Wyjazd [10]
Wpatrywał się w delikatne rumieńce chłopaka, w jego niezauważalnie otwarte ust, spokojny wyraz jego twarz sprawiał, że czuł się lepiej. Ostrożnie pogładził go po włosach, które niesfornie opadały na tors platynowowłosego. Niepewnie przeciągnął się i ziewnął prosto do słuchawki.
-Co? Śpiący? - odezwał się głos po drugiej stronie.
-Trochę, ale mów czy się zgodził. - odpowiedział, odrywając wzrok od malca.
-Nie, a twój? - odparł, drapiąc się po głowie.
-Nie do końca, bo Koriś jeszcze nie może, a nie chce, żebym go zostawiał. - jęknął w miarę cicho.
-No to go przekonaj, bo ja chcę cię już zobaczyć i pojeździć. - powiedział smutnym tonem. - Tęsknie, wiesz?
-No wieeem... Jakoś go przekonam. - odpowiedział, mrucząc.
Mała dłoń zacisnęła się na jego koszuli, a główka wtuliła się w tors.
-Budzi się, budzi się, budzi się! - niebieskooki zaczął panikować, po czym się rozłączył.
-Vitya? - zapytał chłopiec zaspanym głosem, przecierając powiekę.
-Co się mały? - spytał tamten, dość nieudolnie udając, że też dopiero się obudził.
-Z kim rozmawiałeś? Czemu nie śpisz? - pytał spokojnie.
-Jaaa? Ja z nikim nie rozmawiałem. - odpowiedział, by po chwili spalić się ze wstydu.
Skończył pakować ostatnią walizkę, kiedy znów zadzwonił telefon.
"Czemu? Czemu? Czemu ja się na to zgodziłem?"
Wyszedł z bratem szybkim krokiem na zewnątrz, po czym wsiedli do taksówki. Dojechali, zapłacili i wyszli. Do odprawy nie zostało dużo czasu, jednak jakimś cudem zdążyli. Niedaleko widniała już sylwetka ich trenera.
-Pa maluchu! - powiedział szybko platynowowłosy, lekko go obejmując.
Chłopak już chciał przejść dalej, kiedy poczuł mocny ścisk w pasie. Odwrócił się zdziwiony, a na jego twarzy w chwilę wymalował się rozczulony, jednak smutny uśmiech.
-Koriś... - przykucną, przy tulącym go wciąż dziecku. - Puść, muszę lecieć... Niedługo wrócę, obiecuję.
-Ale... - zaczął, po czym mocniej się do niego przytulił.
Niebieskooki delikatnie pogładził brata po policzku, a ten opuścił ręce.
-Przepraszam... - szepnął chłopiec, spuszczając wzrok. - Do zobaczenia... Będę czekać...
Starszy poczuł bolesne ukłucie w sercu, a do oczu napłynęły mu łzy. Do dwójki podszedł mężczyzna i wziął młodszego za rękę. Rodzeństwo wymieniło ostatni raz spojrzenia, po czym platynowowłosy wszedł na pokład.
"Racja... W końcu nie opuszczałem go prawie, że na krok odkąd tylko z nami zamieszkał. Teraz, jak tak o tym myślę to sam nie wiem, jak przetrwam bez niego ten czas, ale to tylko tydzień i ani dnia więcej."
Spojrzał zamyślonym wzrokiem w chmury, które wokół roznosiły słodką barwę zachodu słońca. Wiedza o tym, że jego podróż będzie trwała jeszcze niecałe dziewięć godzin go przytłaczała.
"Nie wiem w ogóle czy bez niego zasnę. Zawsze spaliśmy razem. Wtulał się we mnie, a ja go tuliłem z całych sił."
Wcześniej odczuwany ból tylko się nasilił, a podróż dłużyła bardziej niż wszystkie inne. Kiedy w końcu dotarł na lotnisko była już trzecia. Wszystko spowił już mrok, a lekki chłodny wietrzyk otulał jego skórę, wywołując gęsią skórkę. W oddali usłyszał głos swojego przyjaciela.
"To był zły pomysł, bardzo zły. Chcę już wracać, nie wytrzymam tu ani nocy... Bez niego nie dam rady."
Spojrzał w stronę podbiegającego chłopaka, po czym uśmiechnął się smutno.
-Cześć! - zawołał tamten.
-Cześć. - odpowiedział, powstrzymując łzy.
______________________
Przepraszam, że tak krótko, ale szykuję jeszcze inną książę, o której wcześniej wspominałam i szykuje się naprawdę dobrze, do tego wplotę tam jeszcze mojego lodowatego malucha, więc nie musicie się martwić o to, że go zaniedbam. ^^ Mam mimo to nadzieję, że rozdział się spodobał. ^^
P.S. Nadal nie wiem, jakim cudem, ale jest już dziesiąty rozdział!! *konfetti* 155 wyświetleń i 15 głosów!~♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro