Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szkoła [16]

Niepewnym krokiem przekroczył próg budynku. Nie potrafił nawet podnieść opuszczonej głowy i przechodząc korytarzami, tylko patrzył nieśmiało na innych spod grzywki. Zszedł schodami do szatni. Znalezienie odpowiedniej zajęło mu chwilę, jednak w końcu mógł zostawić kurtkę. 

W jego głowie wciąż gromadziły się różne myśli. Bał się i to bardzo. Nigdy nie miał tak bliskiego kontaktu z tak wieloma osobami na raz. Ogrom tłumu, który go otaczał całkowicie go przytłaczał. Pierwszy raz był sam w takiej sytuacji. Patrzył kątem oka na śmiejące się grupki nastolatków, na siedzące pod ścianami korytarza osoby, na te które się uczyły tuż przed sprawdzianami i te używające telefonów. Na uśmiechy pełne sympatii lub pogardy, na wywracanie oczami i smutne grymasy. To wszystko wydawało się dla niego tak niespotykane. Każdy z osobna wydawał mu się inny, a zarazem tak dobrze dopasowany do danego schematu. Mimo tego, że wiele razy widywał skupiska ludzi, te wydawały mu się dużo bardziej dziwne, niż inne. 

Wziął wdech, po czym wszedł na parter i skierował się pod pracownię przyrodniczą. Sala numer  pięć. Usiadł pod ścianą, jak to robiła większość i niespokojnie czekał na dzwonek. Zwinął pod siebie kolana i wtulił w nie twarz. Podnosząc wzrok widział doskonale zdziwione i zaciekawione spojrzenia starszych uczniów. Bądź, co bądź nie wyglądał, jak normalny nastolatek. Nie licząc już tego, że był tam zdecydowanie najmłodszy, był dość niski nawet na swój wiek. Mierzył bowiem około metr pięćdziesiąt. Jednak to chyba najmniej przyciągało do niego wzroki innych. Najbardziej zjawiskowe były jego długie prawie do łokci i białe niczym świeży śnieg włosy oraz oczy w kolorze żywego lodu. Na dodatek jego figura nie należała do typowo męskich, co mogło zdziwić tych, którzy nie wzięli go za dziewczynę. Ogółem rzeczy, które zadziwiały innych było wiele, tak wiele, że można by wymieniać i wymieniać. Cudna, jasna cera bez najmniejszej skazy, delikatna , azjatycka uroda, smukła sylwetka, a przede wszystkim jego zachowanie. Takich osób nie spotyka się na co dzień.

"Błagam, niech mnie ktoś stąd zabierze."

Chłopak wzdrygnął się, kiedy korytarz przeszył głośny dźwięk dzwonka. Wszedł do klasy na samym końcu, nie przepychając się i przepuszczając wszystkich. Przypadło mu miejsce w pierwszej ławce, najdalszej od biurka nauczycielki, przy ścianie. Cieszył się, że mógł być sam. Nie zniósłby siedzenia z kimkolwiek, zbyt się wszystkich bał. Na początek belferka podała temat i kazała klasie go przeczytać, po czym podeszła do chłopca i zapytała, ile materiału umie. Książkę do biologii studiował sobie sam w domu przez lato, więc był już kilka tematów dalej. Kobieta na te słowa uśmiechnęła się i poleciła mu także uczestniczyć w lekcji. Później było to, czego bał się tego dnia chyba najbardziej, czyli sprawdzanie obecności. Jego strach był słuszny, kiedy biolożka wyczytała jego imię i nazwisko, cała klasa zwróciła ku niemu głowy. W końcu po adopcji nie przyjął nazwiska opiekuna, wciąż miał swoje, japońskie. 

Czterdzieści pięć minut minęło mu w ogromnym stresie. Ciągle czuł na sobie pogardliwe spojrzenia kolegów, zaciekawione zerknięcia koleżanek i czujne wzroki kilku uczennic, przyglądających mu się z zachwytem. Był jeszcze jeden ktoś, kto na niego patrzył, jednak jego sposobie patrzenia nie było można wyczuć złośliwości, ciekawości ani nic, czym obdarowywali go inni, sam nie potrafił nazwać tego co czuł. Żadnym pocieszeniem dla niego był fakt, że biologia już za nim. W planie teraz widniała fizyka. 

Następne trzy lekcje minęły mu, jak pierwsza, w stresie, samotnie. Czuł, że nie potrafi się odnaleźć w nowym miejscu. Usiadł pod salą polonistyczną i skulił się ze słuchawkami w uszach. Pragnął się choć na chwilę odciąć od ludzi, którzy go otaczali. 

"Chcę już do domu... Nie wytrzymam tu dłużej..."

Nagle poczuł szturchnięcie. Podniósł wzrok. Przed sobą zobaczył trzech kolesi z jego klasy. Najwyższy nazywał się Nikolai, średni Konstatin, a najniższy Igor. Mieli oni nie mniej niż piętnaście lat. Patrzyli na chłopaka i coś do niego mówili. Zdjął niepewnie słuchawki i szybko schował je do kieszeni. 

-Idziesz z nami. - powiedział zdecydowany Kostia.

-A... - nie dokończył nawet pierwszego słowa, gdyż został pociągnięty za ręce i zmuszony do wstania. 

-Nie bój się tak. - zaśmiał się w nienaturalnie koleżeński sposób Kola. 

 Dwunastolatek był mocno zdezorientowany, jednak jedyne, co mógł robić to iść posłusznie za chłopakami. Weszli do łazienki, uprzednio puszczając go pierwszego. 

Kiedy dotarli do środka ich dotychczas zwykłe uśmiechy wygięły się w dziwny, złośliwy sposób. Jeden z nich pchnął go z nieuzasadnioną agresją wgłąb łazienki. 

-Ej, a ty baba czy chłop jesteś? - śmiał się, patrząc, jak źrenice młodszego kolegi się powiększają. 

Czuł, jak coś ściska go w klatce. Jego oddech był bardzo nierówny i płytki. Trwało to sekundy, kiedy starsi koledzy zaczęli go otaczać i śmiać się z Bóg wie, czego. Łzy napłynęły do oczu chłopaka i po chwili zaczęły spływać po jego policzkach. Strach sparaliżował go na tyle, że nie mógł nic odpowiedzieć.

-Te, może sprawdzimy? - zaproponował drugi, prychając ze śmiechu. 

Ten właśnie młodzieniec złapał go za rękę i szarpnął w swoją stronę. Młodszy poczuł zawroty głowy. Serce tłukło mu, jak oszalałe. Nie wiedział, co ma zrobić, po prostu próbował odepchnąć go od siebie, jednak to nic nie dało. Chłopak chwycił go mocno za nadgarstki, kiedy drugi zaczął szarpać za jego ubrania. Trzeci po prostu nagrywał całe zdarzenie, głupkowato się przy tym śmiejąc. Białowłosy wciąż usiłował się wyrwać, kopał chuliganów po piszczelach, szarpał się, jak najmocniej mógł, próbował krzyczeć, kiedy jakaś łapa zaciskała się na jego ustach. W odpowiedzi dobierający się do niego chłopak uderzył go z pięści w twarz. 

-Nie rycz. - powiedział podniesionym głosem jeden z nich. 

Z ust szklanookiego wypłynęła drobna stróżka krwi i zaczęła skapywać na jego bluzkę i podłogę. Zrobiło mu się zupełnie słabo, czarne plamki zaczęły migotać przed jego oczami. Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. Gdzieś w oddali usłyszał głośny syk bólu i jakieś krzyki, jednak nie mógł ich rozszyfrować. Nawet nie poczuł, jak starszy uczeń puszcza jego nadgarstki. Nie czuł też, jak ktoś pomaga mu usiąść. Potem była tylko ciemność. 

__________

Takie to gimnazjum złe i niedobre. :< Ale mam nadzieję, że przynajmniej rozdział dobry i się spodobał. ^^ Następny będzie pojutrze tak, jak już sobie ustaliłam. ;3 Chciałam jeszcze podziękować za wszystkie statystyki pod opowiadaniem. ;^; 329 wyświetleń i 30 głosów!~ ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro