6. Rzeka szersza niż dłuższa
Dziś przynajmniej spałam do ludzkiej godziny to jest do 8.00. Dla mnie to nie jest ludzka godzina ale mój organizm ze mną nie dyskutuje. Wstałyśmy i trzeba było szybko na śniadanie bo tylko do 9.00. Porwałyśmy dwa tosty po czym pani zabrała śniadanie wiec w pokoju dokarmiłyśmy się ramenem z kubka. Ubraliśmy się i wyruszyliśmy na podbój Seulu ponownie. Tym razem nauczone wczorajszymi przygodami spisałyśmy sobie gdzie mamy iść a przede wszystkim jak mamy iść by się nie zgubić.
Pierwszym przystankiem był most Mapo czyli most samobójców. Przeszłyśmy nim na drugą stronę rzeki Han, ale najpierw kilka słów o moście. Po pierwsze jaka ta rzeka jest szeroka... szersza niż dłuższa chyba (1km szerokości) Ciągnie się i ciągnie a nam głowy urywa. Sam most... most jak most ma dwa końce i stoi w wodzie. Ciekawsze jest to co się na tym moście znajduje. Cały jest popisany takimi zdaniami jak:
„Czy na pewno chcesz to zrobić?
„Pamiętaj rodzina cię kocha."
„Zawsze możesz znaleźć pomoc."
Wiecie o co chodzi nie? Nawet lustra są by spojrzeć sobie w oczy i zastanowić się czy faktycznie warto kończyć ze swym życiem. Nawet dwa telefony alarmowe wiszą gdy ktoś zmienił zdanie i był załamany psychicznie. Przeszłyśmy się mostem popatrzyłyśmy sobie w oczy uznałyśmy że nie skaczemy i przeszłyśmy kulturalnie z mostu na spotkanie z napisem I SEOUL U.
Teraz gdy jest zima i dzień tygodnia nie ma w ogóle ludzi więc mogłyśmy urządzić sobie sesje. Jaka miła dziewczyna zrobiła nam zdjęcie i nareszcie jesteśmy obie na zdjęciu. To jedyny minus podróżowania we dwójkę gdy nie ma jak zrobić sobie zdjęcia razem. Ale każdy problem
można rozwiązać. Wystarczy kogoś poprosić.
Dziś jest dość zimno ale to przez wiatr. Chłosta nas po twarzach tak ze nam mózg przez nos wypływa (smacznego jak ktoś właśnie czyta i je). Kolejnym przystankiem była siedziba KBS gdzie pod budynkiem wielka kolejka dziewczyn. Już nas takie kolejki o zawał przyprawiają, a bo wiadomo kto tam siedzi w środku? A nóż widelec nagle wyjrzy przez okno?!
Obok KBS był Ecological Park tam gdzie Namjoon urządza spacery, ale w zimę nie jest aż tak zachwycający jak wygląda na zdjęciach. Idąc przed siebie między robotami drogowymi między drzewami na spalonej żółtej trawie siedział taki koleżka.
Nie wiem co biały królik robi w samym sercu Seulu nie pytajcie mnie. Siedział i żarł liście.
Następną atrakcja był most (Wow niesamowite znów most) ale ten był szczególny dla nas bo tam kręcili Run, a raczej pod tym mostem. Nawet znalazłyśmy miejsce gdzie Kookie biegał po ścianach - taki skill. A sam most to ten sam gdzie Yoon So-ah z dramy Bride of the water god skoczyła do rzeki a także główny bohater W chciał popełnić samobójstwo (wszyscy chcą się zabić... mosty owiane zostały smutną sławą). My ponownie nie szarpnęłyśmy się na swe życie tylko poszłyśmy dalej przed siebie po trochę trzęsącym się gruncie. Dopiero tutaj widać jaki ten Seul jest ogromny. Jak będziecie tutaj koniecznie wejdziecie na jeden z mostów i rozejrzyjcie się. Ogrom tego miasta was przytłoczy. Rozmawiałam z Alex i stwierdziliśmy ze nadal nie umiemy powiedzieć czy to miasto nam się podoba. Do tych co oglądają dramy... nie dajcie się zwieść tym pięknym widokiem.
Zeszliśmy z mostu i skierowałyśmy się na poszukiwanie stacji metra znów na Yolo, wiec trafiliśmy na centrum handlowe... nic straconego znalazłam sobie leginsy bo w walizce mam same ciuchy na biegun północny więc coś musiałam na to poradzić.
Teraz kilka wniosków. Po pierwsze coś co mnie bardzo boli...Koreańczycy nie czytają... jeszcze nie spotkałam ani jednej osoby która by czytała np w metrze. Wszyscy siedzią z nosem w respiratorach. Wniosek kolejny, piją litry kawy... i to mrożonej kawy w zimę. Szurają jak chodzą (zwłaszcza kobiety w szpilkach, czasami na stacji metra nawet je zdejmują i majtają gołą stopą w powietrzu), często potrafią wyjść na miasto w zwykłych klapkach (serio, dziś kobieta siedziała w metrze w klapach z gołymi stopami przy temperaturze 1 stopnia powyżej zera), a nawet zdążają się koreańscy Janisze. Facet w klapkach i białych skarpetkach. Musimy przyznać, iż sami ludzie tutaj są niezwykle przyjaźni i to oni powodują że można pokochać to miasto i jego aglomerację. Kilka razy zdążyło się tak ze pomogli nam sami z siebie lub podeszli by wytłumaczyć czemu np jest kolejka do jakiegoś miejsca. Z Alex doszłyśmy do wniosku ze może chcą ćwiczyć swój angielski. Przezwyciężają strach i zagadują przyjezdnych.
Po przygodach w centrum handlowym ruszyliśmy do domu by po drodze zjeść coś. Dziś przyszedł czas na bulgogi.
Weszłyśmy do drugiej lepszej knajpy gdzie była prawie samoobsługa. Miła pani nas przyjęła i zamówiłyśmy. Cała knajpa była przeszklona a my czułyśmy się trochę jak małpy w zoo bo akurat masa ludzi skoczyła prace i przechodziła tuż obok miejsca gdzie jadłyśmy i każdy gapił się na nas jak jemy. Oczy w słup i dawaj wytrzeszczać gały na piękne dziewczyny. No wiecie blondynki i takie tam. Najadłyśmy się jak dwie świnki i po drodze przygarnęłyśmy słodkich przyjaciół. Spójrzcie na nich.
Wracamy do domu na ostatnich nogach by z rozkoszą się w nich wgryźć.
Cooky ma nadzienie malinowe
RJ mascarpone
Shooky budyń waniliowy.
Wszystkie są pyszne! Jutro czas na kolejne ‼️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro