niegdyś młodzi literaci i malarze, nazywani Cyganerią Warszawską. Dalej wjechali już od strony Senatorskiej w Krakowskie Przedmieście, by po kilki minutach przejażdżki flakier zatrzymał lando w bramie kamienicy, pod którą mieszkała Katy.
Chciała już odejść, ale poczuła jak Fryderyk chwyta jej dłoń okrytą w rękawiczkę i wręcza jej małą papeterię.
- Odwiedź nas czasem nim pokryją nas ciernie - rzucił, po czym bez słowa więcej wyszedł z bramy i ruszył prężnym krokiem w poszukiwaniu dorożki.
Z roztargnienia i oszołomienia tym dziwnym wyznaniem Katarzyna nie od razu się zorientowała, iż Fryderyk wręczył jej bilet wizytowy na Aleję Róż, do domu jej ojca.
Co to znaczyło? Czyżby zasugerował, iż rodzice za nią tęsknili?
W foyer warszawskiego mieszkania podała lokalowi Florianowi parasolkę, a Krysi płaszcz i najnowszy strojny kapelusz z piórami i szerokim rondem od Hersego, sprowadzony prosto z Paryża. Tym razem wybrała ten od Caroline Reboux, a nie od Madame Virot.
- Czy pan w domu?
- Wyszedł przed chwilą, wielmożna pani hrabino.
Katy uśmiechnęła się pobłażliwie do nieśmiałej pokojówki, która dygała przed nią jak dewotka przed każdym przydrożnym krzyżem.
- Mówiłam ci, byś zaprzestała mnie tak nazywać. Wystarczy pani Katarzyno - wyjaśniła, ściągając długie rękawiczki.
Zawiedziona nieobecnością męża i zmęczona miłym towarzystwem teatralnie ziewnęła i udała się do swej sypialni, by tam poczekać na małżonka.
Tymczasem w zatopionej w podeszczowym błocie dzielnicy Nalewki, młody hrabia stanął przed szyldem jednej ze słynących z paskudnej reputacji karczm, w duchu przeklinając świat, który doprowadził do takiego zagęszczenia biedy, brudu i beznadziei. Ulica ta, wraz przyległymi Nowiniarską czy Franciszkańską już nawet nie wzbudzały w nim politowania, co wstręt przed tym piekielnym miejscem, stanowiącym prawdziwy dom dla szulerów i rozpustników oraz raj dla szukających uciech ciała bezbożników. Podłość tutaj grała zgrane takty z rozpustą, ale któż inny się upomni o to miejsce gehenny ludu Abrahama.
_____________________________
Warszawskie Teatry Rządowe - naczelna władza teatrów Księstwa Warszawskiego. Od 1901 roku podlegało jej pięć budynków teatralnych: Teatr Wielki wraz z Teatrem Rozmaitości, Teatr Letni, Teatr Mały, Teatr Nowy, Teatr Nowości (przyp. aut.).
Fumy - grymasy.
Non, ma douce (fr.) - Nie, moja słodka.
Comme tu préfères, mon mari(fr.) - Jak wolisz, mężu.
Instytut Wód Mineralnych - jego właścicielem był Jan Flatau, jeden z członków znanej płockiej, żydowskiej rodziny kupieckiej.
Chodzi o Ogródki Dziecięce im. W.E. Raua.
Warszawskie Towarzystwo Higieniczne.
Henryk Jordan - polski społecznik i lekarz, pionier w dziedzinie wychowania fizycznego.
Jastrzębie Zdrój - dawna miejscowość uzdrowiskowa, słynąca z zakładów zdrojowych.
Mikołaj Witczak - niegdyś jedyny polski lekarz w powiecie rybnickim, lekarz zdrojowy w Jastrzębiu Zdroju, który nabył uzdrowisko w 1896 roku.
Helena Radlińska (1879 - 1954) - polska pedagog, twórczyni pedagogiki społecznej w Polsce.
____________________________________________
Hej kochani, jak pewnie zauważyliscie, ten rozdział znów obfituje w różne wstawki historyczne, a także postacie, które "ożyły" z kart historii. Nie mogłyśmy się powstrzymać, by ich tutaj nie przemycić, bo uwielbiamy pisać "Lojalistę" właśnie dlatego, że możemy cofać się w czasie. Poznawać ludzi tamtej epoki, ich życie i obyczaje ♥
W tym rozdziale oprócz wcześniejszego Pana Fiszhera, doszła rodzina Rajchmanów, której historia to po prostu smaczek historyczny, jaki same byśmy jadly w takich powieściach ♥
Pewnie pojawiaą się zarzuty, że mało Katy i Macieja oraz ich wspólnego życia już po pogodzeniu, ale spokojnie, tego wymaga fabuła. Przed nami kluczowe wydarzenia, ostatnie i kulmunacyjne, które pewnie dostarczą jeszcze nieco emocji.
Może domyślacie się jakie? Co się wydarzy?
Piszcie, chętnie posłuchamy waszych przemyśleń :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro