Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Japonia [24]

-Do pucharu Chin został tydzień! - powiedział poważnym tonem młodzieniec stojący w drzwiach. - To wystarczająco dużo czasu na małą wycieczkę na wschód. 

-trzy godziny wcześniej - port lotniczy Petersburg - Pułkowo - Rosja-

Mężczyzna o kręconych, ciemnych włosach - Joseph Malterrin - odebrał swój bagaż, po czym skierował się ku idącemu w jego stronę chłopakowi. Spokój ducha, który wcześniej zdążył zapanować nad jego ciałem, momentalnie wyparował, zostawiając zagmatwane myśli Francuza same sobie. 

-Heeej! Joseph! - powitał go radosny uścisk przyjaciela. 

-Cześć Viktor. - odpowiedział, tuszując zaskoczenie. 

Nie widzieli się na żywo od dobrych kilku lat. Często jednak pisali ze sobą przez czaty internetowe lub rozmawiali przez Skype'a. Widocznie jednak i na Rosjaninie duże wrażanie zrobiła przemiana mężczyzny na tle lat. 

-Gdzie Chris? - spytał platynowłosy, rozglądając się. 

-Zaraz przyjdzie, szuka bagażu. - odparł tamten, wzdychając. 

Nie był pewny czy tak nagły i nieprzemyślany wyjazd był im wskazany. Jednak cieszył się, że mógł wcześniej zobaczyć swojego zawodnika. Między nim, a Chrisem była dość specyficzna więź. Obaj bali się bardzo otworzyć przed tym drugim, ponieważ "nigdy nie wiadomo, co on na to". Także fakt, że spotkali się już w samolocie był dla niego czymś wręcz wspaniałym. Był pewien swoich działań i za wszelką cenę pragnął już być na miejscu, które wybrali sobie za cel wycieczki, jednak najpierw trzeba było jeszcze kogoś zwerbować. 

-Sankt Petersburg - obecnie-

-A co z Yakowem? - zapytał nadal nieprzekonany chłopiec. 

-Na pewno się zgodzi. - odpowiedział pogodnie zapytany. 

-Viktor, nawet ja wiem, że się nie zgodzi. - dodał swoje trzy grosze zielonooki. 

Cała czwórka siedziała w jedynym pomieszczeniu w całym domu, gdzie wspomniany wcześniej trener by ich nie znalazł. 

-Jednak, jak dla mnie to świetny pomysł! - odparł, po chwili. 

-No nie wiem... - zamyślił się najmłodszy z grona. 

Białowłosy lekko przechylił głową, a jego spięte w kucyk włosy poleciały w bok. Wciąż miał wrażenie, że to wszystko jest trochę zbyt ryzykowne i to nie tylko ze względu na złość trenera. W grę wchodził jeszcze puchar Chin, którego termin zbliżał się nieubłaganie. Tym razem jeszcze, o nieszczęście, sam w nim występował. Oczywiście nie chodzi tutaj o same zawody, ale specjalne, fundowane przez jednego z amerykańskich, byłych mistrzów świata w łyżwiarstwie figurowym, zawody juniorów, odbywające się razem z prestiżowym Grand Prix. Cały się aż trząsł na myśl o wystąpieniu na lodzie przed tak wielką publicznością. Dotąd jego największe osiągnięcia odnotowane były przed przynajmniej dwa razy mniejszą publiką. 

-rok wcześniej - Haga - Holandia-

Chłopiec zadrżał, kiedy usłyszał dźwięk włączanego mikrofonu. Mimo tego, że wiedział, że to jeszcze nie jego kolej, drżał, jak osika, próbując zapanować nad emocjami. 

-Koriś, Koriś. - powtarzał platynowłosy. - Spójrz na mnie, uspokój się. - próbował dodać mu otuchy. 

-Nie masz się czego bać, reszta zawodników nie jest dla ciebie groźna. - dodał jego trener. - Masz najlepszy układ. 

"A co jeśli nie dam rady? Co jeśli się potknę? Co jeśli zawalę? Co jeśli czegoś nie wyląduję? Co jeśli..."

Mimo wszystko wzrok dziecka wbity był w podłogę. A dwaj mężczyźni z marnym skutkiem, starali się pomóc mu opanować emocje. Z daleka ta scena wyglądała, jakby chłopiec naprawdę nie chciał tam być, a oni zmuszali go do tego ze względu na talent. Jednak prawda była zupełnie inna. Młody łyżwiarz, słysząc o zawodach, w których mógł wziąć udział, od razu zgłosił gorliwą chęć, której teraz tak bardzo żałował. Odwrotu nie było. Spojrzał niepewnym wzrokiem na brata. Tak bardzo pragnął, aby ten był z niego dumny, a teraz wiedział, że szanse przepadły, a to wszystko przez jego strachliwość. 

Większość zawodników już wystąpiła, a osoba, która miała być przed nim zwyczajnie kończyła już swój układ. Wyniki nawet, jak na juniorów były wysokie, przez co chłopiec jeszcze bardziej się denerwował. 

-Kori Ongaku! - rozbrzmiało w całej sali. 

Słowa te tak nagle zadźwięczały w jego głowie, że o mało nie stracił przytomności, kiedy wokół zapanowały same piski. Po chwili jednak się ocknął. Przyjął powodzenia od najbliższych i wjechał na lód. Na jego ciele lśniła czerń, kontrastująca z bielą lodu, jak i reszty stroju. Jak zawsze jego brat wraz z nim wymyślili coś, co powinno zaskoczyć wszystkich. Jak zawsze w jego wykonaniu, utwór, którego nikt nie znał. Stres odbijał się na nim, jak na żadnym innym zawodniku, jednak starał się go zatrzymać, zatamować, chociaż ograniczyć. 

Stanął na środku lodowiska i przybrał wyćwiczoną wcześniej godzinami pozę. Zapadła cisza. Wraz z pierwszymi wydźwiękami muzyki, zapanował nad wszystkim. Do czasu, kiedy w drugiej połowie wystraszył się nagłego kaszlnięcia, które brzmiało tak nienaturalnie i wymuszenie, że oczy wszystkich prawie, że na widowni poszybowały w stronę kaszlącego. Akurat wtedy miał wykonać pewną kombinację skoków, która to miała mu zapewnić najwyższą ilość punktów. W całym układzie do wykonania miał sześć skoków. W pierwszej połowie miały to był potrójny axel i potrójny salchow, a w drugiej kombinacja dwóch potrójnych axeli i potrójnego flipa  oraz potrójny rittberger. Z całą pewnością doliczając do tego kroczki i piruety był to najtrudniejszy i najlepiej punktowany układ wśród wszystkich uczestników. 

Dotarł do moment kombinacji, kiedy dotarło do niego, że nic z tego nie pamięta, osoba kaszląca, widocznie umyślnie i skutecznie zamieszała mu w głowie i zdezorientowała. Jednak do tej pory nie wykonał ani jednego potknięcia, wszystko było perfekcyjne, nie mógł tego tak zaprzepaścić, wiedział, że nie może. Zawiódłby Yakowa, wszystkich swoich kibiców i fanów, jak i samego siebie, a co najgorsze, Viktora. 

Postanowił zrobić coś, czego za każdym razem zakazywał mu trener  - improwizacja. Najechał odpowiednio do zrobienia axela i...

...skoczył kombinację potrójnego axela, potrójnego flipa i poczwórnego flipa.

-Koriś? - z zamyślenia wyrwał go głos brata. 

Podniósł gwałtownie głowę, wpatrując się w jego twarz tak, jakby właśnie się obudził i widział go pierwszy raz. 

-To co ty na to? - zapytał, pogodnie platynowłosy. 

-Na-na co? - zdziwił się, otwierając szerzej oczy. 

-Koooriiii... - zamruczał, pochmurnie i oskarżycielsko. - Nie słuchałeś mnie, prawda? 

Chłopak spuszczając głowę, pokręcił ją przecząco. 

-Przepraszam... - dopowiedział sumiennie. 

-No dobrze, już... Więc... - dodał lekko rozpromieniony. - Jedziemy do Japonii?

______________________

Ehhh... Nawet nie wiecie, jak długo zajęło mi pisanie tego rozdziału. .-. Oczywiście znowu zmieniłam styl pisania i dodałam parę akcentów technicznych, które może trochę to wszystko urozmaicą. ^^' A to dzięki nowelce, którą ostatnio zaczęłam hardo czytać. :3 Dobrze, dość o tym, mam nadzieję, że się spodobało i chyba przechodzę na wielo-tytułowość, bo nie ogarniam. XD Następnego rozdziału nie wiem, kiedy możecie się spodziewać, ale wystąpi tam już z pewnością pewien pan, którego wszyscy tutaj znają.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro