3. Te to sie potrafią ustawić
Dotarłyśmy jakoś do hotelu. Zdecydowanie na czuja. Przekochany pan rozliczył się z nami ale powiedział że możemy wejść do pokoju za dwie godziny. Troszkę się pan zaplątał i speszył ale nas tak rozczulił że nie miało to absolutnie znaczenia. Był cudowny. Zostawiłyśmy bagaże i poszłyśmy w miasto. W busie widziałyśmy dwie świątynie więc uznałyśmy że trzeba je zobaczyć. Już kilometr od największej świątyni widać było dziewczyny w hanbokach (koreańskie ludowe stroje) jak zmierzają do naszego wspólnego celu.
Coś niesamowitego tego nawet na zdjęciach tak nie widać. Wielka świątynia z charakterystycznym dachem wznosi się piętrami,a na przeciwko niej miasto! Wieżowce i budynki. Połączenie starodawnego i nowoczesnego miasta jest wręcz powalające.
Wchodząc tam nawet nie miałyśmy pojęcia na co się porywamy. Zdecydowanie małe to nie było... Gdy już myślałyśmy ze koniec to zza rogu następną część Pałac Gyeongbok. Te niskie murki, zdobienia i cała architektura naprawdę robi ogromne wrażenie. Mimo że byłyśmy totalnie zmęczone to szczęki opadały nam do samej ziemi. Z resztą sami zobaczcie
Raj dla fotografów a więc raj dla Alex
Spójrzcie jeszcze na te zdobienia No dech zapiera
Po obejściu jej tyle ile się dało wywiało nas na jakiś festyn i w sumie dotarło do nas że ponownie miałyśmy szczęście bo dzisiaj z racji tego festynu wejście było za free... nikt tak jak my nie potrafi się ustawić 😂
Przeszłyśmy się jeszcze na plac na przeciwko gdzie był wielki pomnik oraz miejsce z transmisja z Pyeongchang. Zajrzałyśmy do metra, ale tylko na chwilę. Czas było wracać do hotelu.
Pan pomógł nam wnieść walizki, co wydawało się ponadludzkim wysiłkiem bo walizki były prawie jego wzrostu. Pokój oczywiście mikroskopijny ale uroczy. Nam wiele nie trzeba do szczęścia. Podgrzewana podłoga jednak to zdeczka przesada hahah. Łazienka jest prysznicem albo prysznic łazienką... trudno stwierdzić co było pierwsze. Mamy telewizor gdzie od razu nastawiliśmy Mnet ^^, a po chwili ja znalazłam program dla siebie, wszystko o koniach (dla nie wtajemniczonych, jestem absolutnym świrem na punkcie koni). Przespałyśmy się kilka godzin po czym zjadłyśmy to w co nas rodzicie zaopatrzyli. Długo też nie trzeba było czekać by na Mnet doczekać sie Go Go by BTS. Pierwsze spotkanie na ichniej ziemi zaliczone. Po drodze do hotelu zobaczyliśmy też knajpę Dunkin Donuts z BT21 ale przyjdzie czas i na nich.
Alex z tej strony:
18-19/02/18
Dotarłyśmy do naszej stacji. Zabrałyśmy nasze bagaże i co tu dalej ze sobą zrobić? Ekscytacja nas nie opuszczała. Zaufałyśmy naszemu gps-owi i poszłyśmy śladem jaki nam wskazał, wprost do naszego hotelu, a przynajmniej tak nam się wydawało. Livid skręciła w jakąś wąską uliczkę a mnie ogarnęło lekkie przerażenie. Trochę śmieci tu... tochę tam... jakieś płytki, kartony, drzwi na kłódkę...
-To na pewno tu? - zapytałam w eter bo obie byłyśmy bardziej niż niepewne stojąc w uliczce bez wyjścia.
-Eeee zawracajmy. - Livid porwała walizkę a ja pogruchotałam za nią. Wyszłyśmy czym prędzej na szerszą ulicę rozkminiając mapę. W koncu uznałyśmy że musi to byc kolejna ulica, bardziej czysta i żywa. Tak też było, nasz hotel był za kolejnym rogiem. Pora się przedstawić. Bardzo miły pan za ladą w wieku koło 60 przywitał nas i skrępowany do granic możliwości wytłumaczył nam możliwość zapłaty oraz że kartę do pokoju możemy odebrać o 14. Ok, miałyśmy 2h. Co tu robic? Pierwszą myślą był spacer po okolicy i zobaczenie z zewnątrz Pałacu Gyeongbokgung który znajduje sie zaledwie przecznice dalej. Wybrałyśmy sie śladem za licznymi dziewczynami w hanbokach a gdy doszłyśmy na miejsce okazało sie że trwa festyn. Lepiej byc nie mogło. Weszłyśmy na teren za darmo klucząc w licznych alejkach które nie miały końca. Ludzi było sporo ale nie nazwałabym tego tłumem, można było sie swobodnie poruszać. Trafiłyśmy na występ tancerzy a potem minełyśmy pana w krótkich spodenkach i sportowej koszulce, okej, morsy jak widać też zwiedzają. W drodze powrotnej trafiłyśmy na pana który puszczał banki, tysiące baniek! Kto nie lubi baniek?! To było oczywiste że musimy popatrzeć. W dodatku leciała piosenka star shower - bye bye sea. Urocze!!!! (SZALALALLALAL)
Wróciłyśmy do hotelu i nasz człowiek, bo inaczej tego uroczego pana nazwać nie można, pochwycił nasze gigantyczne walizki i zaprowadził pod same drzwi. W pokoju kończyła sprzątać pani, na klęczkach, wybierając w podłogi ost najmniejsze paproszki. Wymieniliśmy uprzejmości i mogłyśmy wejść w nasz kwadracik do rozbiórki obuwia. Nareszcie doznałyśmy zaszczytu włożenia koreańskich kapci aka laczków na które tak czekałyśmy. Kolejnym przystankiem od razu było łóżko. Zrobiłyśmy po gorącym kubku na rozgrzanie i nawet nie wiem kiedy usnęłam. Livid poszła sie myć a ja odpłynelam niczym Koreańczycy w komunikacji. Przebudziłam sie po 4h z bólem głowy. Tia... plus burczącym brzuchem od zupki. To nie był najlepsiejszy pomysł haha. Miałyśmy iść jeszcze szukać naszej stacji Z której będziemy jechac na Pyeongchang ale ciężar ciała przemówił za tym aby wieczor spędzić w łozku, w sumie należało nam sie. Poszłam wziac prysznic, w koncu a gdy ogarnął mnie blogi relaks pod ciepła wodą z deszczownicy (tak, znajduje się nad umywalką także mamy classic układ łazienkowy), usłyszałam pukanie do drzwi. Zamarłam na moment przysłuchując sie co zrobi Livid. Otworzyła a zaraz potem zawołała do mnie że dostałyśmy kimbap!!! Nasz Pan z recepcji zrobił go specjalnie dla nas. Rozczulenie 100%! Oglądałyśmy telewizje nadal nie wierząc że oglądamy kpop w Korei a nie na kanapie w Warszawie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro