Ucieczka [12 3/3]
-Kori? - głos mężczyzny rozlał się po całym pokoju.
-Tak? - odparł chłopiec, siedzący na parapecie.
Okno otwarte było na oścież, zimny wiatr dostawał się falami do pomieszczenia, rozwiewając czysto-białe włosy dziecka. Delikatne płatki śniegu zdawały się zupełnie już zatracić w swoim tańcu.
-Zejdź stamtąd. Chodź, porozmawiajmy. - mówił spokojnym tonem siwowłosy.
Do ziemi nie dzielił go duży odstęp. Zaledwie jeden lub dwa metry. Jednak opiekun widocznie czuł się, jak przy akcji ratowniczej.
-Nie zrobię ci krzywdy, przysięgam... - próbował jakoś dotrzeć do chłopca.
W jednej chwili wszystko zamarło, a malec runął w dół. Mężczyzna podbiegł do okna, jednak nikogo już nie zauważył. Zawierucha zasłoniła mu oczy.
Uciekał, jak najszybciej potrafił. Nie do końca rozumiał, czemu to robi, jednak czuł silną potrzebę znalezienia się, jak najdalej od tego wszystkiego, co go przytłaczało. Biegł przez miasto przez bardzo długi czas, tej nocy niebo pełne było chmur, które zasłaniały promienie księżyca. Czuł wyrzuty sumienia, jakby był odpowiedzialny za całe zło tego świata. Myśl o tym, że jego brat mógłby już nie wrócić zbyt go przytłoczyła. Jednak był tylko dzieckiem, a jego młody umysł zdążył już przyjąć do wiadomości wieść o tym, że platynowowłosy go zostawił.
Silne podmuchy wiatru zwiewały jego drobną osóbkę na boki. Odłamki lodu i kamieni raniły go w zupełnie nagie stopy. Śnieg zasypywał go całego, czuł, że jest mu coraz ciężej, jednak biegł dalej. Wiedział, że teraz już nie chce wracać.
Kochał Yakowa, jednak nie potrafił z nim wytrzymać sam. Nie chodziło tutaj o to, że był nieznośny lub coś w tym rodzaju. Po prostu się bał. Po tym, jak mężczyzna uderzył go w twarz, nie potrafił już tak po prostu zostać.
Jedyne, co ze sobą zabrał to łyżwy. Nawet się nie przebrał. Miał na sobie bokserki i za dużą koszulę brata. Nic więcej. Każdy inny już dawno by zamarzł, jednak nie on. Jego zamiłowanie do zimna pierwszy raz w życiu naprawdę mu się przydało.
Nie zauważył nawet, jak wbiegł do lasu. Ostre końce gałęzi i krzewów raniły jego stopy. Jego oddech był coraz bardziej nierówny. Poczuł nagłe uderzenie gorąca. Przystał na moment. Zupełnie się zatrzymał, znieruchomiał.
"T-to się znów dzieje... Ten sen..."
Zakrył usta dłonią. Przeszedł go dreszcz. Znajdował się na niewielkiej polance. Czuł się, jakby właśnie coś pośród tego mroku miało go szukać, jakby coś na niego polowało. Jego całe ciało lekko się trzęsło, nie wiedział już nawet czy to z zimna, czy ze strachu.
Nagle jednak zobaczył światło. Chmury rozrzedziły się, a zza nich wypłynęły jasne promienie księżyca, które oświetliły całą polanę, a wiatr znacznie się uspokoił.
"To znak? Potwora nie ma? Może uciekł? Księżyc mnie uratował? "
W głowie chłopca zaczęło roić się od różnego rodzaju pytań. Jednak najważniejsze było to, że nie czuł już strachu, wręcz przeciwnie, czuł się bezpieczny. Spokojnym już krokiem podążał dalej w las, który teraz wydawał się mu zupełnie inny, niż jeszcze kilka chwil temu.
Po dłuższej wędrówce był już naprawdę wyczerpany. Z ledwością utrzymywał równowagę i znów zaczęło burczeć mu w brzuchu. Jednak szedł dalej i dalej, aż w końcu dotarł do następnej polany, dużo większej od poprzedniej. Mimo to nie chodziło tam o samo rozwidlenie, a to, co się na nim znajdowało. Otóż, stał tam wielki, może nie specjalnie zadbany budynek. Jego ściany zdążył już porosnąć bluszcz, jednak całość wyglądała na stabilną i nawet w nie tak złym stanie.
Bez zastanowienia wszedł do środka. Pierwsze pomieszczenie wyglądało na wypożyczalnię łyżw, więc od razu poczuł się bardziej swobodnie. Wszedł do pokoju, w którym powinna być przymierzalnie i nie pomylił się, właśnie tak było. Obok także znajdowała się toaleta, z której od razu skorzystał. Później wrócił do pomieszczenia z ławkami i szafkami. Zaczął usilnie szukać czegokolwiek do picia bądź jedzenia. Jakie było jego szczęście, kiedy w jednej z szafek znalazł butelkę wody, jakiś sok i kilka batoników zbożowych.
Obudził się po prawdopodobnie kilku godzinach, po czym przetarł oczy. W każdym innym wypadku pewnie by się wystraszył, jednak odczuwał wciąż dziwne uczucie bezpieczeństwa. Zjadł jeszcze jednego batonika, wybił łyk wody i ruszył do następnego pomieszczenia, którego był najbardziej ciekaw. Przeczucie kolejny raz go nie zawiodło.
W pierwszej chwili nie mógł uwierzyć, a jego umysł wiele razy przetwarzał te same informacje, próbując uchwycić błąd, jednak właśnie tak było. Znajdował się na wielkim lodowisku.
"Czemu ktoś to wszystko zostawił?"
Podszedł do miejsca, z którego puszczało się muzykę, zobaczył tam kilka płyt. Niepewnie włożył pierwszą z nich do odtwarzacza. Z głośników zaczęła grać muzyka.
"To piosenka do pierwszego układu dowolnego Vityi..."
Zacisnął usta w wąską linię, po czym wszedł na lód. Doskonale pamiętał każdy krok, piruet, skok. Zaczął tańczyć. Wszystko wykonał perfekcyjnie. Czuł się wolny. W samotności zawsze szło mu dużo lepiej, niż przy innych i teraz właśnie dało się to świetnie zauważyć. Po chwili piosenka się skończyła, automatycznie puściła się następna.
"Układ krótki? To był ten sam rok."
Tańczył tak godzinami. Nie liczył już minut, nie znał godziny. Odpłynął zupełnie do swojej własnej krainy nieświadomości i szczęścia.
Biegł, ile sił w nogach.
-Bądź tam, proszę... - wysapał, łapiąc oddech.
Łzy znów zaczęły spływać po jego policzkach. Wspomnienia uderzały w niego, jak morskie fale i rozbijały się o świadomość opuszczenia.
Wiedział, że jest już prawie na miejscu, w oddali zaczął dostrzegać sylwetkę budynku. Księżyc w pełni oświetlał mu drogę.
Nie czuł już zmęczenia. Czuł, że może tak wirować i skakać w nieskończoność. Jeśli miał już nigdy go nie zobaczyć, chciał tam zostać na zawsze.
Wbiegł na polankę, po czym pędem pognał, w kierunku hali.
"Chcę mieć cię..."
"...przy sobie..."
"...na zawsze."
Między dźwiękami muzyki przemknął odgłos kroków, biegu. Zanim chłopiec jednak zdążył się odwrócić, poczuł uścisk. Czyjeś ramiona mocno go do siebie przycisnęły. Stał tak z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, co zrobić przez dłuższą chwilę.
-Kori... Przepraszam... - odezwał się tak dobrze znany mu głos.
__________
Mmm... Mam nadzieję, że podobała się wam perspektywa Korisia!~ ^^ Na razie chyba nie będzie jej za dużo, ale jeśli chcecie jej więcej to piszcie. ^^
P.S. Nie wierzę, że już 20 głosów i 220 wyświetleń na wszystkich częściach! *^* Dziękuję!~ Jesteście szaleni! *^*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro