17. Imię, które pragnął sobie przypomnieć
Giotto poprowadził ich w kierunku niewielkiego parku. Na placu zabaw siedziało niewielkie dziecko, obok którego wylegiwał się kot. Dziecko spojrzało na przybyszów, po czym złapało w dłoń kamyk. Obok niego piętrzyła się ich maleńka kupka, która wyraźnie świadczyła, że chłopiec przygotował się na swe zadanie.
- A więc przybyłeś - odezwało się dziecko, a jego głos był zaskakująco dorosły jak na tak małe ciałko.
Pierwszy kiwnął głową.
- Dziękuję za twoją pomoc.
Matsumoto rozejrzała się, nawet nie kryjąc tego gestu. Tak, mogła wyczuć energię kapitana, ale jego samego nigdzie nie było. Tak przynajmniej sądziła, dopóki okoliczne krzaki się nie poruszyły i nie wyszedł z nich doskonale znany jej białowłosy chłopak.
- Czego chcesz? - spytał, wodząc wzrokiem między nią a jej towarzyszami. - Widzę, że tym razem masz znajomych.
Ichigo zerknął na Giotto, ten jednak zdążył już zniknąć.
- A więc Premia miał rację - mruknął do samego siebie, wyciągając odznakę zastępczego Shinigami. - Rangiku, Renji, dajcie mi się tym zająć. Już ja mu przywrócę wspomnienia.
Stojący przed nimi Hitsugaya zmrużył oczy.
- Nie mam pojęcia, co wy macie wszyscy z tymi wspomnieniami, ale jeśli pragniesz się bić, to proszę bardzo. Uri, chodź tu!
Kot, który dotąd spokojnie lizał swe łapki, podniósł się niechętnie.
Ale Ichigo nie czekał, aż zwierzę podejdzie do swego właściciela. W ułamku sekundy zmienił postać na duchową, po czym zrobił prędki wypad w kierunku kapitana, trzymając odznakę w wyciągniętej dłoni. Białowłosy wciąż coś mówił do kota, stąd też zdążył jedynie przyłożyć dłoń - z pierścieniem, jak się okazało - do jednego z pudełek, które trzymał przypięte do pasa.
Ichigo nie zatrzymał się nawet wtedy, gdy drogę zagrodziły mu płonące obręcze - skąd Hitsugaya miał taką dziwną moc? Po prostu zamachnął się Zangetsu, koncentrując swoją moc. Cudem udało mu się przebić i dosięgnąć swego celu, przekładając białowłosemu odznakę do piersi i zmuszając go do powrotu w postać duchową.
Hitsugaya, pchnięty impetem uderzenia, cofnął się o kilka kroków. Jego stopy od razu złapały rytm walki, a obręcze przeniosły się wraz z nim.
- Co to za diabelstwo? - wyszeptała wstrząśnięta Matsumoto. - Co to ma być?
Ichigo nie miał jednak takich problemów. Z uśmiechem założył Zangetsu na ramię.
- Widzę, że amnezja ci nie służy, Toushiro - odezwał się. - Dawniej taki atak byłby dla ciebie niczym.
Ogniste obręcze wokół kapitana zadrżały, gdy ten spojrzał na swe ciało, które leżało kawałek dalej na ziemi.
- Coś... Coś ty mi zrobił? Kim ty, do licha jesteś? - spytał.
Uśmiech na twarzy pomarańczowłosego powiększył się.
- Kurosaki Ichigo, zastępczy Shinigami! - oznajmił. - Jeśli nie chcesz mnie pamiętać, zmuszę cię, abyś sobie o mnie przypomniał, Toushiro!
Rozstawił nogi, po czym wyciągnął przed siebie broń.
- Ichigo, czyś ty oszalał? - elokwentnie wrzasnął Renji, rozpoznając jego postawę. - Chcesz tu wyzwolić Bankai?
- Tak, chcę - odparł poważnie tamten, po czym zwrócił się do swego przeciwnika: - Ataki ze Świata Ludzi nic się na to nie zdadzą, więc dobrze ci radzę, uwolnij Hyorinmaru, bo inaczej nic po tobie nie zostanie, Toushiro. Ban...
W tej samej chwili oczy Hitsugayi rozszerzyły się z szoku.
To było to, czego potrzebował. To była jego odpowiedź, której tak długo szukał. Nie jego imię, nie jego obowiązki, nie imiona jego przyjaciół czy rodziny.
Nie, imię, którego tak długo szukał...
- Spocznij na zamarzniętych niebiosach, Hyōrinmaru! - rozkazał w tej samej chwili, co Ichigo dokończył uwalnianie swej mocy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro