Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom 1 | I

Tom 1

Prolog

Po przebudzeniu nigdy nie potrafiła przywołać z pamięci jego twarzy, ale doskonale zapamiętała jego oczy.

Siedziała na obalonym pniu drzewa, otoczona poruszającymi się na wietrze rzędami równo porośniętych kłosów złocistej pszenicy, wesoło wymachując nóżkami odzianymi w pończochy i zapinane na klamrę pantofelki. Letnia, niebieska sukienka z ozdobnymi riuszkami i bufiastymi rękawami zdążyła już się wygnieść, ale twarz dziewczynki rozpromieniał szeroki, słodki uśmiech małego cherubinka. Nawijała sobie na palec krótkie płomienne kędziorki i bawiła wplecioną w nie kokardką w takim samym odcieniu co odzienie, co dodawało uroku jej młodziutkiej, bladej buźce, nieco pulchnej o zaróżowionych licach. Spoglądała oczami małego odkrywcy o niesamowicie dużych tęczówkach w kolorze majowej trawy, w których jak na swój dopiero czwarty rok życia, dało się dostrzec urzekającą dorosłego mądrość.

Widząc jak zbliża się to niej może z trzynastoletni młodzieniec w niedzielnym, odświętnym stroju, posłała mu uśmiech nad wyraz śmiały. Twarzy swego towarzysza jednak nie była w stanie spamiętać, otoczyła ją gęsta mgła upływającego czasu. Widziała zarysy jeno. Trzymał coś za plecami, czego akurat była pewna.

Chłopiec wystawił przed jej oczyma kwiat żółtego tulipana o aksamitnych płatkach, na których padające światło słońca uwidoczniło ich wewnętrzne żyłki.

Jego oczy miały w sobie coś przyciągającego, pewną nienazwaną magię, jakby zostały stworzone do tego, aby oczarowywać. Uwodziły każdego, kto w nie kiedykolwiek spojrzał.

Za każdym razem, kiedy śniła ten sam sen, budziła się z pytaniem: Do kogo należały? Czy były wytworem dziecięcej wyobraźni, czy odległym wspomnieniem?

I

Królestwo Polskie, zabór rosyjski. Warszawa 1901 roku.

— Wstańcie, panienko.  

Katarzyna Staszkiewicz otworzyła gwałtownie oczy.

Leżała na brzuchu, z wyciągniętymi przed siebie ramionami. Wbiła głowę w miękka poduszkę i nie miała ochoty się podnosić.

— Jeszcze chwilunię... — wymruczała.

Lubiła spać. Zwłaszcza z rana, kiedy świeciło słońce, które szczelnie odstraszała zasuniętymi zasłonami, a ona sama nie miała nic bardziej pożytecznego do roboty.

— Na Boga, dajcie się uprosić, Katiuszka, dziecinko — dodała pieszczotliwie błagalnym tonem garderobiana, znając tendencję panny Katarzyny do leniwych poranków.

Podniosła zasłony a do sypialni wdarły się nieproszone, ostre promienie, rażąc młodą dziewczynę w oczy. Nie chcąc słuchać wymówek, panienka usiadła, przecierając klejące się powieki.

Starsza kobieta, odziana w żakiet i spódnicę, ciesząc się szczególnymi względami pani domu, mogła ubierać się swobodnie. Ściągnęła z panny Kasi pierzynę bez ceregieli. Za nią zaś do pokoju weszła młodsza pokojowa, ubrana jak reszta panien służebnych, w czarną suknię, biały falbaniasty fartuszek i czepiec. Wniosła okazały bukiet świeżych kwiatów, bardzo drogi, z jednej z najlepszej warszawskich kwiaciarni i postawiła je na wolnym stoliku nocnym z drewna orzechowego w stylu biedermeier.

— Niech to szlag! — szepnęła cicho przekleństwo, po czym już głośniej mówiła do siebie: — Że też jemu się nie znudzi. Mam dość tych kwiatów! Czy Gabrysia nie sądzi, iż pan czyniący awanse, winien poświęcać czas swojej przyszłej narzeczonej, aby pokazać, że nie jest mu obojętną? Tymczasem przysyła jeno pudy tych holenderskich badyli. I to jeszcze bez ani jednego bilecika!

— Co wy pleciecie? Przecie to świeże tulipany! Tylko powąchajcie jak pachną — rzekła Gabriela, sama wdychając w nozdrza ich zachęcający zapach.

— Nic nie chcę od tego pana! Ledwiem go poznała! Hrabicz nie udziela się w towarzystwie. Widzieliśmy się więc może z dwa razy. Raz: kiedy został mi przedstawiony i nawet do mnie słowa nie rzekł. I drugi: kiedy przyjechał do ojca prosić o mą rękę. — Wstała, nie zważając na to, że jej nocna halka zadarła się powyżej kolan.

Kontynuując swoją tyradę na temat narzeczonego, wywołała kolejny atak bólu głowy u leciwej już byłej piastunki.

— Czy wolno mi dać słowo mężczyźnie, którego nie zdążyłam poznać, bo woli między Francją, a Rosją podróżować? Przecie te zaręczyny będą farsą. Kolejnym tematem dla dziennikarzy prasy bulwarowej. Czystą fuzją dwóch banków z pieniędzmi.

— Głupoty gadacie, dziecko! Wasz ojciec nie wydałby cię za byle kogo. Usłuchajcie go, panienko i nie mówcie już takich rzeczy, bo jeszcze wasz ojciec usłyszy i się rozgniewa.

— A niech słyszy! — krzyknęła ostentacyjnie. — Niech usłyszy, że takiego męża nie chcę i za takiego wydać się nie pozwolę!

Oburzona usiadła przy toaletce i nie wiedząc, co z dłońmi począć zaczęła nerwowo przeczesywać swoje miedziane naturalne loki szczotką z końskiego włosia.

— Nie oddam ręki temu, kto kooperuje z zaborcą! Kolejny lojalista carski na łasce u Moskali! Zdrajca polskiego narodu. Przez takich jak on nigdy niepodległości nie odzyskamy.

— Matko Przenajświętsza! O czym wy mówicie? — Starsza kobieta złapała się za pierś z niedowierzania.

Gabriela, choć była ledwie biedną chłopką zanim zaczęła pracę u Staszkiewiczów, uważała, iż książki, które tak namiętnie czytała Katarzyna na lekcjach literatury z guwernantką źle wpłynęły na jej charakter, który ostry się zrobił jak brzytwa i jeno pan domu mógł go utemperować zawczasu, ale tego nie uczynił, bo kochał córkę ponad życie.

Dziewczyna machnęła ręką na służącą, bo języka sobie strzępić nadaremno nie zamierzała, a za długo, było opowiadać, gdzie nasłuchała się tych wszystkich niegodziwych rzeczy o przyszłym mężu.

Katarzyna wstała z tapicerowanego w kwieciste motywy krzesła a pokojowa zaczęła ścielić duże łóżko z wygodnym materacem. Stojąc przy fornirowanej szafie z frontem zdobionym snycerką, w białej bawełnianej koszuli nocnej z krótkimi rękawami, zapinanej od kołnierzyka do pasa, wybrała dzisiejszą suknię.

— Ojciec jest u siebie? – zapytała Katarzyna zmieniając tor ich porannej gawędy.

— Tak – odparła zdawkowo piastunka.

— To niechże Gabrysia pomoże mi się prędko ubrać. Muszę z papą w cztery oczy pomówić.

Początkowo chciała iść w peniuarze, ale uznała, że poważna rozmowa wymaga poważnego stroju, a ojciec nie tolerował, kiedy paradowała po domu w stroju do snu.

Gabrysia zawiązała Katarzynie tasiemki gorsetu bardzo ciasno, że jej talia była tak wąska, że przypominała teraz odwłok osy, na co dziewczyna zaciskała zęby, chcąc najchętniej spalić tę część damskiej garderoby w kominku. Nie wypowiedziała jednak tych słów na głos, bowiem piastunka natarłaby jej uszu. Następnie pomogła jej z założeniem dwuczęściowej sukni, aby była gotowa na spotkanie z ojcem.

***

Zapukała do drzwi dwa razy. Nie usłyszawszy słów zaproszenia, weszła.

Pan Staszkiewicz siedział za staroświeckim biurkiem. Paląc fajkę z dystynkcją starego magnata, puszczał dymek i przeglądał poranną prasę.

Ten dość wysoki, postawny, ale osiwiały już mężczyzna, choć dalej o młodych rysach twarzy, lekko tylko pomarszczonych, minę miał przeważnie skupioną i sprawiał wrażenie człowieka niedostępnego, tajemniczego, stanowczego.

Kiedy Katarzyna zamknęła drzwi od razu podniósł wzrok na nią, marszcząc czoło.

— Cóż to za brak manier, by wchodzić bez pozwolenia? – zapytał, dodając uśmiech, kiedy córka już nabierała powietrza w usta, aby zacząć się nieśmiało tłumaczyć.

— Nie... nie słyszałeś pukania? — Ojciec Katarzyny machnął ręką i wstał od biurka.

Podszedł do córki kładąc dłonie na jej ramionach i spojrzał na nią łagodnym wzrokiem. Widział, że coś ważnego musiało ją do niego sprowadzać, skoro pofatygowała się zejść do jego gabinetu nie zaczekawszy do obiadu. Zawsze koło czternastej wspólnie siadywali do stołu i omawiali w całym gronie najistotniejsze sprawy familijne, zwierzali z problemów, chwalili osiągnięciami. To był czas tylko dla rodziny i wówczas nikt nie mógł im przeszkadzać.

— Papo...— zaczęła rozmowę pieszczotliwie panna Katarzyna, bo też zawsze tak do ojca zwracała, kiedy o coś prosiła, aby mu się w najwyższym stopniu przypochlebić.

Jan Staszkiewicz uśmiechnął się, doskonale znając ten ton jej głosu i uroczy uśmiech, nieco nieśmiały, nieco zadziorny, jak u małej, bezbronnej dziewczynki, której nie brak temperamentu. Lubił, kiedy się tak do niego zwracała.

— Mów, moje dziecko? – zaśmiał się pod nosem.

Uznał zawczasu, że sprawa z którą do niego przyszła jest bodaj błahostką, zwykłym drobiazgiem, ale by córki nie urazić, nabrał odpowiedniej dla sprawy powagi.

— Pragnę z papą pomówić o moim przyszłym narzeczonym — zaczęła słabym głosikiem jak u pisklęcia, patrząc śmiało ojcu w oczy.

Ten ściągnął zaintrygowany brwi, nie przerywając jej.

Katarzyna westchnęła głęboko, dodając sobie odwagi i zaczęła uszczegółowiać cel swojej rannej wizyty.

— Nie chce iść za niego — rzekła na jednym wydechu. — Nie odpowiada mi. Pod żadnym względem.

— Katy, miła moja... Skądże ta wyrobiona opinia? Ty go raptem z dwa razy widziałaś — dodał z nieukrywanym rozbawieniem.

— W tym rzecz, tatku. Nie udziela się w sferze. Nigdzie nie bywa. I nie wydaje się to dziwne papie? — Staszkiewicz pokręcił przecząco głową.

— Zapewniam cię, że nie jedna panna w tym mieście ci pozazdrości. Twoja matka była nim wprost oczarowana. Pewnie sama wyszłaby za niego, gdyby miała te kilka lat mniej.

— Ale tateńku! ...Ty i mama... Romantyczna miłość, począwszy niespełniona, wielka, idealna, wieczna... wierna aż po grób! — dała się ponieść romantycznemu pierwiastkowi duszy. Choć była już wychowywana w duchu filozofii Auguste Comte'go, patrząc na romantyczną miłość rodziców, sięgała po wzorce. — Ja takiej miłości chcę. Pragnę małżeństwa z miłości. A nie tego pana, wobec którego nie mam żadnego afektu.

— Nonsens! Miłość rodzi się z czasem — pogroził jej palcem, już nie na żarty. — Nie pleć trzy po trzy o miłości, boś za młoda, by cokolwiek o niej wiedzieć, moja panno.

Zmrużyła brwi ze złością. Doskonale wiedziała, czym jest miłowanie. Czytała o niej i to wystarczało pannie Katarzynie, aby pojąć jej sens i znaczenie.

— "Miej nawet mały rozum, ale swój" – zacytowała. — Dużo czytywałam! U Goethe'go, Mickiewicza, Słowackiego. Wszyscy ci wielcy potrafili pisać o miłości, kochać. Cóż może o niej wiedzieć byle mieszczuch bawidamek.

Za te słowa winien się rozgniewać na Katarzynę, ale miał do niej niebywałą słabość i od dzieciństwa okazywał jej więcej cierpliwości, zwarzywszy na to, że była jego najmłodszym dzieckiem.

— Arystokrata z wielkiego rodu! — poprawił córkę Staszkiewicz. — To doskonała partia dla ciebie. Najlepsza w całym Królestwie. Niczego ci nie będzie brak. Będziesz żyć w dostatku, a bez odpowiednio wysokiego posagu cię z domu nie puścimy — rzekł przekonany, iż słowa te pokonają jej opór.

W końcu Katarzyna jak każda kobieta, panna na wydaniu, jeszcze pojęcia nie miała co dla niej dobre, myślał stary Staszkiewicz, i to jego rolą — jej ojca i opiekuna, było dobre zabezpieczenie jej przyszłego życia, nie zważając na kobiece kaprysy.

Jan zamyślił się, a był to człowiek nieco roztargniony. Czasami tylko udawał skupionego, tak naprawdę błądząc myślami daleko. Próbując zmienić temat, wspominał o skromnej herbatce na którą Katarzyna została zaproszona, ale w ogóle nie interesowało jej teraz życie towarzyskie Warszawy, ino jej własne.

— Papa mnie w ogóle nie słucha! Ja nie chce wychodzić za mąż! Chcę się wpierw zakochać.

"Nawet jeśli byłby to tylko chwilowa miłostka", pomyślała w duchu, bo wstyd i strach przed reakcją ojca nie pozwalał jej wypowiedzieć swoich pragnień głośno.

Staszkiewicz odszedł od córki, nieco zmęczony jej fantazjowaniem i zasiadł ponownie przy dębowym, rzeźbionym biurku, zakładając na nos binokle, zwisające na sznurku.

— Chcę kochać prawdziwie, głęboko i chcę aby mnie tak kochano — powtórzyła rozmarzona, siadając w fotelu naprzeciwko ojca, czym ponownie zdołała zwrócić jego uwagę.

— Oj Kasieńko... — zaśmiał się magnat Staszkiewicz.

Znał córkę na tyle dobrze, że jej tendencję do marzycielstwa traktował z pobłażaniem i nigdy jej za nią nie karał. Była dla niego w tym urocza jak dziecko, słodkim kanarkiem, co śpiewał mu piękne, podniosłe pieśni i poniekąd nie chciał go jeszcze wypuszczać z klatki. Pragnąc, aby nie utraciła tej swojej niewinności słodkiej, małej dziewczynki, zdał sobie sprawę, iż on i jego małżonka chcieliby ją taką dla siebie zachować.

— Zobaczysz, że zawładniesz sercem hrabicza, moja miła córko. Mnie wystarczyło, że twoją matkę w pawilonie w ogródku ujrzałem.

— Ale była obiecana komu innemu! Tylko narzeczony odstąpił ci ją boś mu zapłacił — wyrzuciła ojcu ze śmiałością, nie kryjąc nuty pogardy dla jego postępku.

Dla panny Katarzyny takie zachowanie ojca przed laty było niegodne, choć chełbił się zwycięstwem nad swoim rywalem od okazji do okazji.

Staszkiewicz zaciął wargi a Staszkiewiczówna poczuła żal, że rozgniewała swego papę, bo ten patrzył na nią karcąco.

— Ten hulaka tonął w długach! Pałał się hazardem i korzystaniem z zamtuzów. Twoja matka też nie była rada, by za niego wychodzić! Po konfiskacie majątku za udział w powstaniu teraz by byli biedni jak mysz kościelna, dopełniając żywota na zsyłce.

Stary arystokrata zrobił się czerwony na twarzy, zdając sobie sprawę, iż zagalopował się w rozmowie z córką i z jego ust padły zbyt gorzkie słowa, niegodne jej niewinnych uszu.

Wstał, obszedł biurko i położył dłoń na ramieniu córki.

— Do mnie też musiała się przekonać. — Uśmiechnął się na wspomnienie lat młodości. Twarz jego nabrała pogodniejszego wyrazu, jakby wszedł w niego młody duch.

— Was pierwej połączyło uczucie — dodała z żalem Katarzyna po przegraniu tej słownej potyczki.

— Nikt ci nie broni pokochać go już teraz. — Ucałował córkę w czubek głowy, a ona jeno przymknęła oczy, czując, że jej złość przegania smutek.

— Tatku... Udziel mi zatem odpowiedzi na pytanie: Gdzie jest teraz mój narzeczony, skoro nie ma go u boku kobiety, którą to na dniach będzie prosić przed wszystkimi o rękę i wasze błogosławieństwo? — zapytała retorycznie, bo z góry znała ojcowską odpowiedz.

— To bardzo zajęty, ale prawilny człowiek. Nie jest zmanierowanym arystokratą, lubi działać... Angażuje się politycznie. W tych czasach to cenna cecha. Nie zbrojną walką, a postępem! Tak niepodległość się zdobywa — przypomniał córce swoje poglądy na temat pracy organicznej, w czym panienka Katy jednak widziała pewną sprzeczność.

Zadarła odważnie głowę, odpowiadając:

— I kto to mówi? Uczestnik powstania styczniowego z 63' roku! Mówisz tak, aby tego pana usprawiedliwić. A mnie nic z tego co mi rzekłeś nie porwało duszy. Marny to człowiek, skoro nie ma czasu dla przyszłej familii. — Drążyła temat dalej, odpierając wszelkie argumenty ojca. — Tatku... — Odnalazła jego dłoń i ucałowała. — Ja nie chcę takiego męża. Uchroń mnie przed nim. W towarzystwie mówią, że miał tysiąc kobiet i romansował z mężatką — szepnęła, po czym dodała z grymasem: — Że bezwstydnik! Łotr!

— Potwarz jeno...

Staszkiewicz nabrał powietrza, czując jak delikatne palce jego umiłowanego kanarka kurczowo zaciskają się na jego starej, pomarszczonej dłoni. I choć serce jego krwawiło, widząc opór córki, raz powziętej decyzji zmienić nie mógł, a też szczerze wierzył, że słuszne czynił.

Mimo, iż kolana mu doskwierały, przykucnął przed Katy i kciukiem nakierował jej wzrok na siebie.

— Każdy ma swoje przywyczki. Ale w życiu mężczyzny i taki czas przychodzi, by porzucić przyjemności, dorosnąć i odpowiednio ożenić. Zostaniesz hrabiną, ordynatową. — Uśmiechnął się ku pokrzepieniu jej zlęknionego serca.

— Wychodząc za starego kawalera... — mruknęła pod nosem, ale Staszkiewicz nie miewał jeszcze problemów ze słuchem.

— Mniemam, że młode panny w poematach wolą doświadczonego kochanka, nie byle chłystka? — Katarzyna zaczerwieniła się i odwróciła do ojca wzrok.

Wstała zakłopotana i zaczęła spoglądać w okno z widokiem na Dolinę Szwajcarską. Właśnie tam, na Alei Róż znajdował się rodowy dom Staszkiewiczów herbu Nałęcz. Okazała dwupiętrowa willa z wieloma pokojami, które niegdyś zajmowało jej liczne rodzeństwo. Teraz w rodzinnym gnieździe pozostała tylko ona i młodszy brat, uczęszczający jeszcze go gimnazjum, Boguś.

Pan Staszkiewicz zdając sobie sprawę, iż sprzeciw córki musi zdusić w zarodku, aby jego dawny plan się ziścił, dodał, siląc się na stanowczy ton:

— Powinnością mężczyzny jest spłodzenie syna dla ciągłości rodu. Nie ma to nic wspólnego z miłością, a obowiązkiem.

— Prędzej trupem padnę — szepnęła do siebie, aby ojciec jej nie usłyszał.

Wiedziała, że nie jest przygłuchy i po tych słowach dostałaby burę. Gniew w niej jednak rósł jak fala ogniowa i odwróciwszy się na pięcie, wykrzyknęła:

— Papa zmusza mnie do ostateczności! — w tym jawnym pokazie swojego niezadowolenia poczuła wolność.

Była już znudzona i zniecierpliwiona, a nieraz bywało, iż miewała napady wściekłości, przez innych nazywane histerią. Przez samą Katarzynę zaś postrzegane jako jedyny sposób na zabranie głosu w tym patriarchacie według którego świat został urządzony.

Stary Staszkiewicz znów się zamyślił i chodząc nerwowo po pomieszczeniu, rzucił:

— Byłaś jeszcze panieneczką, gdyśmy was sobie przeznaczyli. Nos familles są ze sobą w wielkiej przyjaźni od lat. To ojciec hrabicza pomógł mi ujść z życiem, uchronił od sybirskiej poniewierki. Twoi bracia zostaliby półsierotami, a twoja biedna matka młodą wdową, gdyby nie Seweryn. To mój wyraz wdzięczności. Daje jego pierworodnemu, jedynemu dziedzicowi, najmłodszą i najładniejszą z córek. To powinno ci przypochlebić, dziecko moje. — Uniósł palec w górę.

Zawsze dawał swojej Kasi do zrozumienia, że jest jego oczkiem w głowie. Z pewnością ją nadto rozpieszczał, szczędząc rózgi i nawet nieco rozpuścił, pozwalając wdawać się z nim w takie bezcelowe dysputy.

— Średniowiecze to! Zabobony! Zacofanie! Kobiety też mogą same stanowić o sobie. Ja już co nieco postanowiłam.

Staszkiewicz zaśmiał się w głos, bo córka była tak samo dla niego urocza jak niedorzeczna, bo też cóż mogło się urodzić w głowie tak młodej panny? Nie podejrzewał córki o nienaturalne skłonności emancypantek i w jego mniemaniu mogła jedynie decydować o tym jaką suknię ubrać na wieczór albo jaki kapelusz zamówić u modystki.

— Cóż takiego, miła moja córko? – zapytał, choć cały czas uśmiechał się pod nosem.

Nie raz, kiedy Katarzyna była jeszcze malutka, lubowała się w droczeniu się z nim, czasem kłócili się kto ma rację, a on ustępował, bo jej smutek rozdzierał mu trzewia, kiedy nadto jej dokuczył.

— Jeślim mam pana hrabicza poślubić, ucieknę i do zakonu wstąpię, zapowiadam! — rzekła tonem śmiertelnie poważnym.

— Hola, hola. — Pogroził jej palcem. — Moja cierpliwość ma granice, dziecko. Déjà assez!

— Moja również! — wykrzyknęła niemal z płaczem. — Skoro mnie zmusicie do tego mariażu, w moją noc poślubną będzie papa na kolanach moje zwłoki opłakiwać! Prędzej do Wisły wskoczę! Bo nie pójdę za niego... Nie pójdę! — krzyczała coraz bardziej histerycznie.

Unosząc suknię, wybiegła z gabinetu ojca, który pokręcił jeno głową z dezaprobatą. Pomyślał wówczas, że być może na zbyt wiele pozwalał swojej najmłodszej córce i teraz zamiast radości, przysparza mu jeno powodów do zgryzoty.

Katarzyna zaś wybiegła go ogrodu. Czuła się taka bezradna. Próbowała przemówić ojcu do rozumu. Pokazać, iż nie jest istotą ułomną, ograniczoną i też potrafi myśleć, o sobie decydować, co niestety bezskuteczne się okazało w skutkach. Jej ojciec, choć był łagodnym człowiekiem ponad miarę, był na równi uparty. Nic nie było w stanie jej pomóc. Nawet krzyk, a płakać nie zamierzała, bo było by to wielkie upokorzenie. Nie uważała się za słabą osobę. Była w prawdzie kobietą, ale nie była słabsza od mężczyzn.

pud — dawna rosyjska jednostka wagowa.

Isidore Marie Auguste François Xavier Comte — francuski filozof i pozytywista, twórca podstaw filozofii pozytywistycznej.

"Miej nawet mały rozum, ale swój" — cytat Johanna Wolfganga von Goethe'go.

prawilny (ros.) — w znaczeniu dobry.

przywyczki (ros.) — nawyki, przyzwyczajenia.

Dolina Szwajcarska — warszawski ogród wypoczynkowo-rozrywkowy powstały w 1786 roku.

Nos familles (fr.) — nasze rodziny.

Déjà assez (fr.) — dość już. 

______________________________________

Tak zapowiada się początek tej historii. Mamy nadzieję, że choć troszkę Was zainteresowała. Jeśli tu trafiliście, ślemy wielkie podziękowania. Wy jesteście naszą największą motywacją. 

Trzymajcie się ciepło. Do następnego. 

P.S. Za wszelkie niedopatrzenia, literówki i błędy merytoryczne przepraszamy. Liczymy na Waszą krytykę, która będzie nam pomocna w korekcie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro