Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 55

Rano obudziłam się słysząc jakiś huk.
Gwałtownie wstałam i poleciałam do kuchni, bo właśnie z niej dobiegał ten dźwięk.

-Co się stało?! -popatrzyłam na Matt'a, który był przygnieciony garnkami.

-Przepraszam, nie chciałem cię jeszcze budzić.
Miałem to zrobić jak przygotuje śniadanie, ale no spadły mi garnki- stwierdził zażenowany, przez co ja zachichotałam.

-Wstawaj- powiedziałam zbierając wszystkie rzeczy, które spadły.

-Wybacz, chciałem nam przygotować coś do zjedzenia i tak wyszło -powiedział patrząc na mnie przepraszająco.

-No coś ty, nie masz za co przepraszać, to miłe-powiedziałam posyłając mu uśmiech.
-A teraz chodź, spróbujemy przyrządzić coś razem - stwierdziłam entuzjastycznie.

Po chwili na stole leżały już wszystkie składniki, oraz potrzebne przybory do zrobienia Pancakes.

-Cassidy... -powiedział Matt.

-Tak?... -spytałam odwracając się, czego od razu pożałowałam, bo dostałam mąką po twarzy.

-Matt!
Tak się chcesz bawić, nie ma problemu -powiedziałam rozbawiona i rozbiłam chłopakowi na głowie jajko.

Już kilka sekund później, zaczęła się bitwa na składniki.

-Ej dobra, stop-powiedział rozbawiony.

-Masz racje, kuchnia wygląda okropnie, nie mówiąc już o nas- zachichotałam.

-Może ogarnijmy tu trochę i dopiero wtedy coś spróbujemy zrobić do jedzenia stwierdził z wielkim uśmiechem, a ja pokiwałam głową.

I tak oto zaczęliśmy się brać za sprzątnie. Nie zajęło nam to długo, bo po trzydziestu minutach kuchnia była czysta.

-To co jajecznica? -spytał rozbawiona.

-A są jeszcze jajka? -parsknął śmiechem.

-Tak jeszcze zostały - zaśmiałam się.

-To okej, ja zrobię a ty idź się ogarnij- powiedział idąc w stronę lodówki.

-Na pewno nie chcesz abym ci pomogła? -zapytałam, ale on pokręcił przecząco głową, więc wzięłam swoją torbę, i poszłam do łazienki.

Ściągnęłam brudne ubrania, i wrzuciłam je do torby, wcześniej wyciągając z niej te czyste. Około dziesięć minut później byłam już umyta i wytarta, więc ubrałam czyste ciuchy i wytarłam włosy oraz zrobiłam lekki makijaż.

-Pachnie tu... Bekonem? -zapytałam.

-Tak-Matt pokiwał głową.
-Siadaj, bo już będę nakładał-powiedział rozdzielając jedzenie na dwa talerze.

-Dziękuje-powiedziałam, kiedy postawił przede mną naczynie.

Zjedliśmy całe śniadanie w ciszy.

-Na, którą idziesz do Grill'a? -spytałam, patrząc na zegarek, który wskazywał dziesiątą.

Tak, wstałam dziś niestety o siódmej.

-Na dwunastą, ja nie idę dziś do szkoły, a ty? -zapytał.

-No właśnie się zastanawiam, czy iść na te trzy lekcje, czy nie-powiedziałam.

-Może lepiej idź, bo zostało tylko pięć dni do końca.
Mi to nie zaszkodzi, ale ty lepiej idź-powiedział.

-Masz racje pójdę -powiedziałam i zaczęłam się zbierać by zdążyć na lekcje o dziesiątej trzydzieści.

-Do zobaczenia- powiedział przytulając mnie.

-Papa- odwzajemniłam przytulasa, a następnie poszłam do auta.

Podskoczyłam jeszcze szybko do rezydencji po plecak.
Jak się okazało nikogo nie było, dlatego bez zbędnego chodzenia po niej, wzięłam tylko to co było mi potrzebne i pojechałam prosto do szkoły.

-Przepraszam za spóźnienie- powiedziałam wchodząc do sali Historycznej.

-Nic nie szkodzi, zajmij swoje miejsce-powiedział Alaric.

-Mam coś dla ciebie, ale zostało w rezydencji -szepnęła Bex.

-Co to takiego? -spytałam.

-Zobaczysz potem -powiedziała.

Dwie pozostałe lekcje bardzo szybko mi minęły.

-To nie powiesz mi co to? -spytałam po raz trzeci w ciągu drogi powrotnej.

-Zobaczysz- westchnęła zirytowana Bex.

Po przekroczeniu progu salonu, znowu jak się okazało,
była w nim Marshall, która kłóciła się z Nikiem.

-I niby to moja wina?! -usłyszałam jej krzyk.

-A czyja?! -zapytał z kpiną Klaus.

-Witajcie, jak było w szkole?  -zapytał Elijah, a ja popatrzyłam na niego rozbawiona.

-Nudno jak zawsze - wzruszyłam ramionami i pociągnęłam Bex w stronę schodów.

-Spokojnie, nie bądź w gorącej wodzie kompana, przecież ci to nie zniknie -powiedziała rozbawiona, na co ja wywróciłam jedynie oczami.

-Co jej nie zniknie? -zapytał Elijah, a Klaus posłał pytające spojrzenie Bex, bo na mnie nawet nie był łaskawy spojrzeć od kąt się pokłóciliśmy wczoraj.

-Nic nie ważne -powiedziałam patrząc na Bekah.

-To jakaś tajemnica? -spytał z kpiną Klaus.

-Tak wielka, która nie dotyczy ciebie-prychnęłam.

-No chodź -popatrzyłam na blondynkę i poszłam do góry, a ona za mną.

- Co się wydarzyło pomiędzy tobą a Nikiem? -spytała zdezorientowana.

-Mniejsza, potem ci opowiem.
A teraz to pokaż- powiedziałam nie mogąc już dłużej wytrzymać tej ciekawości.

-Proszę, był rano w skrzynce - powiedziała podając mi jakiś taki dziwny list.

Wzięłam go od niej, wcześniej dziękując i zaczęłam oglądać z każdej strony kopertę.
Nie miał zielonego pojęcia od kogo i skąd on mógł być.

-Wiesz od kogo? -zapytała ciekawa.

-Nie- pokręciłam głową.

-Wygląda ciekawie.
Na pewno nie jest to taki zwykły list- powiedziała przyglądając się kopercie.

-Też rak uważam - mruknęłam.

-Otwieramy? -spytała.

-Tak, ale nie tu-powiedziałam wskazując palcem na podłogę.
Od razu zrozumiała, że chodzi o to, że nie chcę by oni słyszeli co w nim jest.

-Może pojedziemy do Katherine, i o tworzymy go z nią? -zasugerowała.

-Świetny pomysł, już do niej napiszę-powiedziałam wyciągając telefon z kieszeni.

Do Kath:
Hej, dostałam dziwny list i z Bex pomyślałyśmy żeby może otworzyć go razem z tobą razem.

Wiadomość z odpowiedzią przyszła od razu.

Od Kath:
Na co czekacie?!
Widzę was u siebie za góra dwadzieścia minut!

Zachichotałam czytając te wiadomość.

Do Kath:
Okej, będziemy niedługo u ciebie.

-Zgadza się, chodź jedziemy do niej -powiedział patrząc na Bekah.

-Wychodzicie gdzieś znowu - bardziej stwierdził, niż spytał zirytowany Klaus.

-Tak, i nie wiemy kiedy wrócimy- powiedziała złośliwie Bex i pociągła mnie do wyjścia.
-A teraz mów o co chodzi -powiedziała, kiedy jechałyśmy już do Kath.

-No więc... -i tak oto po raz trzeci zaczęłam wszystko znowu opowiadać.

-I o to poszło? -zapytała z politowaniem.

-Tak-mruknęłam.

-Mój brat serio jest idiotą- skomentowała kręcąc głową.

Resztę drogi przejechałyśmy w ciszy, a kilka minut później byłyśmy już pod drzwiami Katherine.





2/6

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro