Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Sawada Tsunayoshi z lekkim niepokojem spojrzał na spokojne, błękitne niebo. Nic nie zapowiadało burzy, jaka wkrótce miała się rozpoznać. Mieszkancy miasteczka Namimori nie wiedzieli, że walka o przyszłość dopiero się rozpoczyna. Nikt nie miał nawet prawa podejrzewać, co zamierza zrobić grupa nastolatków stojących przy starej świątyni. Próby Strażników Pierwszego Vongoli zostały zakończone pomyślnie, ale to jeszcze nie był koniec. Nadal musieli ruszyć do przyszłości i raz na zawsze pokonać ich wroga.

Strażnicy...co? Pomyślał ponuro Tsuna, obserwując rozmowę między swymi przyjaciółmi. Ciekawe, czy Gokudera-kun też przyjdzie.

Parę dni wcześniej, po nierównej walce szalonego porucznika Soul Society z jego ofiarą, przypadkowym Pustym, tuż przed tym, jak wszyscy się rozwszli, Gokudera oznajmił, że musi na chwilę wybyć z miasta. Obiecał, że zjawi się na czas, ale...

Kapitan. Na wszystkie istoty piekielne, kapitan jednego z 13stu Oddziałów Obronnych. Osoba silniejsza od Renjiego, który dorównywał siła Hibariemu!

Czy Gokudera-kun na pewno będzie chciał wrócić? Może ma w tamtym świecie lepszych znajomych, lepsze życie?

Tsuna nie potrafił się przestać zamartwiać, nawet jeśli Reborn mówił mu coś innego.

- Gokudera jest twoim Strażnikiem Burzy i nic tego nie zmieni, Dame-Tsuna - powiedział mu w chwili, gdy Dziesiąty naiwnie zwierzył mu się ze swoich zmartwień.  - On na pewno wróci, musisz tylko na niego czekać.

Nawet Hibari przybył, aczkolwiek niechętnie. W jego oczach jednak widniała chęć walki oraz powstrzymania tych, którzy wprowadziliby niepokój do tego miasta.

Czas powoli mijał, a Tsuna zaczynał się jeszcze bardziej stresować. Bez wszystkich Strażników nie mogą wyruszyć, takie były zasady. A jeśli nie pokonają Byakurana, ich przyszłość zostanie przesądzona.

Być może przecenili go. Być może osoba, którą zwali Gokuderą, teraz naśmiewała się z nich do rozpuku. Być może wcale nie powinni chcieć się dalej z nim przyjaźnić, liczyć na niego lub wybaczyć mu.

- Myślisz, że ośmiornicowłosy przyjdzie? - obok niego Ryouhei zastanowił się na głos.

- Hahah, na pewno przyjdzie - zaśmiał się Yamamoto.

Tsuna uśmiechnął się lekko, gdy jego zmartwienia zniknęły jak za starciem gumką. Nie chodziło tu o pocieszające słowa, nie chodziło tu o wsparcie przyjaciół. Nie, po prostu wiedział już, że wszystko będzie w porządku. Jego intuicja wyczuła przybysza, zanim ten postawił krok na schodach prowadzących do świątyni.

- Wybacz mi za spóźnienie, Dziesiąty - odezwał się białowłosy, stając przed nim. - Miałem trochę spraw do załatwienia.

Tsuna zauważył to już wcześniej: był on teraz dużo spokojniejszy, opanowany. Nie krzyczał aż tak dużo, a czasami w jego oczach pojawiały się błyski świadczące o tym, że wiele widział i że wiele przeżył. Nadal jednak był tą samą osobą, która towarzyszyła go i wspierała przez trzy długie miesiące. Która walczyła razem z nim, cierpiała i zostawała ranna, byle tylko mogli kiedyś wspólnie wreszcie odpocząć. By mogli stworzyć prawdziwą przyszłość, w której czekało na nich szczęście.

I przestało mieć znaczenie te wszystkie kłamstwa, ułudy i iluzje. Liczyło się tylko jedno: to, że osoba, która przed nim stała, była jego przyjacielem.

Cokolwiek by się nie stało, kimkolwiek by nie byli.

Tsuna wyciągnął zapraszająco dłoń.

- Czekaliśmy, Gokudera-kun.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro