V
Jan i Elwira Staszkiewiczowie mają zaszczyt zawiadomić Sz. Pana o zaręczynach swej córki Katarzyny z panem hrabią Maciejem Borowskim, ordynatem.
11 kwiecień 1901 roku.
Dni przemijały szybko, że Katy nawet się nie spostrzegła, aż upłynęły dwie niedziele od zaręczyn. W tym czasie ordynat nie zjawił się u Borowskich ani razu, co dziewczyna przyjęła z ulgą. Narzeczonego bowiem nie miała ochoty oglądać na oczy tak długo jak było to możliwe.
Nieuchronnymi jednak stawały się wizyty u krewnych hrabicza i jej przyszłych a jedno z takich pierwszych zaproszeń przyszło od hrabiny Krasińskiej, która przesłała swój bilet wizytowy.
Z Borowskich
Józefina Krasińska
przyjmuje w środę, 25 kwietnia (godzina 12).
Katy nie miała ochoty spotkać się ze starą matroną, która to niedostatecznie mając sposobność do oceniania jej w trakcie zaręczynowego przyjęcia, szykowała sobie ku temu dogodną okazję.
Cieszyła się, że miała tak bystrą pokojową, która dzięki wymianie informacji między służbą innych domów dowiedziała się, iż zaproszenie otrzymali tylko jej rodzice i pan ordynat. Rada była, że przynajmniej uniknie ponownego spotkania z rodzicami narzeczonego na obcym dla niej gruncie.
Hrabina mieszkała w kamienicy na rogu Nowego Światu i Placu Aleksandra na siedmiu pokojach, utrzymywana hojnie przez Borowskich po tym jak owdowiała. Sama zaś uważała się za nestorkę rodu, z której to zdaniem liczyli się wszyscy członkowie familii.
Staszkiewiczówna wolałaby unikać do czasu ślubu wszelkich publicznych wystąpień, gdyż wiązały się one z pytaniami na temat jej przyszłego życia, o którym to nie była gotowa jeszcze rozmyślać. Żywo rozpamiętywała niecny podstępek narzeczonego. Na samo wspomnienie Macieja Borowskiego robiło jej się słabo. Jeszcze nigdy nie spotkała tak aroganckiej, pewnej siebie i bezczelnej persony, która to pod pozorami uprzejmości, skrywała diabła za skórą. Jeśli zaś przelotnie skierowała myśli na ich nieobyczajny pocałunek, czerwieniła się ze złości i wstydu. Nie tak wyobrażała sobie pierwsze zbliżenie z ukochanym. Nie było w nim cienia romantyzmu, pasji żadnej, a stało się ledwie pożywką dla żurnalistów i tematem salonowych plotek. Nawet największy skandal nie mógł odczynić uroku, pod jakim pozostawali rodzice obu narzeczonych, którzy nie widzieli jak złą podjęli zdaniem Katy decyzję, kojarząc ich ze sobą. I pan hrabicz mógłby się bodaj okazać hulaką i łajdakiem, profesor Staszkiewicz i hrabia Borowski zdania zmienić nie zamierzali.
Oczekując na dorożkę, którą miała się z matką udać do hrabiny, usiadła jeszcze przy sekretarzyku, przypominając sobie, iż chciała napisać list to swojej dalekiej kuzynki i najlepszej przyjaciółki Stefanii z Milejowic.
Kochana Przyjaciółko!
Śpieszę ci donieść, Stefciu, o radosnemu zdarzeniu w naszej rodzinie. Zaręczyłam się z panem hrabią Maciejem Borowskim, ordynatem. Wszelkie zalety jego charakteru dają mi rzetelną gwarancyę mojego przyszłego szczęścia i dobrej opieki.
W nadziei, że podzielisz moją radość, łączę ukłony dla całego Twego domu i całuję cię po tysiąc razy, licząc na rychłe z tobą spotkanie.
Twoja
Katy
Gdy kończyła kreślić swoje imię na papeterii, poczuła żal, iż tak bezwstydnie kłamie na temat swojego szczęścia. Wiedziała jednak, iż matka czyta każdy list, który podaje lokajowi do wysłania na poczcie. Nie chciała się przed mamam kolejny raz tłumaczyć, wiedząc, że i tak nie zostanie zrozumiana.
Gdy Katy zeszła na dół, nie czekała na nią matka, a ojciec.
- Papa? - Zdziwiła się.
- Służąca od twej siostry Florki doniosła, iż mała Lotka zachorzała i matka pojechała do nich w pośpiechu z samego rana.
Dziewczyna złapała się za serce.
- Boże miłościwy, miej to dziecię w opiece - rzekła przestraszonym głosem, modląc się o zdrowie dla swojej niespełna dwuletniej siostrzenicy.
Ojciec podał córce ramię i rzekł:
- Nie wypada spóźnić się do hrabiny.
Pan profesor pomógł córce usiąść do dorożki i oboje ruszyli na umówione miejsce. Katy siedziała milcząca, obserwując wzrokiem mijanych przechodniów i ozdobne fasady budynków.
Pogoda dziś dopisywała spacerom i przejażdżkom. Poprawiając osunięty kapelusz na głowie, zaczęła również wygładzać dół sukni. Wiedziała, iż musi się zaprezentować bez zarzutu.
Gd dotarli na miejsce, lokaj odprowadził ich do przedpokoju hrabiny. Katarzyna czuła jak pocą jej się dłonie. W końcu kamerdyner hrabiny zapowiedział nadejście swojej pani.
Wspierająca się laską staruszka, przecięła pomieszczenie w towarzystwie kobiety w niedoszłym średnim wieku.
Wyciągnęła dłoń w kierunku profesora Staszkiewicza, którą ten uścisnął.
- Hrabino. - Złożył jej pełen szacunku ukłon.
- Witam pana profesora - rzekła tonem nieco zardzewiałym. - Panno Katerino. - Przywitała się również ze Staszkiewiczówną.
- Moja żona przesyła pani hrabinie wyrazy szacunku. Udała się do naszej córki w pilnej potrzebie - profesor wyjaśnił nieobecność Pani Elwiry.
Hrabia tylko skinęła głową i rzekła:
- Przedstawiam moją wychowanicę i opiekunkę, pannę Leokadię Lubańską.
Oboje przywitali się również z daleką krewną hrabiny, którą Katarzyna znała jedynie ze słyszenia od matki i wiedziała, że nigdy nikt się o nią nie starał z uwagi na brak posagu i wątłe zdrowie.
Katy przyjrzała się Leokadii dokładnie. Miała na sobie niezbyt strojną suknię, w której wyglądała poważnie, smutno. W jej postawie i ciele nie było nic żywego. Wyglądała jak porcelanowa lalka, którą nie chce się bawić żadna dziewczynka a jej kamienna, niezbyt urodziwa twarz dawno zapomniała jak się uśmiechać. Włosy, pokryte na czubku siwizną, wysoko podpięte na głowie przypominały Katarzynie gniazdo drozdów.
Leokadia była jak milczący cień swojej dobrodziejki, która zdawała się jej nie zauważać i Katy pożałowała jej marnego losu.
Mając wybujałą wyobraźnię, postawiła siebie na miejscu Leokadii w towarzystwie starej ciotki Pelagii, siostry ojca. Widząc swoją szarą, beznamiętną twarz w czarnej sukni przełknęła nerwowo ślinę.
Gdy w miejscu Katy na nowo pojawiła się Leokadia i w końcu odwzajemniła jej spojrzenie, w którym krył się nieznany jej mrok, wciągnęła powietrze, jakby miała ochotę krzyknąć.
- Katy... - upomniał ją cicho ojciec szeptem, aby nie wpatrywała się intensywnie w tą niemą kobietę.
- Przejdźmy do salonu. - Podążyła niezbyt żwawym krokiem hrabina, a Leokadia trzymała się tuż za nią.
Katy miała wrażenie, że na przyjęciu zaręczynowym Józefina Krasińska poruszała się z większą swobodą, ale być może ukrywała przed towarzystwem swoje uległości.
Zajęli miejsca na kanapach salonu, urządzonego w przewadze meblami simmlerowskimi. Służba zaczęła roznosić podawane na specjalnych postawach i w osobnych szklanych miseczkach różne zakąski jak pikle, konserwy, grzyby marynowane, rzodkiewki i oczywiście wódkę.
Gospodyni hrabina spoglądając na zegar ścienny, cmoknęła ustami z dezaprobatą, ale przystrajając się w uprzejmy uśmiech, rzekła:
- Proszę o wybaczenie, ale mojego wnuka ciotecznego musiały zatrzymać ważne obowiązki.
Staszkiewicz skinął głową w geście zrozumienia, a Katy uśmiechnęła się w kąciku, ucieszona, że hrabicz Maciej uwolni ją dzisiaj od swego uciążliwego towarzystwa.
- Już jestem! - Maciej pojawił się w salonie, nie zdąwszy jeszcze cylindra i ubrania wierzchniego.
Jego szeroki uśmiech skierowany do pracioci, zszedł, gdy dostrzegł Staszkiewiczów. Stanął w progu, odziany w garnitur marynarkowy i spodnie zaprasowane w kant od dobrego krawca. Podał lokajowi swoje okrycie, kapelusz oraz laskę, którą powinien zostawić w przedpokoju.
- Proszę mi wybaczyć niepunktualność, ale mój stangret miał problem z kołem wolanta - wyjaśnił Maciej, choć wiedział, że ciotka Józefina nie będzie skłonna ani trochę uwierzyć w jego tłumaczenie.
Stary Staszkiewicz wstał, czekając aż pan hrabia się mu ukłoni na powitanie, co też uczynił od razu. Hrabina podniosła swą dłoń, Maciej podszedł bliżej i ją uścisnął. Dopiero potem przerzucił swoje spojrzenie na Katy.
- Rad jestem znów panią widzieć, panno Katjo. - Uśmiechnął się, choć jego oczy pozostawały beznamiętne.
Niechętnie podała mu swoją dłoń, którą tym razem jedynie uścisnął, spoglądając jej w oczy.
Panna Staszkiewicz patrzyła na ordynata niechętnie i bez żadnego oddania, co Macieja już na wstępie podburzyło do tego, aby tej pannicy w jakimś stopniu dokuczyć. Nie często mu się zdarzało, iż kobieta na jego widok nie doznawała spazmów i nieeleganckich omdleń.
Chwilę później wszyscy przeszli do jadalnego, gdzie podawać zaczęto wystawne śniadanie obiadowe: majonez z łososia, pieczarki w muszelkach i perliczki.
Zaproszeni goście prowadzili z hrabiną grzeczną, kurtuazyjną rozmowę, którą Macieja z czasem zaczęła nudzić, a Katy męczyć. Tylko Leokadia, siedząca z nimi przy stole blisko ciotki, nie odzywała się wcale. Hrabia starał się na nią w ogóle nie patrzeć, gdyż zawsze, gdy ją spotykał, odnosił wrażenie, że szepcze w głowie swoje klątwy, po tym jak złożyła śluby milczenia samemu diabłu.
- Mam nadzieję, moi drodzy narzeczeni, że omówiliście już najpilniejsze sprawy przed waszym ślubem. Ognisko domowe należy urządzić z komfortem, aby było gwarantem małżeńskiego szczęścia. Ale to wymaga również wzajemnych kompromisów i ustępstw. Nie ma nic gorszego niż dom źle urządzony.
Maciej uśmiechnął się, choć miał największą ochotę uderzyć w stół, aby ciotka przestała wydawać im nieproszone rady.
- Będzie ku temu jeszcze okazja, praciociu. Panna Katja jest teraz zapewne głownie zaabsorbowana kompletowaniem swojej ślubnej wyprawy, czyż nie? - Zwrócił się tym samym po raz pierwszy bezpośrednio do narzeczonej.
Katy spojrzała na hrabiego, przełykając ciężko ślinę.
Gdy tak nagląco na nią patrzył, jakby wymagał od niej więcej niż w danej chwili mogła zrobić, czuła suchość w ustach. Nie chciała, aby temat jej wyprawy stał się tematem zastępczym. Niewiele w tym względzie miała też do powiedzenia, bo większość drogich sreber i pierzyn kompletowała matka. Chętnie sama dowiedziałaby się od hrabiny więcej na temat miejsca, który za niedługo stanie się jej domem.
Hrabia ponaglał wzrokiem pannę Katarzynę, aby ta w końcu przestała milczeć, gdyż wiedział, że ciotka nie spocznie póki nie uzyska odpowiedzi na swoje pytania. Wolał więc szybko odciągnąć jej myśli.
Przedłużająca się cisza, wywołała konsternację u pana Staszkiewicza, który w końcu uśmiechnął się i rzekł:
- A to już specjalność mojej szanownej małżonki. Wydała szczęśliwie za mąż dwie nasze starsze córki. Katy niczego nie zabraknie.
Słowa profesora nie uszczęśliwiły hrabiny, ale wdarła się na wyżyny uprzejmości i posłała gościom zadowolony uśmiech. Niepocieszona hrabina bowiem pragnęła dowiedzieć się w której z posiadłości należącej do ordynacji zamieszkają młodzi małżonkowie po ślubie.
Panna Staszkiewicz poczuła na sobie wzrok starej hrabiny, która po raz pierwszy raczyła zaszczycić nią dłuższym, mniej leniwym i lekceważącym spojrzeniem. Choć lico miała gładkie i nosek prosty, pani Józefina uważała urodę Katy za zbyt przeciętną dla ordynata Borowskich. W dodatku panna w jej przekonaniu nie wniesie w posagu żadnego znacznego majątku, nie była bowiem księżną, hrabianką ani chociażby baronówną.
Speszona wzrokiem hrabiny Krasińskiej Katy przywiodła rękę do szyi, nie wiedząc cóż ma uczynić z rękoma, na co hrabina zacisnęła usta w wąską linię i spuściła wzrok.
Staszkiewówna przez cały deser nie podniosła nosa znad talerza, bojąc się wzroku ciotki Macieja, od którego czerwieniła się jak pensjonarka. Niewiele też zjadła zgodnie z obowiązującym nakazem.
Po deserze i czarnej kawie hrabina wstała pierwsza.
- Pozwoli ciocia, że udamy się z panem Staszkiewiczem do gabinetu?
Hrabina dała pozwolenie lekkim skinieniem głowy i poczuła ulgę, iż dżentelmeni je opuszczą, aby mogła pomówić z Kateriną jak dwie damy.
Ojciec posłał jej uśmiech i poszedł za hrabią, a Katy pokierowała się do buduaru za gospodynią i jej podopieczną.
W salonie pani domu hrabina Krasińska usiadła w fotelu, wskazując nieśmiałej dziewczynie miejsce na kanapie. Kiedy Leokadia zamknęła za nimi drzwi, Katarzynę przeszedł dreszcz po plecach. Nigdy nie zostawała sama w towarzystwie bez matki, a teraz czuła na sobie ostre jak brzytwa spojrzenie hrabiny, która całą swoją galanterię zostawiła w jadalni.
- Więc to ciebie mój cioteczny wnuk wybrał na panią ordynatową - rzekła oschłym tonem pani Józefina, nie mając pojęcia o umowie, jaką przed laty zawarł jej krewny i ojciec panny.
Katy wstrzymała oddech, ale zbierając się na odwagę, spojrzała hrabinie śmiało w oczy.
- Po prawdzie niewiele miałam do powiedzenia w tym względzie, hrabino.
Wdowa po Kasińskim zmarszczyła lekko nos i gdy Katy oblał rumieniec wstydu, iż być może posunęła się w swej szczerości za daleko, starowinka jeno mruknęła do siebie. Wszak mogła odmówić młodej pannie taktu, ale doceniała naturalność, wynikającą z prostoty serca albo z głupoty, nie była jeszcze w stanie stwierdzić.
- Prawda - zgodziła się z nią. - Mój siostrzeniec uczynił twojej rodzinie niebywały zaszczyt, choć nie nosisz stosownego tytułu. Odbyłaś zapewne pensję i dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, iż Maciej mógłby ożenić się z pannami z najlepszych europejskich familii. Ta decyzja, cóż, nie należała do mnie.
Katy ogarnęła złość, że ta stara kobieta uważa jej rodzinę za gorszą, niegodną wstąpienia do jej rodu. Może nie mieli tyle, co Borowscy, ale nie była z niej żadna zubożała szlachcianka. Jej korzenie sięgają daleko, a nazwisko było szanowane w całym Królestwie.
- Avec tout mon respect rozumiem, iż zależy pani, hrabino, na interesie swego rodu i szczęściu pana ordynata, nieprawdaż?
- Na interesie swego rodu, owszem. Szczęście ordynata nie ma czasem z nim nic wspólnego.
Katy za późno zdołała się opanować i hrabina ujrzała na jej twarzy zaskoczenie, które powinna ukryć. Nie spodziewała się jednak takich słów ze strony tak bliskiego członka rodziny pana ordynata.
Zamilkła, spuszczając wzrok, gdyż nie wiedziała, co wypada odpowiedzieć.
Hrabina w tym czasie wzięła do ręki lorgnon i zaczęła się przypatrywać Katy, jakby ta była manekinem w sklepie galanteryjnym.
- Wydajesz się wątła, dziecko. Krwawisz regularnie?
Dziewczyna podniosła zaskoczone oczy na matronę, myśląc, że umysł ze strachu płatał jej figla. Popatrzyła na panią Józefinę niepewnie, czekając aż ta zada jej prawdziwe pytanie.
Hrabina Krasińska zacisnęła usta i powiedziała niecierpliwionym głosem.
- Do tego płochliwa - westchnęła głośno hrabina z dezaprobatą. - Do licha ciężkiego! Spójrz na mnie, dziewczę.
Policzki Katarzyny oblały się sporym rumieńcem kolejny raz, a serce chciało jej wyskoczyć z piersi, ale odważyła się podnieść podbródek i ponownie stawić czoła hrabinie.
- Pytałam, czy regularnie krwawisz - powtórzyła hrabina.
Katarzyna wciąż milczała, czując jak z nerwów łzy zbierają jej się pod powiekami. Nikt jej bowiem nie przygotował na tak... bezpośrednią rozmowę. Nawet na nauce konwersacji nauczycielka kazała jej siedzieć i uśmiechać się, a najmniej mówić. Katy w tym momencie poczuła się bezradna, krucha i nieważna. Miała ochotę uciec od tej bezwzględnej kobiety.
Nieczuła na jej skrępowanie hrabina, westchnęła teatralnie i zaczęła swoje zwierzenia, jakby do siebie, nie racząc nawet rzucić okiem, czy młoda panna zechce jej słuchać.
- Mój bratanek doczekał się tylko jednego syna. I całe szczęście! Chyba nie muszę ci mówić, co by było, gdyby, nie daj Bóg, Maciej nie dożył wieku dorosłego. Nie po to nasz przodek ufundowali ordynację, aby dziedziczyli ją tacy utracjusze jak mój drugi bratatanek Klemens i jego bezmyślni synowie. W naszej formie ordynacji obowiązuje primogenitura. Pierworodny syn dziedzic. Wstępując do naszej familii będziesz musiała się nauczyć, Katerino, że wszystko co kiedykolwiek uczynisz, o czym wpierw pomyślisz i powiesz, musi iść w parze z korzyścią dla rodu.
Katy zacisnęła brwi, przybierając coraz bardziej odważną i buntowniczą pozę. Nie była już bezbronną owieczką w jamie smoka. Patrząc na hrabinę z większą śmiałością, rzuciła jej wyzwanie, którego oczekiwała od żony swego ciotecznego wnuka.
- Muszę zatem wiedzieć, czy dasz Maciejowi syna - dodała poważnym tonem pani Józefina. - Odpowiedz zatem, czy jesteś do tego zdolna?
- Jestem - rzekła odważnie. - Zostałam kobietą w wieku trzynastu lat. Mam szczerą nadzieję kiedyś zostać matką - rzekła, choć była to rzecz w sferze jej sennych marzeń, które na ten moment nie mogły mieć żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Hrabina uśmiechnęła się z zadowoleniem, po czym znowu przybrała niezwykle surowy wyraz twarzy. Leokadia wstała i podeszła do drzwi jakby czekała na znak hrabiny, kiedy je uchylić.
- Wybacz, dziecko, ale nie wierzę ci na słowo. Za drzwiami znajduje się moja prywatna sypialnia.
Hrabina podniosła dłoń, a Leokadia jak inspicjent w teatrze w teatralnym geście zaczęła powoli otwierać drzwi za jej plecami.
Gdy stanęły w pełni otworem, Katy dostrzegła w sypialni gospodyni wielkie magnackie łoże małżeńskie, ale z wnętrza wyjrzał ktoś jeszcze. Ubrany w czarny tużurkowy garnitur mężczyzna z binoklami na nosie, stał i czekał na sygnał matrony.
Hrabina spojrzała na Katy tak przejmującym wzrokiem, że poczuła się naga. Zagniotła palce na fałdach sukni, sprawdzając, czy leży na miejscu.
- To mój osobisty lekarz, doktor Marian Knoff.
Katy walcząc z duszącą atmosferą buduaru hrabiny i własnym strachem, odparła:
- Dlaczego pani mi to robi, hrabino?
Hrabina machnęła ręką, jakby odganiała od siebie natrętną muchę.
- Och, to nie ma z tobą nic wspólnego, Katerino. Na twym miejscu mogłoby siedzieć pół tuzina panien z towarzystwa. Dlatego muszę poznać, czy mój wnuk nie popełnia błędu. Une erreur irréversible.
Panna Staszkiewicz nie widziała drogi wyjścia. Nie chciała poddać się badaniu tylko dlatego, aby ucieszyć tym starszą kobietę, której brakowało podstawowej moralności i przyzwoitości. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak źle potraktowana.
- Przy okazji potwierdzimy to, czy jesteś taka niewinna, na jaką wyglądasz. - Po twarzy Katy skapnęła pojedyncza łza bezsilności, którą szybko starła rękawiczką, odwracając wzrok od hrabiny, by nie dawać jej kolejnego powodu by być dla niej surową. - Oczywiście możesz też odmówić, Katerino. Wiedz jednako, że wstępując do tej familii tylko odwaga może cię uchronić.
Katy spojrzała na hrabinę z nienawiścią, której nigdy wcześniej w sobie nie czuła. Było to dla niej nowe uczucie, nieznane, zrodzone z wielkiego upokorzenia i goryczy w sercu.
Wstała, wygładzając suknię i czekała aż hrabina Krasińska to samo uczyni, aby razem mogły przejść za parawan, który stał obok łóżka. Kątem oka dostrzegła lekarską torbę oraz leżące na podręcznym stoliku nocnym, rozłożone w idealnym porządku narzędzia.
Hrabina podniosła się ociężale i zachwiała, chwytając się intuicyjnie Leokadii, wiedząc, że będzie blisko. Panna Katy złapała z nią szybkie spojrzenie i wówczas straciła do niej całe współczucie. W jej pustych oczach nie było żalu dla niej a również była kobietą. Kobietą, która na jej oczach upokarza drugą kobietę i nie ma w sobie krztyny przyzwoitości, aby zareagować i przerwać ten nonsens.
- Zapraszam.
Katarzyna posłała matronie jeszcze ostatnie wściekłe spojrzenie, robiąc krok za nią. Wówczas francuskie drzwi od buduaru otworzyły się na oścież, obijając o ścianę.
Hrabina i Katy odwróciły głowy równocześnie.
- Zaniemogłaś, praciociu? - zapytał Maciej, stojąc w progu w sztywnej pozie, wpatrzony w swoją krewną.
Hrabina wypuściła powietrze, mierząc się na spojrzenia ze swoim ciotecznym wnukiem. Katarzyna patrzyła to na jedną to na drugą stronę wojennego frontu. Toczyli ze sobą niemą rozmowę.
Maciej rzucając Katy przelotne spojrzenie, uchwycił na jej twarzy słabo chowaną przed nim ulgę, po czym znowu wlepił je w ciotkę. Zrobił kilka kroków w głąb pomieszczenia, obserwując jak Leokadia myśląc, że jest niewidzialna, dyskretnie zamyka drzwi od sypialni.
Maciej doskonale maskując swoją wściekłość, uśmiechnął się z nienaganną uprzejmością.
- Widzę, że czeka już na ciocię pan doktor. Nie będziemy zatem dłużej niepokoić. Pozwoli pani, że ją odprowadzę do ojca? - Ordynat Borowski stanął przy Katy i podał jej ramię.
Popatrzyła na twarz hrabicza, ale ta niewzruszoną pozostając, stanowiła dla niej zagadkę. Maciej nachylił się jeszcze nad cioteczną babką i ucałował jej dłoń.
- Życzę zdrowia cioci - rzekł beznamiętnym tonem i ukłonił się jeszcze pannie Lubańskiej.
Dopiero, gdy wraz z Maciejem minęli w milczeniu ściany buduaru, Katatarzyna odetchnęła głęboko. Myśląc, iż hrabia przeprosi ją za upokorzenia, na jakie ją skazał zostawiając w towarzystwie tej strasznej kobiety, spojrzała na niego, ale pan Borowski ani razu na nią nawet nie zerknął.
- Bogumile, podaj rzeczy pani - Maciej zwrócił się do lokaja.
Ten zaraz przyniósł parasolkę Katy oraz rzeczy osobiste ordynata.
- Pani raczy pójść ze mną - powiedział tonem niepozostawiającym miejsca na dyskusję i wyszedł na klatkę schodową.
Wychodząc, ukłonił im się stróż, wychylający się ze swojej oficyny.
Maciej otworzył Katy masywne drzwi frontowe od kamienicy i przepuścił ją przodem.
Widząc swojego ojca, czekającego obok dorożki, miała ochotę rzucić mu się w ramiona i rzewnie rozpłakać. Chciała mu opowiedzieć, w jakiej niezręcznej sytuacji postawiła ją stara hrabina i jak wielkie przeżywała męki.
- Moja miła praciocia zaniemogła nagle i prosiła pana serdecznie pożegnać.
- Życzę zdrowia dla pani hrabiny i przekazuję wyrazy uszanowania. - Maciej skinął głową i zrobił krok w stronę swojego wolanta.
Staszkiewicz wietrząc okazję dłuższej, bardziej prywatnej rozmowy zaproponował:
- Wybieram się z córką na spacer do Ogrodu Saskiego. Może zechciałby pan nam towarzyszyć, hrabio? Zapraszam do swojej dorożki.
Katy popatrzyła na ojca błagalnie, czego on zdawał się nie dostrzegać, po czym ugryzła się w policzek za karę.
Maciej obejrzał się dyskretnie na Katy, której mina wskazywała, iż nie ma ochoty dłużej przebywać w towarzystwie żadnego z Borowskich. Wymieniając z nią dłuższe aniżeli etykieta nakazuje spojrzenie, rzekł:
- Z największą przyjemnością, profesorze.
***
Mijając stojący na środku placu Kościół św. Aleksandra Staszkiewicz z córką i hrabia Borowski ruszyli dorożką w kierunku powstającej jeszcze warszawskiej monumentalnej budowli - znienawidzonego przez Polaków prawosławnego Soboru św. Aleksandra Newskiego na Placu Saskim.
Odgłos końskich kopyt niósł się po zabrukowanych drzewem ulicach, zagłuszając rozmowę panów o interesach, od czego oboje nie mogli się powstrzymać nawet jadąc z damą, aż nie ucichł wraz ze świeżym powiewem kwietniowego powietrza, pełnego kwiatowej woni, który poruszał gałęziami urokliwych, parkowych uliczek. Panna Katy, udając niebywale zajętą, oglądała swój wachlarz i co rusz poprawiała kapelusz z egretką, którą wiatr bezlitośnie szarpał jak chorągwią.
Maciej widząc z daleka siedemdziesięciometrową dzwonnicę soboru, mającą utrwalić panowanie rosyjskie i prawosławną wiarę w Kraju Nadwiślańskim, zacisnął szczękę. Z podobnym z resztą szacunkiem traktował również Pałac Saski, siedzibę carskiego Dowództwa III okręgu Wojskowego.
Pan Staszkiewicz dał znak woźnicy, by zatrzymał pojazd, po czym poczekawszy, aż ten otworzy drzwiczki, opuścił go i odszedł kawałek dalej by rozprostować kości i ogrzać twarz w cieple popołudniowego słońca. Siedzący po przeciwnej stronie młody ordynat zrobił to samo, po czym wyciągnął rękę, by pomóc wysiąść damie.
- Pozwoli pani... - rzekł do niej, patrząc jej śmiało w oczy.
Katy pozwoliła się wyprowadzić z powozu i idąc w kierunku papy, marzyła o tym, by ten już nigdy nie zostawiał jej samej ani na minutę.
Hrabia ukłonił się i oddał córkę pod opiekę ojcu, póki jeszcze mógł.
Zaczęli spacerować z wolna alejkami, Staszkiewicz z pociechą pod ramię, hrabia po stronie Staszkiewicza. Mijając znajome damy przepuszczali ich przodem, panom uchylali cylindry.
- Wiosna w rozkwicie, aura nam sprzyja, drogi panie - mruknął ukontentowany profesor. - To dobrze wróży waszemu związkowi.
Młodzi narzeczeni uśmiechnęli się, ale nie do siebie.
- Czas wybrać datę - dodał Staszkiewicz, przystając w cieniu wysokiego dębu, by popatrzeć w górę na potężne, rozłożyste konary. - Myślał pan już o niej?
Katarzyna zachichotała nerwowo.
- Papo! Nie każ naszemu gościowi odpowiadać. To niegrzeczne. Zapewne musi to przedyskutować ze swoją familyją, prawda?
Katy posłała narzeczonemu znaczące i niezbyt życzliwe spojrzenie, które ten jednak stłumił szerokim, aroganckim jak na jej gust uśmiechem, a czego ten stary dureń, jak pomyślał o teściu hrabicz, nawet nie zauważył. Pewnie gdyby zaciągnął jego córkę w ustronny zaułek i poużywał sobie do woli, ten dalej podziwiałby piękno przyrody.
- Doprawdy zostawiam ten wybór pannie Katy - zadecydował, chowając w umyśle fantazje o ustronnych zaułkach.
- Cóż... - Profesor przeczesał palcem wąsa, jakby rozmowa zaczęła się nie układać po jego myśli. - Może zatem na jesieni?
Staszkiewiczówna omal nie potknęła się o własne nogi, słysząc ten niedorzeczny pomysł i gdyby nie silne ramię ojca, kolejny raz zostałaby dzisiaj wystawiona na pośmiewisko.
- Ależ... to za kilka miesięcy. Zdążymy? - spytała cichym głosem, czując rosnący niepokój.
- Na cóż zwlekać? Chyba, że wolisz ślubować latem jak my z matką?
- Skąd pośpiech? Nie wyobraża sobie papa jak wiele z ceromonią zachodu.. Toaleta, wyprawa... - Próbowała delikatnie odwieść ojca od jego planów, które, jak się domyślała, ciężko będzie zmienić, jeśli ten już postanowił.
- Owszem, ale wierzę w talenta moich dam. - Ucałował dłoń córce.
Hrabia, nieobecny w rozmowie, choć sam dobrowolnie się z niej wyłączył, zacisnął mocniej palce na swojej lasce i odwrócił się przodem do Staszkiewicza.
- Pozwolicie, iż zamienię z waszą córką słowo? Życzyłbym sobie omówić tę kwestie mariażu z narzeczoną. Oczywiście pod pana czujnym, ojcowskim okiem, profesorze.
Pan profesor uniósł wydatne brwi w górę, jego wąs zaczął się poruszać nerwowo, ale kiwnął głową niewyraźnie, oglądając się po bokach, jakby szukał pretekstu.
- Oh... - bąknął, pochylając się nieco do przodu. - Idźcie przodem, dzieci, mnie znów kolano dokucza.
Hrabia ukłonił się i czekał aż narzeczona przyjmie jego ramię. Katarzyna całą sobą zmusiła się, by bodaj stanąć obok tego przebrzydłego pana, jak niepochlebnie o panu Borowskim myślała, odkąd ją wybawił z kłopotu. Zastanawiała się tylko jaką widział w tym korzyść, skoro na jej dozgonną wdzięczność nie mógł liczyć.
- Myślę, że zaszło małe nieporozumienie...
- Ładnie pan to określił - rzekła surowym tonem, obracając w dłoni parasolkę, gdy oddalili się nieco od Staszkiewicza, by mówić swobodniej. - Zważywszy, że kolejny raz spotyka mnie z pana strony nieprzyjemność.
- Będzie pani łaskawa powiedzieć, kiedy to był ten pierwszy raz?
- Zostawiam to pańskiej pamięci... - mruknęła teatralnie, co zawsze u kobiet go denerwowało.
Te gesty, wzdychania, pozy. Aż śmierdziało sztucznością, którą gardził. Hrabia wiedział jednak, że jeśli nie chciał się narazić na zerwanie stosunków i gniew Staszkiwiczów, a co gorsza, większą obrazę panny, musiał zgrabnie rozegrać tę rozmowę, by dziewczyna zaczęła jeść mu z ręki.
- Zapomni pani o tym, jeśli wyrażę skruchę? Być może źle odczytałem pani intencje - rzekł cieplejszym tonem.
- Za to ja intencje pańskiej ciotki poznałam niemal na własnej skórze...
- Niemniej żałuję. Proszę mnie jednak nie winić.
- Za ciotkę szanownego pana? Gdzież bym śmia...
Hranicz, wykorzystując moment, że mijali wysoką tuję, a ojciec panny na chwilę się zatrzymał, by ukłonić się znajomemu, pociągnął szlachciankę za rękę i schował oboje za drzewem.
- Co pan?! - pisnęła słabym głosem, poprawiając przekrzywiony kapelusz i obejrzała się na hrabicza, który stanął zdecydowanie zbyt blisko.
- Wygrała pani - szepnął, wbijając w nią spojrzenie. - Proszę przyjąć do wiadomości, iż czuję się winny płomienia, jaki wznieciła we mnie pani uroda tamtego wieczora...
Młody pan przybrał twarz kochanka, którą miał dobrze wyćwiczoną. Jego oczy płonęły, nachalnie patrząc na twarz stojącej przed nim damy, a do czego nie musiał nawet się dzisiaj mocno przymuszać, bo pannie Staszkiewiczównie ponownie niczego dziś nie brakowało. Gdyby nie ten kolor włosów...
Gdy zauważył jak kolana panny zaczęły mięknąć a dech się rwać z przejęcia, pozwolił sobie zniżyć oczy na jej pierś, ożywioną, falującą i z zadowoleniem uśmiechnął się do siebie, czując, że już ma tego gołąbka w garści.
Wyciągnął dłoń odzianą w ciemną skórzaną rękawiczkę i musnął lok Katarzyny, który wypadł z ufyzowanych włosów tuż obok jej policzka.
- Jest pani urzekająca... - szepnął uwodzicielsko, oglądając sobie panienkę z bliska z narastającą zuchwałością.
Katarzyna odetchnęła ciężko i z szeroko otwartymi ustami czekała. Sama nie była pewna na co, skoro uczono ją, że powinna nie dopuszczać do tak gorszących scen. Z ciekawości, a być może z roztargnienia pozwoliła jej jednak trwać. Przez moment jej serce poderwało się do lotu, jak bohaterce romansów, ale prędko przypomniała sobie, iż to niemądre mrzonki.
Odsunęła się, co hrabia skomentował westchnieniem.
- Niechże pan przestanie. Kłamstwo to grzech - rzuciła, wyzwalając się spod jego uroku.
Hrabia, nie chcąc tak prędko rezygnować a pragnąć udobruchać pannę, dodał:
- Nie wierzy pani w szczerość mych odczuć?
- Zatem musi mieć mnie pan za trywialną, skoro uważa, że tak łatwo panu ulegnę.
Mina ordynata zrzedła i pewnie hrabicz wnet szukałby satysfakcji za obrazę, gdyby nie miał do czynienia z kobietą. Przysiągł sobie, że ostatni raz próbował mówić z nią po dobroci i od tej pory będzie grał z panienką w otwarte karty.
- Muszę przyznać pani rację. Potrafi pani zaskoczyć - orzekł, nawet całkiem szczerze. - Może więc zechce nas pani obojga wybawić z niezręczności i wrócimy do poważnej rozmowy.
-Nie będę oponować - stwierdziła i już chciała wyjść zza krzaków, lecz hrabia ją powstrzymał.
- Pani! Proszę mi dać swoją chustkę - rzucił, a gdy wzrokiem go pytała na cóż mu jej chustka, dodał. - Nalegam.
Katarzyna, nie widząc innej możliwości, a chcąc najszybciej się uwolnić od intymnej osobności z panem hrabią, podała mu swoją ręcznie haftowaną chusteczkę, którą ten rzucił na ziemię.
- Proszę wyjść przodem.
Katarzyna spełniła polecenie, przysięgając sobie, że był to pierwszy i jedyny raz, kiedy hrabia tak jawnie jej rozkazywał i w nosie miała wszystkie te poradniki dla dobrych żon.
Wychodząc, poprawiła suknię i napotkawszy wzrok przypadkowej bony z dziećmi, spuściła głowę, nawet nie chcąc sobie wyobrażać co przemknęło przez myśl tej kobiety. Wtem zza krzaków wyłonił się pan hrabicz, krzycząc:
- Znalazłem!
Panienka Katarzyna odwróciła się, a wówczas hrabia ukłonił się nisko przed nią i z szacunkiem wetknął dziewczynie upuszczoną własność niemal pod nos.
- Zechce pani ją ode mnie przyjąć?
Bona, mijając tę romantyczną scenę uśmiechnęła się i westchnęła z tęsknotą, gdy Katy stała oniemiała. "Pewno z wrażenia", pomyślała bona.
- Niechże pani coś zrobi... - szepnął poirytowany hrabia, gdy Katy długo milczała, a on poczuł się jak pajac cyrkowy pośrodku alejki, czyniąc wokół powszechne poruszenie.
- Proszę ją zachować. Na pamiątkę - rzekła wreszcie Katy i z zadowolonym uśmiechem, obróciła się na pięcie.
Ruszyła z powrotem do ojca, nie czekając aż hrabia do nie dołączy, co i tak uczynił, by panna nie chodziła po ulicy sama, gdy on był obok. Nie chciał, by ktoś mu zarzucił, iż się damą nie umie zająć należycie.
- Zatem nie muszę pani tłumaczyć, iż ta... niefortunna okoliczność musi zostać między nami - odezwał się po długiej ciszy przecinanej śpiewem skowronków bez jakichkolwiek ogródek. Ani wstydu, co już Katarzynę doprowadzało do szału wewnątrz jej duszy, zamkniętej w sztywnych ramach konwenansów.
- A czemuż to? Obawia się pan skandalu? - uśmiechnęła się, mijając kolejną szlachetną parę, która ukłoniła im się, wlepiając w nich zaciekawione spojrzenie, a za ich plecami zaczęła szeptać między sobą z błogimi uśmiechami na twarzach.
Pan Staszkiewicz z zadowoleniem ich obserwował, choć tak by móc dalej śledzić ich wzrokiem i z daleka czuwać nad sytuacją.
- Myślę, że nie miałaby pani dość siły, by go wywołać - rzekł bez przesady. - Zwłaszcza, że krzywdę wyrządziłaby panienka i swojemu nazwisku.
- Pan mnie nie znasz - rzekła, czując jak rośnie w niej gniew, od czego policzki stanęły jej w ogniu.
- Słuszna uwaga. Ale proszę ani myśleć o zerwaniu zaręczyn listownie z tego powodu.
- Niechże papa się o tym dowie! - zagrzmiła niczym młoda lwica.
- Nie ośmieli się pani. Nie radzę. - Przyciągnął ją bliżej i spojrzał na dziewczę stalowym wzrokiem, który wroga największego byłby w stanie przestraszyć.
I udało się, bo resztę drogi do ojca panna Katy odbyła cicho jak trusia. Uśmiechnął się, oddając Katy ponownie pod opiekę ojca nim ta zdążyła się poskarżyć.
- Wydajesz się zarumieniona, moja córko - rzekł pan profesor, uśmiechając się pod nosem, a w sercu czując radość i dumę.
- Wydaje się papie... - mruknęła z nosem spuszczonym na kwintę.
- To był uroczy dzień, ale Państwo wybaczą. Wzywają mnie obowiązki.
- Może zechce nas pan jutro odwiedzić? Serdecznie zapraszam. Katy pokaże panu jak pięknie maluje szafrany z naszego ogrodu...
Hrabia zaśmiał się spontanicznie, choć czuł, że nie powinien wyśmiewać panny. Nic jednak za to nie poradził, że nie był wielbicielem malarstwa, nie to co muzyki. Dość się już naoglądał słabej sztuki u dam, nasłuchał ich poezji bez żadnej artystycznej wartości. I akurat jeden z tych niechcianych talentów musiał spaść na pannę Katarzynę...
- Papo! - upomniała ojca Staszkiewiczówna. - Wątpię, by dla pana wydało się to interesujące...
- Ależ owszem. Chętnie przyjmę zaproszenie. Nie mógłbym sobie wymarzyć większej przyjemności niż móc patrzeć jak pani tworzy... Panno Katarzyno. - Spojrzał na Staszkiewiczównę z powalającym uśmiechem. - Profesorze. - Ukłonił się obojgu i ruszył z powrotem w kierunku tramwaju konnego.
- Uroczy człowiek... - szepnął do siebie Staszkiewicz, nie widząc jak pod powiekami jego córki rosną łzy.
- Wracajmy, tateńku...
Plac Aleksandra -Obecnie Plac Trzech Krzyży.
meble simmlerowskie- wyroby stolarskiej rodziny Simmlerów, działającej w Warszawie, przybyłej do Polski ze Szwajcarii.
pensjonarka - uczennica pensji, prywatnej szkoły żeńskiej.
Avec tout mon respect (fr.) - Z całym szacunkiem.
lorgion - rodzaj dawniej noszonych okularów na nóżce.
primogenitura - zasada dziedziczenia ordynacji przez pierworodnego syna zmarłego.
Une erreur irréversible (fr.) - nieodwracalny błąd.
Plac Saski - obecnie Plac Marszałka Józefa Piłsudzkiego.
egretką - ozdoba w postaci kolorowego pióropusza przytwierdzana do kapeluszy lub innych nakryć głowy.
Kraj Nadwiślański - półoficjalna nazwa Królestwa Polskiego.
satysfakcja - zadośćuczynienie w znaczeniu pojedynek w obronie urażonego honoru.
___________________________________
Kochani, mamy nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Może akcja nie posunęła się za bardzo do przodu, Katy i ordynat Borowski wciąż są "słodkim" narzeczeństwem, ale musimy się przyznać, iż jest to rozdział kompletnie nowy. Nowa jest również postać hrabiny Krasińskiej i jej konfrontacji z Katy. Dajcie znać jak oceniacie jej postępowanie i późniejsze załatwienie sprawy przez Macieja.
W następnym rozdziale zapewne dowiecie się czegoś na temat przygotować do ślubu. Dokładnego planu jeszcze nie mamy. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro