Dwa klimaty [20]
-Nie wierzę, że to zrobiłeś.- wytrzeszczył oczy.
Platynowowłosy zakrył twarz poduszką, wywalając się na plecy. Gwałtownie podniósł się znów do siadu, masując tył głowy, którym uderzył o stół, znajdujący się przy kanapie.
-Ale miałem powody... - mruknął, pocierając bolące miejsce.
-Nie wierzę, że zrobiłeś to mu! - odparł, podkreślając ostatnie słowo.
-No ja też. - jęknął, patrząc w bok. - Jestem głuuupi!
-Nie jesteś. - powiedział, klepiąc przyjaciela po plecach. - Po prostu robisz głupie rzeczy pod wpływem emocji.
Starszy wciąż czuł się winny. Nie mógł sobie wybaczyć bezsensownej sceny zazdrości, którą urządził bratu.
-Ale nie martw się, na pewno ci wybaczy. - mówił dalej, klepiąc go po głowie.
-Wiem, on w ogóle nie jest zły, nie o to chodzi! - zawołał zły na samego siebie.
-Rozpłakał się, prawda? - spytał tamten z żalem w głosie.
-Prosił mnie, żebym nie był zły i mówił, że jestem dla niego najważniejszy, a ja po prostu siedziałem tam za zamkniętymi drzwiami. - odparł, kiwając potakująco głową.
-No to rzeczywiście przesadziłeś. - mruknął.
-Ale co ja poradzę, że jestem zazdrosny, jak nie wiem? - odrzekł, nie spodziewając się nawet odpowiedzi. - A później mam jakieś fochy.
-Może znajdź sobie kogoś wreszcie. - powiedział niespodziewanie. - Wtedy będziesz się miał kim zająć i może ci zazdrość minie?
"Ale po co mi ktokolwiek, jak mam Korisia?"
-Chyba, że chcesz na zawsze zostać prawiczkowym, niewyżytym braciszkiem. - dodał.
"Wygrałeś."
Przez dłuższą chwilę niebieskookie zastanawiał się nad odpowiedzią. Myślał tak i myślał przez następne kilka minut, podczas których dwaj inni bohaterowie w Rosji przyszli do domu, w którym mieszkał mistrz świata w łyżwiarstwie figurowym.
-Yaaaakow? Gdzie Viktor? - krzyknął blondyn w progu.
-Pojechał do Szwajcarii. - odpowiedział im krzyk z wnętrza budynku.
"Aż tak mnie znienawidził, że uciekł stąd do innego kraju?"
W oczach młodszego chłopaka znów zaczęły pojawiać się łzy, mimo tego, że niedawno jeszcze wylał ich z siebie całe morze. Jednak szybko podniósł głowę w górę, zatrzymując potok.
-Zabiję go... - syknął ze złością zielonooki, wykręcając numer mężczyzny. - Koriś idź do swojego pokoju i poczekaj. - dodał, czekając, aż ten odbierze.
Białowłosy posłusznie przeszedł przez pokój wejściowy, skręcił w lewo i wszedł do pomieszczenia na końcu korytarza po prawej. Bał się, że historia z ostatniego wyjazdy chłopaka powtórzy się i znów nie będzie wracać tak długo. Mimo to tym razem czuł się nieco spokojniej, ponieważ wiedział, że ma przy sobie przyjaciela, który jakby co nie pozwoli mu za dużo myśleć. Opadł na łóżko, po czym zakrył twarz poduszką. Pokaźnych rozmiarów pudel, leżący obok zaskomlał, patrząc na płaczącego chłopca.
W tamtej chwili jednak nie potrafił się opanować. Nagle nie wiadomo, skąd w jego głowie zaczęły pojawiać się okropne i krzywdzące myśli, samosądy, które doprowadzały go do rozpaczy. Znów czuł się sam. Do jego uszu dochodziły niewyraźne krzyki blondyna, który zdawał się właśnie ochrzaniać jego brata na całe życie. Po raz kolejny dopadało go to straszne uczucie pustki.
Poczuł silne pociągnięcie na dłoni, która zaraz po tym stała się wilgotna. Odkrył zapłakane oczy, odłożył poduszkę na bok, po czym zaczął głaskać pupila. Tak, jak wszyscy się spodziewali, psiak należący do śnieżnowłosego, wyrósł na o wiele większego od tego, który należał do jego starszego brata.
-Już, już Niki. Widzisz? Nie płaczę już. Widzisz? - mówił, kiedy pies patrzył na niego smutnym wzrokiem.
Uśmiechnął się szeroko, przechylając przy tym nieco głowę. W tej chwili do pokoju wszedł blondyn ze złością wypisaną na twarzy.
-Powiedziałem, że nie wrócę na razie, bo szukam miłości swojego życia. - rzekł, wchodząc do salonu.
Zielonooki roześmiał się serdecznie, słysząc to.
-Życzył ci powodzenia? - spytał, patrząc na siadającego obok chłopaka.
-Nie, śmierci. - odpowiedział, również zaczynając się śmiać. - Cały Yuri.
-Więc, jednak przystajesz na ten pomysł? - zapytał, ocierając łzy.
-Tak, muszę sobie kogoś znaleźć! - powiedział z uśmiechem.
-A gdzie zamierzasz szukać? W gej-klubie? - zadał pytanie bardziej dla żartu.
-Tak, dokładnie. - roześmiał się ponownie.
-A to świetnie się składa, bo za rogiem jest jeden. - rzekł, parskając.
-Serio? - jego śmiech słychać już było chyba w całym mieście.
-Noo! - odpowiedział, śmiejąc się już bardziej z przyjaciela, niż sytuacji.
-Dobrze, a więc wyruszam, nie czekaj na mnie, bo możliwe, że już nie wrócę, nie odwracaj się, bo mnie może tam już nie być... - mówił, wstając.
-Idź ty już. - odparł, patrząc na platynowowłosego.
-Idę! - zakrzyknął, kierując się do wyjścia.
Udawanie przed blondynem, że wszystko już w porządku i może spokojnie iść do domu, było trudne. Chłopiec, co chwila potykał się w słowach i plątał w samych myślach. Jednak w końcu udało mu się go przekonać, że da radę, słowami typu "Przecież już się wypłakałem.", "Nie mam się czym przejmować i ty też nie.", "Przecież wróci to z nim porozmawiam". Wiedział, że potrzebuje towarzystwa, jednak tak bardzo pragnął samotności, że z trudem wytrzymywał normalną konwersację.
W końcu udało się i blondyn ruszył do domu przekonany, że z jego przyjacielem wszystko jest w porządku. Tymczasem białowłosy, żeby się odstresować poszedł do czarno-białego pokoju i usiadł przed swoim ukochanym instrumentem, kiedy za nim krok w krok szły dwa psy, po czym usadowiły się na podłodze obok i jakby wyczekiwały na pierwsze dźwięki fortepianu.
Ostrożnie nastroił instrument, po czym delikatnie zaczął przejeżdżać opuszkami palców po poszczególnych klawiszach. Grał powoli, spokojnie i smutno, jak chyba jeszcze nigdy. Psiaki, towarzyszące mu tylko, co jakiś czas wyły cicho w rytm.
Po paru chwilach przyszedł jego trener. Chciał porozmawiać. Widocznie martwił się o chłopca. Na ogół poświęcał mu niewiele uwagi, jednak słysząc tę muzykę, jakby proszącą o pomoc, po prostu zmartwił się bardziej i postanowił coś z tym zrobić. Rozmawiali długo, wolno. Żadnemu z nich się nie śpieszyło, a wręcz przeciwnie, obaj chcieli spędzić ze sobą, jak najwięcej czasu. Starszy czuł, że jest mu to winny, a młodszy po prostu odczuł nagłą potrzebę przebywania z kimkolwiek, na kim mu zależało.
Mimo wszystko białowłosy po prostu nie potrafił powiedzieć swojemu "ojcu", co czuje, co go trapi, nie umiał. Trzymał to w sobie przez całą rozmowę, nie pisnął nawet cichej prośby o pomoc, której teraz tak bardzo potrzebował. Nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział.
Jedyne czego chcieli to zobaczyć się nawzajem, uśmiechniętych. Wszystko, co robili było po prostu sposobem by nie myśleć o tym, jak bardzo skrzywdzili siebie nawzajem. Robiąc to jednak krzywdzili się bardziej i bardziej. Jednak nie zdawali sobie z tego sprawy. Byli zbyt zaślepieni strachem.
__________
Gej-kluby i depresyjne sceny to dobre zestawienie, czyż nie? Jak dla mnie, jak najbardziej, ale nie w moim wykonaniu. Nawet nie wiem, jak nazwać tą część. .-. >^< Jak zwykle mam nadzieję, że rozdział się podobał i zapraszam do kolejnych o poprzednich rozdziałów. ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro