Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

The past is gone

Cráneo zerknął na Yoongiego przenikliwie. Widział w nim coś czego dostrzec nie był w stanie nikt poza jego osobą. Wystarczyło przymrużenie powiek i uniesienie brody delikatnie ku górze, aby uczucie pewności nad wszystkimi w budynku, dopadło tatuażystę. Wskazał miejsca przyjaciołom, po czym podszedł do zerwanych drzwi, które odsunął i wszedł do następnego pomieszczenia przez dziurę w ścianie. 

Budynek miał wiele tajemnic, tak jak jego właściciel, a Paradise City idealnie pomagało mu je skryć, przed całym światem. 

Kawowe ściany w przestronnym salonie, skrzypiące acz wciąż idealnie wyglądające panele oraz wykwintnie podrapane meble dziwnie, lecz idealnie do siebie pasowały stanowiąc sztuczną zagadkę dla ludzkich oczu.

- Yoongi, czym chcesz ubrudzić swoją skórę? - Spytał Jung, wracając ze swoim kochanym sprzętem do pomieszczenia w którym wszyscy przebywali. Pomachał w dodatku srebrną igłą, licząc iż zachowanie Mina ulegnie zmianie i jego hipoteza się potwierdzi. Niestety miętowłosy powoli podciągnął swoją bluzę do góry, pokazując swoje wychudzone biodro.

- Kolcami.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że Yoongi poza wewnętrznym płaczem, nic więcej nie pamiętał. Był zmęczony całą drogą, w dodatku zadając się z resztą paczki Taehyunga miał wrażenie jakby wiecznie śnił. Ich dziwne rysy twarzy, zmieniający się uśmiech w przeraźliwy pusty krzyk; co więcej, sama nazwa danego miejsca nie miała dla niego najmniejszego sensu. Jednakże nie zamierzał uciekać, czuł się na swoim miejscu. Wiązał przynależność, którą definitywnie potwierdził dając Hoseokowi wytatuowanie mu tatuażu prowadzącego. 

Min z początku próbował dopytać, dlaczego każdy z członków nie robi sobie takiego samego, a różnej maści symbole, aczkolwiek każdy odpowiadał mu iż niedługo sam się dowie, jeśli wytrwa. I nawet po wciąż nie miał pojęcia. Miętowłosy zerknął w stronę Taehyunga, który tylko złapał go za szyję i namiętnie pocałował, nie dając mu nawet możliwości ruchu. Nie zapierał się, nie odrzucał go, jednak coś dziwnego zaczynało dziać się z jego ciałem. 

Yoongi czuł przeraźliwy ból na biodrze, który powolnie ocierał się od każdy z narządów. Dostając się do serca, skupił na przepłynięciu wszystkich żył w jego ciele, aż w końcu ustąpił, a twarz chłopaka stała się bledsza niż zwykle. Nie umarł, aczkolwiek też nie żył. Unosił się na delikatnej fali, prowadzącej go do mrocznego miejsca. 

- Oh, a więc Śmierć? - Odezwał się Namjoon, powstając z rozlatującego się fotela. Kim był przestraszony, nigdy nie widział takiej poświaty, a już szczególnie nie odczuwał takiej siły od nikogo znajdującego się w tym pomieszczeniu. - Spodziewałem się zwykłego Upadłego. Widzisz, Tae, oficjalnie stałeś się słabszy niż twój uroczy chłopiec. 

Ciało Yoongiego było zimne. Kolor oczu zmienił się jako pierwszy, zakrywając delikatny brąz przerażającą czernią tak, iż biel kompletnie zniknęła. Następnie ukazały się skręcone rogi, niczym w starych opowieściach o szatanie w ciele kozła. Były okazałe, potężne, a już szczególnie ukazywały wyższość nad innymi formami duchów. Min wrócił jako pan Podziemia i nikt nie był w stanie stanąć z nim na tym samym poziomie mocy. 

/ move #3 / move #3 /

- Nie sądziłem, że możesz być, aż tak silny, Yoonie. - Szepnął Taehyung, przejeżdżając dłońmi po wystających biodrach Yoongiego, który w tamtym momencie zerknął na niego jakby próbował doszukać się w nim skrawka emocji. Nie był w stanie wyczuć niczego poza ogromnym pożądaniem i nienawiścią, lecz nie do niego, a w stronę autodestrukcyjną. Dlatego też niemalże natychmiast przyszpilił Kima do ściany i oblizał jego dolną wargę w sposób tak seksowny, iż wyższy musiał srogo się zaprzeć aby nie westchnąć. Nie mógł pozwolić na dominację.

- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak sła-

Min nie był w stanie wypowiedzieć całego zdania do końca, gdyż Kim od razu zacisnął jedną z dłoni na jego szyi, a drugą zjechał na pośladek mocno go ściskając. Yoongi wydał z siebie głośne westchnięcie, próbując się nie udusić jednocześnie. Gdy tylko wyczuł, iż wyższy luzuje uścisk, niemal natychmiast zrzucił z chłopaka skórzaną kurtkę, aby ponownie móc podziwiać jego umięśnione ramiona. Ramiona, którymi zakrywał mu pole widzenia gdy jego ojciec znęcał się nad matką. Ramiona, które dawały mu poczucie bezpieczeństwa. I może, nie czuł się w pełni na panowanie nad Podziemiem, jak to mówił Namjoon, aczkolwiek miał tę pewność, iż Kim mu pomoże, a on ponownie mu się odda.

- Oh Yoongi. - Szepnął Kim, podnosząc chłopaka. Złapał go dłońmi pod pośladki i trzymał w sobie nadzieję, iż ten nie upadnie, a przynajmniej nie tak jak powinien. Powolnie smagał językiem po jego szyi, co pobudzało Yoongiego aż nazbyt. W tamtej chwili po raz pierwszy ukazał swą mroczną postać i gdyby nie fakt, iż Taehyung miał pewność, że ten jest jego, tak zacząłby się starać o zdobycie jego serca. Uwielbiał oglądać jak ten wzdycha z przyjemności, jak rumieńce pokrywają jego policzki, gdy zrobi coś odważnego, albo gdy opowie mu kolejną z tych smutnych historii romantycznych i rozmarzy się o śmierci w najbardziej dramatyczny sposób. Kochał go całego, lecz nie mógł tego przyznać. Straciłby wtedy swą godność.

Wystarczyło, gdy Min się jej wyzbył.

- T-Tae, proszę. Nie wytrzymam, dłużej. - Yoongi skrył twarz w zagłębieniu szyi wyższego, a ten postanowił skończyć droczenie się z nim. Postawił go na ziemi, pomógł mu zdjąć spodnie, a później ponownie uniósł, chcąc tak bardzo patrzeć w jego mroczny wzrok. Widział tylko pustkę, czerń w której się zatopił i gdyby nie fakt, iż Min pogłaskał go po policzku, już dawno by odpłynął. Wiedział jak nieokiełznana moc może być niebezpieczna; jednak pozwalał ją wyładować w najmniej odpowiedzialny sposób. Uwielbiał czuć jego ciepło, ciasnotę, która za każdym razem doprowadzała go do szału. 

Uśmiechnął się do siebie czując ostre pazury wbijające się w jego plecy; sapnął, gdy Yoongi odsunął się kawałek i uśmiechnął się w jego stronę z troską, przeradzającą się w największą przyjemność. Obaj kochali ból, uwielbiali się w nim kąpać. Nie byli w stanie powstrzymać się od niszczenia siebie nawzajem, nawet jeśli stopniowo prowadziłoby to do wielu komplikacji. Wciąż byli tylko oni w ciasnej łazience i tylko oni. 

Oni i krew, którą kochali z siebie później spijać.

Byli jednością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro