Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Otoczeni sztuką.




Plany na dzisiejszy dzień zmieniały się z minuty na minutę. Mama koniecznie chciała zobaczyć miejsce gdzie tylko w niedziele tańczy się tango. Ja z Alex w planach miałyśmy łuk triumfalny, plac Concorde, nowy łuk triumfalny a potem z mamą do Orsay. Wyszło z tego jakieś 50%, bo nie chciałam by mama chodziła sama po Paryżu. Ostatecznie poszłyśmy z mamą i gospodarzami na te tango. Gospodarze opowiadali nam wszystko co dookoła się znajdowało, a na miejscu zostałam wypchnięta w kierunku strażaków, po co? Dowiedziałam się po co już po fakcie. Nie wiem jakim cudem kupiłam zaproszenie na bal, który odbędzie się w lipcu. Nawet teraz nie bardzo wiem co się wydarzyło. Jakieś zdrapki jakieś cuda... nie wiem. Wiem tylko, że jeśli Yoongi nie pójdzie ze mnie to nie pojawię się w lipcu na balu.
Dotarliśmy do miejsca tańców tylko, że nikt nie tańczył. Jakiś pan śpiewał, potem pani. Całkiem fajnie, ale gdy się rozstaliśmy z gospodarzami pytam się mamy czy tego oczekiwała.
- Eeee... takie to małe trochę.
- No i nikt nie tańczył.
- Przynajmniej wiemy jak było. Ładnie śpiewali.
Poszliśmy do metra poinstruowani przez gospodarzy gdzie jak jechać w którą stronę i tak dalej i dojechaliśmy do Luwru. Przeszliśmy przez plac z piramidą i dotarłyśmy do muzeum Orsay. Obowiązkowy punkt programu bo Vincent tak? Oczywiście to Alex ma nieopanowaną miłość do Van Gogha, ja liczyłam na Coubert'a który namalował jeden z najodważniejszych obrazów jak na tamte czasy co robi ogromne wrażenie nawet teraz.
Stałyśmy w kolejce jakieś 20 minut ale tylko do obmacania toreb, a potem chwilę przy kasie. Weszłam za free!! Alex też! Jestem jeszcze młoda!!!
Zanurzyłyśmy się w setki rzeźb, ale wiedziałam, ze to tylko z grzeczności, każda szukała swojego artysty. Zawał nas złapał, bo jedna część drugiego piętra była zamknięta, ta część gdzie był Vincent, Alex prawie w ryk, ale potem znalazłyśmy salę. Został przeniesiony. Milion zdjęć później (Alex ma selfie z Vickiem) wyszłyśmy z sali, ale wtedy znalazłam ulubioną rzeźbę mojej mamy. Aurora wyrzeźbiona przez Denys Puech'a, jej włosy robią niesamowite wrażenie.
Dziewczyny znalazły swoje dzieła a ja nie mogłam znaleźć swojego. W końcu po przeanalizowaniu planu i zrozumieniu, że nie umiem czytać ze zrozumieniem znalazłam Gustava. Zapewne zjada was ciekawość o jaki obraz chodzi. A już wam mówię. Tytuł to „Pochodzenie świata" przedstawia nagą kobietę z rozwartymi nogami leżącą na łóżku. Pamiętam jak pierwszy raz moja mama pokazał mi ten obraz i powiedziała: „Spójrz jak na tamte czasu taki obraz musiał wywołać wiele kontrowersji, co?" Zrobiło to na mnie takie wrażenie, że od tamtego czasu zawsze wracam do tego obrazu. Tytuł też jest trafiony. Lubię muzea, zdecydowanie za rzadko chodzę w Polsce do muzeów. Zawsze można to zmienić.
Po Orsay poszłyśmy na corssanty i kawę/czekoladę. Usiadłyśmy w kawiarni, ale nie bardzo wiedziałyśmy czy mamy czekać czy same zamówić. Pan wygonił nas z wnętrza knajpy i poustawiał przy stoliku na zewnątrz. No spoko... Zapamiętał wszystko co zamówiliśmy i po pięciu minutach przyszedł ze złym zamówieniem. Dobra czepiam się, przyniósł o jeden crossant za dużo... gorzej by było gdyby przyniósł o jeden za mało. Oj wtedy była by wojna!
Odpoczynek dobrze nam zrobił i poszłyśmy do placu Concorde gdzie ścięto króla Ludwika XVI oraz Marię Antoninę. Z Placu jest piękny widok na Łuk Triumfalny i czym prędzej ruszyliśmy w tamtym kierunku. Po drodze był Grand Palace czyli Pałac z przeszklonym dachem. Bardzo podoba mi się ten budynek, znam go z pokazów mody oraz kiedyś odbywały się wewnątrz zawody skokowe. Niesamowicie musieli się czuć zawodnicy skacząc wewnątrz takiego pałacu.
Zmęczone zeszłyśmy do metra i pojechałyśmy pod nowy łuk w dzielnicy biznesowej. Udało nam się przejechać zautomatyzowanym metrem, gdzie nie ma kierowcy. Yolo nadal działa i jechałyśmy przy przedniej szybie. Jak w kolejce górskiej. Nowy Łuk, bardzo nowoczesny Łuk robi wrażenie, ale ja wole ten stary. Wielkie to, kanciaste i jakieś takie sztuczne, ale oczywiście wielkość robi wrażenie. Odpoczęłyśmy tam a potem pojechałyśmy pod Operę Paryską (znów Yolo dało nam szansę pojechać kolejką górską).
Pod Operą poczekałyśmy na kolegę mojej mamy i poszłyśmy na kawę/wino/czekoladę Pogadałyśmy z godzinę po czym trzeba było wracać bo na 19:00 kolacja u gospodarzy.
I miałyśmy podryw.
Szłam z Alex i coś jej zawzięcie tłumaczyłam. Minęśmy jakiegoś chłopaka, który nam się przyglądał i dalej idziem. Nagle chłopak nas dogania, Alex odskoczyła i w niemy pisk. Ja wewnętrznie jęknęła, że zostaw nas człowieku. Niestety nie zostawił. Zaczął podryw na język... wiem jak to brzmi ale czytajcie dalej.
- Przepraszam, że zaczepiam, ale mówicie w tak pięknym języku i musiałem spytać was co to za język.
*Westchnięcie zrezygnowanej Livid*
- Polski. Jesteśmy z Polski.
- Oh, naprawdę? Ja bardzo lubię języki, lubię się ich uczyć.
Yhm... jasne...
- Może mogłybyście mnie czegoś nauczyć?
- No nie wiem, a co chcesz wiedzieć. - mruknęłam widząc z przerażeniem, że mama oddala się co raz bardziej.
- Co tam chcecie. Może być wszystko.
Ostatecznie nauczyłyśmy go „Jak się masz?" Powiedział to całkiem nieźle, nie mogę powiedzieć, że nie. Chciał uczyć się dalej, ale Alex bąknęła, że jesteśmy na wakacjach z rodzicami i sorry ale we have to go. Rozczarowany podrywacz poszedł sobie.
Wieczorem czekała nas uczta ponownie na dachu Paryża, my nadal nie możemy się nadziwić jak tutaj jest pięknie. Kolacja na tarasie z widokiem na wieżę Eiffla. Milion zdjęć no oczywiście. Potem przystawka, porto, główne danie i domowe lody malinowe. Nic innego nie mogę powiedzieć jak „Dziękuję"
To nie był to jednak ostatni punkt programu, bo czekała nas jeszcze wizyta pod wieżą. Trzeba było się spieszyć bo od 10 wieczorem świeci. Całe szczęście metro zawiozło nas pod same ogrody Trocadero gdzie połowa Paryża uznała że kradnie nasz pomysł i również idzie podziwiać świecącą wieżę.
O godzinie 22:00 każdy wydał z siebie OOOOOOooooOoooOooOoooOoh bo setki światełek zapłonęły i wieża stała się wielkim zimnym ogniem.
Milion zdjęć później oficjalnie wróciłyśmy do apartamentu by nie ruszyć choćby palcem. Udało nam się jeszcze dokończyć grę o tron i teraz możemy być rozczarowane we trzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro