Sis, I miss you everyday...
Jej oczy. Tak podobne do moich. Nie patrzące już z beztroską i radością, lecz z powagą, zamyśleniem i smutkiem. Pamiętam jej zapach. Pachniała przyjemnie. Często słyszałem jak mama mówi jej to, a ona wstydliwie chichocze. Jej głos także pamiętam. Czasem entuzjastyczny, a czasem spokojny. Czasem łagodny, a czasem ostry lub łamliwy. Przy naszych kłótniach jej wrażliwość się ujawniała. Widziałem też łzy w jej oczach, ale nigdy jej nie pocieszałem. Chciałem być twardy, nie przejmować się jakąś przewrażliwioną dziewczynką. Gdy byliśmy mali zawsze dzieliła się ze mną tym, co miała, nawet jeśli było tego niewiele. Mama dawała jej lizaka, lecz ona prosiła o dwa. Nie dla siebie. Dla swojego starszego braciszka. Gdy podrosła i poszła do czwartej klasy, coś się zmieniło. Była bardziej... oschła? Tak, to dobre słowo. Często płakała w swoim pokoju. Żaliła się mamie, bo nie miała nikogo innego. Nigdy nie miała prawdziwej przyjaciółki, nie przyprowadzała żadnych koleżanek do domu, ani nie urządzała dla nich urodzin. Zawsze byli na nich tylko rodzice, ja i dziadkowie od strony mamy. Tylko oni. Podsłuchiwałem jak mówiła do siebie, nieudolnie próbując założyć pamiętnik, żeby wylewać z siebie żale. Nigdy nie udało jej się napisać więcej, niż dwóch wpisów. Po prostu się do tego nie nadawała, nie była typem księżniczki. Wiem, bo czasami czytałem jej niewiele myśli na papierze. "Drogi pamiętniku, chyba już nie wytrzymuję w tej szkole. Moje koleżanki są fałszywe, ale ja jestem naiwna i ciągle im wybaczam. Nie umiem inaczej. Ubliżają mi za plecami, wiem o tym, ale jestem bezsilna. Nie chcę zostać sama...". W takich momentach zawsze pragnąłem ją przytulić, ale jej nie było w domu. Gdy wracała znów byłem obojętny i ta ochota mijała. A ona szła do pokoju i po prostu się zamykała. Nie wiem co wtedy robiła, wtedy mnie to nie interesowało. Kiedy rok później w naszym domu pojawił się pies, była szczęśliwa. Ale tylko przez chwilę. Potem znowu powróciła powaga. I smutek. Kolejny rok później przeprowadziliśmy się. W sumie na ta samą ulicę tylko przecznicę dalej. Dom był większy, dużo większy. W starym domu ona miała mały pokoik, a ja ten większy. Tutaj było na odwrót. Jako szesnastolatek nie potrzebowałem dużo przestrzeni. Wystarczył mi komputer, biurko, łóżko i szafa. Teraz żałuję, że poświęcałem temu urządzeniu tyle czasu, zamiast lepiej poznać ją, zmienioną, próbować jej pomóc. Jednak ja wolałem rozrywkę. Gdy ona zaczęła chodzić do szóstej, ostatniej klasy, ja zacząłem liceum. Bardzo się zmieniła; tym razem z wyglądu. Uważałem, że mam piękność w rodzinie, jednak nigdy bym się do tego publicznie nie przyznał. Aby to zamaskować dokuczałem jej. Na początku drugiego półrocza powiedziała rodzicom, że ma chłopaka. Jednak to nie było nic poważnego, to chyba oczywiste. Rozstali się pod koniec maja. Nie płakała po nim, nie miała żadnego powodu. Była zadowolona, gdy ukończyła szkołę z czerwonym paskiem; cieżko pracowała na poprawienie się z matematyki. To jej pozwalało na startowanie do jej wymarzonej szkoły. Chciała się uczyć francuskiego. Mówiła nam, że od zawsze chciała się nim posługiwać, bo to piękny język. Gdy byliśmy na wakacjach dotarła do niej wiadomość, że się dostała. Uśmiechnęła się jedynie krótko i wróciła do pokoju. Z tego co wiem, pisała. Pisała już od kilku lat, ale nigdy nie chciała pokazać nam swoich opowieści. Raz, gdy zostałem w domu z powodu choroby, ona była w szkole, jeszcze za czasów jej szóstej klasy. Nie wiedząc co robić, zakradłem się do jej pokoju. Był tam bałagan na biurku. Wszędzie leżały jakieś zapisane lub czyste kartki. Na półkach to samo. Podszedłem wtedy do biurka. Zauważyłem małą teczkę z napisem: "Harry Potter. Ukończone dla twoich nieistniejących emocji". Pamiętam, że byłem bardzo zaciekawiony. Zastanawiałem się skąd ten tytuł. Otworzyłem teczuszkę i ostrożnie wyjąłem z niej gruby plik kartek. Zacząłem czytać. | "Najdroższa Melanie, jeśli kiedykolwiek przeczytasz ten list oznacza to, że jestem już martwy. Nie chcę, byś płakała z mojego powodu, dlatego gdy niebezpieczeństwo minie, proszę byście poszli do lodziarni na Pokątnej. Mają tam najlepsze lody na świecie! - W tym momencie Mel parsknęła śmiechem przez łzy, nie mogąc uwierzyć, że on nawet w tak trudnej sytuacji zachował swoje poczucie humoru. ... Błagam, byś nigdy nie przestała się uśmiechać, ponieważ twój uśmiech jest najcudowniejszą rzeczą na tym smutnym świecie. Pamiętaj o tym. Byłem gotów zginąć dla was i lepszego świata, w którym będziecie żyć. Kocham was. Mel uśmiechnęła się i pogłaskała swój zaokrąglony brzuch. "Kocham cię, kruszynko", szepnęła. |
Pisała naprawdę pięknie. Wzruszyłem się wtedy. Zrozumiałem, że ona, przelewając swoje myśli na papier, przenosiła rownież swoje emocje. Nie bez powodu nadała taki tytuł tym wszystkim opowiadaniom. Odłożyłem wszystko starannie na miejsce, po czym wyszedłem. Już nigdy więcej nie zaglądałem do jej pokoju. Ona poszła do gimnazjum, krótko mówiła, że jest jej tam dobrze. Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Nadszedł dzień jej urodzin. 10 listopada. Tę datę zapamiętam do końca życia. Szła do domu po zakończonych zajęciach. Było ciemno. Przechodziła przez przejście dla pieszych w Wilanowie. Były tam lampy. Ale to ani trochę jej nie pomogło. Przejeżdżał tędy pijany kierowca. Nie widział jej. Potrącił ją śmiertelnie. Podobno nie mogła nawet nic wtedy poczuć. Po prostu wyleciała w powietrze jak szmaciana lalka i legła na drodze, nigdy już nie otwierając oczu. Trzymała wtedy coś w ręce. Był to lizak. Miał doczepioną karteczkę. "Dla starszego braciszka".
Moja Młodsza Siostrzyczka
Urodzona 10.11.2003 r.
Zmarła 10.11.2016 r.
"Słowa spadające jedno po drugim na papier można by nazwać kroplami duszy"
H. Hugo, "Nędznicy"
KONIEC...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro