1. Ale w ogóle o co chodzi?
17 stycznia, gdy siedziałam z mamą we włoskiej restauracji napisała do mnie Alex. Ja zawsze jak jem, lub jestem z mamą gdzieś na jedzeniu staram się nie dotykać telefonu, ale tym razem było inaczej, zerknęłam na wyświetlacz i szczęka mi opadła.
„LOT organizuje konkurs „Leć z nami na igrzyska"
Taką otrzymałam wiadomość plus oczywiście milion wykrzykników. Widelec łupną o talerz, mama w śmiech. Oczywiście odpisałam, że koniecznie musimy wziąć udział. Taka szansa, no błagam. W ciągu dwóch godzin jakie przesiedziałam w knajpie już wiedziałam wszystko.
Konkurs polegał na tym by stworzyć dwu minutowy filmik w którym to osoba przedstawi argumentacje czemu to właśnie ona ma lecieć na igrzyska. Termin nadsyłania prac był do 24 stycznia czyli tydzień. Uznałyśmy wtedy, że każda z nas zrobi swój własny filmik, by mieć więcej szans na wygraną. Tak dla sprostowania by wszystko było jasne, moja mama uczy innych ludzi jak przemawiać na scenie i jest też coachem, a więc od razu powiedziała jak mniej więcej ten film powinien wyglądać.
- Ja to widzę tak, że ty już tam jedziesz, że jesteś w podróży. Idziesz, ale to zajmuje strasznie dużo czasu. - Powiedziała, a u mnie w głowie zaczęło się powoli wszystko klarować.
Nie wiem czy znacie to uczucie gdy startujecie w jakimś konkursie, że bierzecie udział, ale w głowie macie same negatywne myśli. Jak idziecie z kuponem LOTTO, ale sceptyczne myśli podpowiadają wam, że i tym razem nic z tego. Też tak miewałam, ale nie tym razem. Ja w głowie już wygrałam, nawet przed zrobieniem filmiku.
Dobra, dni mijały, a ja nie miałam czasu by coś nakręcić, bo zawsze coś, a mama była zajęta, nie mogła mi pomóc. Ekscytacja z lekka opadła i pojawił się stres, że nic nie zrobię. W weekend miałam szkołę więc od rana do wieczora byłam zajęta, a potem dzień babci. Wieczorem w niedzielę mówię do mamy, że w poniedziałek trzeba iść coś nagrać. Tak się umawiałam z nią, a tu okazuje się, że mama ma szkolenie. Wpadłam w panikę i że już po ptokach. Dzwonię do Alex i mówię, że nie mam kto mnie nagrać.
- To może nakręćmy jeden. Przyjadę do ciebie i nakręcimy tak jak chciałaś. Bo ja też nie mam kiedy.
- Ale ty pracujesz.
- O 14 kończę, będę u ciebie na 15, więc będziemy mieć jakieś 1,5h światła.
- No to trzeba będzie lecieć na skrzydłach.
Tak zrobiłyśmy, a ja wieczorem jeszcze na szybko załatwiałam narty od sąsiadów. Mama rano zawiozła narty do stajni a o 15 przyszła Alex. Zgarnęłam statyw telefon, gogle, i wszystko inne i poszłyśmy.
Nie będę opisywać wszystkiego jak to było, ale macie nasze wpadki. Myślę, że mówią więcej niż słowa.
[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]
Więc, tak. Po nakręceniu materiału, Alex pojechała do domu, a ja zgarnęłam mamę by dograła mi sceny z rowerem i na piechotę.
Wtorek był męczarnią. Pamiętacie, jak wspominałam, że mam pomysł jak ma wyglądać ten filmik. To było kłamstwo, ja miałam milion pomysłów, a to jest jeszcze gorsze niż nie mieć żadnego. Kompletnie nie wiedziałam jak to zmontować, plus jeszcze dodać muzykę, głos i całą aranżacje. Masakra. Powoli jak po gruzie coś zaczynało z tego wychodzić. Pomieszałam poprzeplatałam i w końcu po całym dniu głowienia się nad tym powstał szkielet. Martwiłam się też bardzo, o pokładanie głosu, co mam mówić tak by było dobrze. Wieczorem gdzieś koło 20 filmik był zrobiony. Efekt oceniajcie sami:
[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]
Chciałyśmy to dodać w środę w ostatni dzień konkursu, ale mama poradziła nam by dodać we wtorek i narobić tak zwanego szumu. Więc godzinę przed północą oficjalnie zgłosiłyśmy się do konkursu. Pozostało nam tylko czekać.
W skrócie opowiem wam kolejne dni. W środę wyłączyłam się z internetu nie chcąc się stresować innymi uczestnikami. Dopiero wieczorem gdy czas na dodawanie filmików minął przejrzałam konkurencje. W sumie było 10 filmów i jeden wydawał się potencjalnym zagrożeniem. Pozostało nam tylko czekać do piątku. Czwartek przeżyłam względnie dobrze, ale w piątek przestałam jeść. Wieczorem miałam konferencje i liczyłam, że wyniki ogłoszą do 18. Pomyliłam się. Chryste dawno nie czułam takiego stresu. Serio nie jadłam nic, cały dzień na wodzie. Modliłam się tylko byśmy wygrały dla Alex. Oczywiście ja też tam chciałam pojechać, ale nie był to dla mnie aż taki priorytet. Trzy lata temu moje myśli były tylko w Ameryce i tam zamierzałam lecieć. Los chciał inaczej i jestem tu gdzie jestem. Podróż tam wiązałam oczyście z BTS, by zobaczyć miejsce w którym żyją plus wchłonąć tą atmosferę tam i móc jeszcze lepiej pisać moje opowiadanie (ci którzy nie wiedzą o czym mówię, robie teraz sobie reklamę i zapraszam na mój profil na Wattpadzie). Jestem sportowym człowiekiem i po mimo, że zimowe sporty nie były jakoś bardzo widoczne w moim dzieciństwie (okej narty były dla fanu, nie dla sportu), to jednak móc uczestniczyć jako widz w Igrzyskach było to gdzieś w mojej głowie jako nienazwane marzenie. Dlatego głównie chciałam to zrobić dla Alex, bo jej obsesja na temat Azj a głównie Korei sięga księżyca. Kolejnym plusem było to, że po wygranej mogłam świętować z nią urodziny w Korei! Zatem cały piątek modliłam się o wygraną, by móc podarować jej drugi bilet na urodziny.
Konferencja się skoczyła, a ja nadal nie miałam informacji. Myślałam, że mnie rozniesie. Wróciłyśmy do domu i we trójkę czymś tam się zajęłyśmy. (Była ze mną jeszcze jedna koleżanka oraz mama). Dzięki rozmowie zapomniałam o konkursie i jakoś tak wieczór minął.
Już miałam iść spać, z przekonaniem, że dziś nic się nie dowiem (ogłoszenie wyników miało być w piątek, ale no cóż..). Postanowiłam ostatni raz odświeżyć pocztę. I BUM....
- Boże wygrałam. - Tylko tyle mogłam wychrypieć. Nawet nie zdążyłam porządnie przeczytać wiadomości, mama wyrwała mi telefon i nie chciała oddać. Przeczytała to trzy razy po czym wydarła się jak dzika, a do niej dołączyłam się ja.
Kolejnych minut nie bardzo pamiętam, jedynie wiem, że byłam ruiną na posłaniu psa i gadałam z Alex. Nagle u nas w domu przybyło o 3 ludzi, bo Alex miałam na głosiku i jej rodzice również krzyczeli. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Mama pomogła.... polała żołądkowej. Wzniosłyśmy toast.
Myślicie, że spałam tej nocy. Bosz... za 3 tyg lecę do Korei....
Powiem wam coś lepszego. Wygrałam konkurs, okej, ale HAHHAHAHAHAHA nie mam paszportu. Znaczy mam, ale do listopada a oni krzyczą, że minim 12 miesięcy ma być ważny.... W poniedziałek na cito wyrabiałam paszport z sercem w gardle, że przecież paszporty wyrabia się w 3 tyg. Pisałam podania, drukowałam dowody, że faktycznie tam lecę. O bożę!
Alex w jeden dzień zrobiła wstępy plan co chcemy zobaczyć.... nawet nie wiedziałam, że chcę tyle zobaczyć... Trzeba było też pomyśleć o noclegu, ale halo nadal po tygodniu nie wysłali nam biletów. Zaczynałam się lekko denerwować. Ostatecznie wyszło tak, że miałyśmy hotel, ale nie miałyśmy biletów ani na samolot ani na Igrzyska.
W końcu mama zadzwoniła do tego gościa, mnie juz było głupi, bo ileż można dzwonić i rozmawiać o tym samym, biedny człowiek, spokoju mu w pracy nie dają. To był piątek 9 lutego. Okazało się, że mail do mnie ZAWIERUSZYŁ się... powtórzę jeszcze raz... Z A W I E R U S Z Y Ł, jakie ładne słowo...
Po rozmowie dostałyśmy bilety lotnicze... wszystko picuś glancuś. Potem akcja, bo goniec został wysłany z biletami na Igrzyska + NIESPODZIANKA(!!!!!!), jak myślicie na co bardziej czekałyśmy na bilety czy na niespodziankę. No właśnie..
Goniec nie pojawił się.... leciałam do Alex jak głupia bo u niej w domu nie było nikogo, jej mama odwoływała klientów by być jak najdłużej, a tam dupa... Pewnie będzie w poniedziałek. Więc jedyne co nam zostało do te bilety na igrzyska, transport do Pyeongchang i ubezpieczenie, a dobra jeszcze paszport, ale już jest do obioru, więc idę tam w poniedziałek.
W poniedziałek leciałam po paszport, na szczęście był cały i zdrowy, a we wtorek cały dzień łażenia po sklepach bo nie mam ani butów ani kurtki ciepłej. No tera już mam, załatwiłam wszystko co miałam, zostało się tylko spakować.
Jedyne co nie daje mi spokoju, to jak my się dostaniemy i wrócimy do tego Pyeongchang, bo to blisko nie jest. Niby są darmowe autobusy dla uczestników Igrzysk i widzów, ale gorzej z powrotem, bo 19 skoki są o 21.30 i na pewno nie będą trwać godziny... no ale zobaczymy, wszytko jest w toku.
AAAA jeszcze jedno! Goniec przybył, we wtorek. Dotarły bilety na Igrzyska, oraz przecudne firmowe szaliki Lot! Plus jeszcze jakieś smycze, długopisy i takie tam...
Jest środa, trzy dni przed lotem, a ja zaczynam mieć jakieś durne sny, że lecimy już w samolocie gdzie mamy wielkie łóżko, a pod materacem chowa się Jungkook.... mózgu przestań!
Walentynki... dzień miłości.... bla bla bla, nie w głowie mi romanse, mówiłam wam, że zostało nam tylko jedno do załatwienia... transport lub nocleg w Pyeongchang. Dziś w ten dzień pełen miłości się udało. Alex magiczna kobieta załatwiła nam taki wjazd, że wam kapcie spadną (nam też przy okazji), ale dowiecie się wszystkiego po kolei. Zostały dwa dni.
Piątek godz. 13 dzieci się odprawiły.... czas się pakować, a mnie jeszcze stajnia czeka. Wy też tak macie, że dzień przed wyjazdem robicie wszystko na raz, jakby nie było kolejnej szansy?
Wróciłam ze stajni będąc soplem lodu cudownie a jadę gdzie jest jeszcze zimniej.
Zaczęłam się pakować ale i tak pewnie resztę spakuje jutro. Absolutnie wszystko jest zapięte na ostatni guzik i jutro lecimy. A na lotnisku będzie cały komitet pożegnalny. Moja mama mój tata moja babcia oraz rodzice Alex. Będzie ciekawie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro