Niewiele wnoszący rozdział
Oto krótki rozdział "co by było, gdyby Hitsugaya nie stracił pamięci i gdyby Matsumoto wybrała się w odwiedziny". Rozdział nie wnosi nic do całej historii, która poszła zupełnie innym torem.
I tak, to zabrzmi jakby było urwane w połowie, bo tak w praktyce jest. Chciałam zrobić z tego kiedyś coś sensownego, ale ostatecznie jestem leniem, więc rzucę to w tej formie.
---
Hitsugaya zdusił ziewnięcie, siedząc w ławce i przyglądając się równaniu, które matematyk pisał na tablicy. Zadanie mogłoby być ciężkie, gdyby nie to, że z takimi zadaniami miał do czynienia już od lat... Białowłosy Shinigami czasami łapał się na tym, że musiał zaniżać własne wyniki, gdyż zbyt wysokie przykuwały zbyt dużo uwagi. Było to wręcz nudne, szczególnie, iż nic ciekawego się nie działo.
Czas mijał powoli, a rozwiązanie sekretu Vongoli wcale nie miało zamiar nadejś wkrótce. Sawada zaś... Cóż, był specyficzną osobą. Potrafił przywitać każdego z uśmiechem, nie trzymał długo uraz, a przy tym wahał się między słabością oraz siłą. Bez Reborna byłby jednak nikim, co nie wróżyło zbyt dobrze.
Hitsugaya zwrócił też uwagę na otaczające ich osoby. Reborn kilkakrotnie zastanawiał się nad tym, kto mógłby być Strażnikiem Tsuny, a jego wybór był tak dobry, że aż zbyt dobry. Podobnie jak Hitsugaya, był w stanie zobaczyć, jak w przyszłości młodzi jeszcze chłopcy mogą się rozwinąć.
Gdzieś za oknem rozległ się ryk Pustego, który sprawił, że Hitsugaya zerknął w bok. Tak jak się spodziewał, Tsuna poruszył się niespokojnie. Od czasu walki z Mukuro - posiadającym dziwne, nadprzyrodzone moce kryminalistą, który postanowił sobie za główny cel życia obrać zniszczenie mafii - chłopak stawał się coraz bardziej wyczulony na istoty z Zaświatów, co nie podobało się Hitsugayi. Jeśli Sawada dowie się zbyt wiele...
Białowłosy już miał wymruczeć pod nosem bajeczkę o toalecie - miał podejrzenia, że gdyby zmienił postać w klasie, Dziesiąty zauważyłby to i misja poszłaby w diabły - i wyjść, jak zawsze odprowadzany bacznym spojrzeniem Reborna, gdy reiatsu Pustego znikło nagłe, bez śladu. Shinigami tym razem nie potrafił powtrzymać westchnięcia.
Chyba będą mieli dzisiaj gości z Soul Society, a to nigdy nie kończyło się zbyt dobrze.
---
Chłopak stał przed szkołą. Nie był sam - obok niego kręciła się wysoka blondynka, rzucająca ostre spojrzenia wychodzącym uczniom.
Tsuna od razu zwrócił na ich uwagę, nie tylko z powodu ich niecodziennego wyglądu - pomarańczowe włosy chłopaka widoczne były z daleka, było też jasne, iż nie są uczniami gimnazjum. Nie, przyszła głowa Vongoli wyczuwała, że coś w nich jest, co odróżnia ich od reszty.
Pomarańczowłosy uśmiechnął się, gdy tylko ich zobaczył. Stojąca obok niego kobieta, wyglądającą na kilka lat starsza, powiedziała coś do niego ostro, ale on się tym nie przejął. Zamiast tego wyciągnął głowę, jakby chciał coś - lub kogoś wypatrzeć.
- Reborn, czy to..? - zaczął Tsuna, zerkając niepewnie na ciągłe znajdujących się za murami szkoły przyjaciół. Jak zwykle, Ryouhei, wiecznie energiczny przyjaciel Tsuny, kłócił się z Gokuderą, jak zwykle też poszło o jakąś bzdurę. Takeshi, nieodłączny członek ich paczki, przyglądał się temu z uśmiechem na ustach.
- Mafia? - dokończył spokojnie Reborn, siedzący na ramieniu Tsuny. - Nie znam ich, ale nie wyglądają mi na zwykłe osoby.
Jego słowa nie przeszły bez echa. Gokudera przerwał kłótnię i rzucił krótkie spojrzenie Arcobaleno.
- Gokudera, możemy chwilę porozmawiać? - spytał korepetytor.
Białowłosy kiwnął głową ze zdziwieniem, a Arcobaleno z zadowoleniem przeskoczył z ramienia na ramię, zmieniając swe miejsce pobytu.
- Idź bez nas, Dame-Tsuna - mruknął. Dziesiąty Vongola popatrzył na swego korepetytora. Tak po prostu ma pójść? A co, jeśli coś się stanie? Albo..?
- Idź, Dziesiąty - ponaglił go Strażnik Burzy, machając dłonią. Tsuna kiwnął głową, po czym wyszedł ze szkoły.
- Niecodzienne, no nie? - odezwał się spokojnie Yamamoto, gdy oddalili się na pewną odległość.
- Czemu? - Tsuna spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Trawogłowy ekstremalnie nie przepada za Rebornem - Ryohei wywrócił oczami, stwierdzając oczywistość.
Tsuna zmrużył oczy.
- Nie sądzę, by się nie lubili, nii-san - sprzeciwił się. - Po prostu...
Nie zdążył skończyć tego zdania, bowiem w tym samej chwili przerwało im czyjeś głośne wołanie:
- Hej, ty! Vongola!
Cała trójka odwróciła się, by sprawdzić, kto ich zawołał. Tsuna zmusił się do zachowania spokoju, zauważając, że słowa te wypowiedział owy pomarańczowłosy chłopak, który stał przed szkołą. To, że wiedzą o Vongoli, nie oznacza jeszcze, że są z mafii...no nie? Zresztą, mogą być z rodziny która by ich wspierała, albo...
- Ichigo, nie tak głośno! - wysoka kobieta stojąca obok chłopaka zganiła go. - A co, jak kapitan nas usłyszy?
- Toushiro już wie, że tu jesteśmy - nastolatek - Ichigo - zbył jej słowa, po czym podszedł do Tsuny i jego przyjaciół. - Cześć! To ty jesteś ten cały Sawada Tsunayoshi?
Dziesiąty Vongoli mógł tylko skinąć głową.
- A kim ty jesteś? - to Ryouhei odezwał się pierwszy.
- Kurosaki Ichigo! - wykrzyknął nieznajomy, sprawiając, że kobieta obok niego westchnęła ciężko.
- Ichigo, powinniśmy się zbierać...
- Mamy czas, Rangiku-san. Toushiro nigdzie nie ucieknie - uspokoił ją nastolatek, zanim ponownie zwrócił się do Tsuny. - To są ci twoi Strażnicy?
Coś w jego tonie głosu sprawiło, że Yamamoto pochwycił za kij bejsbolowy, a Ryouhei uśmiechnął się do siebie. Czyżby się szykowała jakąś bójka? Tsuna instynktownie spojrzał za Robornem, ale korepetytora obok niego nie było. Co mogło zabierać jemu i Gokuderze tyle czasu?
- Czego od nas chcecie? - spytał Tsuna, dłonią sięgając do kieszeni spodni, gdzie ukrył swoje rękawice, pomagające kontrolować mu płomienie. - I skąd wiecie o Vongoli?
- Chcemy tylko porozmawiać, nic więcej - Ichigo uśmiechnął się radośnie, ale Tsuna ani przez chwilę nie dał się zwieść temu uśmiechowi. Ten chłopak i ta kobieta byli bez dwóch zdań niebezpieczni. Być może nawet bardziej niebezpieczni niż Mukuro, choć roztaczali zupełnie inną aurę. Nie mieli złych zamiarów...póki co.
- Porozmawiać? A o czym? - Yamamoto odwzajemnił uśmiech. - Wy także bawicie się w mafię?
- Bawicie się? - powtórzył ze zdumieniem Ichigo. - To zabawa?
Dlaczego akurat na to musi zwracać uwagę? Jęknął w duchu Tsuna.
- No tak - zaśmiał się Takeshi.
- Mniejsza o to. Lepiej go nie słuchaj. Ja jestem Matsumoto Rangiku - kobieta podeszła o krok do przodu i wyciągnęła dłoń na powitanie do Tsuny. - Dużo o tobie słyszałam.
- Naprawdę? - szczerze zdziwił się chłopak, ale ujął dłoń - Od kogo?
Ona tylko uśmiechnęła się.
- Mamy wspólnych znajomych i...
- Matsumoto! Kurosaki! - ostry głos Gokudery przerwał im rozmowę. Białowłosy już zmierzał w ich stronę, a Reborn na jego ramieniu machał nogami z radością.
Oczy kobiety rozświetliły się, gdy tylko go zobaczyła.
- Kapitanie! - krzyknęła radośnie.
Tsuna zmarszczył brwi. Białowłosy niechętnie mówił coś o swojej przeszłości i z całą pewnością nie wspominał o posiadaniu takich...specyficznych znajomych, ale cóż. Znajomych można było mieć różnych.
--kilka minut wcześniej
Nie odeszli za daleko. Po prostu stanęli z boku, odsuwając się od głównej drogi tak, by wracający ze szkoły uczniowie nie napotykali w ich postaci przeszkody. Dopiero wtedy Reborn zeskoczył z ramienia Hitsugayi na murek i rzucił mu krótkie, badawcze spojrzenie.
- O co chodzi, Reborn? - zaczął białowłosy, niemal automatycznie przechodząc w tryb podejrzenia i ostrożności. Od kiedy tylko się poznali, dziecięcy korepetytor się mu przypatrywał, i to uważnie. Czasami nawet zdawał się mu ufać, by w następnej sekundzie jawno dać do zrozumienia, że wie, iż Shinigami coś ukrywa. Z tego też powodu Hitsugaya zaczął się nawet zastanawiać, czy przypadkiem "eksperci od pamięci" w Soul Society czegoś nie popsuli, zapominając o jakimś członki rodziny Vongoli w której "Gokudera Hayato" się wychowywał. To nie byłoby dziwnym - w końcu manipulacja pamięcią na większą skalę nigdy nie była prosta do ogarnięcia. Szczególnie zaś w chwili, gdy ktoś porywał się za większą liczbę osób.
Dlatego właśnie trzeba było wymyślić coś mniej męczącego, przemknęła przez głowę kapitanowi zdradliwa myśl.
Bo przecież, kapitan Ukitake mógł wymyślać coś lepszego! A jak już, to zostawić Bianchi - jego kochaną "siostrę" - w spokoju, która czasami mogła rywalizować z Matsumoto o miano najbardziej pewnej siebie kobiety - i najbardziej irytującej.
Korepetytor tylko uśmiechnął się, nieświadomy toru, jakim potoczyły się myśli kapitana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro