II
Na peronie drugim Dworca Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej przybywał właśnie pociąg pasażerski z Paryża. Duża parowa lokomotywa, pozostawiająca za sobą ślad dymku, zatrzymała się z głośnym i denerwującym świstem. Drzwi wagonów pierwszej i drugiej klasy powoli się otwierały, a z nich wychodziły tłumy przyjezdnych.
Wśród nich był wysoki mężczyzna o odpowiednich proporcjach, odziany w długi, czarny płaszcz podróżny, a pod spodem w marynarkę i białą koszulę z wyłożonym na wierzch, wykrochmalonym kołnierzem. Na nogach zaś nosił buty o wysokich cholewach i włożone w nie czarne spodnie od garnituru.
Przybysz rozglądał się w czyimś poszukiwaniu, kręcąc głową na różne strony. Zobaczywszy wreszcie znajomą postać na jego twarzy zagościł uśmiech.
Przyjaciel, który również go rozpoznał, gestem ręki go przywołał. Przepuszczając wpierw kobietę z dzieckiem, posłał jej uśmiech zalotny i uroczy, którym od razu się odwzajemniła. Znajdując wreszcie lukę między przechodniami, ruszył do przodu. Stanął u boku trochę niższego mężczyzny od niego, w wieku średnim, około pięćdziesięciu lat. Choć włosy na jego głowie nieco zdążyły już posrebrzeć, jego ciemne spojrzenie dalej pociągało kobiety i nawet panny, a sylwetka mężczyzny pozostawała zgrabna pomimo upływu lat.
Uśmiechnąwszy się, podał rękę znajomemu na przywitanie.
— Jak miło cię widzieć. Już myślałem, że Francuzki zatrzymają cię w Paryżu na stałe. — Zaśmiał się, kręcąc głową.
Adam Żmuda, bo tak nazywał się ten starszy, jak zwykle dysponował specyficznym poczuciem humoru.
— Owszem, gdyby lepiej znały się na francuskiej miłości, a tymczasem nie dorównują w tym warszawskim kurtyzanom— zażartował, a Żmuda zmrużył oczy, przyglądając się swojemu rozmówcy jak zwykle badawczo.
Po każdej podróży wracał jak nowo narodzony, co budziło w nim zastrzeżenia, a nawet niepokój. Znał go jednak dobrze i wiedział, że ten niespokojny duch musi od czasu do czasu zasmakować życia hulaki, by choć na moment odetchnąć od polityki, w którą aktywnie się zaangażował, a liczył sobie dopiero dwadzieścia osiem lat.
— Oj Maciej, Maciej. Ustatkuj ty się wreszcie... — Poklepał kompana po plecach.
— Prędzej woda w Wiśle wyschnie nim poznasz męża, codobrowolnie chce się ożenić . — Maciej uniósł palec wskazujący w górę na co Żmuda obrzucił go karcącym spojrzeniem.
Ordynat hrabia Maciej Borowski odziedziczył oczy barwy szlachetnej odmiany berylu, szmaragdu, po swoim ojcu. Bijąca z nich bystrość i niezwykły blask, sprawiały, iż zdążyła już w nich utonąć niejedna młódka.
Żmuda poprawiając lekko ułożenie cylindra na głowie, przyjrzał się uważniej ciemnym, rozwianym wiatrem i lekko kręcącym się włosom młodego hrabiego, które nie pasując już dżentelmenowi, prosiły się o strzyżenie.
Wychodząc z rozbudowanego od strony Chmielnej Nowej Poczekalni, elektrycznego dworca przyjazdowego, pożegnali rzędy włoskich topoli. Wówczas Maciej przyjrzał się ponownie budynkowi dworca, mieszczącemu się na rogu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich. Przypominał mu dwa parowozy połączone tendrami z dwukondygnacyjnymi wieżami. W jednej znajdował się telegraf a na drugiej umieszczono zaś zegar na który spojrzał, aby odczytać godzinę. Dochodziła dwunasta w południe.
Choć Adam Żmuda zaproponował Maciejowi przejażdżkę tramwajem konnym pod same Aleje Ujazdowskie, po długiej podroży pociągiem preferował się przejść. aby rozprostować nogi. Spacerując kamiennym chodnikiem, mijali kamienice, wytworne restauracje, kwiaciarnie oraz krzątających się w witrynach sklepów subiektów, których szyldów w języku rosyjskim, oprócz polskich, w zasadzie warszawiacy starali się nie zauważać.
— Pewno gdyby nie te zaręczyny, nie zawitalibyście przyjacielu tutaj prędko, prawda? — Żmuda spojrzał wymownie w kierunku ordynata Borowskiego.
Maciej odwrócił głowę z nietęgim wyrazem twarzy, nie chcąc dłużej odpowiadać na jego pytania.
— Ojciec cię przysłał, żebym nie uciekł przed obowiązkiem? — zainsynuował z grymasem.
Nienawidził kontroli. Czuł się panem własnego losu i tak też postępował, aby nikt mu chomątu na szyję nie narzucił. Jednocześnie uważał się za człowieka honorowego, więc ostatnią rzeczą jaką by zrobił byłoby złamanie wcześniej danego słowa. Ucierpiałaby wtedy nie tylko jego duma, ale i honor rodu.
— Wyraziłem akurat dobrą wolę! Choć przyznam, że podobnie jak twój ojciec, wolałem mieć cię na oku — uśmiechnął się, kiedy ten się skrzywił.
— Jesteś mym przyjacielem, czy ojca? Po której stronie stoisz? — Żmuda wzruszył jedynie ramionami.
— Zależy, który z was ma rację! –— zażartował, ale żart Macieja wcale nie rozweselił.
Widząc na niemal każdym rogu ulicy carski mundur stójkowych, poczuł kwas na języku i przypomniał sobie, że nie chadza już ulicami wolnego Paryża.
— Solidaryzuj się z kolegą, którego nieuchronnie chcą uwiązać na damskiej smyczy! — rzucił z niezadowoleniem w głosie.
Prawda była taka, że nie był zadowolony z pomysłu ojca i jego dawnego przyjaciela. Najchętniej z kawalerskiego życia pełną piersią by korzystał, gdyby nie fakt, że musi ślubować przed ołtarzem dziewczęciu, która nie wydała mu się ani trochę interesująca, do tego była wątpliwej urody. Ale tym podzielić się mógł jedynie ze Żmudą. Był jego spowiednikiem już od lat dziecinnych, choć nie płynęła w nich ta sama krew. Wcześniej, nim podrósł, nazywał go grzecznościowo „wujkiem Adamem", aż po ukończeniu gimnazjum wypili bruderszaft i zaczął się zwracać do niego po imieniu, pomimo dzielącej ich różnicy wieku. Żmuda przebywając często poza granicami Kongresówki, przeważnie na terenie dawnych Prus i ziem zabranych, imponował mu wiedzą życiową i doświadczeniem, dlatego niewiele było trzeba, aby stał się jego najlepszym przyjacielem.
Po kilkunastu minutach spaceru, wsiedli w powóz na Placu Zamkowym i kazali się zawieść pod mieszczący się na ulicy Pięknej, sąsiadujący z Parkiem Ujazdowskim, Pałac Borowskich.
Wąsaty stróż otworzył im bramę, na co Borowski skrzywił się na jego widok.
— Szpicel, sobaka.
Obaj panowie ruszyli ścieżką w stronę głównego wejścia.
— Twój ojciec tak hojnie go opłaca, że durniem byłby, jeśli z czymkolwiek pobiegłby do cyrkułu.
Maciej jednakże mu nie ufał, jak każdemu na carskiej służbie, bo choć stróże stali w hierarchii niżej od stójkowych, wśród nich nie brakowało szpiegów. Słyszał też niejedno o tym, jaki postrach potrafili siać w czynszowych kamienicach, gdzie o wielu domowych sprawach mieli obowiązek powiadamiać swoich policmajstrów, sami na pańskiej łasce pozostając bezużytecznymi, bo też nawet nie można było ich wykorzystać do prywatnych posług.
Po chwili na dźwięk masywnej kołatki drzwi otworzył im lokaj Czesław.
Obaj panowie zostali odprowadzeni do okazałej wielkości salonu. Pomieszczenie to w klasycystycznym stylu Ludwika XVI, z upływem lat nabrało bardziej eklektycznego charakteru. Uwagę rozpraszały imponujące antyki, wazy, i ozdobne kandelabry. Dla Macieja reprezentacyjny Salonik zagracony był zbyt dużą ilością ludwikowskich mebli wykończonych złoceniami, który kojarzył mu się z burżuazyjnym zbytkiem.
Adam nie czekając na pojawienie się pana domu, rozsiadł się wygodnie w fotelu z atłasowym obiciem.
Hrabicz Maciej panosząc się po salonie jak po własnym, wyciągnął z wykonanego z politurowanego mahoniu barku dwa kieliszki i nalał im starki. Jak uważał ta polskiego wyrobu była najlepsza. Przebywając za granicą tęsknił za jej smakiem.
Gdy tylko usta w trunku umoczył, Żmuda zaczął przyglądać się towarzyszowi uważniej. Maciej wydał mu się nienaturalnie zamyślony, co do niego niepodobne było.
— Opowiesz mi coś o tej pannie? — poprosił, z trudem powstrzymując niechęć we własnym głosie.
Żmuda zmarszczył brwi i skupił się nad składaniem myśli.
— A co chcesz wiedzieć? Jako jej narzeczony powinieneś sam ją lepiej poznać, a nie starym przyjacielem wyręczać. — Maciej przewrócił oczami z dawnym dziecięcym grymasem. — Ja mogę jeno ci powtórzyć tyle, ile gada się w towarzystwie.
Maciej westchnął zrezygnowany, obierając głowę o obicie kanapy.
— A co gadają? Wiesz dobrze, że przebrzmiałe życie towarzyskie Warszawy interesuje mnie tyle, co ostatni carski ukaz.
Spojrzał Żmudzie w oczy, wymuszając udzielenie odpowiedzi.
— Mówże wszystko, co o niej wiesz!
— Zajmuje się działalnością charytatywną. — Maciej wybuchł śmiechem.
Adam spiorunował go spojrzeniem na co młody hrabia uniósł ręce w geście poddania i pozwolił sobie jeno na mały komentarz:
— Filantropka — zakpił sobie otwarcie, co nie spodobało się Adamowi.
— Ponoć pisuje do czasopism. Młoda, najmłodsza córka z familii, dobrze wykształcona. Chyba ładna, ale nigdy nie miałem okazji jej się przyjrzeć, żeby ją poprawnie ocenić.
— Uwierz mi, że ją obejrzałem i większego wrażenia na mnie nie zrobiła. Drobna, wręcz chuda, nijaka buzia i te rude loki... — Na wspomnienie rdzawych refleksów na włosach dziewczyny, Maciej pokręcił głową. — Pewnie matka każe jej się ściskać do bólu gorsetem, aby kształtów nabrała. A podobno to niehigieniczne! I już niemodne w Paryżu. — Podniósł palec wskazujący w górę. — W dodatku płochliwa jak sarenka, bo jak mnie tylko zobaczyła, uciekła w popłochu — zaśmiał się.
— Zatem śmielsze kobiety wolisz?
Maciej wiedział, że Żmuda sobie z niego dworuje.
— Nie na przyszłą żonę... Te muszą być czyste jak tafla jeziora. To ile sobie liczy wiosen? — dopytał poważniejąc i usilnie starając doprosić się o kolejny konkret.
— Bodajże siedemnaście, czy osiemnaście... Mówię przecie, że młoda — Maciej wypuścił powietrze i podparł głowę na łokciu.
— Za młoda, Adamie — rzekł z niezadowoleniem, drapiąc się po kołnierzu koszuli. — Ale najistotniejsze by była dziewicą.
Żmuda uśmiechnął się pod nosem.
— Pozwalam sobie sądzić, iż jej ojciec wszelkich starań dołożył by tak było.
Wąs Żmudy wygiął się w tak samo lekceważącym uśmiechu.
— Zdziwiłbyś się jak panny potrafią ukrywać złe prowadzenie się — mruknął. — A czy jest ci coś wiadome o innych adoratorach? Mam rywali?
— Jak dotąd o rękę panny Staszkiewiczówny nie starał się inny kawaler.
Hrabicz westchnął zawiedzony, bo lubił uprawiać zawody. A i dawno nie używał swego pistoletu w obronie honoru damy...
— Zatem panna musi mieć jakiś defekt. Ale po mojemu nie musi nawet grzeszyć mądrością. Byle tylko była skromna, miła i uległa. Z czasem nabierze odpowiednich umiejętności i doświadczenia.
Adam go przejrzał i bez owijania w bawełnę zapytał:
— Umiejętności, powiadasz? Mógłbyś jaśniej się wyrazić? — dodał nutkę ironii w głowie, choć zachowanie Macieja raczej go śmieszyło, niż denerwowało.
— Łapiesz mnie za słowa. Nie mam dużych oczekiwań.
Ich wymianę zdań przerwało nadejście hrabiego Borowskiego.
— Kogo me oczy widzą? — zapytał cynicznie. — Mój syn wreszcie raczył zawitać. Grâce à dieu!.
Adam od razu podniósł się z kanapy.
— Miałem po wyboru pociąg wcześniejszy i zjawiłbym się tutaj z samego rana i późniejszy. Nie chciałem nadwyrężać ojca gościnności. Ce serait impoli — odparł tonem podobnie chłodnym. — I nikogo po mnie posyłać nie musieliście. Znam drogę na mą kochaną ojcowiznę.
Ordynat uśmiechnął się przymilnie i podał sobie rękę z hrabią Sewerynem.
— Mniemam, że tęskno ci było do narzeczonej. Do oświadczyn ledwie pół dnia zostało. Na własny ślub też się spóźnisz? — Uśmiech starego Borowskiego miał w sobie dużo jadu, który czuł na języku, a który pilnował, aby kilka słów za dużo nie wyrzec synowi prosto w twarz.
Maciej przybrał srogi wyraz twarzy.
— Wątpicie we mnie, ojcze? — Zgromił go spojrzeniem.
Tu przecie o jego godność i dobre imię chodziło, który nie naraziłby na szwank i poczuł smutek, że ojciec tak niskie w nim pokładał nadzieje.
Seweryn w odpowiedzi poklepał go po ramieniu, by się tak nie denerwował, ale w hrabiczu odezwała się szlachecka buta.
— I do mojego uczuciowego zaangażowania również podchodzicie z rezerwą? Przecie nigdzie nie znalazłbym odpowiedniejszej dla siebie kobiety, od tej, którą to wyście mi polecili, Sewerynie Maurycewiczu.
„Mnie i tak to obojętne", myślał, nie chcąc dać ojcu hrabii satysfakcji z wygranej bitwy w tej wojnie charakterów.
— Nie błaznuj, tylko idźże się odświeżyć bym się wstydu za ciebie nie najadł. Taki zamierzasz oświadczyć się pannie? — zapytał z nieukrywanym niezadowoleniem z postępowania syna.
— Jak sobie życzycie, ojcze — odpadł, zagryzając zęby. — Adamie... — Oddał przyjacielowi wyraz szacunku na pożegnanie.
Pokierował się schodami na górę do swej dawnej sypialni, która już na niego przygotowana czekała przez pokojowe. Minął własnego pokojowca, który skinął mu głową na powitanie, po czym wszedł do prywatnej łazienki.
Te luksusowe pomieszczenie miało nie tylko sedes z rezerwuarem, ale również pięknie zdobiony kaflowy piec w kształcie kolumny, toaletkę z umywalką i bieżącym ciekiem z kranu oraz ceramiczną wannę. Chociaż przez służących podgrzana woda do kąpieli uchodziła za fanaberię, hrabicz zimnych kąpieli unikał jak ognia.
Już po pół godzinie stał prawie gotowy przy lustrzanej szafie z własną garderobą, mocując się z zawiązaniem fulara. Przesadnie za nimi nie przepadał, uwierały go w kołnierz, a sztuki jego wiązania nigdy do końca nie opanował. Na co dzień nosił się mniej elegancko, raczej po moskiewsku, z elementami mody paryskiej.
Z wybawieniem przyszła mu jego matka. Weszła do pokoju bez pukania przez uchylone drzwi.
— Już zapomniałam, jak wyglądasz, synok.
Maciej odwrócił się gwałtownie i z szerokim uśmiechem powitał miły mu widok matki.
Podszedł do rodzicielki, witając się z nią uściskiem.
— Witajcie, mamo. — Maciej obdarował ją pocałunkiem w dłoń.
Marianna Iljiniczna z Niemyskich Borowska, w domu zwana Marią, uniosła kilka przydługich kosmyków z jego czoła.
— Jakiś blady... — odparła przewrażliwiona na punkcie swego jedynego syna.
Więcej dzieci powić nie mogła, a o Macieja lubiła się troszczyć przesadnie. On nigdy jednakże nie pozostawał uzależniony od jej matczynej troski i szybko się usamodzielnił.
— Nic to — położył ręce na jej kościstych dłoniach. — Jestem zdrów jak ryba.
— Ciekawam, czy dosypiasz odpowiednio.
— Nie spałem w nocy, racja. To przez to ta bladość — zapewnił, by matki więcej nie martwić bezpodstawnie.
Maciej stanął ponownie przy lustrze, usiłując zawiązać supeł. Niestety dużo sprawniej posługiwał się bronią, a do wiązania jedwabiów ręce miał niezgrabne.
— Dajże to, na miły Bóg — pokręciła głową z grymasem.
Pomogła synowi, wiążąc krawat sprawnie i szybko.
— Wstyd, Macieju . Toczka w toczkę jak ojciec! — dodała pani Marianna Iljiniczna, a na to podsumowanie twarz hrabicza zrobiła się nietęga.
Pani Borowska znała tą wyraźną niechęci do wszystkiego, co podobne do jej męża. Jej syn nigdy w niczym nie chciał Seweryna przypominać, wyrzekając się wszystkiego, co ich w jakikolwiek sposób ze sobą wiązało a przyczyn tego zachowania nie potrafiła jaśniej określić, bowiem im więcej ich łączyło, tym dalej od siebie stali.
— Gotowe. — Uśmiechnęła się, głaszcząc syna czule po policzku.
— Dziękuję. — Ujął matczyną dłoń i ucałował z szacunkiem w geście wdzięczności.
To głównie dzięki pani Borowskiej Maciej był trochę rozpuszczony. Co niezrozumiałe dla starego hrabiego pozostawało, było to jej jedyne dziecko, któremu całą swą energię poświęcała, aby wychować go na człowieka poczciwego.
Hrabicz nagle posmutniał, dziwnie czymś zamyślony, co nie umknęło czujnemu oku pani Marii.
— Syneczku najmilszy, co ci? Tyś nieszczęśliwy? Minę masz gradową, jakbyś na pogrzeb się wybierał, nie na wesele.
— Nic! Ya v poryadke — odparł tonem mniej przyjemnym dla uszu matki, odsuwając się do niej. — Droga mnie zmęczyła.
— Odpocznij zatem. — Pani Marianna Iljiniczna uśmiechnęła się w geście pocieszenia.
Maciej wysilił się na szeroki, szczery uśmiech, który z trudem mu przyszedł. Gdy matka go zostawiła, skinął na lokaja i kazał przynieść sobie burgunda, aby na moment zapomnieć o matrymonialnych obietnicach, które będzie musiał lada chwila złożyć.
________________________
sobaka (ros.) — pies.
cyrkuł — komisariat policji w zaborze rosyjskim.
policmajster — wyższy urzędnik policji w carskiej Rosji.
starka — tradycyjna, wytrawna wódka żytnia.
Grâce à dieu! (fr.) — dzięki Bogu!
Ce serait impoli (fr.) — To by było niegrzeczne.
Ya v poryadke (ros.) — Wszystko w porządku.
burgund — gronowe wino francuskie.
_______________________________________________________
Hej kochani. Wracamy do Was z nowym rozdziałem "Lojalisty", który powiniem był pojawić się kilka dni temu, ale spontaniczny wyjazd zniweczył nasze plany. Mamy nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Kto chce wiedzieć czego się spodziewać po tej historii, zwiastun dla chętnych.
Jeśli zaś chodzi o "Knihini" wiemy, że wiernie czekacie, ale prace nadal trwają. Mamy już napisaną sporą część rozdziału, także dzisiaj wieczorem na tablicy pojawi się mały fragment na pocieszenie.
ZWIASTUN:
https://youtu.be/xSvGswCBro0
Do następnego. ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro